Siedem piękności Pasqualino (1975). Plamy na honorze

Na pierwszy rzut oka Siedem piękności Pasqualino (org. Pasqualino Settebellezze) – wielkie arcydzieło Liny Wertmüller – nie ma nic wspólnego z filmową pulpą. Wręcz przeciwnie: dzieło pochodzi z okresu, w którym postwojenny tok opowieści zakorzeniony w neorealizmie już dawno odszedł do lamusa, a przez swój opozycyjny do poprzednich dekad we Włoszech wydźwięk, komponuje się z filmami Bernardo Bertolucciego z lat 70. a także fantazmatami Piera Paolo Pasoliniego – zwłaszcza z Salo, czyli 120 dni Sodomy (org. Salò o le 120 giornate di Sodoma, 1975) z którym Siedem piękności łączy tematyka wojennego rozliczenia i w mniejszym lub większym stopniu obrazoburcza perspektywa.

Ponadto najsłynniejszy obraz Liny Wertmüller przeszedł do historii za sprawą deszczu zagranicznych nagród i nominacji, w tym nominacji do Oscara za najlepszą rolę pierwszoplanową męską dla Giancarlo Gianniego oraz otwierającej wrota odwiecznej dyskusją nad dyskryminacją kobiet w Hollywood – pierwszej w dziejach nominacji dla kobiety za najlepszą reżyserię. Wertmüller Oscara nie otrzymała. Kolejna nominacja dla kobiety przypadła niespełna dwie dekady później Jane Campion za Fortepian (org. The Piano, 1993), a pierwszego Oscara za reżyserię otrzymała dopiero Kathryn Bigelow w 2009 za The Hurt Locker. W pułapce wojny (org. The Hurt Locker, 2009)

Co więcej – czemu służy też powyższa wyliczanka – Siedem piękności Pasqualino to kino kanoniczne, wiążące w sobie bunt i wywrotową perspektywę antywojenną, a także, chciałoby się powiedzieć, bardzo współczesną obserwację w duchu feminizmu, toksycznej męskości i tego, co pomiędzy z odwieczną potrzebą miłości, na którą zasługuje każdy. Bo jeżeli czegoś tytułowy Pasqualino ma się nauczyć, to właśnie miłości do drugiego człowieka, a także do siebie samego – miłości wyrażonej poprzez szacunek i przyzwoitość.

Fabularnym punktem wyjścia była włoska powieść łotrzykowska. Pasqualino Frafuso to neapolitański dandys lubiący dobrze zjeść i  dobrze się ubrać. Żyje mu się wygodnie wraz z typową włoską mammą i siedmioma pięknymi siostrami. Nieoczekiwanie dowiaduje się, że jedna z jego sióstr dorabia sobie jako prostytutka. Aby uratować honor rodziny zabija alfonsa. Złapany przez policję trafia najpierw do więzienia, a potem do szpitala psychiatrycznego. Zdesperowany zgłasza się do włoskiej armii. Pasqualino nie należy jednak do mężczyzn szlachetnych czy odważnych. Po szybkiej dezercji ponownie zostaje schwytany, lecz tym razem trafia do obozu koncentracyjnego. Aby przetrwać postanawia uwieść otyłą i paskudną komendantkę (w tej roli Shirley Stoler) . Sztuka ta mu się udaje, jednak przypłaci to moralnym kacem i wyborem na miarę powieści Williama Styrona. Po wojnie czeka go kolejne zaskoczenie, bowiem okazuje się, że pod jego nieobecność jego siedem sióstr, własna matka oraz narzeczona trudniły się prostytucją.

Paradoks egocentrycznego Pasqualino polega na tym, że sam skazał się na coś, za co potępił własną siostrę. Wola przetrwania okazała się ważniejsza niż wydumany honor, zresztą Pasqualino był zbyt zakłamany na szczerą dumę. Wojna obnażyła jego pychę i dwulicowość, zarżnęła jego umiłowanie do samego siebie. Wojna go uczłowieczyła, choć Wertmüller puszcza w finale oko do widza sugerując, że prawdziwa wilcza natura Pasqualino nie śpi.

Arcygenialna skala Siedmiu piękności Pasqualino szokuje najmocniej w nieomalże surrealistycznym fragmencie wojennym. Wizja obozu koncentracyjnego została mocna odrealniona – wnętrze kaźni przypomina momentami jaskinię z unoszącą się wokół gęstą mgłą. Psychodeliczny wymiar śmierci został podkreślony jaskrawym filtrem. Warstwa wizualna stanowi ciągłe przejście między dwoma światami głównego bohatera: między dymem od cygar w neapolitańskich restauracjach i klubach a dymem od wystrzałów z broni.

Dodatkowo część wojenna nasuwa skojarzenia z naziexploitation. Jest to jednak jak najbardziej perwersyjne zagranie podkreślające staranie Pasqualino w kierunku rozkochania w sobie paskudnej komendantki i próby współżycia z nią. Erotyzm jest tu niekonwencjonalny, czasem przypomina sceny rodem z horroru, którego kanwa bazuje na morderczym eksperymencie. Co ważniejsze dla samego rozwoju postaci Pasqualino, jego „związek” z Frau Kommandantin, poprzedza najgorszy życiowy moment, w którym decydować będzie o życiu i śmierci współwięźniów, jednocześnie ta ulotna forma „złej” miłości kieruje nas do słów jego matki, która opowiadała mu jako małemu chłopcu, że każdy – bez względu na wygląd czy pozycję społeczną – zasługuje na miłość. Zarówno Pasqualino, jak i pani komendant są ofiarami wojny. Tylko Pasqualino próbuje oprzeć się barierom, natomiast komendantka jest bierna wobec systemu i swojej niewdzięcznej roli. Pozostaje w tym trochę nieświadoma, co czyni z niej postać stojącą w kontrze do cwanego i butnego Pasqualino.

Wertmüller od początku nie prowadzi narracji na poważnie, dystansując się od obranej tematyki. Kwestie wojenne służą budowaniu narracji nieomalże pacyfistycznej. Trzeba przyznać, że włoscy twórcy osiągnęli w tym wymiarze samoświadome mistrzostwo. Tropy reżyserskie Wertmüller wykorzystał później Roberto Benigni kręcąc nieco bardziej urokliwe Życie jest piękne (org. La vita è bella, 1997) Z tym, że Guido i Pasqualino nie da się porównać.

Otwarcie Siedmiu piękności Pasqualino jest przewrotne – do historii wprowadza nas utwór humorystyczny Oh! Yeah, który wprost opowiada o tyranach XX wieku przedstawiając ich w codziennych sytuacjach. „Ci co śmieją się bez radości i Ci, którzy mordowali już w kołyskach. Oh! Yeah[1]”. Słowom wtóruje montaż autentycznych obrazów II wojny światowej: wystrzeliwanych pocisków, burzenia totalitarnych monumentów, nabzdyczonego Mussoliniego i grożącemu światu totalną zawieruchą Hitlera. Prawie pół wieku później film Wertmüller nie traci na wartości, wytykając mankamenty współczesnych nam przywódców o totalitarnych zapędach. Pasqualino, choć jest typem cwaniaczka, któremu bądź co bądź kibicujemy, jest też odbiciem zła drzemiącego w toksycznej męskości. Wertmüller rozprawiła się z tym tematem na dekady przed ruchami #MeToo i #TimesUp, po swojemu rozbrajając puszkę Pandory. W latach 70. jej krytyka została przeoczona. Strategiczny zabieg interpretacyjny polega na tym, że w środku filmu stoi postać mężczyzny otoczonego przez różne kobiety, od których jest zależny i pośrednio przez które zmuszony będzie przejść przemianę.

Wertmüller była w portretowaniu tej męsko-damskiej dychotomii mistrzynią. Razem z Giancarlo Gianninim stworzyła szereg podobnych Pasqualino postaci, którzy wystawieni zostają na ciężkie próby. Siedem piękności fantastycznie uzupełnia wcześniejsze dzieła włoskiej reżyserski m.in. Hutnik Mimi splamiony na honorze (org. Mimì metallurgico ferito nell’onore, 1972) czy Miłość i anarchia (org. Film d’amore e d’anarchia, ovvero 'stamattina alle 10 in via dei Fiori nella nota casa di tolleranza…, 1973)

Pozostając przy Giancarlo Gianninim, obok Marcello Mastroianniego jest on jednym z najbardziej utytułowanych włoskich aktorów i nie bez powodu zdobył przełomową nominację do Oscara za rolę Pasqualino. Włoch jest rewelacyjny w wymagających scenach – na przemian komiczny, przerażony i zdeterminowany.

Pomimo przebojowości Siedmiu piękności Pasqualino obecnie jest to dzieło, które nie przewija się zbyt często w monografiach kina drugiej połowy XX wieku, a o samej Linie Wertmüller, niesprawiedliwe zapomnianej w Polsce, nie mówi się z należytą starannością, pomimo tego, iż przed kilkoma latami odebrała razem z Davidem Lynchem, Wesem Studim i Geeną Davis Oscara za całokształt twórczości. Pytanie niezwykle aktualne w tak niepewnych czasach, przepełnionych pasqualinowymi wzorcami męskich osobowości: czy to Wertmüller i jej film wyprzedziły swoje czasy, czy też kino i filmoznawcy cofnęli się w rozwoju?


[1] Wykonanie piosenki w filmie Enzo Jannacci. Org.: „Quelli che ridono senza gioia e quelli che hanno già assassinato nelle loro culle…”.

Plotka głosi, że szkoliła się u samego mistrza Pai Meia. Opanowała sztukę 5 żywiołów. Na co dzień szlifuje niemiecki i pisze o filmach: od klasy B, przez musicale i gangsterki. Chodzi regularnie z buta do Śródziemia i z powrotem.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*