Nakręcona w zaledwie 9 dni i za niespełna 150 tysięcy dolarów, kanadyjska Elza – Wilczyca z SS (Ilsa, She Wolf of the SS, 1975) szybko stała się obrazem kultowym i zapoczątkowała jedną z najbardziej szalonych i obrazoburczych serii w historii kina eksploatacji. Debiutancki film Dona Edmonsa, mimo że nie był pierwszym tytułem kontrowersyjnego nurtu znanego jako nazi exploitation (lub nazisploitation), po dziś dzień uznawany jest za jego najważniejszego przedstawiciela.
Zwięzłą, ale szalenie trafną definicję tego rodzaju kina przedstawił Chris Bickel w swoim artykule Sex, Swastikas, and Sadism. Nazi Sexploitation: An overview and the ten best, pisząc: „Większość tych filmów to typowe soft-porno z lat siedemdziesiątych, w którym główne role grają wysportowani aktorzy spod znaku aryjskiego kultu ciała. Formuła filmów została zaczerpnięta z nurtu women in prison, z tą różnicą, iż lokalizacja została przeniesiona do niemieckich obozów zagłady lub niemieckich domów publicznych. We Włoszech filmy te znane są jako część cyklu il sadiconazista”.
Za pierwszy z filmów zrealizowanych w tej konwencji uznaje się Love Camp 7 (1969) Lee Frosta, który połączył wątki kina szpiegowskiego z historią nazistowskiego burdelu. Charakter tego filmu, jak i kolejnych typowych dla nazi exploitation, sprowadzał się właściwie do trzech elementów: seksu, tortur i nazistowskiej symboliki. Jak słusznie zauważył Bickel, drogę na ekrany temuż nurtowi przetarło brutalne i zbereźne kino women in prison, które chętnie produkował sam Roger Corman. Rewolucja seksualna, a co za tym idzie, prawdziwy wysyp wszelkiej maści filmów erotycznych, również zachęciły twórców, aby pójść o krok dalej i połączyć wyuzdaną erotykę z tematami tabu.
Pomocne okazały się również tzw. stalagi (stalag fiction). Określeniem tym nazywano pornograficzną literaturę brukową, wydawaną w Izraelu w latach 60. (niedługo po procesie Adolfa Eichmanna), która eksploatowała głównie wątki przemocy i seksualnych dewiacji. Fabuła większości z nich rozgrywała się w czasach II wojny światowej, a bohaterami byli alianccy żołnierze przebywający w niewoli w niemieckich obozach jenieckich. Stalagi przykuwały uwagę już samymi okładkami utrzymanymi w sado-masochistycznym tonie. Biorąc pod uwagę to, oraz fakt, że najważniejszymi elementami fabuły były seksualne tortury sadystycznych esesmanek na amerykańskich lub brytyjskich żołnierzach, stalagi można uznać za literacki pierwowzór filmów nazi exploitation. Powodu ich wielkiej popularności można upatrywać nie tylko w odważnym sposobie mówienia o Holocauście, który dla ówczesnego pokolenia młodych Izraelczyków był wciąż tematem tabu, ale i w odwróceniu kulturowo utrwalonych kobiecych i męskich rol, o czym pisze Justyna Czaja w swoim eseju Tabloidyzacja Holocaustu w kulturze popularnej. Cytuje tam zresztą jednego z wydawców, wypowiadającego się w dokumencie Holocaust i pornografia w Izraelu (2007), w taki oto sposób: „Wzięliśmy kobietę, która jest zazwyczaj symbolem poddania, symbolem ofiary gwałtu i zamieniliśmy ją we władczynię. Dodaliśmy jej poddanych w postaci oficerów amerykańskich, przeważnie pilotów, którzy byli uosobieniem męskości, zeszmaciliśmy ich i zgwałciliśmy”.
Dziś to właśnie kanadyjską produkcję Dona Esmonda o demonicznej aryjskiej seksbombie uznaje się za najbardziej reprezentatywne dzieło niesławnego nurtu. Nurtu, któremu zdawał się przyświecać jeden cel: zaszokować jak największą liczbę widzów, przy okazji poprawiając im jednak humor paradą nagich zgrabnych ciał i pokaźnych biustów. Producentem filmu był niejaki David Friedman, znany z występu aktorskiego we wspomnianym wcześniej Love Camp 7, czy też współpracy z samym Herschellem Gordonem Lewisem przy produkcji kultowego tu i ówdzie śmieciowego gore pt. Święto krwi (1963). Co ciekawe, sam Friedman nie chciał być kojarzony z Elzą, dlatego postanowił posłużyć się pseudonimem Herman Traeger.
W rolę tytułowej bohaterki wcieliła się Dyanne Thorne, amerykańska aktorka i jedna z popularnych wówczas pin-up girls. Obdarzona sporym biustem i wyjątkowym seksapilem, początkowo udzielała się głównie w filmach erotycznych, spośród których największą uwagę może przykuwać wymowny tytuł Erotyczne przygody Pinokia (1971), gdzie zagrała Wróżkę Chrzestną. Niemniej jednak to dopiero rola nikczemnej Elzy okazała się dla niej przepustką do wielkiej kariery.
Thorne w roli brutalnej komendantki obozu, znęcającej się nad więźniami poprzez tortury i pseudo-medyczne eksperymenty nawiązujące do praktyk osławionego doktora Mengele, odnalazła się znakomicie. Ubrana w obcisły, odpowiednio eksponujący biust mundur SS i czarne oficerki, a także dzierżąca w dłoniach szpicrutę, mogła być uosobieniem marzeń wszelkiej maści fetyszystów. To prawdziwa nazistowska seksbomba, drapieżna blond bestia, która uwodzi, ale i przeraża, szczególnie gdy nieco znudzona obserwuje agonię więźniów, ku chwale III Rzeszy.
Celem eksperymentów przeprowadzanych w obozie Elzy miało być dowiedzenie, iż to kobiety są dużo bardziej wytrzymałe na ból, dlatego to one powinny być wysyłane na pierwszą linię frontu zamiast mężczyzn. Całe przedsięwzięcie ostatecznie stało się jedynie bezczelnym pretekstem do pokazania widzom nagich ciał więźniarek, które mimo ciężkich warunków nie traciły nic ze swojego seksapilu.
Trzeba jednak przyznać, że mimo kiczowatej otoczki całości, w filmie znajdziemy też sporo całkiem nieźle nakręconych i brutalnych aktów przemocy, które dzisiaj też mogą robić wrażenie. Elza swoje ofiary biczuje, gotuje żywcem, wsadza do komory ciśnień, zaraża syfilisem, czy też nadziewa na dildo pod napięciem. Wyjątkowo sugestywna jest też scena podczas uczty powitalnej dla pewnego generała, w której centrum znajduje się więźniarka postawiona na topniejącej bryle lodu, z pętlą coraz mocniej zaciskającą się na szyi.
Elza, oprócz działania dla dobra Rzeszy, prowadzi „po godzinach” również własne badania. SS-manka o niezaspokojonym popędzie erotycznym poszukuje w obozie idealnego kochanka, który mógłby sprostać jej wysokim wymaganiom. Biada jednak temu, któremu się nie uda. Wtedy czeka tylko jedno – kastracja! Już w pierwszej scenie filmu zostajemy wrzuceni w sam środek sceny erotycznej pomiędzy ponętną Elzą i młodym więźniem…
Za pierwowzór głównej bohaterki uznaje się jej imienniczkę Ilsę Koch, nazistowską zbrodniarkę nazywaną „Wiedźmą z Buchenwaldu”, od nazwy obozu, w którym nadzorowała część kobiecą. Legendarna stała się nie tylko jej wyjątkowa brutalność, ale i zamiłowanie do abażurów wykonanych ze skory więźniów, chociaż to drugie do dziś dnia pozostało historycznie niepotwierdzoną makabryczną ciekawostką. Co więcej, Koch rzekomo zmuszała podległych jej więźniów do gwałtów i innych wyuzdanych praktyk seksualnych. Można więc powiedzieć, że jest to jedyna kwestia łącząca film Edmondsa z realiami historycznymi. Cały świat przedstawiony jest już efektem wyjątkowo zboczonej wyobraźni twórców, którzy całą historię III Rzeszy postanowili ująć w wyjątkowo wyraźny nawias. Nikomu nie chodzi przecież o odwzorowanie historycznych realiów, kiedy można wokół nich zbudować szokujące tło.
Więźniarki przemieszczają się więc po obozie w przewiewnych sukienkach, bądź też całkiem nago, przez co nie tracimy z oczu falujących biustów, pośladków i włosów łonowych. Same esesmanki stanowią również perfekcyjną mieszankę okrucieństwa i drapieżnej seksualności. Pamiętna jest szczególnie scena, w której strażniczki chłoszczą polskich więźniów roznegliżowane od pasa w gorę. Obrzydzenie z podnieceniem łączą się tu nad wyraz często.
Mundur SS jest więc nie tylko symbolem władzy, ale i czymś na wzór fetyszu. Wizerunku kobiety dominującej dopełniają rekwizyty, którymi posługuje się Elza. Są to chociażby pejcze, bicze czy kajdanki, które z jednej strony mogą być logicznym elementem obozowej rzeczywistość, a z drugiej strony jednoznacznie kojarzą się z atrybutami typowymi dla praktyk BDSM, których pełno w filmie Edmondsa. Jak ironicznie zauważa Chris Bickel, „nie ma tu nawet pięciu minut bez scen seksu lub przemocy. Bądź też obydwu.”
W tym kontekście na uwagę zasługuje również sam dobór aktorów, których ciała miały być przede wszystkim źródłem estetycznej przyjemności. Tak więc więźniarki to wyłącznie młode, atrakcyjne kobiety (najczęściej ukazywane nago lub półnago), natomiast więźniowie to w większości proporcjonalnie zbudowani, atrakcyjni mężczyźni. W filmie Edmondsa próżno szukać widoku wychudzonych, umęczonych głodówką i pracą ciał czy ogolonych głów. Obrazy tortur i innych sposobów poniżania miały służyć wyłącznie zaspokojeniu sado-masochistycznych i wojerystycznych potrzeb widza, a nie przekazaniu prawdy historycznej.
Elza – Wilczyca z SS, wbrew wszelkiej logice, okazała się wielkim sukcesem, a więc twórcy dość szybko doszli do wniosku, że warto wycisnąć z tej opowieści ile się da, wrzucając agresywną blond piękność również do innych karcerów. Nikomu nie przeszkadzał fakt, że tytułowa SS-manka ginie w zakończeniu pierwszej części. Jak stwierdzili sami filmowcy, o śmierci antybohaterki nikt nie będzie pamiętał, więc nie ma żadnych przeszkód w nakręceniu kolejnych odsłon. Ostatecznie historia rozrosła się aż do trzech sequeli, których akcja toczyła się kolejno w arabskim haremie (Elza – Strażniczka haremu z 1976), w kobiecym więzieniu w Ameryce Południowej (Elza – Nikczemna strażniczka z 1977, wyreżyserowana przez samego Jesusa Franco) oraz w radzieckim gułagu (Elza – Syberyjska tygrysica z 1977). Z każdą kolejną odsłoną obozowe realia stawały się coraz mniej ważne. Tym, co najbardziej interesowało zarówno twórców, jak i widzów, był specyficzny typ postaci, sadystycznej i brutalnej strażniczki, perwersyjne układy zależności na linii ofiara-oprawca, a przede wszystkim połączenie seksu, przemocy i różnego rodzaju totalitaryzmu.
Zarówno cała seria o Elzie, jak i późniejsze bazujące na podobnym klimacie filmy pokroju włoskich il sadiconazista, jak choćby Ostatnia orgia Gestapo (1977) czy SS Hell Camp (1977), spełniały wszystkie cechy typowe dla kultury tabloidowej, o której szeroko pisał Wiesław Godzic. Były to produkty najczęściej wyjątkowo niskiej jakości, skupiające się na kontrowersyjnych treściach, wyprodukowane w ograniczonym nakładzie, adresowane zarazem do jak najszerszego grona odbiorców. Zwiększeniu ich popularności miały służyć już same tytuły, zapowiadające w sposób jednoznaczny treści samych produkcji. Dlatego też często pojawiały się takie określenia, jak „piekielny obóz”, „obóz miłości” czy „nazistowski obóz miłości”. Nie mówiąc już o tak kontrowersyjnych i wyjątkowo dosadnych tytułach jak Byłam osobistą suką pułkownika Shultza… Ten ostatni był jednym z najbardziej kontrowersyjnych stalagów. Krążą pogłoski, że ze względu na jego wyjątkowo obsceniczną treść izraelska policja była zmuszona zarekwirować wszystkie dostępne egzemplarze.
Również film Edmondsa w wielu krajach padł ofiarą ograniczeń i cenzorskich cięć. W Szwajcarii z oficjalnej wersji wycięto około 30 scen, w tym niemal wszystkie zawierające sceny tortur. Z kolei chociażby w Wielkiej Brytanii film w ogóle nie został wpuszczony na ekrany kin. Opinia dzieła zakazanego, jak to zwykle bywa, wyjątkowo przysłużyła się samemu filmowi, który do dziś pozostaje najbardziej znanym filmem nazisploitation. Swoją kultowość zawdzięczają przede wszystkim wspaniałej Dyanne Thorne, która nawet wtedy, gdy wypowiada swoje kwestie z przerysowanym, twardym niemieckim akcentem, błyszczy na ekranie.
Mimo że rola Elzy przyniosła aktorce wielką popularność, o jakiej nawet nie mogła marzyć wcielając się w rolę rozpustnej Wróżki Chrzestnej, to jednak stała się dla niej również pewną pułapką. Kolejne jej kreacje były tylko mniejszym lub większym przeobrażeniem szablonu seksownej psychopatki, przechodząc przy tym zupełnie bez echa. Aktorce nie udało się już później powtórzyć sukcesu na miarę roli Elzy. Do dziś uznawana jest jednak za niekwestionowaną ikonę kina eksploatacji, łączącą w sobie zbyt wiele różnorakich znaczeń, aby można było przejść obok niej obojętnie. Od drapieżnej, czasami wręcz przejaskrawionej seksualności, przez czyste okrucieństwo, aż po pokrętnie pojmowaną władzę i ideologię. Przeraża, ale też podnieca kiedy trzeba, jest prawdziwym uosobieniem dążeń filmu eksploatacji do rozsadzania wszelkich tematów tabu od środka. Połączenie historii nazistowskiej zbrodniarki z tak tabloidowymi wątkami jak seks, śmierć czy przemoc, spowodowało wybuch wielkiego wkurwu i najświętszego oburzenia wśród jednej części widzów, drugą zaś niemalże magnetycznie przyciągając przed ekrany. Chociaż wielu wciąż nie byłoby w stanie się do tego przyznać, to jednak Elza – zawsze w mniejszym lub większym negliżu i z pejczem w dłoni, była uosobieniem najbardziej skrytych i perwersyjnych fantazji.
Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis