Poniżej znakomity wywiad, jakiego w 1992 roku Tarantino udzielił Johnowi Martinowi, redaktorowi naczelnemu angielskiego fanzine’a „Giallo Pages. Exploitation All’Italiana” (wywiad opublikowany na łamach jego drugiego numeru, rocznik 1993). Przy tłumaczeniu tekstu pozwoliłem sobie pominąć przydługi wstęp, ale bez nakreślenia kontekstu obejść się nie może. Otóż Martin natknął się na Tarantino w Nottingham podczas festiwalu kina kryminalnego/sensacyjnego Shots in the Dark, gdzie reżyser promował Wściekłe psy. Początkowo nie był chętny na udzielenie kolejnego wywiadu, jednak Martin wcisnął mu swojego zine’a oraz numer telefonu. Drugiego dnia Tarantino zadzwonił doń ze słowami, że jego gazeta jest świetna i bardzo chętnie spotka się z nim na rozmowę, o ile tylko nie będzie dotyczyć jego debiutanckiego filmu, ponieważ takich rozmów ma już serdecznie dość. Zapewne także dzięki temu wywiad ten nie wygląda jak wywiad, a raczej jak kumpelska pogawędka przy piwie.
Co ci mówił Harvey Keitel o pracy z Dario Argento podczas Two Evil Eyes?
Grał w Two Evil Eyes i jeszcze jednym włoskim filmie, The Inquiry w reżyserii Damiano Damianiego.
I w Order of Death Roberto Faenzy. To ten z Johnny’m Rottenem.
A tak. Nigdy nie rozmawialiśmy o filmie z Johnny’m Rottenem, ale naprawdę polubił Argento. Mówił, że może zrobią razem jeszcze jeden film, bo Dario mu powiedział „Harvey, nigdy nie nauczyłem się o aktorstwie tak dużo, jak podczas pracy z tobą”.
Keitel był tam świetny, jak zwykle, ale ogólnie nowela Argento niezbyt mi się podobała.
Co? To znaczy podobała ci się nowela Romero, ale nie Argento?!
Cóż, nie jestem fanem Romero, więc nie miałem żadnych oczekiwań wobec jego części filmu. A ta okazała się… no, niezła. Ale od Argento oczekiwałem bardzo dużo i niewiele dostałem. Odniosłem wrażenie, że poświęcił sporo ze swojego stylu, żeby tylko się dostać do amerykańskiego mainstreamu.
To prawda, ale i tak mi się podobało. W zasadzie to myślę, że to jego jedyny film od czasu Suspirii, który od początku do końca jest dobry. Jest konsekwentny.
Tak, ale według mnie to jest jednak poziom niżej niż zwykle. Niektóre z jego innych filmów mają na zmianę świetne i słabe fragmenty, ale te świetne są dużo lepsze niż cokolwiek w Two Evil Eyes.
Tak, wiem. Rzecz w tym, że… Two Evil Eyes ma dużo dobrych motywów, ale czy może być coś lepszego niż igły przyklejone do oczu dziewczyny w Operze? Nie! Ale po prostu było naprawdę fajnie zobaczyć film, po którym Argento nie musiałby za nic przepraszać. Film jest naprawdę fajny, wiesz, zwarty. Zakochałem się w nim. Myślę, że jest przerażający.
Ma Keitela, który jest dużo ponad poziomem aktorów, z którymi Argento zwykł pracować.
Tak, Harvey był tam świetny, bardzo zabawny, a ten film jest dziki. Są tam naprawdę pojebane motywy i pokochałem pracę kamery. Myślę, że ten film naprawdę kopie dupę. Miałem radochę podczas seansu, mimo że dużo osób tak narzekało. Harvey uwielbiał pracę z Dario. Mówił, że to bardzo uroczy koleś. Tim Roth, który też zagrał w moim filmie, prawie dostał rolę Jimmy’ego Russo w Traumie. Musiał się wycofać w ostatniej chwili, ale jest wielkim fanem Dario. A ja jestem wielkim fanem włoskich filmów od bardzo, bardzo dawna. Oglądałem je już za nastolatka, wiesz.
Miały dobrą dystrybucję w Stanach?
Miały dobrą dystrybucję w latach 60., ale ich wielki czas nastał na początku lat 80. wraz z boomem na rynek video. Teraz to przystopowało, bo już nie ma w Ameryce rynku zbytu na filmy z dubbingiem. Kiedy już wychodzą, to nikogo to teraz nie interesuje. Ale swego czasu wypożyczalnie video kupowały wszystko i w kółko wypuszczano kolejne rzeczy. Filmy Ciro H. Santiago i w ogóle, było tego miliard, wszędzie filmy Antonio Margheritiego i Enzo G. Castellariego. Oczywiście jeśli chodzi o kina, to zakończyło się to w latach 70.
Wtedy zaczęli zamykać kina grindhouse’owe.
Tak. Ja się zainteresowałem włoszczyzną dzięki filmom Mario Bavy.
Strasznie niedoceniany koleś.
Martin Scorsese reklamuje Bavę od lat. Po Bavie zacząłem oglądać spaghetti westerny, reżyserów pokroju Sergia Sollimy. Myślę, że to świetne, że goście z Aktiv wydają kolekcje spaghetti westernów w Anglii. Nie ma czegoś takiego w Ameryce. Strasznie chciałbym zobaczyć spaghetti western Liny Wertmuller, ale nie mogę go dorwać. A dopóki nie przyjechałem tutaj, nigdy nie widziałem Face to Face Sollimy, choć czytałem o nim od lat.
A lubisz Corbucciego?
Corbucci jest fajny, ale Sollima jest rewelacyjny. No wiesz, Face to Face i The Big Gundown. Ten drugi to jeden z moich absolutnie ulubionych filmów. No i Damiano Damiani, który zrobił Bullet for the General i Confessions of a Police Captain – z Franco Nero i Martinem Balsamem – a potem Amityville 2. Jest naprawdę dobry. No i Sergio Leone, ale to oczywiste. A potem odkryłem Antonio Margheritiego.
W zasadzie to mógłbym przemianować ten magazyn na „Fan Club Antonio Margheritiego”… Zrobił mnóstwo filmów w przeróżnych gatunkach. Które lubisz najbardziej?
Pierwszym filmem, podczas oglądania którego wiedziałem, że mam do czynienia z Antonio Margheritim był The Stranger and the Gunfighter, kung-fu western z Le Van Cleefem i Lo Liehem. Ogólnie zbieram jego filmy, mam już sporą kolekcję. Razem z kumplami bardzo lubimy jego wczesne, bardzo odjechane rzeczy, jak Castle of Blood czy The Long Hair of Death. Ale prawdopodobnie moim ulubionym filmem Marghertiego jest Cannibal Apocalypse.
Niedawno przeprowadziłem wywiad z Johnem Morghenem, który tam zagrał.
O, pamiętam go z wielu filmów. Świetnie, że zrobiłeś ten wywiad, chętnie go przeczytam! Świetny aktor, zagrał w…
Cannibal Ferox.
Dokładnie. No i u Lucio Fulciego w City of the Living Dead. W każdym razie, bardzo lubię Cannibal Apocaypse, bardzo też lubię The Last Hunter. Wiesz, Margheriti zrobił te filmy o Wietnamie, The Last Hunter i Tornado Strike Force, jeszcze przed Rambo. To w zasadzie rip-offy Czasu apokalipsy. Jest w tym świetny. Zrobił również rip-offy Łowcy jeleni i The Last Hunter też jest jednym z nich.
A wiesz, że oryginalny włoski tytuł Cannibal Apocalypse powinno się tłumaczyć jako Apocalypse Tomorrow?
Dokładnie! A co jest zabawne z filmami o Rambo… Rambo jest naprawdę dobrze zrobiony, ale wszystkie jego części mają posmak wojennych filmów Margheritiego, które w Stanach wypuścili potem znowu, ale reklamowali je tym razem jako rip-offy Rambo!
To tak jak w wypadku Body Count Ruggero Deodato, o którym ludzie mówią, że jest zżyną z Piątku trzynastego, ale przecież Piątek trzynastego jest zżyną z Bay of Blood Mario Bavy.
Dokładnie!
Więc w końcu kto z kogo zżyna?
No właśnie. Kolejnym filmem Margheritiego, jaki lubię, jest Take a Hard Ride. Zajebisty.
To ten, w którym szukają dziewczyny, która ma mapę wytatuowaną na dupie?
Nie, to The Stranger and the Gunfighter.
A, racja. Miesza mi się, bo tutaj wypuścili to pod tytułem Blood Money…
Po tych wszystkich filmach, o których wspomniałem, zacząłem się interesować kinem mafijnym. Numerem jeden był pod tym względem Fernando Di Leo, taki włoski odpowiednik Dona Siegela. Zrobił takie dwa filmy – Rulers of the City z Jackiem Pallance’m i Hitmen z Henry’m Silvą i Woody’m Strode’m – które miały w Stanach ciągle zmieniane tytuły, bo wydało je pięć różnych firm i każda pod innym tytułem. Normą jest, że wchodzisz do wypożyczalni video i okazuje się, że właściciel ma jeden film pod kilkoma tytułami i nawet nie wie, że to jedno i to samo.
No i zdarza się, że jeden film ma na opakowaniu kasety artwork z zupełnie innego filmu.
W Ameryce było tak nawet z Ulicami nędzy! Na opakowaniu Ulic nędzy miałeś zdjęcia z Ucieczki gangstera! Rulers of the City było wydawane u nas jako Big Boss, Mr. Scarface, The Sicilian Connection… Ale Fernando Di Leo jest naprawdę zajebisty. Hitmen to szalona rzecz. No i on zrobił jeszcze – jestem prawie pewien, że to on to zrobił – jeden z moich ulubionych filmów akcji lat 70. z Franco Nero, Street Law. Nero gra tam z Barbarą Bach. To film w stylu Życzenia śmierci i jest świetny, stary! Ma rewelacyjną akcję, jest wspaniały. Franco Nero gra takiego łagodnego typa, który jest zmuszony zostać mścicielem i w ogóle. Rewelacja! Dużo filmów Di Leo było zajebistych, ponieważ czasami miały wielkie włoskie gwiazdy, jak Franco Nero, Tomasa Milliana czy kogoś w tym stylu, a czasami miały amerykańskie gwiazdy, np. w Rico wystąpił Christopher Mitchum, a Robert Blake wystąpił w Ripped Off, zanim jeszcze zrobiono Barretta… Włosi ściągali ludzi pokroju Henry’ego Silvy, ale niezależnie od tego, czy główną rolę grał Włoch czy Amerykanin, zawsze jakaś upadła amerykańska gwiazda grała niebezpiecznego gangstera, jak Martin Balsam, Lee J. Cobb, Richard Conte albo Arthur Kennedy. Alain Delon zrobił dobry włoski film mafijny, który w Stanach wyszedł jako No Way Out. Richard Conte zagrał tam gangstera, Dużego Ważnego Mafiosa, i zrobił to naprawdę dobrze.
Telly Savalas zagrał też w wielu takich tytułach.
Telly Savalas zrobił miliard filmów we Włoszech. To, co jest zajebiste w tym, że zaczęły się pojawiać te filmy mafijne, to fakt, że Sergio Sollima zaczął je robić zaraz po spaghetti westernach. Najlepszym jest The Family z Charlesem Bronsonem, Jill Ireland i Telly’m Savalasem. W Anglii jest to chyba znane jako Violent City, a scenariusz napisała do tego Lina Wertmuller. Jest super. To w zasadzie remake Człowieka z przeszłością Jacquesa Tournera z Robertem Mitchumem.
Na podstawie tego powstało też Przeciw wszystkim.
Tak, to był oficjalny remake. Identyczna historia, ale Bronson gra płatnego zabójcę, który jest przeciwieństwem typa detektywa, Telly Savalas gra rolę Kirka Douglasa, a Jill Ireland gra rolę Jane Greer. Świetna rzecz. Sollima zrobił też remake własnego filmu, The Big Gundown. Uwspółcześnił go i wypuścił jako Revolver. Na rynku video ma on mnóstwo różnych tytułów. Moja kopia nazywa się Blood on the Streets. Oliver Reed gra rolę Lee Van Cleefa, a Fabio Testi Tomasa Miliana. Poza tym lubię też filmy Alberto De Martino, Duccio Tessariego…
Tak jak w wypadku spaghetti westernu, Tessari nakręcił parę znakomitych gialli – Death Occurred Last Night i The Bloody Butterfly. Ten drugi z Helmutem Bergerem.
O tak! Jest też taki włoski film o mafii, nie pamiętam czy zrobił to Fernando Di Leo czy ktoś inny, ale jest świetny i zagrał w nim Helmut Berger. Nazywa się Mad Dog. Rewelacja. Berger zagrał tam złego gościa, totalnie popieprzonego płatnego zabójcę, którego nie da się kontrolować. I ściga go ten gliniarz… Naprawdę zajebisty film. A De Martino jest po prostu świetny.
Zrobił świetny film, który wyszedł w Anglii jako Blazing Magnum.
Który to?
W roli głównej Gayle Hunnicutt, a gliniarza gra Stuart Whitman. Jest tam scena walki kung-fu z gangiem transwestytów na dachu wieżowca.
Tak… Grają tam też John Saxon i Martin Landau.
I Tisa Farrow też. Myślę, że to w swoim gatunku wyjątkowy film.
Kocham De Martino. Holocaust 2000 jest dobry, The Tempter…
Zdjęcia do tego drugiego robił Joe D’Amato.
Naprawdę?
Tak. Kiedy pracował jako operator, podpisywał się swoim prawdziwym nazwiskiem – Aristilde Massaccesi. W każdym razie, co o nim myślisz?
Nie widziałem zbyt wielu jego filmów, ale Michele Soavi go wychwala, bo dał mu szansę…
Myślę, że to świetne, że go tak wychwala za to, bo mógłby przecież nazywać go słabym wyrobnikiem.
Nie mógłby tak zrobić komuś, komu zawdzięcza karierę. To przecież D’Amato pokazał talent Michele’a. Argento tego nie zrobił… D’Amato to zrobił! Stagefright to zdecydowanie najlepszy film Soaviego.
Zdecydowanie!
Jest lepszy od wszystkiego, co zrobił Argento. Tylko niektóre sekwencje Opery zbliżają się do poziomu Stagefright. Uwielbiam Operę. Nie jest dobra od początku do końca, w przeciwieństwie do Stagefright, ale niektóre sekwencje… wiesz, jak po raz pierwszy jest ten motyw z igłami pod oczami. Wow! Ale jak dla mnie najlepszym włoskim horrorem lat 80. jest Stagefright, a Michele Soavi to obecnie najbardziej utalentowany reżyser włoskiej sceny.
Jesteś bardzo obeznany we włoskim kinie. Wszyscy wiedzą, że inspirujesz się kinem z Hong Kongu, a czy jest jakiś wpływ włoszczyzny we Wściekłych psach?
Nie wiem. Jest tak samo jak z rzeczami z Hong Kongu, nigdy nie wiem kiedy to ze mnie wypływa.
Kiedy widziałem tę niesławną scenę torturowania gliniarza we Wściekłych psach, z tym gościem przywiązanym do krzesła i zmuszonym oglądać zabawę Michaela Madsena, to przyszła mi do głowy Cristina Marchillach w Operze, przyczepiona do filaru, z oczami, których nie może zamknąć…
O, nie myślałem o tym, ale to ciekawa analogia… Jeśli chodzi o te filmy „przestępcze”, yakuza eiga w Japonii, filmy o triadzie w Hong Kongu, filmy o mafii we Włoszech, filmy Jean-Pierre’a Melville’a we Francji… Chodzi o to, że my wszyscy opowiadamy ciągle te same historie, tyle że robimy to innymi sposobami, ponieważ przynależymy do osobnych kultur i narodowości. I to mnie bardzo interesuje, jak kolejne kultury wpływają na jedną opowieść. W każdym kraju ta opowieść jest niemal identyczna. No wiesz, zabójca ma coś dla kogoś zrobić, ale tego nie robi, no to zabijają jego dziewczynę, a on wtedy rusza dorwać Wielkiego Bossa.
To jest jak mitologia.
Tak. I w Japonii robią to inaczej, w Hong Kongu robią to inaczej, we Włoszech robią to inaczej. Znam to wszystko, bo oglądam te filmy całe życie. Dostałem pracę w wypożyczalni video, bo jestem filmowym ekspertem.
I sam się tego wszystkiego nauczyłeś, nie pobierałeś nauk w żadnej szkole filmowej.
Hej, przecież nie wykładają o filmach Antonio Margheritiego na UCLA!
Ich strata!
Dokładnie! (śmiech) Rzecz w tym, że goście jak Margheriti czy ten, jak mu tam, Enzo G. Castellari czy jakoś tak, oni robią miliard filmów, a ja je uwielbiam, bo… W wypadku takich twórców, zwłaszcza Margheritiego… Chodzi o to, że on jest wyrobnikiem, ale takim wyrobnikiem, który naprawdę wie, co robi. Jak oglądasz takie filmy, to jesteś w dobrych rękach. I sporo w nich zabawy. A Castellari… Zrobił sporo rzeczy na jeden raz, jak The Bronx Warriors i wszystkie te filmy w stylu Mad Maxa. Ale nie ma chyba reżysera, który by tak często pracował z Franco Nero…
Zrobili razem Keomę…
Tak. No i te ich kryminały są naprawdę dobre. Castellari zrobił też taki film – i myślę, że to jest jeden z najlepszych filmów w całym włoskim exploitation – The Inglorious Bastards!
To ten z komandosami, który przemieszczają się po nazistowskich Niemczech w przebraniu Gestapo…
Tak, to amerykańscy żołnierze, którzy zostali skazani na śmierć i uciekli, więc próbują dotrzeć do neutralnej Szwajcarii walcząc zarówno z Amerykanami, jak i z nazistami.
Gra tam Bo Svenson…
Tak, i Fred Williamson. To jest świetne, naprawdę, a scenariusz jest fantastyczny. To taki jakby hołd dla Żelaznego Krzyża Sama Peckinpaha, który był wielkim przebojem we Włoszech. Robili tam więc jego rip-offy, a stylistycznie tym właśnie ten film jest…
Żelazny Krzyż leciał w Anglii na podwójnych seansach razem z Suspirią.
W Ameryce Żelazny Krzyż przeszedł bez większego echa, ale w Niemczech i Włoszech to był hit. Zawsze śledzę wpływ takich przebojów na kino [europejskie]. Nie interesowały mnie tylko te rip-offy Mad Maxa, bo nie robili ich tak dobrze, choć robili je od zawsze. Aczkolwiek uwielbiam samego Mad Maxa.
A widziałeś Rats – Night of Terror Bruno Mattei?
Nie, ale sporo o tym słyszałem. Reżyser w Stanach znany jest pod pseudonimem Vincent Dawn. Zrobił western, który chciałbym zobaczyć – White Apache. A wracając do filmów postapokaliptycznych, to jeden mi się podobał. Nie wiem czy był włoski, opowiadał o gościach, którzy chcieli ponownie zaludnić Ziemię. After the Fall of New York.
To film Sergia Martino.
Tak? Nie wiedziałem, że to jego. Super! On też zrobił tego, eee, Cannibal God, tak, z Ursulą Andress i Stacey Keach.
W zależności od tego, gdzie jest wydane, nazywa się Mountain, Prisoner lub Slave of the Cannibal God.
Tak, Slave od the Cannibal God…
W UK wyszło to bardzo pocięte przez cenzurę, ale i tak trafiło na listę Video Nasty. Myślę, że to jeden z najmniej interesujących filmów kanibalistycznych.
Też tak uważam.
Znaczy wiesz, Martino to prawdziwy zawodowiec, zawsze robi porządne rzeczy, ale w przeciwieństwie do Umberto Lenziego nie miał w sobie tego czegoś, dzięki czemu wniósłby coś fajnego do tego gatunku.
Mój ulubiony z tych filmów to Cannibal Holocaust… Ale w After the Fall of New York Martino wykonał kawał wspaniałej roboty. George Eastman gra tam „The Big Ape”. I był tam też taki koleś, nie pamiętam nazwiska, ale on bronił dziewczyny, na którą przypadkiem trafił i to jest super, on jest jak włoski William Smith… Ciągle się gdzieś pojawia, jest naprawdę dużym gościem i ma te piaszczyste włosy i po prostu wygląda jak włoski William Smith. Dowodzi jakimiś rebeliantami, a kiedy spotyka tę dziewczynę, ostatnią płodną dziewczynę na świecie, to ją broni. Grał też podobną rolę w The Lady Killers. Michael Sopkiw też jest tam świetny.
Grał też w Blastfighter.
Tak. Blastfighter jest naprawdę dobry. Myślę, że to najlepszy film Lamberto Bavy.
Co? Lepszy od Macabre?
Macabre jest całkiem niezłe. Słyszałem też, że wyreżyserował około połowy Shock, które absolutnie uwielbiam.
To kwestia dyskusyjna, czy miał w ogóle cokolwiek wspólnego z reżyserią tego filmu.
Ci, którzy lubią ten film mówią, że to robota Mario, a ci, którzy nie lubią, mówią, że to robota Lamberto! (śmiech) Ale tak, lubię Macabre, bardzo lubię Blastfighter, a nad Demons stawiam Demons 2.
Najdziwniejsze w dystrybucji tych filmów w UK jest to, że ten pierwszy, którego akcja dzieje się przecież w kinie i właśnie w kinie należy go oglądać, wypuścili od razu na rynek video, a Demons 2 miało dużą dystrybucję kinową.
No nie żartuj, serio? Demons 2 nie miało w Ameryce kinowej dystrybucji. Przez chwilę pracowałem dla dystrybutora tego filmu, Imperial America. Długi czas wypuszczali u nas sporo włoszczyzny na video. Świetna sprawa. Demons 2 było największym z filmów, które dystrybuowali. Wśród pozostałych było też trochę świetnych westernów, jak te Duccio Tessariego, The Return of Ringo oraz pierwsza część Ringo. Wypuścili też sporo filmów Fabrizio de Angelisa i Bruno Mattei. Widziałeś kiedyś Salvador w wersji Fabrizio de Angelisa?
Ten koleś robi z siedem filmów tygodniowo!
Owszem. Nie pamiętam teraz tytułu filmu, w którym zagrał ten koleś, co wystąpił w Bugsy – nazywał się jakoś „cośtam-Vancośtam”… Wystąpił w wielu filmach, a w tym wystąpił z Rogerem Wilsonem, gościem z Porkys. Zagrali tam dwóch fotoreporterów wysłanych do Ameryki środkowej i próbujących złapać jakiś mocny temat. Naprawdę fajny, zabawny film. Bardzo podobała mi się też seria Thunder Warriors.
Lubisz Luigiego Cozziego?
Jest w porządku. Lubię Alien Contamination.
Powiedziałem mu raz, że naprawdę podoba mi się ten film, a on się prawie wywrócił ze śmiechu. Stwierdził, że to niedorzeczne, iż ktokolwiek chwali go akurat za ten film. A jak dla mnie to jego najlepszy film, Jezu…
Tak, to zdecydowanie mój ulubiony z jego filmów. Zrobił też jeszcze jeden, który mi się podobał, ale nie pamiętam co to właściwie było…
To jakiś horror?
Tak, ale nie pamiętam dokładnie… Bardzo lubię filmy o zombie, jak City of the Walking Dead Umberto Lenziego.
To ten z onirycznym zakończeniem.
Dokładnie, ale mi się najbardziej podoba to, że w tym filmie zombie biegają, strzelają z karabinów maszynowych…
…latają samolotami…
Tak, to jest… Kurwa, człowieku, nie ma nic zabawnego w byciu ściganym przez zombie, które biega tak samo szybko, jak ty! Świetny, odjechany film, bazujący na tym wszystkim wokół Nosferatu, z tym samolotem lądującym z zombie na pokładzie… Naprawdę super, świetnie się na tym bawiłem. Uwielbiam filmy o zombie. Jedyny problem, jaki mam z Zombi pożeraczami mięsa Fulciego, jest taki, że ludzie odwracają się tam za siebie niewystarczająco szybko! Oglądałem to z przyjaciółmi i stwierdziliśmy razem, że tak nie można w dżungli pełnej żrących mięso zombie, a tam ludzie odwracają się tak (QT odwraca się baaaardzo powoli). Ja bym na ich miejscu był jak Jesse Owens, byłbym jebanym Carlem Lewisem odwracania się za siebie.
Uwielbiam w tym filmie to, że mimo iż bohaterowie wiedzą, że idą po nich martwi ludzie w postaci żądnych ich mięsa zombie, to oni decydują się na położenie się na cmentarzu celem cielesnych igraszek!
Stary, Zombi pożeracze mięsa ma jedną z najbardziej posranych scen, jakie w życiu widziałem! To ta scena, gdzie zombie wpada na dno oceanu i sobie pływa, zajmuje się swoimi sprawami, i wtedy pojawia się rekin, żeby go zjeść! I wtedy zombie zaczyna jeść rekina! Najdziwniejsze w tej scenie jest to, że kiedy oglądasz ją w filmie, to ma ona sens, ale kiedy próbujesz ją opisać komuś, kto nie widział filmu, to reakcją jest coś w stylu „Że co? Coś takiego było w filmie?”. Wtedy mówisz „Tak. Przypuszczam, że to brzmi dosyć wariacko”, ale przecież podczas oglądania filmu to wygląda naturalnie. Jednak moim ulubionym filmem Fulciego jest Gates of Hell.
Ogarniasz to zakończenie w slow-motion z tą pajęczą siecią i całą resztą?
No właśnie… Nie mam najmniejszego pojęcia, co to w ogóle może znaczyć. House by the Cemetery to też świetna zabawa. Ma świetną sekwencję, gdzie głowa dziecka przyłożona jest do drzwi, za którymi stoi ojciec tego dziecka próbujący rozwalić je siekierą. To mniej więcej powtórka z Gates of Hell, gdzie wykopują z grobu dziewczynę, co jest, jak myślę, najlepszą obok pojedynku zombie z rekinem sceną Fulciego. To odkopywanie dziewczyny – rewelacja! Uwielbiam też Johna Morghena w tym filmie, ma świetną postać.
Tak, jego bohater żyje w chałupie z lalką i rozkładającym się ciałem dziecka… I przy tym jest naprawdę „wow” w kontaktach z dziewczynami…
I wszyscy o nim tak dużo mówią. Więcej niż o którejkolwiek innej postaci w filmie, nawet o tym księdzu jest mniej. Myślę, że to bardzo zabawne, wszyscy go szukają, a on nagle wyskakuje z tego garażu, wpada na tę dziewczynę i mówi coś w stylu „Hej, jak się masz”, po czym siadają sobie, odpalają jointa i w ogóle… Kurwa, rewelacja! Lubię też The Psychic.
Ostatnio emitowała to u nas kablówka, ale wycięli wszystkie sceny sprzed czołówki, więc nie było tego momentu, kiedy kobieta spada z klifu i rozwala sobie głowę…
Tak? Ale to przecież bardzo ważna scena!
Wiem… Ten film bardzo mi przypomina Obsesję Briana de Palmy.
Tak!
Jest taki leniwy i senny, ma piękny klimat.
Zgadzam się, jak najbardziej.
Sporo włoskich filmów ma naprawdę specyficzny smak. Część z nich to sama akcja, rat-tat-tat, a część jest naprawdę wolna. Wprawiają w zakłopotanie ludzi przyzwyczajonych do Hollywood.
Jasne. Są specyficzne i trzeba im wiele wybaczyć, ale są świetne i bardzo lubię w nich ten ich operowy klimat.
Ostatnio w UK sporo fanów kina gatunków przerzuciło się na obrazy Johna Woo i ogólnie rzeczy z Hong Kongu, bo jest to bezpieczniejsze, tzn. panuje przekonanie, że wielu włoskich twórców się wypaliło…
Zdecydowanie. Włoszczyzna jest teraz bardzo niepewna. Nie widziałem jeszcze Zombie 3, ale słyszałem, że to już nie to…
To ta część, którą zacząć kręcić Fulci, ale szybko zastąpił go Mattei?
Tak jest.
Cóż, sporo osób się z tego śmieje.
Sam nie wiem, dlaczego tak lubię to kino, bo przecież jest naprawdę szalone z tymi wszystkimi zoomami i całą resztą… Ale ta całkowita przesada jest świetna, naprawdę zajebista. I bardzo mi się podoba interesowanie się kinem, które nie każdy na świecie lubi… To coś w stylu małego elitarnego klubu!
Miłośnik filmowej włoszczyzny każdego rodzaju, filmu noir, horroru, westernu, surrealizmu, absurdu, klasycznego Hollywood, komiksu, fotografii analogowej i kilku innych rzeczy.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis