Z okazji Walentynek kinomisyjna ekipa przygotowała coś romantycznego. Od subtelności, przez surrealizm, aż po wampirzą erotykę czy też połączenie komedii i horroru. Wybór naszych filmowych polecajek jest więc mocno zróżnicowany i liczymy, że sięgnięcie po któryś z wyszczególnionych przez nas tytułów, zwłaszcza dziś.
P.S. Gościem specjalnym, który użyczył swojego tekstu, jest tajemnicza Magdalena X.
1960 – Dziewczyna z walizką (Valerio Zurlini) – Alexander Kenneth O’Shaughnessy
Pewien młody, zamożny mężczyzna imieniem Marcello zabiera piękną Aidę na wycieczkę swoim imponujący samochodem. Znudzony jej towarzystwem, podstępnie zostawia ją w warsztacie samochodowym, po czym odjeżdża z piskiem opon. Dziewczyna na własną rękę pokonuje wiele kilometrów, by spotkać się z kochankiem i wyjaśnić całe to nieporozumienie, a dodatkowy bagaż w postaci ogromnej walizki wcale nie ułatwia jej i tak skomplikowanej podróży. Kiedy po żmudnych wysiłkach w końcu odnajduje imponującą willę, w której mieszka „uciekinier”, nie zostaje przywitana przez niego, lecz jego młodszego brata Lorenza. Młodzieniec, od pierwszego wejrzenia zauroczony Aidą, postanawia jej pomóc i nie opuszcza uroczej nieznajomej na krok. Staje się kimś w rodzaju przyjaciela i liczy na coś więcej, jednakże dziewczyna – mająca słabość do obłudnych podrywaczy – w ogóle nie zwraca na niego uwagi. Para wyrusza w podróż, by odnaleźć Marcella, a Lorenzo, znający prawdę o faktycznym miejscu jego pobytu, wplątuje się w nie lada kłopoty… Największą zaletą wspomnianej przeze mnie komedii obyczajowej w reżyserii Valeria Zurliniego są odtwórcy ról głównych. Claudia Cardinale zaskarbia sobie sympatię widzów już od pierwszej sceny. Twarz aktorki promienieje bowiem równie mocno, jak włoskie słońce okalające Parmę, Rimini i Rzym, czyli miasta, gdzie zrealizowano zdjęcia do filmu, a jej łagodne spojrzenie, delikatnie zarysowany nos i wydatne usta – w zestawieniu z nieskazitelnym, dobrym usposobieniem – powodują, że trudno oderwać od niej wzrok. Partnerujący Cardinale francuski aktor Jacques Perrin idealnie uzupełnia ten młodzieńczy duet, gdyż zarówno jego nieśmiałe obejście, jak i dobroć bijąca z drobnych gestów i odważnych czynów potrafią złapać za serce. I choć brzmi to dość pompatycznie, w trakcie seansu sami przekonacie się, że w dziele Zurliniego nie ma nic przesłodzonego. Dziewczyna z walizką to nie tylko świetna produkcja na niezobowiązujący wieczór czy wakacje, bo akcja rozgrywa się w kipiącej od słońca Italii, lecz przede wszystkim doskonały obraz do obejrzenia we dwoje. A jeśli wspomnę, że Lorenzo ma zaledwie szesnaście lat i już na tak wczesnym etapie wie, jak zatroszczyć się o starszą od siebie kobietę – czego nie można powiedzieć o mężczyznach w zbliżonym do niej wieku, jakich naiwna dziewczyna spotyka na swojej drodze – otrzymamy film z niebanalnym przesłaniem, który pozostanie w naszej pamięci na długo.
