Reporter (1992). „Uwiecznię cię”

Fotografować może każdy. Od przypadkowego amatora robiącego zdjęcia beznamiętnie, poprzez pasjonata zakochanego w uwiecznianiu wybranych osób czy otwartych przestrzeni, aż po zawodowca, który nie tyle fachowo wykadruje określony obiekt, co uchwyci odpowiednie emocje i dramatyzm sytuacji. W Reporterze Howarda Franklina główny bohater opowieści pasuje zarówno do drugiego, jak i ostatniego z wyszczególnionych powyżej przypadków, lecz najważniejszą cechą, jaka wyróżnia go spośród innych fotografów, jest to, iż zawsze zjawia się pierwszy na miejscu sensacji.

Nowy Jork, ostatnie dni września 1942 roku. Rosyjski imigrant i natarczywy fotoreporter Leon Bernstein zna wszystkich w mieście. Dogaduje się z lokalnymi gangsterami, wielkimi szychami przybywającymi z daleka, przedstawicielami prawa, szefami i pracownikami nocnych klubów czy restauracji. Z każdym, kto jest w stanie dać mu cynk o jakimś sensacyjnym wydarzeniu oraz zapewnić odpowiednie warunki do sfotografowania intrygujących okoliczności. Pewnego dnia piękna i tajemnicza wdowa po właścicielu ekskluzywnego lokalu Kay Levitz prosi go o przysługę. Kobieta jest szantażowana przez jednego z czołowych nowojorskich gangsterów, Emilia Portofina. A że Bernstein zna go doskonale, postanawia pomóc zdesperowanej damie. Sprawy komplikują się, kiedy fotograf znajduje bandytę martwego, zaś przybyli na miejsce agenci FBI podejrzewają, iż to on może stać za tym brutalnym zabójstwem. Kolejnym problemem okazuje się wisząca w powietrzu wojna pomiędzy szefami mafijnych rodzin – Farinellim i Spolato. Bernstein, rzucony w sam środek gangsterskich porachunków i wielkiej polityki, umiejętnie lawiruje pomiędzy szemranymi informatorami a utrudniającymi pracę policjantami, jednakże jego szczęście nie trwa długo. Okazuje się bowiem, że Kay jest dla niego kimś więcej niż tylko zwykłą zleceniodawczynią…

Reporter, poza wiernym odwzorowaniem epoki lat 40. XX wieku – z imponującym zapleczem samochodów, kostiumów i dekoracji – jest tak naprawdę popisem odtwórców ról głównych. Wielu fanów kina zdziwić może dobór obsady, bo pomimo faktu, iż film miał całkiem spory budżet i na jego potrzeby zatrudniono naprawdę rozpoznawalne twarze, ranga tychże artystów w Fabryce Snów nie osiągała wówczas pułapu, jaki byłby tożsamy z największymi gwiazdami tamtego okresu, jak chociażby z Robertem De Niro czy Sharon Stone. Co prawda, to żadna ujma, gdyż aktorzy w filmie Franklina, pomimo cieszenia się mniejszą popularnością, wypadają znakomicie i nie ograniczają odgrywanych postaci tylko i wyłącznie do kreacji wścibskiego fotografa i zmysłowej ofiary szantażu. Ponadto stanowią dla siebie doskonałą przeciwwagę. O ile bowiem Joe Pesci w roli Leona Bernsteina działa na zasadzie przewodnika oprowadzającego widza po najbardziej obskurnych i niebezpiecznych slumsach, pokazując przy okazji, jak wykonać prawidłową fotografię w niekorzystnych warunkach, o tyle wcielająca się w Kay Levitz Barbara Hershey zajmuje stałe miejsce w lożach bądź też przestronnym gabinecie, emanując przy tym lodowatym erotyzmem, przez co jest zarówno dystyngowana, jak i przyjemna dla oka. Mówiąc prościej – tam, gdzie nie sięga wzrok kobiety, wysłany zostaje tytułowy reporter, zaś miejsca niedostępne dla jego aparatu są osiągalne dla oczu uroczej wdowy, dla której mężczyzna świadczy usługi. Mimo że w pojedynkę dają sobie radę, ich sukces zmaterializuje się tylko wtedy, gdy połączą siły.

Reporter Franklina ma ciekawą strukturę opowieści, gdyż jest prowadzony tak, że ukazuje wewnętrzne rozterki bohaterów oraz ich poświęcenie dla pracy, a samą intrygę, choć emocjonującą, spycha nieco na drugi plan. Leon z uporem maniaka dostaje się do nieosiągalnych dla nikogo miejsc, natomiast Kay z odpowiednią galanterią dba o przybyłych gości. Dla niego liczy się przede wszystkim dobre zdjęcie, a ryzyko utraty życia z powodu fotografowania przestępców czy też funkcjonariuszy służb podczas akcji nic w tym przypadku nie znaczy. Dla niej natomiast nieistotni są bogaci biznesmeni ze świata polityki i przystojni playboye regularnie odwiedzający nocny lokal, mimo że kobieta nadmiernie dba o ich dobre samopoczucie, lecz mężczyźni z pasją, prowadzący uczciwe interesy, zaś sam klub to przysłowiowe oczko w głowie, dla utrzymania którego jest w stanie ponieść największą cenę. Poświęcenie na płaszczyźnie zawodowej to jedno, jednak prawdziwym powodem udręki okazuje się brak bratniej duszy. Fakt, że Kay jest kobietą samotną, faktycznie może dziwić, gdyż odznacza się niebanalną urodą, zmanierowaniem i potrafi odnaleźć się w każdej sytuacji – czy to podczas niezobowiązujących flirtów, czy poważnych rozmów z wysoko postawionymi przedsiębiorcami – natomiast w przypadku Leona sprawa ma się zgoła inaczej. Tytułowemu reporterowi daleko do wizerunku atrakcyjnego mężczyzny. Jest bowiem niski, garbaty, a jego profesja – choć w zależności od rangi wydarzenia dochodowa – nie odznacza się upragnioną płynnością finansową. Pesci idealnie łączy fotograficzną obsesję Bernsteina z jego pragnieniem posiadania wymarzonej partnerki, natomiast Hershey, pod lodowatą powłoką pewnej siebie femme fatale, czarownie przemyca niepokój cechujący kobiety obawiające się zarówno utraty wysokiego źródła dochodu, jak i egzystencji w ciągłej samotności.                  

W 1991 roku, kiedy Joe Pesci został uhonorowany Oskarem za drugoplanową rolę Tommy’ego DeVito z Chłopców z ferajny (1990) Martina Scorsese, osoby odpowiedzialne za sfinansowanie Reportera próbowały wykorzystać tę sytuację, by wywindować aktora ze szczebla szanowanego artysty do poziomu supergwiazdy. W pewnym sensie zamysł ten powiódł się, lecz jedynie na krótki moment. Kiedy Reporter pojawił się bowiem w amerykańskich kinach, chwilę wcześniej można było zobaczyć Pesciego na pierwszym planie w bardzo udanej komedii Mój kuzyn Vinny (1992) Jonathana Lynna, jednakże z uwagi na świetną kreację partnerującej mu wówczas Marisy Tomei, nagrodzonej zresztą Oskarem za ten występ, rola nierozgarniętego prawnika – choć udana – nie zrobiła tak dużego wrażenia. Odgrywanie kolejnych „pierwszych skrzypiec” przypadło aktorowi dwa lata później, za sprawą Jimmy’ego Hollywood Barry’ego Levinsona. O ile produkcja o nieokrzesanym prawniku broniącym w sądzie swojego niewinnego kuzyna i jego kumpla odniosła sukces, o tyle film twórcy Rain Man (1988) poniósł straszliwą porażkę zarówno na gruncie artystycznym, jak i finansowym. Ostatecznie Pesci musiał zadowolić się odgrywaniem drugoplanowych postaci, lecz dzięki swojej niezaprzeczalnej charyzmie i charakterystycznemu wyglądowi miał możliwość kontynuowania współpracy z wspomnianym niedawno Scorsese, zaś ikoniczni bohaterowie, którym użyczył twarzy chwilę wcześniej, chociażby w Kevinie samym w domu (1990) i Kevinie samym w Nowym Jorku (1992) Chrisa Columbusa oraz serii Zabójcza broń (1987-1998) Richarda Donnera, potwierdziły tylko jego klasę. Analogicznie ma się sprawa z wcielającą się w filmową femme fatale Barbarą Hershey. Amerykańska aktorka, podobnie jak jej ekranowy partner, nigdy nie dobiła do pułapu supergwiazdy, lecz mimo to może pochwalić się świetnymi rolami w dobrze rekomendowanych produkcjach. Byt (1982) Sidney’a J. Furie, Ostatnie kuszenie Chrystusa (1988) Martina Scorsese, Portret damy (1996) Jane Campion czy Czarny łabędź (2010) Darrena Aronofsky’ego to tylko niewielka część filmowego emploi potwierdzającego jej wysokie aktorskie umiejętności.       

Postać Leona Bernsteina została stworzona w oparciu o życiorys Arthura Ushera Felliga (ur. 12 czerwca 1899 roku, zm. 26 grudnia 1968 roku), znanego pod pseudonimem Weegee. Fotoreporter był jednym z najlepszych i najbardziej rozchwytywanych fotografów. Pracował głównie w nocy i rywalizował z policją o to, kto pierwszy zjawi się na miejscu przestępstwa. Stróżom prawa rzadko kiedy udawało się go wyprzedzić. Jego zdjęcia w większości przypadków przedstawiały wypadki, przygnębiające reakcje poszkodowanych i ofiary brutalnych morderstw, zaś publikacje w Daily News czy bardziej ekskluzywnych magazynach, takich jak chociażby Life, zapewniły mu sławę i uznanie. W czołówce oraz w późniejszych fragmentach Reportera zaprezentowano zdjęcia autorstwa Weegee’ego oraz innych fotografów tworzących w tym samym okresie, między innymi: Wilberta H. Blanche’a, Bena Glassa, Irvinga Habermana, Lisette Model, Mickey’a Pallasa, Ray’a Platnicka, Rogera Smitha i Charlesa Steinheimera. Ponadto ciekawym odnotowania pozostaje fakt, iż Arthur Usher Fellig pojawił się w jednej z epizodycznych ról w Zmowie (1949) Roberta Wise’a, zaś w okresie od 1946 roku do początku lat 60. XX wieku pracował dodatkowo jako aktor i konsultant. Był autorem fotosów do Dr. Strangelove’a, czyli jak przestałem się martwić i pokochałem bombę (1964) Stanley’a Kubricka, natomiast odtwarzający rolę tytułową brytyjski aktor Peter Sellers imitował akcent Weegee’ego na potrzeby kreacji szalonego generała. Dodatkowo w 1990 roku, kiedy Dario Argento zrealizował drugą część segmentu zatytułowaną Czarny kot, wchodzącą w skład Oczu szatana (pierwszą partię nakręcił George A. Romero), rolę psychopatycznego dziennikarza, w którego wcielił się Harvey Keitel, oparł na reporterskiej działalności Arthura Ushera Felliga. Również Sam Mendes i Dan Gilroy wykorzystali osobę cenionego fotoreportera – w Drodze do zatracenia (2002) wcielający się w płatnego zabójcę i fotografa Jude Law nosi pewne cechy charakteru Weegee’ego, zaś w Nocnym łowcy (2014) podobny sposób bycia określa Jake’a Gyllenhaala.

Reporter to nie tylko świetne kino spod znaku neo-noir, gdzie wystrzały z rewolwerów zastąpiono „wystrzałami” z aparatu, ale przede wszystkim obraz ukazujący cierpienia człowieka świadomego swoich ponadprzeciętnych umiejętności. Kiedy zaglądamy do domu głównego bohatera i widzimy, z jaką pieczołowitością wywołuje filmy i jak reaguje na określone fotografie, wiemy, że mamy do czynienia nie tyle ze specjalistą w tej dziedzinie, co artystą. Leon Bernstein miał wyrobioną opinię absolutnego mistrza i choć okoliczni gliniarze czy przedstawiciele prawa i porządku, piastujący czołowe funkcje administracyjne, dokuczali mu od czasu do czasu, jednocześnie zdawali sobie sprawę z jego niezaprzeczalnej potęgi. Kiedy fotoreporter pojawiał się bowiem na miejscach zbrodni, z reguły zawsze przed policją, słyszał za swoimi plecami: „Ooo, to Wielki Bernzini”.

Źródła:

– V. Goldberg, ‘Film; Cinema’s Lens Sees the Photographer as Lonely Voyeur’. The New York Times [strona internetowa], 1992
https://www.nytimes.com/1992/10/11/movies/film-cinema-s-lens-sees-the-photographer-as-lonely-voyeur.html [dostęp: 03.04.2024]

"Kino w sercu, muzyka w słuchawkach, dziewczyny na analogu" Aleksander Biegała aka Cooler King.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*