[Fest Makabra 1] Atak krwiożerczych donatów (2016)

W historii kina potrafiły już zabijać krwiożercze pomidory, pijawki czy zmutowane rekiny, ale czy ktokolwiek upatrywałby zagrożenia w przepysznych donatach? A jednak! Scott Wheeler postanowił nakręcić historię krwawej zemsty przepysznych smakołyków na ludziach za lata bezrozumnej konsumpcji!

Nazwisko reżysera może być dobrze znane miłośnikom kina klasy Z. W filmografii tego pana znajdziemy tak wiekopomne tytuły, jak Megaszczęki kontra megamacki (2009), Rekiny z plaży (2011), Zombie Hamlet (2012) czy chociażby Avalanche Sharks (2013). Tym razem amerykański reżyser i spec od efektów wizualnych bierze na warsztat poczciwe pączki, które w skutek niefortunnego wypadku z tajemniczą substancją zamieniają się w krwiożercze bestie uzbrojone w ostre zęby. Gdy pełne furii i pulsującego w żyłach tłuszczu opuszczą progi cukierni, los mieszkańców małego miasteczka będzie przesądzony!

Pisanie recenzji filmu, którego jakość podsumowuje już sam tytuł, to nie lada wyzwanie. Sprowadzenie całości do krótkiego podsumowania w stylu „film tak zły, że aż dobry”, to jednak nadal pewne uproszczenie. Atak krwiożerczych donatów może i jest tylko świetnym tłem do spożywania wszelakich używek w gronie znajomych, ale za to tłem w jakim stylu! Już fantastyczny plakat utrzymany nieco w stylistyce tych reklamujących tanie horrory z lat osiemdziesiątych może (powinien!) być traktowany jako ironiczny uśmiechem w stronę widza.

Wheeler konsekwentnie, od początku kariery, podąża ścieżką wyznaczoną przez kino najgorszego sortu. Jest reżyserem, producentem i autorem efektów specjalnych do filmów z gatunku najgłupszych, które jak wieść niesie nikt na trzeźwo nie odważył się zobaczyć. Oglądając Atak krwiożerczych donatów nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że to wszystko sprawia mu zajebistą radochę, która zresztą szybko udziela się widzowi.

Historia morderczych pączków pełna jest pokręconego wdzięku i lekkości, której tak brakuje chociażby kolejnym częściom Rekinada, coraz bardziej przypominającym najgorszy koszmar kinomana, a nie świadomą zgrywę z filmowych konwencji, jaką było na początku. Dzięki temu film Wheelera ogląda się bardzo przyjemnie, nierzadko ze najszczerszym uśmiechem na twarzy, a nie jedynie tym z zażenowania. Duża w tym zasługa pary głównych bohaterów, którym udało się wytworzyć wyjątkową, jak na tak pretekstowy scenariusz, chemię. Ich poczynania, choć absurdalnie głupie, sprawnie popychają akcję do przodu, prowadząc do efektownego finału.

Atak krwiożerczych donatów ma wszelkie zadatki na to aby szybko stać się filmem kultowym, który będą ogrywać wszelkie przeglądy kina klasy B. Absurdalną fabułę, jeszcze bardziej przerysowany humor i fantastycznie kiczowate efekty specjalne, które to wszystko spinają. Dodatkowo na korzyść filmu może przemawiać fakt, że dzięki dużej dozie samoświadomości i autoironii bliżej mu do tak kultowych dla nurtu tytułów jak Atak pomidorów zabójców (1978), niż współczesnego, najczęściej wyjątkowo nędznego, kina klasy B.

Biorąc pod uwagę fakt, że na mapie Polski pojawia się coraz więcej przeglądów kina złego smaku, będących odpowiedzią na wciąż rosnące zapotrzebowanie widowni, twórcy Fest Makabry podjęli wyjątkowo trafną decyzję o sprowadzeniu filmu Amerykanina do Polski. Wyraźnie widać, że kino nie-najwyższych lotów, ale smacznych kąsków, zaczyna coraz śmielej wkraczać na salony, ku coraz powszechniejszej aprobacie widzów. Dlatego mimo obecności wyjątkowego Lamentu w repertuarze, chyba wszyscy wiemy, co będzie najgłośniejszą premierą tego przeglądu.

Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*