Autystyczny analfabeta Leon (Jean Reno) to płatny zabójca pracujący dla emerytowanego kolegi po fachu Toniego (Danny Aiello), dla którego przykrywką jest włoska restauracja. Postępując zgodnie z własnym kodeksem honorowym, który nie pozwala mu zabijać kobiet ani dzieci, Leon jest najlepszym specjalistą w swojej branży. Jego życie zmienia się, gdy poznaje dwunastoletnią Matyldę (Natalie Portman). Patologiczna rodzina buntowniczej nastolatki – która jest sąsiadką płatnego zabójcy – ginie z rąk skorumpowanych policjantów z wydziału antynarkotykowego, którym przewodzi obłąkany miłośnik muzyki klasycznej Stansfield (Gary Oldman). Matylda prosi włoskiego imigranta o schronienie, a gdy dowiaduje się, czym tak naprawdę zajmuje się mężczyzna, chce by ten zlikwidował i pomścił w jej imieniu zamordowanego czteroletniego brata. W zamian za wykonywanie obowiązków domowych i naukę czytania, Leon uczy Matyldę fachu „sprzątacza”.
Luc Besson, wykorzystując elementy fabuł Glorii (1980) Johna Cassavetesa oraz Człowieka w ogniu (1987) Elie Chouraquiego, w swoim pierwszym anglojęzycznym filmie kontynuuje myśl francuskich filmów gangsterskich lat 60. i 70. Z łatwością mogę sobie wyobrazić Leona zawodowca jako film Jean-Pierre Melville’a z Alainem Delonem lub Jean-Louisem Trintignantem w roli głównej, Pierre Clementim w roli Stansfielda i Lino Venturą jako postacią, którą u Bessona odgrywał Aiello. Do tego jakaś niekoniecznie nastoletnia, naturalna piękność i mamy gotowy klasyk pokroju Samuraja (1967). Prawdopodobnie największą różnicą, gdyby tworzono film nad Sekwaną na przełomie wspomnianych wyżej dekad, byłaby zamiana skorumpowanych policjantów na szykownych gangsterów, ale obraz Bessona już w obecnej formie silnie jest zakorzeniony w tej tradycji i stylistyce. Dzięki swojej europejskiej wrażliwości i dużej dozie romantyzmu, którą zdaje się czerpać od nowo-falowych klasyków pokroju Godarda, reżyser tworzy nieoczywisty, neo-hollywoodzki film sensacyjny (akcja dzieje się w Nowym Jorku, ale część zdjęć zrealizowano we Francji), który z miejsca stał się międzynarodowym hitem.
Osią akcji jest relacja pomiędzy małomównym, wycofanym Leonem a bezpośrednią Matyldą. Początkowo relacja ta jawi się jako klasyczne „mistrz i uczeń”, gdzie dostajemy niemal obowiązkową sekwencję montażową ze szkolenia rekruta. Nastolatka zajmuje się uciążliwymi obowiązkami domowymi, czyści broń zawodowca, trenuje własne ciało i poznaje podstawy morderczej profesji. Reżyser cierpliwie daje tworzyć się więzi, jaka rodzi się pomiędzy bohaterami, poświęcając tej dwójce razem najwięcej ekranowego czasu, dzięki temu ich zażyłość wypada tak naturalnie. Z czasem ich układ zaczyna zmieniać się w niezdrowy związek romantyczny dwóch przyjaciół, a wręcz nieskonsumowanych kochanków. Prostolinijna nastolatka mówi Leonowi bez ogródek o swoim uczuciu, co wprowadza go w zakłopotanie, ale także na nowo budzi w nim uczucia – uczucia, które mieszają ze sobą miłość ojcowską z tą romantyczną. Genialny, prawdopodobnie w swojej najlepszej kreacji w karierze, Reno i fantastyczna, spektakularnie debiutująca na ekranie Portman tworzą ekscentryczną parę na miarę współczesnych, nieszablonowych Bonnie i Clyde’a. Nacechowane różnymi emocjami sceny z tą dwójką w małych, zaniedbanych pokojach hotelowych to nouvelle vauge spod znaku Do utraty tchu (1960) przeniesione żywcem do Nowego Jorku lat 90.
Twórca Wielkiego błękitu (1988) nie zapomina o wątkach gangsterskich i sensacyjnych. Romans miesza się z motywami kojarzonymi z męskim kinem – to nadal satysfakcjonująca opowieść o zemście, honorze i odkupieniu. Choć na ekranie potrafi być krwawo, to stosunkowo wiele morderstw Besson zostawia poza kadrem, zwłaszcza te których dokonuje tytułowy bohater. Jego pełnię zabójczych możliwości będzie nam dane zobaczyć w ekscytującym finale, w którym Leon, by chronić ukochaną, stanie na przeciw dziesiątkom uzbrojonym po zęby policjantów. Przez cały film Leon przedstawiany jest w jak najlepszym świetle i maluje się widowni jako zabójca o gołębim sercu. Jednoznacznym szwarccharakterem jest Stansfield, symbol amerykańskiej korupcji i zepsucia, który podobnie jak rekin w Szczękach (1975), im rzadziej jest na ekranie, tym większą budzi grozę, gdy już się pojawi. I tak faktycznie jest, ponieważ Oldman kradnie show w każdej scenie, w której występuje. Dzięki absolutnie perfekcyjnej realizacji scen akcji są one doskonałym odbiciem od romantycznej relacji dwójki bohaterów. Besson nie kreuje – poza uzasadnionym emocjonalnie i fabularnie finałem – epickich scen akcji, skupiając się bardziej na klimatyczności i intensywności tychże momentów. W tym aspekcie co najmniej połowa pochwał powinna spaść na konto kompozytora Erica Serra, który swoimi naszpikowanymi arabskimi wpływami kompozycjami fenomenalnie zagęszcza atmosferę i buduje napięcie.
Besson wpisuje się swoim dziełem w nurt modernistycznych produkcji gangsterskich końca XX wieku, które śmiało można postawić obok chociażby Ghost Doga: Drogi samuraja (1999) Jima Jarmuscha. Widać tu konsekwencję w budowaniu niecodziennej, romantycznej relacji dwójki bohaterów, gdzie widoczne są wpływy takich obrazów, jak Do utraty tchu czy też Szalony Piotruś (1965) oraz pełen profesjonalizm w projektowaniu i realizowaniu scen akcji. Produkcja Gaumont International dostarcza namacalnych, angażujących emocji na różnych płaszczyznach, aktorstwa na najwyższym międzynarodowym poziomie oraz strzelanin rodem z najlepszych filmów akcji. Leon zawodowiec – duchowy spadkobierca nowej fali i francuskiego kina gangsterskiego – zachwyca niezmiennie od blisko 30 lat, kontrastując romantyczny humanizm ze śmiercią. Zabójczo piękny obraz, któremu nie sposób się oprzeć.
Zakochany w dziełach Quentina Tarantino, ogląda filmy wszelkiego gatunku, pisze recenzje na Wieczorny Seans Filmowy.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis