Chaos i horror, czyli uniwersum Chaos! Comics. Część poniekąd 4.

Niniejszy tekst jest kontynuacją omówień publikacji Chaos! Comics: wydawnictwa odpowiedzialnego za jedyne uniwersum komiksowe, podobne pod wieloma względami do tych od Marvela czy DC, w całości utrzymane w stylistyce horroru, dark fantasy i brutalnego science-fiction. Zasłużyło więc sobie na specjalne traktowanie.

Evil Ernie #1/2 (wrzesień 1997)
Scenariusz: Brian Pulido, Drew Bitner
Rysunki: Brian LeBlanc

Pierwsze, co rzuca się w oczy po rozpoczęciu czytania to to, że Evil Ernie w pełni malowanej formie prezentuje się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Po kilku zaś stronach okazuje się, że i fabularnie komiks jest całkiem niezły. Psychotyczny nastolatek powraca zatem z podwójnym impetem by pokazać, kto tak naprawdę jest numerem jeden w katalogu Chaos! Comics.

Wydany wspólnie z Wizardem – w celu pozyskania nowej rzeszy odbiorców – numer stanowi wstęp do miniserii Evil Ernie: Destroyer i jak można wywnioskować z poprzedniego akapitu prezentuje się bardzo zacnie. Jego akcja rozgrywa się po ludzkiej stronie wielkiego muru oddzielającego tereny żyjących Amerykanów od terenów opanowanych przez zombie i gule pod kontrolą Evil Erniego. Pulido i Bitner zabierają nas do Pleasantville, gdzie właśnie obchodzi się Halloween i opowiadają historię z perspektywy trzech rodzin. W jednej tolerancyjni rodzice zawsze mówią dzieciom prawdę, w drugiej winę za całe zło tego świata zrzucają na liberałów niszczących stare, dobre „US of A”, a trzecia składa się ze sfrustrowanego ojca na krawędzi popełnienia samobójstwa i jego dziecka.

We wszystkich domostwach nagle włączają się telewizory nadające sygnał emitowany przez Erniego. Megamorderca zapowiada w nim nadchodzący atak na resztki Stanów Zjednoczonych i wyłuszcza zamiar wymordowania populacji całego świata. Nie poprzestaje na słowach, wysadza na wizji fragmenty muru, jaki miał zapewnić Amerykanom bezpieczeństwo, a jaki okazał się niewiele warty w kraju zarządzanym przez niekompetentnych kłamców. Ziejąca w zaporze dziura otwiera drogę do nadchodzącej destrukcji i do nadchodzącej miniserii.

Komiks jest zaskakująco energiczny i dramatyczny. Zawiera sporo czarnego humoru, ale jest silnie osadzony w ludzkich dramatach, a nawet twórcy pokusili się na mały komentarz społeczny, dzięki czemu wywiera dość silne wrażenie. Ernie prezentuje się w nim naprawdę groźnie, jest absolutnie złym skurczybykiem, sfiksowanym psychopatą żądnym mordu, ale też głodnym miłości ze strony Lady Death. Jeśli cała mini będzie na takim samym poziomie, to otrzymamy najlepszy tytuł o Erniem ze wszystkich publikacji Chaos! Comics. Jako bonus dodano do garść szkiców koncepcyjnych i komentarzy dotyczących wybranych kadrów.

Evil Ernie: Destroyer #1 (październik 1997)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Na starcie nowego tytułu o Evil Erniem dowiadujemy się, że zabił on już ponad 95 milionów osób. I nie ma zamiaru na tym poprzestać, wszak jego celem jest zupełna eradykacja ludzkości. Jak pamiętamy z poprzedniej miniserii – Evil Ernie: Straight to Hell – psychotyczny megamorderca stracił wszelki kontakt z Lady Death. W wyniku tego jest wścieklejszy i jeszcze bardziej szalony niż kiedykolwiek wcześniej. Wierząc, że tylko całkowite unicestwienie życia na Ziemi sprowadzi jego ukochaną jest zdeterminowany jak nigdy dotąd.

Destroyer poza byciem kolejnym rozdziałem z historii losów Erniego, sprawia też wrażenie komiksu-eventu popychającego do przodu całe uniwersum Chaosu. Towarzyszy nam ono głównie z powodu ilości postaci i rozpoczynanych wątków. Do Erniego dołącza Chastity i razem zmierzają po bomby atomowe. Mary Young z bratem szukają swojej zaginionej siostry. Generał Ramsey wysyła specjalnie wytrenowane oddziały do walki z Erniem oraz w celu zniszczenia wszystkich zapasów broni biologicznej Stanów Zjednoczonych w strachu, że w chaosie, jaki ogarnął kraj zaczną szaleć nieuleczalne epidemie. W jednej z placówek przechowujących groźne szczepy wirusów zagnieździł się jednak Autopsy, który wdaje się w walkę z armią. Dowiadujemy się także, że wśród współpracowników Ramseya przebywa sabotażysta. Dr Price tymczasem błąka się pijany i dręczony wyrzutami sumienia. W komiksie pojawiła się również wzmianka o Cripplerze. Słowem dzieje się naprawdę sporo i naprawdę szybko. Mimo tego nie czuć przesytu ogromem wątków, tym bardziej, że tempo narracji jest bardzo przyzwoite. Pulido i Nutman skutecznie zarzucają jedną za drugą przynętę na czytelnika obiecując największą, najbrutalniejszą i najbardziej szaloną opowieść spod szyldu Chaos! Comics.

Stworzony przez nich miks horroru, gore i akcji czyta się z niekłamaną frajdą. Mnogość postaci pomaga natomiast utrzymać nas w przekonaniu, że akcja toczy się o wysoką stawkę, wyższą niż kiedykolwiek wcześniej. To, co nieco mniej mi się podobało to ilustracje. Destroyer posiada bardziej karykaturalne, nieco wręcz komediowe rysunki, jakie nie zawsze pomagają w budowaniu nastroju. Być może wybór był podyktowany chęcią osłabienia ładunku przemocy, jako że w tej mini znacząco podkręcono zawartość gore. Drugą wadą komiksu jest Chastity. Prezentuje się moim zdaniem najgorzej ze wszystkich swoich dotychczasowych występów, zarówno wyglądem, jak charakterem. Jest nijaka i ślepo podąża za Erniem, podczas gdy w dopiero co zakończonej mini była postacią walczącą o własną niezależność, z całych sił starając się wyrwać spod kontroli innych i być całkowicie samodzielna. Miejmy nadzieję, że to tylko początkowe potknięcie w charakterystyce wampirzycy i niebawem wróci do siebie.

Lady Death #0 (listopad 1997)
Scenariusz: Brian Pulido
Rysunki: Steven Hughes

Lady Death w stroju niczym z sesji BDSM spotyka Śmierć. Śmierć niezbyt przejmuje się, że w uniwersum przebywa ktoś, kto uzurpuje jego tytuł, bo też niczym się nie przejmuje jako stały byt w uniwersalnym porządku – czy raczej chaosie – wszechświata. Zamiast tego zsyła na białoskórą damę wizję alternatywnego życia protagonistki. Życia, w którym Matthias nigdy nie zabił swojej żony i w którym Hope nigdy nie stała się Lady Death. Diwa śmierci nie jest jednak zbyt zadowolona z arkadyjskiej wersji swojej historii, tym bardziej, że jej psychika – jak pamiętamy z Lady Death: The Crucible – jest zwichrowana z powodu wpływu przeklętego miecza Nightmare’a.

Komiks jest w dużej mierze chaosowym ekwiwalentem marvelowskiego What If…? czy tytułów sygnowanych słowem Elseworld od DC. Jesteśmy w nim prowadzeni bez większych niespodzianek po kolejnych etapach z życia Hope i jej matki. Wizualnie jest wciąż ładnie i dynamicznie, ale także mniej chaotycznie niż w poprzednich pozycjach o Lady Death. Powstrzymanie się od szarżowania z nietypowymi ułożeniami paneli na stronie jest bodaj największą zaletą. Hughes stopniowo pozwalał sobie na coraz większy chaos w tej kwestii, co potrafiło utrudniać czytelność zeszytów, na co zresztą skarżyli się sami czytelnicy jeśli dać wiarę publikowanym w komiksach listom.

Mimo niewielkiej oryginalności zerowy numer prezentuje się bardzo atrakcyjnie i czyta się go z dozą przyjemności. Stanowi on dość nieśmiały wstęp do pierwszego ongoingu w historii Chaos! Comics, czyli Lady Death, startującego w 1998 roku. Poza gdybaniem o pozbawionej problemów egzystencji Hope Pulido zapowiada na marginesie wielkie rzeczy w ogólnym uniwersum Chaosu i po raz kolejny nęci nas nadchodzącym Armageddonem, eventem, w jakim diwa śmierci ma pełnić kluczową rolę. Zeszyt wzbogacony jest epilogiem, podczas którego Cremator spotyka Lady Demon, zwiastując pierwszy story arc zbliżającego się miesięcznika.

Evil Ernie: Destroyer #2 (listopad 1997)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Drugi numer serii próbuje utrzymać prędkość narracji poprzedniego oraz zalewać czytelnika możliwie największą ilością wątków. W przeciwieństwie jednak do wcześniejszego zeszytu w tym tempo narracji prezentuje się nadto chaotycznie, a fabuła popychana jest licznymi pretekstami. Pulido i Nutman żonglują tu zbyt wieloma pomysłami i zdaje się, że przeszarżowali i przecenili swoje zdolności. Aby wybrnąć nieco z problemu, w jaki sami się wprowadzili posiłkują się nader ekspozycyjnymi dialogami czy ramkami z maksymalnie rozbudowaną narracją.

W komiksie spotykamy Judy Young, siostrę Mary, poszukującą jej wraz z bratem. Judy okazuje się nie być oczekującą ratunku ofiarą plagi żywych trupów, a uzdolnioną partyzantką działającą wspólnie z Samem, zaprawionym w bojach mężczyzną. Sam jest uciekinierem z ARA, czyli amerykańskiej faszystowskiej organizacji militarnej współpracującej z rządem, acz de facto kontrolującej kraj. Jest ona nadzorowana przez zdeformowanego Trumana, jaki próbuje wykorzystać do własnych celów generała Ramseya. ARA próbuje wejść w posiadanie broni nuklearnej i biologicznej częściowo ukrytej w okolicy, gdzie akurat przebywa Judy. Część oddziałów organizacji zostaje jednak pochwycona przez Autopsy’ego, nieumarłego szalonego chirurga tworzącego z ludzi okaleczonych szaleńców. W tle obserwujemy, jak Mary z bratem zbliżają się powoli do siostry, jak Pierce kontempluje popełnienie samobójstwa winiąc siebie za kreację Erniego, oraz jak sam Ernie w towarzystwie Chastity i Smileya atakuje groteskowy cyrk, po czym korzysta ze swoich telepatycznych zdolności, poprzez które łączy się z jedną z ofiar Autopsy’ego i odkrywa położenie bomb atomowych.

Komiks posiada sporo przemocy i nieraz kojarzył mi się z pozycjami o Lobo spod ręki Simona Bisleya i Alana Granta. Jak przystało na pozycjeę o Erniem mamy tu też mnóstwo zielonego koloru, prymarnie związanego z emanacjami mocy psychotycznego megamordercy. Z powodu dużej ilości postaci żadna niestety nie otrzymuje zbyt wiele czasu dla siebie, więc wszyscy są mocno jednowymiarowi. Ernie cały czas jest zdenerwowany brakiem kontaktu z Lady Death, Chastity została zredukowana do kuriozalnej cheerleaderki Erniego, reszta po prostu jest. Trzecie spotkanie z Destroyerem czyta się bardziej z rozpędu i z chęci zobaczenia jak potoczą się dalsze losy uniwersum niż z powodu misternie ułożonej fabuły czy interesujących charakterów antybohaterów i złoczyńców.

Evil Ernie: Destroyer #3 (grudzień 1997)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Evil Ernie, Chastity i Smiley podczas podróży po broń atomową zaliczają kolejny przystanek, tym razem w wesołym miasteczku, jakie koniecznie chce odwiedzić Chastity. Wampirzyca jest niestety wciąż przedstawiana jako niezbyt rozgarnięta i ślepo zakochana w Erniem, przez co stanowi cień osoby, którą była w solowym tytule. Wypad do wesołego miasteczka stanowi przyczynek do przypomnienia czytelnikom traumy protagonisty i tego jak znęcali się nad nim ultrakonserwatywni rodzice. Żeby jednak nie było zbyt poważnie okazuje się, że na miejscu ukryli się ludzie, co daje wymówkę do umieszczenia w numerze serii krwawych i pomysłowych zgonów. Mordowanie chowających się przed plagą żywej śmierci jest zresztą najobszerniejszą częścią trzeciego zeszytu.

Ponadto Pulido i Nutman rozwijają konflikty centralne dla serii. Judy i Sam wiedzą, że Ameryka jest kontrolowana przez faszystowską organizację paramilitarną ARA, a organizacja ta w pragnieniu posiadania broni biologicznej pełną parą rusza na siedzibę Autopsy’ego. Autopsy – po telepatycznej ingerencji Erniego w poprzednim numerze – sądzi, że winnym ataku jest nieumarły nastolatek, co przygotowuje pole walki dla dwóch istot stworzonych mocami Lady Death. Pamiętacie też inne osoby, które zmieniły się w dziwne kreatury lub zyskały supermoce, gdy diwa śmierci chwilowo odwiedziła Ziemię w czwartym zeszycie Evil Ernie: Straight to Hell? Jedna z nich jest teraz przetrzymywana przez faszystów i generuje Arcane Energy, czyli tę samą energię, którą wykorzystuje do kontrolowania zombie i regenerowania się Ernie. Nie zabrakło tu również krótkich udziałów Mary Young i jej brata, którzy zaczynają swój własny rodzinny konflikt, oraz Leonarda Pierce’a decydującego się wrócić do walki z tytułową postacią miniserii.

Numer trzeci jest ponownie chaotyczny i niezbyt inteligentny, lecz lepiej skonstruowany. Daje czytelnikom sporo rozrywki, krwi oraz obiecuje podbicie stawki już w następnym zeszycie.

Evil Ernie: Destroyer #4 (styczeń 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Komiks jest otwarty świetną, pełną krwi, groteskowych zgonów i kanibalistycznych zombie sekwencją ataku Erniego na Atlantę. Trup ścieli się gęsto, miasto płonie, przewijają się nawiązania do Zombie pożeraczy mięsa i Wideodromu. W międzyczasie faszystowski rząd Ameryki decyduje się aresztować generała Ramseya i uczynić z niego kozła ofiarnego po tym, jak misja w okolicach siedziby Autopsy’ego niezbyt im się powiodła. Okazuje się przy okazji, że więziona przez ARA osoba generująca Arcane Energy to Janelle, była narzeczona Ramseya. Tymczasem Ernie dociera do placówki medycznej Emory, gdzie ku jego zdziwieniu tamtejsze gule się go nie słuchają. Nie wie, że dotarł do siedziby Autopsy’ego, który nie czeka długo przed zaatakowaniem psychotycznego nastolatka. Nieumarły, szalony chirurg wzmocniony mocami Lady Death nie tylko jest odporny na energię megamordercy, lecz potrafi ją zwrócić przeciw niemu. Ernie po raz pierwszy musi stoczyć walkę z kimś potężniejszym od siebie.

Jedną z głównych zalet numeru jest satysfakcjonujące zazębianie się wszystkich wątków. Judy i Sam docierają do Atlanty i torturują bardziej inteligentnego zombiaka, dowiadując się – ku swojemu przerażeniu – że Ernie przebywa w okolicy. Mary i Billy pojawiają się nieopodal i widząc zorganizowane działania żywych trupów nabierają podejrzeń, że ich władca musi być niedaleko. Do akcji powraca też Homicide, nazywany Dead King przez tajemnicze, niezniszczalne nieumarłe dzieci, które mu służą. Krótki występ zalicza Price, brak tu jednak Chastity.

Komiks kontynuuje tendencję zwyżkową serii. Postępuje scalanie się fabuły, każda z postaci ma swoje pięć minut, dzieje się sporo, są chwile grozy, pełne flaków, jak i czarnego humoru. Destroyer stanowi tym samym zadowalający quasi-crossover.

Lady Death #1 (luty 1998)
Scenariusz: Brian Pulido
Rysunki: Steven Hughes

Podczas gdy Evil Ernie przejmuje kontrolę nad Ziemią, Lady Death wraca do Piekła z zamiarem odbicia krainy, jaką niegdyś władała. Podobnie jak to czyni w Destroyer Pulido żongluje różnymi tu postaciami i wątkami zasadzając sporo ziaren fabularnych. Poświęca chwilę Seance’owi, od którego dowiadujemy się, że Piekło się kurczy. Cremator zaś poszukuje w tym czasie Lady Death i śledzi Lady Demon, jaka – zdaje się – cierpi na amnezję.

Główny wątek dotyczy oczywiście białoskórej personifikacji śmierci, jaka gromi piekielnych generałów by odzyskać swoje bezimienne wilki, konia Vassago i zamek w niekończącym się cmentarzu. Sceny akcji nie przedstawiają się niestety zbyt udanie. W celu ich skrócenia Pulido wpadł na pomysł, że Lady Death będzie korzystać niemal wyłącznie z magii, przez co różnorakie groteskowe kreatury nie tylko giną bezkrwawo, ale i otoczone niebieskawymi manifestacjami jej mocy przesadnie wylewającymi się z kadrów. Hughes wyraźnie stara się podczas ataków diwy śmierci uderzać w epicki ton, lecz średnio mu to wychodzi. Nie pomaga mu w tym tempo narracji. Żonglerka wątkami jest chaotyczna, w tle wprowadzone zostaje nowe zagrożenie i co kilka stron przypomina nam się o przeklętym mieczu Lady Death, Nightmarze, jaki negatywnie wpływa na jej psychikę.

Jest to nieco rozczarowujący pierwszy numer pierwszego miesięcznika poświęconego diwie śmierci, zbyt usilnie starającego się zainteresować nowego czytelnika i zarzucającego go zbyt wieloma informacjami. Warto przy okazji dodać, że Chaos! Comics osiągał w drugiej połowie lat 90. bardzo przyzwoite wyniki sprzedaży. Zmobilizowało to Pulido do stworzenia w 1998 roku nie jednego, a trzech ongoingów. Lady Death była pierwszym z nich, kolejnymi miały być Evil Ernie oraz Purgatori. Wybór tych trzech postaci był podyktowany ich popularnością. Komiksy o Lady Death ówcześnie sprzedawały się najlepiej spośród tytułów fantasy z kobiecymi bohaterkami, Evil Ernie zajmował miejsce pierwsze wśród pozycji grozy, a Purgatori wśród żeńskich wampirów.

Evil Ernie: Destroyer #5 (luty 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Evil Ernie kontra Autopsy. Starcie między tymi dwoma tytanami żywej śmierci i psychotycznego szaleństwa zajmuje lwią część komiksu, lecz – poza sporą dawką przemocy – nie przedstawia się zbyt fascynująco. Jest zaskakująco nijakie i poprzerywane sprawdzaniem co w międzyczasie porabiają inne postaci. Pulido i Nutmanowi nie udaje się utrzymać napięcia, jakie wygenerował w poprzednim komiksie.

W piątym numerze powraca Chastity, która właściwie nie wiadomo gdzie znikła w poprzednim; najwyraźniej zabrakło dla niej miejsca. Rodzina Youngów w końcu się spotyka, Homicide i Price powoli zbliżają się w kierunku Erniego, a Janelle przemienia się w istotę stworzoną z czystej Arcane Energy i ratuje Ramseya, co jest nie w smak faszystom. Innymi słowy otrzymujemy kolejny komiks, którego akcja – mimo że zapowiadało się na jej skonsolidowanie – pędzi na złamanie karku. To przepchanie wątkami robi się już nieco męczące, szczególnie że Pulido i Nutman potrafią przeskakiwać między nimi nawet co 2 kadry. Finalnie piąty zeszyt Destroyer to wciąż przyjemne, nawet jeśli rozczarowujące spotkanie z Erniem, który na przestrzeni dwóch ostatnich komiksów – warto dodać – zabił ok. 5 tysięcy osób.

CDN.

Na koniec – jak zawsze – garść grafik. Na początek reklama trzech miesięczników Chaos! Comics:

Grafiki z pierwszych pięciu numerów Evil Ernie: Destroyer i Evil Ernie #1/2:

I grafiki z Lady Death:

Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*