Czarny kot (1968). Dom w głębi lasu

Trudno sobie wyobrazić, co może odczuwać człowiek, którego rodzinne miasto zostało doszczętnie zniszczone przez wybuch bomby atomowej. Urodzony w Hiroszimie Kaneto Shindô z pewnością mocno to przeżył i część tej traumy zdołał przenieść do swoich filmów. Jeśli coś cię dręczy, zrób o tym film – to idealna terapia! Ale nie tylko to dręczyło reżysera, bowiem jeszcze przed ukończeniem wojny stracił żonę, która zmarła na gruźlicę. To właśnie jej poświęcił swój reżyserski debiut Opowieść o ukochanej żonie (1951). Jednakże przełomowe dla kariery okazało się następne dzieło o wiele mówiącym tytule – Dzieci Hiroszimy (1952). Do jego najwybitniejszych osiągnięć zaliczane są zaś pełne grozy i psychologii dramaty o życiu kobiet w feudalnej Japonii: Kobieta-diabeł (1964) i Czarny kot (1968). Ten pierwszy to utwór o mocnej, antywojennej wymowie, bliski post-apokaliptycznemu kinu. Równie dosadna i mająca podobny (pacyfistyczny) wydźwięk jest opowieść o dwóch kobietach-kotach straszących w bambusowym lesie.

Film łączy w sobie kino samurajskie, ghost story, rape and revenge oraz pesymistyczne spojrzenie na kobiety, co jest typowe dla Kenjiego Mizoguchiego. To nie jest przypadkowe porównanie. Shindô terminował u tego reżysera, pisał dla niego scenariusze, współpracował przy scenografii i uważał go za mistrza. Jego wpływ na twórcę Dzieci Hiroszimy widać szczególnie w portretowaniu kobiet. Są to przeważnie wyraziste postaci, nieszczęśliwe i rozbite, jakby podzielone na dwie części – dobrą, próbującą zachować godność, i złą, pozbawioną wszelkich złudzeń. Nawet, gdy zostają zdominowane przez złe moce, to trudno reżysera oskarżać o mizoginizm. Bo to nie one rozpętały tę burzę. To zwykle wojna i jej skutki (np. głód) tak działają na człowieka, że zostaje on opanowany przez demony. Jeśli Czarny kot bezpośrednio podejmuje polemikę z jakimś filmem Mizoguchiego, to są to prawdopodobnie Opowieści księżycowe (1953).

Omawiana produkcja zaczyna się od mocnego ciosu, który trafia najmocniej w miłośników kina samurajskiego. Samuraje – wojownicy, którzy podążają drogą honoru i sprawiedliwości – na początku filmu gwałcą i mordują dwie kobiety, a następnie palą ich dom. I wtedy pojawia się tytułowy czarny kot, który okazuje się demonem z piekieł – ożywia kobiety, czyniąc z nich upiorne zjawy, które staną się teraz postrachem bambusowego gaju. Każdy samuraj, który zbliży się do lasu, zostaje zwabiony w pułapkę, by zakończyć żywot w żałosny i niespodziewany sposób. Jak ofiara wampira. Bo demoniczne kobiety wypijają krew swojej ofiary. U takiego indywidualisty jak Shindô demony nie są wyłącznie złymi duchami – to matka i jej synowa, którzy czekają na bliskiego ich sercu mężczyznę. Matka oczekuje powrotu syna, a synowa powrotu męża. Dokonują zbrodni, a właściwie zemsty, jednocześnie umierając z tęsknoty. Uczucie strachu miesza się z przygnębieniem – z nadnaturalnego horroru nieoczekiwanie wyłazi ponura rzeczywistość.

Oryginalny tytuł Yabu no naka no kuroneko należy przetłumaczyć jako Czarny kot w bambusowym lesie, przy czym tytułowy zagajnik można rozumieć dwojako – dosłownie i w przenośni. Las symbolizuje tajemnicę, trudną do rozwikłania, bo z wyczuwalną ingerencją sił nadprzyrodzonych. Czarny futrzak to także czytelny symbol. Zwiastuje nadciągającą falę nieszczęść. Tylko na pozór jest niewinnym stworzeniem, posiadając w istocie diabelską zdolność do manipulowania ludźmi. Przypomina tytułowego bohatera noweli Edgara Allana Poego, ale film nie jest adaptacją tego utworu. Smolisty kocur po prostu doskonale sprawdza się w horrorach, jest niepokojący sam w sobie, szczególnie gdy zostanie umiejętnie sfilmowany. W omawianej produkcji to zwierzę pojawia się tylko na chwilę, częściej słyszymy jego miauczenie, które w połączeniu z nocną pustką i otaczającym lasem kreuje odpowiedni efekt.

Stały operator reżysera, Kiyomi Kuroda – pracujący z nim od czasu Nagiej wyspy (1960) – wraz z ekipą techniczną i dźwiękowcami wykreował spirytualną, klaustrofobiczną atmosferę. Las wygląda jak siedziba władcy ciemności – od razu widać, że coś się za tym kryje. Aura zagrożenia i tajemnicy unosi się w powietrzu przez cały czas. Historia opowiedziana jest za pomocą wyraźnych kontrastów czerni i bieli, co doskonale obrazuje zawarty w scenariuszu dualizm. Las jest granicą, fasadą, za którą niewinność zamienia się w grzech, honor w skazę moralną, ciało staje się duchem, a człowiek zwierzęciem. Ofiary zmieniają się w oprawców, a szlachetni z natury samuraje tracą życie w podstępny, niehonorowy sposób. Ale czy śmierć w ogóle może być honorowa? W tym filmie żadna taka nie jest, więc powstaje pytanie, czym właściwie jest ten honor, o którym wszyscy wokół rozprawiają. Zadanie polegające na zabiciu demona to absurd. Takim samym absurdem jest usprawiedliwianie zabójstw, szukanie powodów, dla których użycie miecza można uznać za czyn szlachetny.

Głównym bohaterem opowieści jest młody samuraj, który przeżył wojnę i uzyskał społeczny awans (urodził się w rodzinie chłopskiej, a nie samurajskiej), jednak w wyniku dramatycznego zrządzenia losu stracił rodzinę – matkę i żonę. Gdy otrzymuje zadanie, by rozprawić się z „potworami” grasującymi w lesie, spotyka demony własnej przeszłości, które przypomną mu o wielkiej tęsknocie. Przekona się, że wyższa klasa społeczna nie jest nobilitacją w świecie, w którym na każdym kroku można spotkać niesprawiedliwość, nędzę i zezwierzęcenie. Rolę główną zagrał Kichiemon Nakamura, który wybierając dla siebie takie imię zdecydował się honorować tradycje rodzinne. Jego dziadek pod takim nazwiskiem występował na scenie teatru kabuki i wnuk postanowił iść tą samą drogą. W Czarnym kocie wystąpił u boku Nobuko Otowy, partnerki życiowej Kaneto Shindô, którego poślubiła dopiero w 1978 roku. To najważniejsze postacie tego spektaklu, aczkolwiek są tutaj również dobre kreacje drugoplanowe (Kiwako Taichi, Kei Satô).

Nie dla aktorów jednak warto ten film oglądać, bo i aktorstwo rodem z Japonii nie każdemu może odpowiadać – jest dość specyficzne. Film jest przede wszystkim majstersztykiem wizualnym, ale przekazuje również, w sposób bardzo kreatywny, odwieczną prawdę, że cierpienie jest skutkiem szkodliwych działań człowieka. Ludzkie pragnienia mają tragiczne konsekwencje – wywołują wojny, przynoszą śmierć i zniszczenie. Odpowiedzialni za to są także ludzie z natury honorowi, tacy jak samuraje. Nie są oni bowiem ideałami, lecz ludźmi. Mają więc swoje pragnienia i słabości. A wśród tragicznych konsekwencji działań człowieka są również rzeczy gorsze niż śmierć. Wszak człowiek to nie tylko ciało, ale i dusza… Czarny kot został zainspirowany opowiadaniem Ryūnosuke Akutagawy Yabu no Naka (W bambusowym lesie), na bazie którego Akira Kurosawa zrealizował Rashômona (1950). Kaneto Shindô wziął z niego motyw zagajnika będącego kłębowiskiem trudnych do rozwikłania tajemnic. Nie rezygnując z podłoża metafizycznego, zbliżył się do idei Akutagawy, zgodnie z którą nie ma jednej obiektywnej prawdy. Życie podsuwa wskazówki, które nie określają dokładnego kierunku…

Absolwent Polibudy, inżynier. Miłośnik kina gatunków z Italii, Francji i Japonii, a także westernów, filmów noir, dramatów historycznych i opowieści z napięciem i tajemnicą. Od 2009 roku, kiedy to założył bloga Panorama Kina, zajmuje się pisaniem o filmach, najczęściej takich, które są już dziś niemodne, bagatelizowane przez masowego widza i typowego krytyka.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*