Myślicie, że torture porn kończy się na Pile czy Hostelu? Nic bardziej mylnego! Druga edycja Fest Makabry przyniosła nam azjatycką odpowiedź na filmy o psychopatach i ich makabrycznych pułapkach. Chociaż czy aby na pewno o to tutaj chodzi?
Główną bohaterką filmu jest niejaka Liu Chenchen – dziewczyna z dobrego domu, której nie do końca odpowiada towarzystwo, z którym musi żyć. W końcu zaczyna głośno buntować się przeciwko swojej zamożnej rodzinie i razem z chłopakiem postanawia wziąć udział w rejsie statkiem, na pokładzie którego poprowadzona zostanie niezwykła gra, z wyjątkowo atrakcyjną nagrodą główną. Niedługo po wejściu na pokład okaże się, że uczestnikom gry przyjdzie zmierzyć się w dużo bardziej makabrycznych rozgrywkach niż sądzili. Stawką będzie oczywiście ich życie.
Film Zao Wanga zaczyna się całkiem nieźle. Ciekawi bohaterowie, pomysłowa intryga i solidnie poprowadzone zawiązanie akcji. Całość wsparta jest eleganckimi i dopracowanymi zdjęciami. Sama historia zaczyna się dość sielankowo i niewinnie, by w pewnym momencie przekształcić się w krwawy i makabryczny spektakl. Każdy kąt upstrzony jest pułapkami, przypominającymi dokonania Pana Piły; każdy pokład kryje swoje mroczne tajemnice. Wśród uczestników rejsu rozpoczyna się klasyczna walka o przetrwanie. W międzyczasie ci, którzy przeżyją, będą starali się dociec, kto jest tym psychopatycznym kapitanem rejsu śmierci.
Okręt Strachu jest filmem tak pełnym sprzeczności, że sprawiedliwym byłoby przydzielić mu dwie oceny. 8/10 za pierwszą połowę filmu, w której twórcy bardzo umiejętnie nakręcają spiralę grozy i poczucia niewiadomej. Jest zagadka, jest intrygująca historia, jest poczucie zdezorientowania. Klimat się klei, jesteśmy przerażeni nie mniej niż bohaterowie. Problem z filmem zaczyna się gdzieś w drugiej połowie, w której rezygnuje on ze swojego indywidualnego, tajemniczego świata, na rzecz tandetnych klisz z amerykańskich odpowiedników gatunku. I tutaj ocena całości spada do… 5/10. O ile inspiracje nie są niczym złym, o tyle nachalne kopiowanie może już przeszkadzać w odbiorze. Czy naprawdę jedna z „pułapek” musiała być dosłowną kopią konstrukcji znanej z jednej z części Piły? Wisienką na torcie jest sama puenta filmu i odkrycie kart. Droga obrana przez twórców z pewnością mocno podzieli widzów. Ci, którzy spodziewali się dość klasycznego dla tego typu filmów rozwiązania mogą się mocno rozczarować. Okręt strachu w finale uderza w mocno melodramatyczne tony, psując nieco krwawą zabawę, jaką serwował przez większą część historii. Jeżeli drażniła was podobna zagrywka w zakończeniu Zombie Expressu, czyli jednego z większych azjatyckich hitów ostatnich lat, tutaj również możecie mieć problem. Jeżeli jednak nie przeszkadza wam pewna doza refleksji i wzruszeń na zakończenie krwawych przygód, Okręt strachu będzie pozycją jak najbardziej udaną, która mimo pewnej nieporadności i błędów, wizualnie będzie bardzo dobrze prezentować się na dużym ekranie. Doceniam inwencję twórców i próby wyjścia poza schemat, chociaż kierunek, jaki obrali w finale zdaje się psuć najlepsze momenty jakie udało się im wypracować wcześniej.
Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis