Phantasm (1979-2016). Dziwaczne przygody morderczych kuleczek

Phantasm, w Polsce znany pod kuriozalnym tytułem Mordercze kuleczki, to bez wątpienia jedna z najdziwniejszych serii filmowych w historii. Zapoczątkowana przez Dona Coscarelliego opowiada surrealistyczną historię grupki przyjaciół stających do walki przeciwko Tall Manowi – demonicznemu grabarzowi z innego wymiaru, który wykrada ciała zmarłych, by przemieniać je w swoich niewolników. I choć tak pobieżny opis nie zdradza kryjącego się pod nim szaleństwa, na przestrzeni pięciu filmów widzowie uświadczą wiercących dziury w głowach latających kul, zombie-karłów, podróży międzywymiarowych, telepatycznych więzi, złych doppelgangerów, a nawet apokalipsę.

Phantasm (1979)

Pomysł nakręcenia horroru podsunął Coscarelliemu zaprzyjaźniony aktor Reggie Bannister; proponował mu on ekranizację powieści Raya Bradbury’ego Something Wicked This Way Comes, ale ponieważ zdobycie praw do książki nie było wówczas dla młodego jeszcze reżysera możliwe, postanowił on opowiedzieć całkowicie oryginalną historię. Sama powieść Bradbury’ego doczekała się ekranizacji w 1983 roku i to wyprodukowanej przez Disneya.

Bohaterami Phantasm są dwaj bracia – starszy Jody (Bill Thornbury) i młodszy Mike (A. Michael Baldwin). Ich przyjaciel Tommy (Bill Cone) ginie w tajemniczych okolicznościach i zostaje pochowany na miejscowym cmentarzu. Mike zakrada się na ceremonię pogrzebową i, gdy wszyscy się rozchodzą, jest świadkiem dziwnego wydarzenia. Miejscowy grabarz (Angus Scrimm) zamiast zakopać trumnę Tommy’ego, podnosi ją bez problemu w pojedynkę i pakuje do samochodu. Później dochodzi do kolejnych dziwnych wydarzeń, w które zaangażowane są zakapturzone karłowate stworzenia. Ponieważ nikt Mike’owi nie wierzy, postanawia on na własną rękę zakraść się do domu pogrzebowego i odkryć, o co w tym wszystkim chodzi.

Film Coscarelliego to mieszanka pokręconej fantastyki i oniryzmu. Tall Man jest bliżej nieokreśloną istotą z innego wymiaru, która wykrada ciała zmarłych, aby zmieniać je w karłowate stwory będące jego niewolnikami. Na swoich usługach ma także latające kule, które potrafią wwiercać się w głowy swoich ofiar. Za oniryzmem Phantasmu przemawia zaś niekiedy irracjonalne zachowanie bohaterów (w jednej ze scen, na przykład, podczas jazdy samochodem bohaterowie znajdują furgonetkę Reggiego [Reggie Bannister] – zaprzyjaźnionego sprzedawcy lodów – przewróconą na bok na środku jezdni; miejsce wypadku sprawdza Mike, młody chłopak, a nie opiekujące się nim w tamtym momencie dwie dorosłe kobiety), a wreszcie znaczenie scen snów (ostatecznie, jak się okazuje, cała fabuła jest jednym wielkim snem…). Żeby było jeszcze dziwniej, Coscarelli postanawia dorzucić do całego tego miksu jeszcze nawiązanie do Diuny Franka Herberta: w jednej z pierwszych scen Mike odwiedza starą wróżkę, a ta materializuje przed nim tajemnicze pudełko, do którego ten ma włożyć rękę. Jest to oczywiste nawiązanie do identycznej sceny ze wspomnianej powieści, w której jedna z sióstr Bene Gesserit poddaje próbie Paula Atrydę.

Phantasm to jednak znacznie więcej niż tylko narkotyczna przejażdżka po surrealnych wizjach. To film o dziecięcej traumie. Jak się bowiem dowiadujemy na początku filmu, rodzice Mike’a i Jody’ego zmarli jakiś czas wcześniej, z czym ten pierwszy nie mógł sobie poradzić i dręczyły go koszmary. Teraz z kolei ginie ich wspólny przyjaciel, za którego śmierć jest odpowiedzialny Tall Man. Grabarz z innego wymiaru jest ucieleśnieniem śmierci, która siłą pozbawia bliskich i, na domiar złego, przemienia ich w swoich sługusów. Ucieleśnia obcość i strach przed nieznanym, będąc jednocześnie postacią całkiem przerysowaną, jakby wyrwaną z dziecięcej wyobraźni.

Coscarelli porusza w ramach swojej filmowej opowieści temat dojrzewania. Jody jest dla Mike’a jedyną bliską rodziną, toteż chłopak często śledzi go i podgląda. Robi to także w nocy, kiedy Jody wraz z poznaną w barze kobietą w lawendowej sukience (Kathy Lester) udaje się na cmentarz, gdzie zaczynają uprawiać seks na jednym z grobów. Jak nam zdradza otwierająca film scena, owa kobieta jest jednym z wcieleń Tall Mana i to właśnie ona zabiła Tommy’ego, a w tamtej scenie miał jej ofiarą paść także Jody. Sekwencja ta jest o tyle szczególna, że krzyżują się w niej wszystkie przywołane przez reżysera motywy – dojrzewanie związane z jednej strony z ciekawością i podglądactwem, z drugiej strony podszyte lękiem i obecnością śmierci, wszak wszystko rozgrywa się na cmentarzu, a pod postacią uwodzicielskiej kobiety kryje się demoniczny starzec.

Można Phantasmowi zarzucić, że jego scenariusz, zwłaszcza w drugiej połowie, staje się ciągłą bieganiną bohaterów tam i z powrotem, a montaż bywa toporny. Na te wszystkie uchybienia łatwo jednak przymknąć oko. Coscarelli wraz z grupą przyjaciół i kilku zapaleńców nakręcił wizjonerski film, który pod oniryczną, na pozór głupkowatą fabułą, kryje ambicje i zaskakująco bogaty bagaż znaczeń. Ma także odwagę zaufać widzowi i wielu rzeczy nie mówi wprost, a tylko sygnalizuje je i pozostawia w sferze domysłów.

Dzieło Dona Coscarelliego zdołało, mimo swojego ekstrawaganckiego charakteru, odnieść całkiem pokaźny sukces. I choć na pierwszy sequel trzeba było czekać aż dziewięć lat, w końcu zaowocowało całą filmową serią.

Phantasm II (1988)

Kulisy powstania „dwójki” można uznać jako całkiem burzliwe, choć nie zaszkodziły one produkcji w szczególnym stopniu. Phantasm II miał zostać wyprodukowany przez studio Universal, postawiło ono Coscarelliemu jednak kilka warunków. Przede wszystkim, odrealniony charakter pierwszego filmu musiał ulec zmianie, zabroniono mu nawet nakręcić sceny snu. Najbardziej problematyczna okazała się jednak zmiana w obsadzie. Wytwórnia chciała zastąpić zarówno A. Michaela Baldwina, jak Reggiego Bannistera, ponieważ byli oni niemal całkowicie nieznanymi aktorami. O ile Bannister finalnie pozostał zaangażowany w produkcję, o tyle Baldwin musiał zostać zastąpiony przez Jamesa Le Grosa.

Akcja Phantasmu II ma miejsca kilka lat po wydarzeniach z oryginału. Mike (Le Gros) trafia do szpitala psychiatrycznego, skąd wychodzi w wieku dziewiętnastu lat. W tym czasie rozwinął telepatyczną więź z dziewczyną imieniem Liz (Paula Irvine), mającą prorocze sny o Tall Manie (o których dowiadujemy się z narracji z offu). Chłopak więc, wspólnie z Reggiem zbroją się i wyruszają w podróż po kraju w poszukiwaniu demonicznego grabarza i jego ewentualnej ofiary.

Ingerencje studia odcisnęły piętno na końcowym produkcie. Phantasm II faktycznie jest o wiele bardziej konwencjonalnym filmem grozy niż jego poprzednik i przez to też posiada o wiele mniej wyrazisty klimat; grane wcześniej na syntezatorze kompozycje Malcolma Seagrave’a i Freda Myrowa otrzymały bardziej energiczną, instrumentalną kompozycję, ale stały się przez to bardziej generyczne. Całość powędrowała także w kierunku kina drogi z bohaterami, którzy, niczym łowcy wampirów czy innych stworów, uzbrojeni po zęby przemierzają coraz to bardziej wyludnione mieściny. Jak się bowiem okaże, Tall Man, gromadząc swoją armię nieumarłych, działał w wielu miejscach i przyczynił się do upadku wielu mniejszych miast.

Choć Universal kładł Coscarelliemu kłody pod nogi, udało mu się nakręcić godny sequel. Nie mogąc pozwolić sobie na równie ekstrawaganckie i niejednoznaczne wyczyny, co poprzednim razem, poszedł w stronę niezobowiązującej rozrywki rodem z Martwego zła II (1987) Sama Raimiego. Pojawił się szereg subtelnych nawiązań do filmów grozy i nie tylko, m.in. na jednym z nagrobków na splądrowanym przez Tall Mana cmentarzy widnieje nazwisko Alexa Murphy’ego, czyli RoboCopa (1987). Również same „kuleczki” pojawiają się znacznie częściej i prezentują znacznie bogatszy arsenał uzbrojenia, co prowadzi do kilku brutalniejszych scen. Widoczny jest także większy budżet, który reżyser, można przypuszczać, roztrwonił na dwie iście spektakularne eksplozje – w ramach jednej wysadził dom, co zostało wykorzystane w ramach dwóch osobnych scen stwarzając wrażenie zburzenia dwóch różnych budynków, a w ramach drugiej wysadził samochód.

Mimo to Phantasm II jest filmem całkiem powolnym, jeśli chodzi o rozwój akcji, i wciąż nastawionym na budowanie specyficznej atmosfery, nawet jeśli mógł robić to w mocno ograniczony sposób. Brutalniejsze i bardziej dynamiczne sceny mają miejsce dopiero w drugiej połowie, pierwsza zaś nieśpiesznie buduje intrygę.

Mimo szeregu odstępstw od oryginału, film jest wiernym jego duchowi. Bo choć takie elementy, jak humor czy przerysowanie (objawiające się m.in. w postaci ręcznie wykonanej strzelby z czterema lufami) o wiele bardziej rzuca się w oczy przy okazji tej odsłony, to jednak oryginał także zdawał nie traktować siebie w stu procentach poważnie.

Phantasm III (1994)

Koniec końców „dwójka” nie poradziła sobie w kinach aż tak dobrze, jak zakładał Universal, toteż przy okazji części trzeciej Coscarelli odzyskał twórczą swobodę. Wytwórnia zgodziła się na dystrybucję ewentualnej kontynuacji nie składając tym razem żadnych żądań. A. Michael Baldwin powrócił jako Mike, zaś całość ponownie przybrała oniryczną, nieoczywistą formę. I choć Phantasm III jest momentem, w którym intryga wiążąca całą serię ze sobą zaczyna być odkrywana, to, paradoksalnie, jest to najsłabsza odsłona.

Akcja „trójki” rozpoczyna się zaraz po wydarzeniach z części poprzedniej. Liz ginie wskutek wypadku samochodowego, nieprzytomny Mike trafia do szpitala. Bohater na krótką chwilę popada w stan śmierci klinicznej i śni o tunelu prowadzącym do światła. Po drodze spotyka Jody’ego (który nawiasem mówiąc umarł między filmami, ale o tym będzie później); ten ostrzega go, aby nie szedł w stronę światła. Mike ignoruje słowa brata, lecz gdy drogę zagradza mu Tall Man, budzi się, by natychmiast zostać zaatakowanym przez jednego z żywych trupów. Wraz z Reggiem chłopak ucieka, lecz szybko zostaje pojmany przez Tall Mana. Teraz zadaniem Reggiego będzie uratowanie przyjaciela.

Phantasm III jest znacznie bardziej „zakręcony” niż jego poprzednik, choć dziedziczy po nim skłonność do bardziej wyrazistego humoru oraz przerysowanej akcji. Podczas swoich poszukiwań Reggie zostanie schwytany przez grupę rzezimieszków rabujących co popadnie, aż nieoczekiwanie zostanie oswobodzony przez… dziecko, a dokładniej Timmy’ego (Kevin Connors) – syna szeryfa, który również stracił rodzinę z rąk Tall Mana, a który przeobraził się w makabryczną wersję Kevina McCallistera. Potrafi on obchodzić się z bronią palną, zastawiać pułapki, a także posługuje się frisbee z żyletkami. Później dołączy do nich także posługująca się nunczako Rocky (Gloria Lynne Henry).

Trudno jest nie odnieść wrażenia, że przy okazji tej odsłony Coscarelli przekroczył pewną granicę, która powstrzymywała serię przed popadnięciem w niestrawny absurd. Widać to w postaci Timmy’ego, a także w pstrokatych rzezimieszkach, którzy napadli Reggiego, a którzy, na domiar złego, powracają później jako żywe trupy i stają się głównymi adwersarzami bohaterów. Sam Reggie stał się o wiele bardziej komediową postacią, niestety w gruncie rzeczy sprowadza się to do zmienienia go w niewyżytego seksualnie pana w średnim wieku.

Pochwalić Phantasm III należy za to za stronę wizualną; całość zabiera nas bowiem m.in. do tunelu prowadzącego do świata zmarłych, czy do kryjówki Tall Mana, która przyozdobiona jest… laserami. Film ma w zanadrzu także całkiem pomysłową sekwencję, w której Reggie przenosi się do wspomnianej kryjówki za pośrednictwem własnego snu i w ten sposób pomaga Mike’owi uciec. Jak na dłoni widać, że Coscarelli znów ma pełną kreatywną kontrolę nad swoim dziełem i może pozwolić swojej wyobraźni szaleć. Scena ta jest o tyle znamienna, że przedstawia możliwość tego typu międzywymiarowego przemieszczania się, a same sny odgrywały w poprzednich odsłonach dość istotną rolę.

Ocena trzeciego Phantasmu jest dość trudna, bo niemal każdy jego element można ocenić na dwa skrajnie różne sposoby. Postać Timmy’ego jest tego najlepszym przykładem – z jednej strony jego przedstawienie jest iście kuriozalne i wytrącające widza z równowagi, z drugiej jednak swoim opanowaniem i umiejętnościami strzeleckimi mógłby zawstydzić niejednego dorosłego i wraz z rozwojem akcji szybko zapominamy o tym, jak ta postać zaczynała. Nie można także odmówić charyzmy Rocky, niestety film pod koniec pozbywa się jej w dość leniwy sposób – ot, gdy jest już po wszystkim, bohaterka uznaje, że walka z Tall Manem jest ponad jej siły i po prostu odchodzi. Pomniejszych antagonistów trudno jest widzowi traktować poważnie, nie mówiąc już o postrzeganiu ich jako realnego zagrożenia. Mówimy w końcu o trójce postaci, które jeżdżą różowym samochodem, a z charakteru przypominają kogoś, kto urwał się z kreskówki niskich lotów.

Mimo tych wszystkich uchybień, „trójka” wprowadza wiele nowych wątków, a także kontynuuje te z poprzednich filmów i, może nie wyjaśnia ich, ale daje widzowi narzędzia, aby ten sam mógł dotychczasowe wydarzenia poukładać sobie w głowie. Coscarelli, podobnie jak przy okazji pierwszej części, buduje historię na niedopowiedzeniach, czego przykładem jest mająca na początku filmu kliniczna śmierć Mike’a i jej konsekwencje. Okaże się bowiem, że krew bohatera zmieniła kolor na żółty (taki sam, jak u Tall Mana i jego karłów), a także, że w jego głowie tkwi jedna z kul, tylko że w złotym kolorze. Związek między tymi dwoma wydarzeniami nigdy nie zostaje jasno wyjaśniony, możemy jednak przypuszczać, że taki istnieje.

Innym istotnym wątkiem jest powrót Jody’ego, który, jak się dowiadujemy pod koniec pierwszego filmu, zginął w wypadku samochodowym. Ponieważ wydarzenia przedstawione w oryginalnym Phantasmie były ostatecznie snem Mike’a, trudno było nie zadać sobie pytania, czym ten film jest w kontekście reszty serii i jakie jest jego miejsce w narracji. „Trójka” nie daje nam na to odpowiedzi, lecz sygnalizuje dość wyraźnie, że jawa i świat snów to dwa wymiary, które w pewnych okolicznościach mogą działać na siebie, podróże międzywymiarowe z kolei staną się istotnym wątkiem w sequelach. Sam Jody natomiast powraca jako… jedna z kul, z tą różnicą, że potrafi przybierać ludzką postać. I choć przez większość czasu stara się pomóc bohaterom, widać, że, z racji swojego stanu, nie zawsze jest w stanie oprzeć się wpływowi Tall Mana i zdarza mu się działać na niekorzyść bohaterów.

Phantasm III zmienił zatem reguły gry w sposób dość znaczący. Wprowadził wiele nowych wątków, które otrzymają rozwinięcie w kontynuacjach, a także skłonił do spojrzenia na swoich dwóch poprzedników w zupełnie inny sposób. Już na tym etapie trzeba pochwalić twórców za odwagę; podczas gdy inne serie horrorów z każdym kolejnym sequelem obdzierałyby swoją historię z tajemniczości, Coscarelli wierzy w inteligencję i spostrzegawczość widza i pozostawia jedynie poszlaki, które ten może zinterpretować na własny sposób. Phantasm na tym etapie przypominać zaczyna wręcz zagadkę i to dość skomplikowaną, której rozwiązanie zostaje zostawione w całości odbiorcy. Jak więc rozczarowująca pod pewnymi względami „trójka” by nie była, jej wpływ na całokształt cyklu jest ogromny.

Phantasm IV: Oblivion (1998)

Na dalszy ciąg przygód Reggiego i Mike’a fani serii nie musieli tym razem czekać długo, bo tylko cztery lata. Coscarelli nie pozostał obojętny na krytykę trzeciego Phantasmu i postanowił w ramach nowej części zrezygnować z epatowania akcją i humorem na rzecz „powrotu do korzeni”, tj. wolniejszego tempa i kameralności. W międzyczasie, będący wielkim fanem cyklu Roger Avary napisał własny scenariusz zatytułowany Phantasm 1999. Miał on stanowić epicki finał dziejący się w postapokaliptycznej przyszłości zdominowanej przez nieumarłą armię Tall Mana. Poszukując swojego przyjaciela Reggie miał połączyć siły z zaawansowanym technologicznie wojskiem i podjąć próbę zniszczenia wymiaru, z którego szwarccharakter ma czerpać swoją moc. Tekst Avary’ego spodobał się Coscarelliemu na tyle, że gotów był go zrealizować, problemem okazał się budżet, którego nie udało się wówczas zebrać. Reżyser wpadł wówczas na pomysł, że część czwarta będzie mniejszym filmem i stanowić preludium do scenariusza Avary’ego, który zmodyfikowano i nadano mu tytuł Phantasm 2012. Niestety i te plany zostały pokrzyżowane przez brak funduszy.

Phantasm IV: Oblivion rozpoczyna się tuż po wydarzeniach z części trzeciej. Mike, odkrywając, że jego ciało uległo przemianie, wyrusza w samotną podróż w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego Tall Man stara się przemienić go w podobną sobie istotę. Wiedziony na pustkowie, bohater zaczyna odkrywać swoje nowe umiejętności, w tym także możliwość podróży międzywymiarowych, które wykorzystuje, aby poznać tajemnice antagonisty i sposób, na jego unicestwienie. W ślad za Mikiem rusza Reggie, który po drodze stanie do walki z policjantem-zombie i kilkoma morderczymi kuleczkami.

Jak pisałem wcześniej, Oblivion mocno różni się od części drugiej i trzeciej, stając się na powrót filmem poważniejszym. Braki budżetowe widać choćby w wykorzystanej scenerii, którą stanowią w większości pustkowia; trzeba jednak oddać Coscarelliemu, że potrafi wykorzystać je w sposób umożliwiający wykreowanie delirycznej, osaczającej atmosfery. Ciekawym zabiegiem jest wykorzystanie przez reżysera wyciętych scen z pierwszego Phantasmu. Choć stanowią one tylko sekwencje snów lub retrospekcje, to zostały one wprowadzone do całości z taką naturalnością, że można odnieść wrażenie, że Coscarelli planował całą tę serię już w 1979 roku.

Nieco rąbka tajemnicy zostaje uchylone w kontekście postaci Tall Mana. Dowiadujemy się bowiem, że kiedyś był on człowiekiem o imieniu Jebediah Morningside – grabarzem i wynalazcą, który zbudował maszynę umożliwiającą podróże zarówno w czasie, jak i między wymiarami. Nie zostaje nam jednak wyjawione, co dokładnie stało się z Morningsidem, co uczyniło z niego wykradające ciała zmarłych monstrum. Nie zostaje także wyjaśniony jego związek z Mikiem; jedyne, co otrzymujemy, to scenę snu, którą widz może interpretować na różne sposoby. (Dzieje się ona w trakcie nieokreślonej wojny; Mike leży nieprzytomny na stole w namiocie, a Tall Man poddaje go czemuś, co wygląda jak lobotomia.)

Phantasm IV jest więc filmem nad wyraz skromnym, lecz, podobnie jak część pierwsza, nadrabiającym kreatywnością i klimatem. Muszę jednak przyznać, że jego konstrukcja może być frustrująca. Wątek Mike’a jest niewątpliwie najciekawszym elementem całości i, w zasadzie, mógłby być jedynym jej elementem. Niestety, często ma się wrażenie, że zostaje on ukrócony na rzecz wątku Reggiego, który przez cały film błąka się w poszukiwaniu Mike’a, okazjonalnie zetrze się ze sługusami Tall Mana, a wszystko to wydaje się być nienaturalnie rozwleczone, co frustruje tym bardziej, że mamy świadomość, iż w tym czasie, gdzieś indziej, dzieją się o wiele ciekawsze rzeczy.

Jest zatem, za co „czwórkę” cenić i na pewno przypadnie ona do gustu przede wszystkim tym fanom serii, którym nie odpowiadał bardziej sensacyjny charakter drugiej i trzeciej części, ponieważ złożona przez Coscarelliego obietnica powrotu do korzeni została spełniona. A mimo to, do niedawna trudno było Oblivionu nie nienawidzić. Do 2016 roku stanowił on ostatnią część serii, a więc i jej finał. I jako taki nie tylko nie dawał jasnych odpowiedzi, ale jeszcze zostawiał widzów z zakończeniem, które wyglądało, jak furtka do kolejnego sequelu. Trudno było nie poczuć frustracji, kiedy zostało się z tak wieloma pytaniami bez odpowiedzi.

Phantasm: Ravager (2016)

Na część piątą – i prawdopodobnie ostatnią – fani musieli czekać najdłużej, a przeciągająca się postprodukcja zdawała się stawiać cały projekt pod znakiem zapytania. Trudno było na tym etapie nie mieć oczekiwań wystrzeliwujących w przestrzeń kosmiczną, a przy tym równie wielkich obaw, bowiem Phantasm: Ravager miał nie być reżyserowany przez Dona Coscarelliego, a przez zaprzyjaźnionego z nim twórcę Davida Hartmana, z którym ten współtworzył scenariusz.

Ravager jest, o dziwo, bezpośrednią kontynuacją Phantasmu IV. Gdy się rozpoczyna, widzimy, jak mocno sponiewierany Reggie przemierza pustkowie, po czym, odzyskawszy swój samochód od złodzieja, walczy z kilkoma kulami Tall Mana. Nieoczekiwanie jednak budzi się jako staruszek na wózku inwalidzkim rezydujący w domu starców, którego odwiedza… Mike. Jak się okaże, świadomość Reggiego przeskakuje między czasem i przestrzenią, między różnymi swoimi wcieleniami.

Najważniejszą kwestią, którą wypadałoby poruszyć przy okazji tej odsłony jest to, czy otrzymujemy wreszcie odpowiedź na wszystkie piętrzące się dotychczas pytania? Na część z nich tak, a na część nie, jednak Hartman i Coscarelli zostawiają nam na tyle dużo poszlak, abyśmy sami mogli spróbować całą tę serię zinterpretować. Najbardziej kontrowersyjne wydaje się przerzucenie środka ciężkości z postaci Mike’a na Reggiego. Wszak to ten pierwszy był dotychczas protagonistą, ten drugi z kolei – postacią drugoplanową, zagubioną i nie do końca rozumiejącą, co się wokół niej dzieje, ale przy tym chcącą po prostu uratować swojego przyjaciela i podopiecznego. Czynienie z niego centralnej postaci w Ravagerze, dość mocno podkopuje narrację, którą seria dotychczas budowała, a co za tym idzie – jej spójność. Wynika to z tego, że „piątka” mocno sugeruje, iż ten cierpi na chorobę psychiczną i wszystko może dziać się tylko w jego głowie.

Kontrowersyjna może też wydawać się strona wizualna. Film bowiem dość często wykorzystuje CGI i to niezbyt dobrej jakości m.in. do pokazania kuleczek lub postapokaliptycznej scenerii; komputerowo generowane są także wszystkie wystrzały z broni palnej, a niekiedy też gore. Wygląda to wszystko sztucznie i może wytrącić widza z równowagi, trzeba jednak oddać Hartmanowi, że jak tylko mógł walczył z ograniczeniami budżetowymi i zadbał o to, aby zrekompensować to resztą strony wizualnej. Widać bowiem troskę o kompozycję kadrów i oświetlenie, które momentami wyglądają zaskakująco dobrze. Trzeba także oddać „piątce”, że jest najbrutalniejszą odsłoną serii; zwłaszcza na początku kilka epizodycznych postaci ginie w wyjątkowo krwawy sposób.

Mimo szeregu niedoskonałości piąty Phantasm nie zawodzi jako zwieńczenie serii. Przede wszystkim staje się on pomostem między dwiema konwencjami, z których dotychczas korzystała seria – jest więc połączeniem wybuchowego kina sensacyjnego z nastrojowym onirycznym horrorem. Świadomość Reggiego przez cały czas gwałtownie przeskakuje między różnymi wymiarami, a same rzeczywistości zdają się momentami nakładać na siebie. Tworząc scenariusz Hartman i Coscarelli niewątpliwie zaczerpnęli inspiracje z niezrealizowanego tekstu Avary’ego, bowiem w pewnym momencie Reggie spotyka w końcu Mike’a w postapokaliptycznej przyszłości i wspólnie szukają sposobu na przetrwanie, jednocześnie będąc cierpiącym na demencję staruszkiem w innej rzeczywistości. I choć finalnie nie otrzymujemy definitywnego zakończenia, to twórcy doprowadzają opowiadaną historię do punktu, w którym można powiedzieć: „Tak, to dobre miejsce, żeby się zatrzymać”. Też trudno byłoby ciągnąć ten cykl dalej bez Angusa Scrimma, który zmarł na krótko przed premierą „piątki”.

Ravagera docenią przede wszystkim osoby, dla których Phantasm jako seria jest nowością. Dla tych, którzy tę serię znali przed 2016 rokiem, a którzy wyczekiwali kolejnej, tym razem ostatniej odsłony, trudno było nie mieć oczekiwań wystrzelonych w kosmos, co wiązało się siłą rzeczy z rozczarowaniem. Film Davida Hartmana powstawał w innej epoce. toteż wygląda inaczej i wywołuje inne emocje. Patrząc jednak na niego z perspektywy czasu dostrzegam w nim wiele serca i szacunku dla oryginału, a także zrozumienia, co czyniło go tak wyjątkowym. Podobnie jak pierwszy Phantasm, podejmował temat utraty ostatniego członka rodziny, Ravager ukazuje człowieka, który po wielu trudach wreszcie może pojednać się z przyjaciółmi, których tak bardzo cenił.

* * *

Z seriami horrorów (i nie tylko) bywa najczęściej tak, że po udanej części pierwszej kolejne ekipy twórców z każdym kolejnym sequelem starają się wycisnąć ze znanej marki trochę pieniędzy. Kombinują więc, jak by jeszcze pociągnąć zamkniętą już historię i w rezultacie wypaczają oryginał, aż w pewnym momencie całość zamienia się w farsę lub autoparodię i koniec końców nikt nie pamięta, za co w ogóle lubiło się pierwszy film. Na pierwszy rzut oka trudno jest Phantasmu nie posądzić o to samo, zważywszy, w jak dużych odstępach czasu powstawały kolejne kontynuacje. Będzie to jednak wrażenie całkowicie mylne, stworzony przez Dona Coscarelliego cykl – mimo iż powstawał tak mozolnie, a jego ostatnią część reżyserował ktoś inny – zawsze był spójny i wierny swojej „filozofii” do samego końca.

Na swój sposób Phantasm jest nawet serią inspirującą, wszak Coscarelli tworząc kolejne odsłony musiał zmagać się z brakami w budżecie, uciążliwymi wymaganiami studia, czy w pewnym momencie nawet brakiem pomysłów i za każdym razem wychodził obronną ręką dając nam jedną z najbardziej pomysłowych i oryginalnych serii horrorów, której wszystkie odsłony trzymają całkiem wyrównany poziom. Udawało mu się nawet za każdym razem zebrać tę samą obsadę aktorów, a wszyscy oni za każdym razem zdawali się być tak samo zaangażowani. Czuć więc w tym wszystkim pasję i zaangażowanie twórców.

Skłamałbym jednak mówiąc, że jest to seria, która przypadnie do gustu każdemu, bowiem od jej ekstrawaganckiego pomysłu nietrudno się odbić, a im dalej w las, tym bardziej wszystko staje się pogmatwane, irracjonalne lub wręcz absurdalne. Jeśli jednak dostroimy się do dziwnych wal nadawanych przez Phantasm, to odkryjemy, że jest to rzecz zaskakująco ambitna.

Sam pierwszy film posiada w sobie pokłady głębi, o które nie posądzilibyśmy coś operującego tak dziwacznym pomysłem wyjściowym. Pod płaszczykiem wwiercających się w ludzkie mózgi kulach i grabarzu z innego wymiaru Coscarelli ukrył historię o dziecięcej traumie i dojrzewaniu, by w sequelach, nieoczekiwanie, eksplorować możliwości podróży międzywymiarowych i kontaktu z nieznanym. Tall Man, który zaczynał jako personifikacja dziecięcych lęków, ewoluował w iście lovecraftowską istotę egzystującą poza czasem i przestrzenią, której nie można zniszczyć, a której motywacji nigdy nie poznajemy. Jest on wręcz ucieleśnieniem obcości, którego nie tylko nie możemy ogarnąć rozumem, ale i prawdopodobnie też pokonać.

Coscarelliego trzeba pochwalić także za odwagę, bowiem poprowadził on swoją serię w taki sposób, aby praktycznie żadnej istotnej informacji nie podawać widzowi wprost. Jeśli już, przeważnie są to kwestie drugorzędne, na przykład jak powstają kuleczki. Nie mówi się nam dokładnie o związku Mike’a z Tall Manem, ani tego, co uczyniło go tą niezniszczalną, obcą istotą. Wiemy jednak, że podróże między czasem i przestrzenią są możliwe, różne rzeczywistości w ramach serii nakładały się na siebie, nawet same sny zdają się stanowić odrębny wymiar, na który można oddziaływać. Nie brakuje enigmatycznych linii dialogowych, analogii między różnymi scenami i wielu innych szczegółów, które mogą udzielić nam przynajmniej częściowych odpowiedzi.

Czy Coscarelli snuje refleksję na temat rzeczywistości? Niewykluczone. Na pewno zapewnia nam w swoich filmach doświadczenie poczucia zagubienia, w którym nie jesteśmy pewni, co jest prawdziwe, a co nie, co ma znaczenie, a co tylko ma na celu odwrócić naszą uwagę. Reżyser wierzy w inteligencję widza, rozsypuje przed nim te przedziwne puzzle i ufa, że odpowiedzi znajdziemy sami. O ile te odpowiedzi istnieją, nie można w końcu wykluczyć, że Coscarelli niczego tak naprawdę nie zaplanował, a jego filmy najzwyczajniej w świecie nie mają sensu. Paradoksalnie jednak – tym właśnie zapewnił im ogromną żywotność, bo aby przekonać się, czy mają one sens lub nie, musimy do nich wracać, bacznie się im przyglądać i snuć własne teorie na ich temat. Myślę, że właśnie to czyni Phantasm jako serię tak kultową. Nie tylko jej wyrównany poziom oraz wierność samej sobie, ale też otwartość na interpretację, która w naturalny sposób pobudza wyobraźnię i skłania do odświeżania sobie tych filmów, by za każdym razem znaleźć w nich coś nowego.

Urodzony 13 grudnia 1996 roku. Ukończył technikum ekonomiczne, zyskując dyplom technika. Absolwent filologii polskiej I stopnia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Obecnie student kulturoznawstwa II stopnia na tej uczelni. Pisarz-amator i poeta. Miłośnik kina, w szczególności horrorów.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*