Miłosna pulpa (i nie tylko) na Dzień Zakochanych

Już dzisiaj Walentynki, jedno z najpopularniejszych i zarazem najbardziej znienawidzonych świąt na świecie. Zwykle celebrowaliśmy je na Kinomisji przeglądem obskurnych filmów sexploitation, jednak nie w tym roku. Nie, żeby miało zabraknąć kina grindhouse’owego, aczkolwiek tym razem brak ograniczeń w wyborze konwencji – polecamy filmy, które są kinem pulpowo-gatunkowym lub odpowiednio do niego zbliżonym, a przy okazji mówią o miłości. Tak więc chociaż pojawia się parę śmieciowych produkcji, obok nich mamy też arthouse’owy horror, fantasy czy – o zgrozo – komedię. Łącznie sześć filmów, w sam raz na cały dzień jedzenia czekoladek i płakania w poduszkę.

W zabawie udział wzięli: Panna X, Marta Płaza, Irena Kołtun (Blurby z Celuloidu), Justyna Braszka, Aleksander Biegała i Piotr Kuszyński. Zapraszamy do lektury, seansów i – cholera – miłości!

PS. Główny obrazek zdobiący niniejszy wpis to nasza xerowa przeróbka starego plakatu do Nightbirds.


1970 – Nightbirds (Andy Milligan) – Panna X

Miłość. Manipulacja. Obłęd. Trochę przemocy na dokładkę. Nightbirds ma to wszystko. Pomyśl o Do utraty tchu (1959). Tak, tym od Godarda. Ale przefiltruj przez kino grindhouse’owe. Para spotyka się przypadkiem na ulicy. To dwójka outsiderów. Nastolatkowie. On jest bezdomny. Ona po chwili rozmowy zaprasza go do swojego małego mieszkania. Tak po prostu. I tak zaczyna się dziwaczny romans. Ona jest bezrobotna. Są sugestie, że czynsz płaci swoim ciałem. Para spędza dni na przytulaniu się w obskurnym mieszkaniu i rozmowach. Naiwny, ale ładny romantyzm. Ale coś jest nie tak. Jak u Godarda (pamiętacie tę scenę w pokoju hotelowym?), fabuła płynie bardzo naturalnie, ma się wrażenie ciągłej improwizacji. Widz jest w samym środku wydarzeń, jest tu i teraz. Ekipa filmowa była chyba bardzo mała. Zdjęcia z ręki pomagają kreować intymną atmosferę. Ale też nerwowość, bo para zaczyna się kłócić. Robi się coraz dziwniej. Jest sugestia, że to może skręcić w stronę horroru. Ale czy skręca? To film osobny. Reżyser Andy Milligan słynął z trashowych produkcji, głównie cudacznych horrorów bez budżetu. Ten film powstał między nimi, ale nie jest jednym z nich. To grindhouse’owy melodramat. Trochę grozy, trochę eksploatacji tak gdzieś na marginesie fabuły. Jest pojebany i świetny. Jeśli tylko szukasz czegoś innego, niż typowy seans walentynkowy.


1975 – Best Friends (Noel Nosseck) – Marta Płaza

Pulpowy dramat z Wietnamem w tle może nie wydawać się najlepszą propozycją na Walentynki, ale mimo to gorąco poleca się do sprawdzenia. Dwóch kumpli z dzieciństwa wraca do domu. Mierzą się nie tylko z ciężarem doświadczeń frontowych, ale i świadomością tego, że oto przed nimi ostatnie wspólne chwile. Chcąc czerpać z nich jak najwięcej, decydują się na podróż przez Stany kamperem, a nie samolotem. W drogę zabierają swoje dziewczyny — tak różne, jak oni sami. To właśnie te różnice będą definiować charakter opowieści, stojący w kontrze do tych filmów drogi, w których podróż stanowiła pozytywny bodziec. U Nossecka szybko staje się jasne, że pewnych relacji nie da się uratować. Wydłużanie podróży, to tylko przedłużanie agonii. Best friends długo błądzi pomiędzy celebrowaniem bajecznych plenerów i beztroskich scen seksu, z niemrawym plumkaniem gitar w tle. W miarę trwania podróży ten sielski nastrój wolnej miłości i amerykańskiego ducha drogi zaczyna pękać, gdy staje się jasne, że dwóch przyjaciół od życia oczekuje czegoś innego. Choć Nosseck może nie był aż tak bezkompromisowy jak najwięksi mistrzowie kina kontestacji, to nie można mu odmówić przenikliwości. Żongluje nastrojami i przykładami toksycznych mechanizmów zachowań, by opowiedzieć historię dwóch mężczyzn, doświadczonych wojną, która wypaczyła ich rozumienie miłości. Jesse może i wydaje się tym, który uporał się z przeszłością, jednak biorąc ślub zdaje się zaklinać rzeczywistość. Jakby przekonywał samego siebie, że rzeczywiście gotowy jest na nowe życie. Natomiast Pat pod pozą zawadiaki kryje pogarszający się stan psychiczny człowieka, który za wszelką cenę pragnie odzyskać beztroską młodość, również przez sabotowanie zaręczyny swojego najlepszego przyjaciela. Część komentujących widzi tu próby kodowania homoerotycznej tożsamości bohaterów. Wydaje mi się, że Nosseck chciał opowiedzieć jednak o czymś więcej, bez konkretnych etykiet. O tym, jak niszczycielskim żywiołem może być źle pojmowana potrzeba bliskości.


1979 – Podróż w czasie (Nicholas Meyer) – Justyna Braszka

XIX-wieczny geniusz świata nauki i niczym niewyróżniająca się kobieta z XX-wieku – oboje łączą siły, by schwytać legendarnego mordercę. W międzyczasie, jak to bywa w spotkaniach oddzielonych „oceanami czasu”, zakochują się w sobie. Czy jest to miłość, która przetrwa próbę czasu? Podróż w czasie jest propozycją na dni pulpowe i te od święta: ot, chociażby na kiczowate, a przy tym pokrzepiające ducha walentynki. Film Nicholsa Meyera jest wariacją na temat postaci H.G. Wellsa – wybitnego angielskiego pisarza, jednego z pionierów fantastyki naukowej, autora takich powieści jak Wojna światów (The War of the Worlds, 1898), Wyspa Doktora Moreau (The Island of Dr Moreau, 1896) czy właśnie Wehikułu czasu (The Time Machine, 1895). Z tego ostatniego utworu Meyer zaczerpnął jedynie inspirację, by wykreować historię miłości poza granicami czasu. H.G. Wells (w Podróży w czasie fantastycznie wykreowany przez Malcolma McDowella – wówczas u szczytu i zarazem schyłku popularności) jest tu geniuszem, a zarazem ‘pierdułkiewiczem’: jego niezrównany umysł idzie w parze z purytańskim manieryzmem; groteskowością naukowca, który potrafi zbudować machinę służącą do skoków czasowych, by w codziennym życiu męczyć się z ugotowaniem jajka na twardo. Sukces naukowy (dowód na to, iż człowiek może podróżować w czasie) komplikuje się, gdy Wells trafia do USA lat 70. Podskórnie brytyjski Wells spotyka uroczą Amerykankę Amy (tu Mary Steenburgen; ona i McDowell zakochali się na planie Podróży w czasie i zostali parą w prawdziwym życiu). Jej bezpośredniość i autentyczność fascynują nieco snobistycznego wizjonera. Meyer nie faworyzuje jednak wątku romantycznego, który po latach, trzeba to niestety przyznać, trąci delikatnie myszką. Przerzuca akcent filmu na postać Kuby Rozpruwacza (David Warner). Dla tego seryjnego mordercy USA w latach 70-tych to istny raj, dżungla pełna niesamowitości w sam raz na polowanie. Czy Wellsowi i Amy uda się schwytać grasującego potwora?; czy ich miłość przetrwa? Żeby poznać odpowiedzi na te dwa pytanie należy sięgnąć po Podróż w czasie Nicholasa Meyera – zręczny mariaż, sklejający nieco kiczowaty romans, nutkę kina przygodowego, a nawet thriller z ikonicznym zabójcą w roli głównej.


1981 – Opętanie (Andrzej Żuławski) – Irena Kołtuntekst zawiera spoilery

Opętanie Żuławskiego to film o miłości. O miłości destrukcyjnej, ekstremalnej, nieszczęśliwej do granic wytrzymałości samych zainteresowanych i osób postronnych; miłości pełnej na zmianę zaniedbań i obsesji, przemocy psychicznej i fizycznej; miłości, która robi wszystko, żeby zakończyć to uczucie i robi wszystko, że uratować to uczucie. Widz, patrząc na zmagania bohaterów, bynajmniej romantyczne, ale pełne pasji, ma ochotę odwrócić wzrok i jednocześnie nie może tego zrobić, przerażony i uwiedziony tym, co widzi. Wizja jaką przedstawia Żuławski jest na wskroś pesymistyczna, brutalna i nieprzyjemna. Jest to wciąż jednak miłość, taka, jakiej nie chcemy znać, ale taka, jaka wciąż nam się może przydarzyć. Opętanie jest podatne na interpretacje, a sprzyja temu granie na sprzecznościach. Anna kocha Marka i nienawidzi Marka, tak samo Mark Annę. Z ich miłości rodzi się wrażliwe i kochane dziecko i rodzi się też falliczny potwór. Bohaterów pociągają przeciwieństwa. Mark pragnie zarówno związku z nieprzewidywalną i chimeryczną Anną, jak i wyważoną łagodną Helen — w końcu w praktyce różnią się od siebie tylko kolorem oczu. Będzie musiał się jednak skonfrontować z faktem, że sam jest też łatwo zastępowalny; wchodząca tak łatwo w jego rolę kreatura jest także właściwie od niego nieodróżnialna. A jednak, i Anna i Mark muszą umrzeć, bo świat uczuć i emocji nie może znieść sobowtórów, nie dlatego, że ich forma jest jest tak bliska, ale dlatego, że w swoim jestestwie się tak różnią. Co zakochani mogą wziąć dla siebie z horroru o miłości? Wróżbę, ostrzeżenie, przestrogę? Myślę, że każdy, kto kiedyś kochał zna destrukcyjną sprzecznych i histerycznych emocji, które potrafią popchnąć do ekstremalnych i destrukcyjnych zachowań. W miłości zadajemy ból i otwieramy się na zranienia. „Toksyczność” to słowo-wytrych, które jednak nie jest wstanie wyegzorcyzmować z nas mrocznej strony naszej natury. Opętanie za to pozwala zobaczyć siebie w miłości, swoją irracjonalność, autodestrukcyjność, brak hamulców i dzięki temu ma możliwość obdarzenia nas katharsis.


1991 – The Marrying Man (Jerry Rees) – Aleksander Biegała

Wyobraź sobie, że twoją przyszłą żoną będzie córka wpływowego producenta filmowego z Hollywood. Młoda, piękna, bystra, zamożna, bez najmniejszej skazy na wizerunku. Natomiast ty jesteś synem największego producenta pasty do zębów w Stanach Zjednoczonych, którego majątek szacuje się na około trzydzieści milionów dolarów. Masz więcej niż sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu, prezencję gwiazdy filmowej i zuchwały, śnieżnobiały uśmieszek dodatkowo uwydatniający twoją słodką buźkę. Czterej najbliżsi kumple, którymi otaczasz się od lat, walczą o wysokie pozycje w hollywoodzkiej machinie i choć na chwilę obecną nic nie wróży, że kiedyś będą wielcy, nie przestajesz w nich wierzyć. Dlatego też to właśnie z nimi wyjeżdżasz na wieczór kawalerski do jednego z kasyn w Las Vegas. Musisz pamiętać, że to końcówka lat 40. XX wieku. Stolica hazardu nie wygląda zatem jak w filmie Martina Scorsese. Przez całą drogę opowiadasz oddanym kompanom, że jesteś do szaleństwa zakochany w wybrance swojego serca. Twoje przywiązanie względem przyjaciół jest silne, jak nigdy wcześniej. Silne do tego stopnia, że fundujesz im pobyt w kasynie, noc w ekskluzywnym hotelu, a nawet wieczór w towarzystwie dziewcząt, które za odpowiednią cenę uczynią cię najszczęśliwszym facetem na ziemi. Ale kumple jak to kumple, zawsze wiedzą, jak przekonać cię do kilku „głębszych”. Wchodzisz do jednego z kasyn, spijasz schłodzonego drinka i nagle BANG! Na scenie pojawia się zgrabna blond piękność, której język ciała obezwładnia spojrzenie, wydatne czerwone usta pobudzają zmysły zaś brzmienie jej głosu – słodkie i prowokacyjne niczym szept anioła – każe ci zostać. Prawda jest taka, że powinieneś czym prędzej wracać do swojej ukochanej, bo… Pieprzyć ją! Przecież ta kozacka blondyna wygrywa z twoją przyszłą żonką na każdym gruncie. Problem w tym, że jest dziewczyną Bugsy’ego Siegela. Tak, tego sławnego gangstera, który doskonale wie, jak pozbywać się białozębnych dandysów różnej maści. Na szczęście roztaczasz taki urok, że z początku wrogo nastawiony Benjamin zmienia punkt widzenia i w „nagrodę” nakazuje ci ożenić się ze swoją dziewczyną. Bierzecie ślub i wracacie do Hollywood, gdzie czeka na ciebie rozżalona niedoszła żona i jej wściekły ojciec. Kiedy jakimś cudem udaje ci się załagodzić sytuację, pojawia się inny problem… Jak to mawiali starożytni playboye: „Im piękniejsza kobieta, tym większe kłopoty”.

Przytoczony przed momentem slogan idealnie pasuje do tego, w co właśnie się wpakowałeś. Vicki Anderson, czyli twoja żona – nosząca dokładnie takie samo nazwisko, co bohaterka Afery Thomasa Crowna (1968) brawurowo odegrana przez Faye Dunaway – też miewa humory objawiające się czy to wulgarnym językiem, czy rzucaniem ciężkimi przedmiotami, lecz z drugiej strony potrafi także wykazać się ponadprzeciętnym intelektem i prezencją najszlachetniejszej diwy sceny, przez co trudno ją sobie odpuścić. Tak w ogóle chcesz wiedzieć, jak zakończyła się historia tego ognistego związku? Jeśli choć przez chwilę pozazdrościłeś panu młodemu, a mam nadzieję, że tak, proponuję zatem odpalić film Jerry’ego Reesa, najlepiej w towarzystwie jakiejś pięknej damy, zaś na zdanie, jakie główny bohater wypowiada w stronę Vicky, mianowicie: „Żądze zawsze pakują nas w kłopoty. Pożądanie zawsze rujnuje nam życie”, kompletnie nie zwracaj uwagi. W końcu są walentynki.


2014 – Alleluja (Fabrice Du Welz) – Piotr Kuszyński

Michel to oszust matrymonialny uwodzący samotne kobiety i następnie okradający je z dobytku. Jedną z takich ofiar jest Gloria, samodzielnie wychowująca córkę i niezbyt wierząca w to, że może jeszcze napotkać na swojej drodze mężczyznę, z którym mogłaby się związać. Okradziona i porzucona przez Michela postanawia go odnaleźć, jednak nie po to, by odzyskać swoje pieniądze, a by, tym razem skutecznie, rozkochać go w sobie. On, molestowany za młodu przez matkę, znajduje w Glorii pierwszą kobietę, na której mu autentycznie zależy. Ona, niegdyś porzucona, zdobywa w końcu mężczyznę, na którego może przelać swoje spore pokłady miłości. I gdybyśmy mówili tu o filmie romantycznym, to tu pewnie mogłyby pojawić się finał tej historii, a kochankowie odeszliby w siną dal przy zachodzie słońca i uleczyliby wzajemnie swoje skrzywdzone dusze. U Du Welza jednak, miłość dwojga bohaterów to zaledwie początek równie tragicznych, co makabrycznych zdarzeń. Michel dalej zamierza żyć z uwodzicielstwa, a Gloria staje się jego pomocniczką. Problem jednak w tym, że kobieta nie jest w stanie poradzić sobie emocjonalnie z zajęciem swojego partnera i popchnięta przez gniew i zazdrość morduje kokietowaną przez Michela kobietę. Scenariusz ten powtarza się w filmie kilkukrotnie. Obserwujemy więc, jak Gloria coraz bardziej zatraca się w obłędzie. Alleluja, choć jest filmem dość kameralnym i z nieśpiesznym tempem akcji, zapewnia widzom silną dawkę skrajnie nieprzyjemnych emocji, przez które całość z czasem ogląda się bardzo nerwowo i nieprzyjemnie, do tego stopnia, że momentami chce wstać i wyjść na chwilę, by się przewietrzyć. Samotność, niepewność, zazdrość, gniew, nienawiść. Wszystkie one wynikają tutaj z ludzkiej potrzeby kochania, niestety mocno skrzywionej i destrukcyjnej. Miłość w takim wydaniu nie dodaje skrzydeł, to pierwszy gwóźdź do trumny. Uważajcie więc, komu oddajecie swoje serce.

Teksty zbiorowe kinomisyjnej załogi i przyjaciół.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*