1973 – The Iron Rose (Jean Rollin) – Magdalena X
O mój Boziu. Co tu się wyprawia? Randka na cmentarzu, seks w grobowcu, taniec między grobami, śmierć o poranku. Prawdziwy romantyzm na prawdziwe Walentynki. Jean Rollin nie miał wiele kasy. Miał wystarczająco, żeby sobie wynająć cmentarz na kilka nocy i nakręcić tam film o spotkaniu pary zakochanych. No i idą tam sobie biedacy, rozbierają się, bawią jak dorośli. Po wszystkim orientują się, że jest już ciemno i trzeba wracać do domu. Nie potrafią znaleźć drogi do wyjścia z cmentarza. Pomysł absurdalny, ale Rollinowi żadne żarty w głowie. Reżyser całkiem poważnie robi z cmentarza labirynt. Postaci wariują. Nie ma żadnych zombi czy innych wampirów. To nie ten Rollin. Tutaj liczy się tylko miłość i szaleństwo w otoczeniu kości, czaszek i prochu. Poezja cmentarza. Kino jako wiersz. Cmentarz jako oaza zakochanych. Albo alegoria. Albo jeszcze co innego. Nie wiem. Najlepiej wyłączyć mozg na półtorej godziny. Dać się wpuścić w trans. Albo w maliny. Nie wiem czy to dobry film dla par, bo tu wszystko się psuje. No to jeśli nie masz randki na dziś, to może zrób sobie samotną randkę z tym filmem. Jest seksowny, w pewnym sensie. Jest bardzo romantyczny, ale mówi, że romantyzm to też wariactwo i śmierć. Miłość jako wariactwo i miłość jako śmierć. Dziwny sen.
1983 – Zagadka nieśmiertelności (Tony Scott) – Michał Mazgaj
Miriam (Catherine Deneavue) jest egipską wampirzycą. Swoje długie życie wypełnia dziełami sztuki i kolejnymi kochankami. Niestety każda przemieniona przez nią osoba po kilku wiekach zaczyna starzeć się w przyśpieszonym tempie, aż zmienia się w gnijące, niemogące umrzeć ciało. Gdy jej obecny ukochany, John Blaylock (David Bowie), zapada na tę samą chorobę, wampirzyca zwraca się do pobliskiej kliniki, w której dr Sarah Roberts (Susan Sarandon) prowadzi badania związane z zegarem biologicznym. Niestety owe badania są na zbyt wczesnym stadium, by pomóc starzejącemu się Johnowi. Gdy ten zamienia się w gnijącego starca, Miriam postanawia uwieść piękną panią doktor. Zagadka nieśmiertelności jest filmem pełnym kontrastów. Przejawia się to chociażby w samej, silnie stylizowanej i eklektycznej, stronie audiowizualnej. Muzyka zespołu Bauhaus, agresywne, grane na syntezatorach kompozycje Michela Rubiniego i Denny’ego Jaegera zostają postawione obok klasyków jak Franz Schubert i Jan Sebastian Bach. Zwierzęca zmysłowość kończąca się erupcją przemocy i krwi poprzedza intymne, romantyczne chwile między kochankami. Dynamiczny, kojarzący się z Nową Falą, montaż stoi obok długich ujęć w slow-motion. Nawet na etapie samej swojej struktury fabularnej całość dzieli się z jednej strony na tragiczną opowieść o śmierci ukochanego, a z drugiej na historię o wampirycznym uwiedzeniu. Film Tony’ego Scotta jest także dziełem dekadenckim. Miriam to femme fatale – kobieta troszcząca się tylko o własne wieczne życie i starająca zwalczyć monotonię czym tylko się da, w tym także kolejnymi kochankami. Miłość w filmie Tony’ego Scotta zostaje ukazana jako uczucie destruktywne. Obserwując starzejącego się Johna obserwujemy odrzuconego kochanka, który dosłownie obumiera z nieodwzajemnionej miłości. Uwiedzenie Sary przez Miriam jest okryte otoczką poetyckości, czego zwieńczeniem jest scena łóżkowa przy akompaniamencie Lakme Delibe’a, a która kończy się wymianą przez niewiasty szkarłatnych płynów. Wypicie krwi wampira natychmiast zaczyna mieć wpływ na bohaterkę, co więcej mamy świadomość, że wkracza ona na tragiczną w skutkach ścieżkę; skutki te oglądaliśmy w pierwszej połowie filmu. Mimo całego egoizmu jej postaci, przypadek Miriam skłania do refleksji – czy faktycznie można kochać kogoś wiecznie? Czy można spędzić setki, może tysiące, lat z jedną osobą i nie poczuć znudzenia? W momencie premiery Zagadka nieśmiertelności została potraktowana jako metafora AIDS. Z perspektywy czasu to poetycki horror wampiryczny poruszający temat przywiązania w miłości, czy nawet odkrywania swojej seksualności. Tajemniczy i powolny, wymaga od widza przede wszystkim wsiąknięcia w atmosferę zmysłowego snu.
1989 – Taniec przeklętych (Katt Shea) – Marta Płaza
On jest wampirem w mullecie, ona tancerką erotyczną o samobójczych skłonnościach. On właśnie szuka nowej ofiary, ona zrozpaczona utratą syna, myśli o tym jak skończyć swoje życie. Tę dwójkę łączy magnetyczne przyciąganie, prowadzące do przypadkowego spotkania w pewnym podrzędnym barze ze striptizem, w którym rządzą giętkie dziewczyny i potężne syntezatory. Stamtąd wyjdą razem, po to by dryfować przez resztę nocy już wspólnie. Odtąd, obskurne wnętrza reżyserka będzie wypełniać nastrojowym dźwiękiem saksofonu i dekadenckimi rozmowami o sensie wieczności, czyniąc z Tańca przeklętych z jednej strony kampowe kuriozum swoich czasów, a z drugiej stylową baśń i lepki sen ze świata poranionych wyrzutków społecznych. Jest z tej gorączkowej atmosfery seksualnego napięcia coś zarówno z późniejszego Trującego bluszcza – kultowego filmu w dorobku twórczyni, jak i charakterystyki twórczości Rogera Cormana, który był tutaj producentem wykonawczym. To właśnie on miał nalegać na to aby główna bohaterka była striptizerką, a dla części lokacji postanowił użyczyć planu nawiedzonego domu, który pozostał z jeszcze innego filmu. Łatwo wykpić to przedziwne połączenie przegiętej erotyki z depresyjną ciężkością historii i groszowym horrorem. Bohaterowie częściej deklamują niż rzeczywiście rozmawiają, gdy kochają to całymi sobą, a gdy cierpią to zawsze do pęknięcia serc. Taniec przeklętych to na szczęście film pełen twórczej energii, serducha dla taniości, rozbuchany, a zarazem kameralny, o wydźwięku kojącym dla samotników żyjących na granicy społeczeństwa, tych którzy poszukują piękna i szeroko rozumianego spełnienia. Ostatnia klatka to szczery ukłon w kierunku melancholików i nieśmiałych romantyków. Żyjemy w świecie, w którym nawet wampir potrzebuje bliskości.
1999 – A Wonderful Love (Fabrice Du Welz) – Cezary Pietruszka
Ciągle kojarzony przede wszystkim z Francuską Ekstremą, a ostatnimi laty coraz bardziej arthousowy, Fabrice Du Welz swoją reżyserską karierę zaczął od tej wybornej krótkometrażówki z pogranicza czarnej komedii i horroru. Tak jak niemal wszystkie filmy belgijskiego twórcy, tak i ten poświęcony jest sile miłości. I to nie byle jakiej, bo podstarzałej nekrofilki i dobrodusznego pracownika sklepu mięsnego. Wszystko zaczyna się od przyjęcia urodzinowego, na które główna (anty)bohaterka, imieniem Lara, nie zaprasza nikogo oprócz pewnego pechowego striptizera. Gdy ten, po krótkim występie, odmawia zostania na dłużej, Lara postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Tak oto zaczyna się jej ten nietuzinkowy romans o zapachu zepsutego mięsa. A Wonderful Love to zamknięta w 23. minutach opowieść, w której seks, brud i rozkład równać się mogą tylko romantyzmowi, jaki drzemie w postaciach samotnych outsiderów. Du Welz tworzy tu bardzo gęstą, mroczną atmosferę, lecz fabułę faszeruje przy tym elementami groteski i absurdu, brzydotę kontrując dowcipem i przerysowaniem. Jedną z drugoplanowych postaci nazywa Panem Fulcim, na cześć wiadomego Lucjana, a zaprezentowany przezeń świat jawi się jako nienaturalnie pusty, jak gdyby reprezentował jakąś alternatywną rzeczywistość (np. tą spod znaku Miasta zaginionych dzieci, tyle że bez elementu baśni). Kino osobne i bardzo smaczne, pokazujące, że Du Welz potrafi być też niezłym dowcipnisiem.
Teksty zbiorowe kinomisyjnej załogi i przyjaciół.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis