Alucarda (1977). Szatan jako symbol buntu

Tekst w swojej pierwotnej formie opublikowany był 13.10.2018 na nieistniejącym już blogu Komnata dymu.

Alucarda to nastoletnia sierota, nad którą opiekę sprawuje klasztor. Daleko jej jednak do potulnej, bojaźliwej owieczki: jest bardzo energiczna, ciekawa świata i generalnie nie wstydzi się mówić tego, co leży jej na serduszku. Bardzo szybko zaprzyjaźnia się z równie młodą Justine, która świeżo osierocona trafia do tego samego klasztoru, aby zostać współlokatorką Alucardy. Dziewczyny wspólnie “zapominają o bożym świecie” popełniając coraz to poważniejsze grzechy – zaczynają od korzystania z wróżb i amuletów, a kończą na wyznaniu sobie grzesznej, homoseksualnej miłości oraz desakracji grobu. Poczynania dziewcząt sprowadzają na nie demoniczne moce, które to członkowie zakonu postanawiają z niezwykłą zapalczywością wypędzić.

Ten meksykański horror, najbardziej znane dokonanie w reżyserskim dorobku Juana Lópeza Moctezumy, z jednej strony zgrabnie wpisuje się w nurt kina nunsploitation, czyli, mówiąc ogólnikowo, mocno kontrowersyjnego kina o zakonnicach, nierzadko poruszającego tematykę opętań i rozpusty, a z drugiej nie brakuje w nim elementów folk horroru (choćby pod postacią rubasznego, przypominającego satyra diabła) czy nawet kina wampirycznego (dość powiedzieć, że inspiracją dla reżysera była klasyczna XIX-wieczna powieść Carmilla Sheridana Le Fanu).

Choć zza plakatu straszy swym nienawistnym spojrzeniem tytułowa bohaterka, to tak na dobrą sprawę dużo bardziej przerażający są w tym filmie przedstawiciele kościoła. Zakonnice noszą tu suknie będące w zasadzie niczym innym, jak bandażami zakrwawionymi od nieustannego samobiczowania, które zdaje się dla nich główną metodą modlitwy, a kazania księży ograniczają się do straszenia diabłem i wiecznym potępieniem. Nie bez znaczenia jest tu wygląd samego miejsca akcji. Zakon, w którym dzieje się lwia część filmu, jest brudny, ascetyczny, w dużej mierze znajdujący się w podziemiach. Jedyne co zdaje się zdobić wszelkie pomieszczenia, to zniewalająca liczba wielkich podobizn umęczonego Chrystusa, które powodują nieprzyjemne mrowienie w klatce piersiowej.

Duchowni i ich owieczki znajdują się z dala od cywilizacji, uciekając przy tym (jak im się zdaje) od diabelskich pokus, ale też i wyrzekają się jakichkolwiek przyjemności i radości z życia. I gdy w pewnym momencie filmu tytułowa bohaterka wykrzykuje do próbującego ją wyspowiadać księdza: “Ja czczę życie, wy z kolei czcicie śmierć”, staje się jasne, że wybór rogatego na pana dziewcząt jest podyktowany poczuciem niesprawiedliwości. Jest formą buntu wobec reguł, które wcale nie są tak dobre, jak niektórym mogłoby się zdawać.

W zasadzie to właśnie bunt, bluźnienie i działanie na przekór duchowieństwu jest głównym objawem opętania dziewcząt i to one skutkują brutalnymi egzorcyzmami. Wszelkie szatańskie moce, których moglibyśmy się spodziewać w takim horrorze, objawiają się dużo później, jako kara, lub może raczej nienawistna zemsta za wszelkie krzywdy, które popełnili ci “sprzymierzeni” z Chrystusem.

Całość polana jest równie onirycznym, co psychodelicznym sosem, przez co Alucardę ogląda się początkowo jak mroczną filmową baśń, jednak później przemienia się w niezwykle intensywny senny koszmar. Wrażenie utknięcia w krainie Morfeusza potęguje zresztą prosty, syntezatorowy soundtrack, który próbuje imitować brzmienie kościelnych organów, ale opleciony jest w liczne, niemal kakofoniczne wtrącenia. Smaczku dodaje tu też fakt, że całość brzmi tak, jakby była nagrana na bardzo zniszczonej taśmie, która lada moment może się zerwać.

Obok onirycznej atmosfery króluje tu wszechobecna histeria, która udziela się, zarówno opętanym dziewczętom, jak i obandażowanym zakonnicom. Pełno tu (niezbyt dobrego, ale mimo wszystko wypełniającego swoje zadanie) przedramatyzowanego aktorstwa i spazmatycznego wydzierania się wniebogłosy, co jest jak najbardziej adekwatne do akcji filmu, jednak niemiłosiernie maltretuje bębenki uszne. To oczywiście tylko niewielki zarzut, zwłaszcza że Alucarda to bardzo krótki obraz, przez co jego audiowizualna intensywność wcale nie jest taka trudna do zniesienia.

Alucarda to bowiem zaledwie godzina i niecały kwadrans i w sumie można powiedzieć, że to taka szatańska eksploatacja w pigułce. Rogate diabły, sabaty czarownic, egzorcyzmy, wampiryzm, orgia – wszystko to znajdziecie właśnie w tym filmie, a nawet i coś ponad eksploatacyjne atrakcje. Bo może i jest to jakaś stara, tania meksykańska bajeczka o diable i Bogu, ale jeśli się przeskrobać przez to, co widoczne z wierzchu, to da się zauważyć, że reżyser filmu ma tu też coś do powiedzenia w temacie ludzkiej duchowości.

Amen

Miłośnik doom metalu i gotyckich horrorów, z naciskiem na produkcje wytwórni Hammer. Nosi kurtkę, która jest symbolem jego indywidualizmu i wiary w wolność jednostki. W przyszłości ma zamiar osiedlić się w Borach Tucholskich i zostać leśnym dziadem.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*