Kolejna produkcja zasłużonego studia TMS Entertainment. Tytuł wchodzi w skład czterech spin-offów zapoczątkowanych przez telewizyjny serial Lupin the Third: The Woman Called Fujiko Mine (Rupan za Saado ~Mine Fujiko to Iu Onna~, 2012, reż. Sayo Yamamoto). Wszystkie te produkcje w rolach głównych obsadzają pozostałą trójkę bohaterów (Daisuke Jigen, Ishikawa Goemon, Fujiko Mine) będących partnerami słynnego złodzieja. Spin-offy różnią się od głównej serii odwagą w pokazywaniu nagości oraz podejmowaniem poważniejszej tematyki skierowanej do dojrzalszego odbiorcy. Ogólnie Fujiko Mine’s Lie (reż. Takeshi Koike) to typowy TV specjal składający się z dwóch odcinków (około 60 min), razem stanowiących zamkniętą całość. Fabuła jest pretekstowa i opowiada o próbie zdobycia znacznej sumy zdefraudowanych pieniędzy. Fujiko pracuje dla księgowego jako opiekunka jego kilkuletniego syna. Gdy właściciele zdefraudowanych pieniędzy wysyłają za złodziejem zabójcę, nasza bohaterka zmuszona jest do ucieczki. Z czysto rozrywkowego punktu widzenia film ogląda się wyśmienicie. Akcja toczy się wartko, postacie są ciekawie napisane (przede wszystkim główny antagonista, ale nie tylko), animacje pieszczą oko, a Fujiko jest jak zwykle piękna. Nie o tym jednak jest ten film.
Fujiko Mine to kobieta-symbol. Niby etatowa współpracownica Lupina, ale nigdy tak naprawdę niebędąca w jego bandzie. Zawsze gra w swojej własnej jednoosobowej drużynie. Piękna i seksowna rudowłosa złodziejka jest niczym kot: chadza własnymi ścieżkami, nigdy do końca nieudomowiona, nieprzewidywalna, sama wybiera kiedy i kogo obdarzy czułością. Fujiko jest zagadką i może być nagrodą dla mężczyzn, ale tylko wówczas, gdy jest to na jej warunkach. To archetyp kobiety, dla której absolutnie każdy mężczyzna jest w stanie zrobić wszystko (jest równocześnie zabójcza dla nich niczym trucizna). W pierwszej scenie filmu bohaterka razem ze swoim młodym podopiecznym zachwycają się trującym kwiatem. „To niesamowite, że jest tak piękny i tak bardzo trujący” – wypowiedziane zdanie w idealny sposób opisuje główną bohaterkę. W filmie pokazani są trzej mężczyźni (no, prawie), którzy nie potrafią oprzeć się zgubnemu urokowi Fujiko (o Lupinie nie będę wspominać, bo on od zawsze jest pod urokiem złodziejki, jak i każdej innej pięknej niewiasty). Pierwszą, oczywistą i zarazem najprostszą ofiarą czaru bohaterki jest księgowy. Zwyczajny mężczyzna samotnie wychowujący dziecko, który zbliża się do „opiekunki”, bo cóż on może zrobić wobec takiej piękności? Zapewne z powodu tej oczywistości proces uwiedzenia go nie jest nam nawet w filmie pokazany.
Zdecydowanie większe wyzwanie dla bohaterki stanowi dwóch pozostałych bohaterów. Pierwszym jest syn wspomnianego księgowego. Kilkuletni, ale już zadziorny, charakterny, bardzo przywiązany do ojca, chłopiec w oczywisty sposób stanowi kłopot dla Fujiko – w jego ciele nie odezwał się jeszcze mężczyzna. Standardowo stosowane (bardzo skuteczne) sposoby uwodzenia na niego nie działają, dlatego bohaterka musi posłużyć się czymś innym. Z osobistych powodów (osobowość samotnego łowcy) Fujiko nie znosi dzieci, co nie zmienia faktu, że jest kobietą, dlatego z natury potrafi zagrać matczyną kartą.
Chłopak nie jest jednak tak naiwny, na jakiego wygląda i, ku zaskoczeniu, początkowo nie nabiera się na kłamstwa bohaterki – szczególnie gdy widzi, z jaką łatwością owija sobie wokół palca przypadkowo spotkanych mężczyzn (właściciel motelu, który momentalnie zgadza się udostępnić za darmo pokój jedynie za cień możliwości intymnego zbliżenia z rudowłosą pięknością). Fujiko jest jednak cierpliwa i podejdzie do problemu od innej strony. Matczyne uczucie uwiarygadnia poświęceniem samej siebie na oczach zainteresowanego. To naiwną i szczerą duszę dziecka przekona. Teraz wystarczy dodać tradycyjną wspólną japońską kąpiel „matki z synem”, by niezakłamane dziecięce serce zaczęło pękać. Było trudno, ale kolejny mężczyzna został pokonany.
Na sam koniec zostawiłem mężczyznę, który jest postacią najciekawszą. Wyhodowany jako produkt, albo raczej jako wyzuta z jakichkolwiek uczuć maszyna, zdaje się najbardziej wymagającym przeciwnikiem dla bohaterki. Bincam, bo tak brzmi jego imię, to zabójca doskonały. Pozbawiony własnej woli, „wybudzany” jedynie do realizacji konkretnego zadania. Jako że nie był wychowywany, a co najwyżej hodowany, zdaje się nie posiadać ludzkich odruchów przynależnych gatunkowi męskiemu. I rzeczywiście, początkowo nie spogląda na Fujiko jak na kobietę. Traktuje ją jak przeciwnika, który z racji tego, że kilkakrotnie zdołał mu uciec, zaczyna go fascynować. Widocznym zwrotem akcji w kwestii zainteresowania jest scena, w której pozostawiona na jego łasce bohaterka nie ma dokąd uciec. To wtedy Fujiko użyje na Bincamie swojej największej broni. To wtedy jej kobiecość zainfekuje, lub jak kto woli, zatruje (oszuka, okłamie – zgodnie z tytułem) wnętrze bohatera. W urodzonej do zabijania maszynie obudzi się coś, do tej pory mu nieznanego, coś, o istnieniu czego nie zdawał sobie sprawy.
“Trucizna” zwana pożądaniem zaczyna się z wolna rozprzestrzeniać po całym ciele i umyśle Bincama. Bohaterka wie jednak, że to nie wystarczy i musi doprowadzić do ostatecznego starcia. Tak też się staje. W otoczeniu piasków pustyni zetrą się siły nieokiełznanej natury (Fujiko) z wytworem ludzkiego umysłu (Bincam). Scena ta jest z jednej strony wyśmienitym finałem dla samego filmu, ale równocześnie wyraźne podsumowuje rozważania twórców na temat bohaterki. Bincam za wszelką cenę chce pozbyć się z siebie tego obcego czegoś, co opanowało jego ciało i duszę. Nie wie jednak, że jest na z góry przegranej pozycji. Nikt go nie ostrzegł, że tej działającej na mężczyznę (którym ostatecznie się okazuje) siły nigdy nie będzie w stanie pokonać. “My, wszyscy mężczyźni, jesteśmy pod kontrolą kobiety zwanej Fujiko Mine” – jak stwierdza w finale pogodzony z tym faktem Lupin. Przekona się o tym dosłownie i Bincam, którego bohaterka na moment dopuści do siebie, pozwalając mu myśleć, że może wejść w posiadanie czegoś wyjątkowego… Oczywiście, wszystko to do momentu, w którym mu to bezpardonowo odbierze. Bohater i tak powinien się cieszyć, bo chociaż raz w życiu miał możliwość obcowania z tworem doskonałym. Tworem, który nazywa się Fujiko Mine.
Studiował socjologię i filmoznawstwo. Bez reszty oddany filmowi, anime, mandze i komiksowi. Reinkarnowany samuraj oczarowany latami 60. ubiegłego wieku. Próbuje realizować misję szerzenia miłości do kina na łamach bloga Zaślepieni Obrazem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis