Przerwa na telewizję #4
Po zrealizowaniu niezwykle istotnej dla rozwoju swojej międzynarodowej kariery Gry wstępnej (Audition, 1999) Takashi Miike po raz kolejny zdecydował się na powrót do telewizji, gdzie stanął za kamerą swojego trzeciego miniserialu. Tym razem nie tylko pełnił obowiązki reżysera, lecz po raz pierwszy przyjął na swoje barki także obowiązki scenarzysty. Telewizyjna produkcja została oparta o fabułę kultowej mangi MPD Psycho pisanej przez Eijiego Ōtsukę; on również przygotował pomysł na fabułę miniserialu, na podstawie którego Miike napisał scenariusz. Tytuł telewizyjnej produkcji brzmi MPD-Psycho (Taijū jinkaku tantei psycho – Amamiya Kazuhiko no kikan, 2000), gdzie MPD oznacza „Multiple Personality Disorder”, czyli zespół mnogiej osobowości.
Debiutując na pozycji scenarzysty Miike prędko począł wprowadzać liczne zmiany względem mangi, jakie – niestety – nie zawsze były korzystne. Co oczywiste, ograniczył liczbę wątków i postaci względem pierwowzoru, manga liczy wszakże 24 tomy, więc opowiedzenie jej wielowątkowej historii w 6 odcinkowym serialu byłoby zwyczajnie niemożliwe. Protagonista u Miikego posiada też znacznie mniej tożsamości. Podczas gdy w mandze przeskakuje on między tak skrajnymi osobowościami, jak szalony morderca Nishizono, opanowany detektyw Amamiya czy niewidoma szesnastolatka, w serialu spędza niemal cały czas w umyśle Amamiyi; Nishizono tymczasem (mniej lub bardziej) swobodnie przeskakuje między ciałami różnych osób, niczym stwór z Ukrytego (The Hidden, Jack Sholder, 1987). Dokonane w prezentacji protagonisty zmiany okazują się jednak niezbyt trafne. Czynią one z niego znacznie nudniejszą postać niż w mandze. Przestał być nieprzewidywalny i został zepchnięty do tła, przez co oddał pierwszy plan pokracznemu policjantowi Sasayamie i negatywnym postaciom.
Miike dodał też sporo scen humorystycznych, szczególnie widocznych podczas prezentacji morderstw swoim przełożonym przez Sasayamę. Wprowadzenie ich z jednej strony uzupełnia groteskowy charakter całości, lecz równocześnie zabierają one sporo czasu, jaki można było poświęcić na rozbudowanie właściwej historii. W mandze choć była ona dość surrealna, została zakotwiczona w jak najbardziej realistycznym świecie. Miike postanowił go odrealnić; w tym celu dodał fluorescencyjny deszcz czy plażę pełną częściowo zakopanych monitorów komputerowych, udanie dopełniając groteskowy, nieco oniryczny charakter fabuły na poziomie stylistycznym.
Ten oniryczno-surrealny nastrój wprowadzony zostaje już na samym początku. Poprzerywany tok narracji, ciemna paleta barw, fabuła łącząca motywy kryminału, thrillera, science-fiction, horroru i absurdalnej komedii sprawiają, że widz nigdy nie jest pewny, co się tak naprawdę dzieje, ani w jakim kierunku serial podąży. Miike wspomaga uczucie zagubienia widza także wspomnianymi stylistycznymi zabiegami: prezentuje świat, gdzie w bocznej uliczce leży telewizor pokazujący sceny rodem z kina gore, podczas gdy na ulice powoli pada święcący, zielonkawy deszcz wyglądający niczym wynik radioaktywnego skażenia.
Głównym bohaterem MPD-Psycho jest Yosuke Kobayashi/Kazuhiko Amamiya/Shinji Nishizono (Naoki Hosaka). Poprzez przeskoki w czasie i w miejscach akcji dowiadujemy się, że Kobayashi jest byłym policjantem; kilka lat temu jego znajdująca się w ciąży żona została brutalnie zamordowana przez mordercę Shinjiego Nishizono, który wyciągnął z niej i ukrył płód. Kobayashi zyskał wtedy nową osobowość: Kazuhiko Amamiyi, człowieka zajmującego się tworzeniem profilów psychologicznych morderców. Niespodziewanie jednak pojawiła się w nim także trzecia osobowość – samego Shinjiego Nishizono. Gdy wydaje się, że sprawa zabójstwa dobiegła końca i cierpiący na amnezję Kobayashi będzie mógł żyć w spokoju ze swoją drugą żoną (niemal identyczną do jego pierwszej partnerki), Japonią niespodziewanie wstrząsa seria dziwacznych zabójstw.
Pierwszy odcinek skupia się na sprawie młodego mężczyzny, którego zamiłowaniem jest ściąganie górnej części czaszki swoich ofiar i sadzenia w ich mózgach kwiatów. Sprawa jest o tyle skomplikowana, że wygląda na to, że esencja Nishizono – po tym jak jego osobowość znikła z Kobayashiego – wciąż istnieje i wnika w różne osoby, jakie można rozpoznać po tym, że posiadają kod kreskowy na prawej gałce ocznej. Nishizono sprawia, że ich pragnienia zabijania wynurzają się na powierzchnię. Osoby z takim kodem należą zaś do kultu założonego przez efemerycznego Lucy Monostone. Lucy był amerykańskim rockmanem z czasów dzieci kwiatów, który porzucił muzyczną karierę na rzecz krwawego terroryzmu. Teraz, w Japonii, pojawił ktoś, kto używa jego imienia i jego muzyki, do opętywania/kontrolowania/przenoszenia się w ofiary. Jakby tego było mało, pierwszy odcinek wprowadza też istotę, egzystującą w świecie wirtualnym i przenoszącą się w umysły ludzi poprzez sygnały z telefonów komórkowych. Istota ta ma zamiar zatrzymać Nishizono, choć jej motywy pozostają wciąż niejasne. Pozostałymi wprowadzonymi postaciami są współpracujący z Amamiyą/Kobayashim wspomniany policjant Sasayama (Ren Ōsugi) i zajmująca się profilowaniem przestępców Machi Izono (Tomoko Nakajima), której mangowy seksapil został zastąpiony zimnym charakterem.
Jak wyraźnie widać, Miike w serialu powraca do swojego ulubionego tematu wykorzenienia, jednak o ile wcześniej pokazywał ludzi pozbawionych korzeni w sensie geograficznym, w MPD-Psycho mamy do czynienia z człowiekiem pozbawionym korzeni psychologicznych. Amamiya jako osobowość powstał późno w życiu Kobayashiego, stąd jest zupełnie pozbawiony przeszłości, dzieciństwa, wspomnień. Kobayashi natomiast – jako osobowość zupełnie stłumiona – obecnie praktycznie nie istnieje. W ten sposób Miike prezentuje temat z innej perspektywy, równocześnie sprawiając, że w gruncie rzeczy eksploatacyjny pomysł na serial nabiera głębszego znaczenia.
Interesujące są tu także stylistyczne wybory reżysera. Świetnie lawiruje on między realistyczną historią o seryjnych mordercach, a surrealnym lejtmotywem dotyczącym osób/istot przenoszących się w ciała innych. Postać Lucy Monostone jawi się w tym kontekście jako przywódca kultu, sekty, wpływający na ludzi cierpiących z powodu ukrytych frustracji czy niespełnionych uczuć. Fantastyczna fabuła pokazuje zatem, że każdy może zostać wykorzystany przez sprytnego kultystę, o ile nie wykaże mentalnej dyscypliny. Miike te surrealne przejęcia kontroli nad innymi dodatkowo zakotwicza w realnym świecie poprzez nawiązanie do młodzieżowych ruchów terrorystycznych z lat 60., które chciały naprawić kraj poprzez (krwawą) rewolucję(1). W jednej ze scen Sasayama – którego oczekująca wykonania kary śmierci siostra należała do grupy idealistycznych terrorystów – dowiaduje się o osobie, powiązanej z dawnymi ekstremistami i prawdopodobnie związanej z obecnymi zabójstwami. W ten sposób Miike wskazuje, że dawne społeczno-polityczne problemy i rywalizacje nie znikły całkowicie, a w szerszym ujęciu zwraca uwagę na wciąż wywierającą wpływ na nasze życie przeszłość, dla protagonisty tym bardziej traumatyczną, że pozbawiony jest swojej własnej przeszłości.
Mimo że pierwszy odcinek serialu udanie wprowadza widza w świat przedstawiony momentami okazuje się być nieco monotonny, a telewizyjny budżet czasem wyraźnie wpływa na sztuczność przedstawionej akcji. Sceny humorystyczne wydają się też czasem nieprzystające do nastroju całości. Drifting Petals / Memories of Sin to jednak intrygujący początek, który budzi skojarzenia z takimi – genialnymi skądinąd – serialami, jak stworzone przez Davida Lyncha i Mike’a Frosta Miasteczko Twin Peaks (Twin Peaks, 1989-1991; 2017) czy Królestwo (Riget, Lars von Trier, 1994).
Drugi odcinek serialu rozbudowuje niektóre z drugoplanowych postaci, m.in. dowiadujemy się, że Sasayama ma kochankę, co kładzie się cieniem na jego osobie, tym bardziej, że wydaje się nie być dobrym mężem i ojcem. Kolekcjonujący snuff movies informator Sasayamy okazuje się tymczasem być jedną z osób, która miała kod kreskowy na gałce ocznej. Sam kod zostaje też potwierdzony jako symbol przynależności/otwartości na sugestie Lucy Monostone i Nishizono. Sasayama ukrywa jednak zdobyte informacje przed Amamiyą, co dodatkowo sprawia, że jego postać wydaje się mniej pozytywna niż początkowo przypuszczaliśmy.
Odcinek prymarnie skupia się na sprawie mordercy, otwierającym brzuchy kobiet w zaawansowanej ciąży i porywającym płody. Oczywiście jest tu kilka zwrotów fabularnych zarówno związanych ze sprawą samych zabójstw, jak i dotyczących wątków kontrolowania umysłów zarówno przez Nishizono, jak i tajemniczą, wirtualną istotę. Mimo to 2. odcinek jest zdecydowanie mniej interesujący od pierwszego; większość scen związanych z głównym wątkiem jest przeciągana w czasie i niezbyt interesująca. Sporo z nich dotyczy młodej kobiety, która spędza zdecydowanie zbyt dużo czasu wymiotując w toalecie. Te i podobne sceny tylko sztucznie przedłużają odcinek i wydają się zwyczajnie niepotrzebne.
Zwolnienie akcji nie oznacza jednak, że nie dzieje się tu nic ciekawego. Główny wątek zostaje lekko popchnięty, a otwierające ujęcie na plaży pełnej zakopanych do połowy monitorów komputerowych pomaga w budowaniu odrealnionego nastroju. Creating New World jest więc może mniej intrygującą, lecz wciąż utrzymującą oniryczne wrażenie kontynuacją tego miksu horroru, kryminału i groteski.
Trzeci odcinek bardziej niż poprzednie spycha główny wątek na drugi plan i skupia się na infiltrowaniu przez Amamiyę liceum, gdzie część uczniów posiada czerwone kody kresowe na gałce ocznej. Śledztwo rozpoczyna się, gdy w innej szkole dochodzi do strzelaniny i samobójstw związanych z posiadaczami nowej wersji kodów, które – jak się okazuje – zmieniają DNA posiadacza. Amamiya podszywa się pod nauczyciela języka angielskiego; idzie mu to dość opornie, co jest przyczynkiem do komediowych scen. Początek odcinka dość mocno zresztą przechodzi w rejony groteskowej komedii, nasuwającej nieco skojarzenia z Latającym Cyrkiem Monty Pythona (Monty Python’s Flying Circus, 1969-1974), lecz zdecydowanie ustępujący poziomem brytyjskim geniuszom humoru.
Nie komedią jednak, a onirycznym dreszczowcem jest przede wszystkim MPD-Psycho i także tutaj nastrój prędko staje się mroczniejszy, choć poszatkowanie fabularne nie sprzyja wczuwaniu się w odcinek. Dzieje się tu bowiem dość sporo: oprócz śledztwa Amamiyi, uwagę zwraca atak Nishizono, który opętuje wybranych licealistów próbując zabić posiadaczy czerwonych kodów kreskowych. W pamięci zapisuje się scena, kiedy przeskakuje on z ciała do ciała uczniów, podczas gdy ścigający go chłopak zabija po kolei wszystkich opętanych. Jest to nader dynamiczna i ciekawie zainscenizowana sekwencja, nawet jeśli niezbyt oryginalna i nieco kiczowata(2). W tym odcinku pada również cień podejrzenia na współpracującą z Amamiyą Izono.
Trzecie spotkanie z serialem zdecydowanie bardziej intrygująco przedstawia się pod względem tematycznym. Dyrektor szkoły, infiltrowanej przez Amamiyę narzeka na rozrzedzenie japońskich wartości przez amerykańską demokrację i – z pomocą rządu, zaangażowanego też w sprawę kodów kreskowych – zarządza placówką, mającą za zadanie wykreowanie „prawdziwych, japońskich patriotów”. Miike nie omieszka pokazać o jakich patriotów faktycznie chodzi: w jednej ze scen maszerujący uczniowie witają dyrektora nazistowskim gestem. Odcinek piętnuje obecne w rządzie i części japońskiego społeczeństwa chęci powrotu do militarnej retoryki oraz chęci sprawowania nad obywatelami całkowitej kontroli. Z drugiej strony Miike nie pozostaje nieświadomy faktycznego moralnego upadku sporej części młodego społeczeństwa, objawiającego się prymarnie wzrostem przemocy i przestępczości wśród młodzieży. Na przestrzeni niespełna sześćdziesięciu minut nie jest on oczywiście w stanie, ani nawet nie próbuje, znaleźć odpowiedzi na pytanie dlaczego tak jest, raczej zadowala się wskazaniem, że powrót do skrajnej dyscypliny, autorytarnej kontroli i militarystycznej polityki nie stanowi rozwiązania problemu, a tylko staje się przyczyną nowego.
Niejako kontynuując temat przemocy wśród młodzieży, 4. odcinek skupia się na nastolatku, który opętany przez Nishizono tnie swoje ofiary (atrakcyjne dziewczyny przede wszystkim) na kawałki, następnie je numerując. Fabuła odcinka jest nieco chaotyczna, śledztwo w sprawie zabójstw prędko bowiem ustępuje miejsca przyglądaniu się różnym aktywnościom opętanego nastolatka. Jego działania czasami prezentują się zajmująco, czasem niestety zagubi się w monotonnym monologu. Na szczęście większość wolniejszych scen Miike urozmaica wizualnie, np. scena, gdy Sasayama z pomocnikiem przeglądają fora internetowe została sfilmowana na zupełnie czarnym tle, z silnym źródłem światła padającym na Sasayamę z góry oraz opadającymi na niego pyłkami/płatkami. A propos Sasayamy, to w tym odcinku znajduje się najlepsza w miniserialu scena komediowa z jego udziałem.
W kontekście młodzieńczej przemocy The Smashed Ants jako źródło poszukiwania nowych, pełnych przemocy wrażeń przez młodzież wskazuje samotność i frustracje, rodzące się ze społecznych niesprawiedliwości i wadliwego systemu sprawiedliwości oraz z braku odpowiedniej opieki nad dziecięcymi ofiarami. Dowiadujemy się, że przyjaciółka opętanego chłopaka była molestowana przez ojca, a jej dojmującą samotność i społeczne wykluczenie leczyły tylko obecność przyjaciela i mechanicznego psa. Sam chłopak jest sfrustrowany ogólną niesprawiedliwością, brakiem praw dla młodzieży oraz presją społeczną, co sprawia, że jest idealnym kandydatem na popchnięcie w kierunku destrukcyjnych, morderczych aktywności. Ostatecznie oczywiście, cierpienie rodzi wyłącznie nowe cierpienie i nie ma żadnej możliwości ucieczki z błędnego koła przemocy.
Po raczej wolno prowadzonej narracji do tej pory, dwa ostatnie odcinki serialu znacząco przyspieszają tempo. Miike za bardzo skupiał się na pojedynczych wątkach i scenach komediowych, toteż gdy zbliżył się do finału, stanął przed trudnym zadaniem wyjaśnienia intrygi na przestrzeni zaledwie dwóch odcinków. Tym samym prezentują się one nadto rozczarowująco. Bez ostrzeżenia nieco głupkowaty do tej pory Sasayama nagle wyrzuca z siebie ekspozycyjne kwestie, znajdując odpowiedzi na prawie wszystkie pytania i naprędce wyjaśniając różne tajemnice. Co gorsza, Miike nawet na końcowym etapie miniserialu nie omieszkał dodać kilku scen humorystycznych, dodatkowo skracając czas przeznaczony na główny wątek. W ostatnich spotkaniach z MPD-Psycho najlepiej wypadają inscenizacje finalnych spotkań Amamiyi z Nishizono i Nishizono/Amamiyi z Tomoko, reszta lawiruje między pokraczną ekspozycją, a niemniej pokraczną komedią.
Mimo swoich wad wypełniony intrygującymi pomysłami i onirycznym nastrojem serial jest pozycją wartą polecenia, a muzyka Lucy Monostone powinna nawiedzać widza jeszcze długo po tym, jak znikną napisy końcowe ostatniego odcinka.
Ucieczka niemożliwa
Po zakończeniu prac nad MPD-Psycho Miike niemal natychmiast przystąpił do pracy nad swoją kolejną produkcją kinową. Podejmując się na nowo tematu wykorzenienia, tym razem zanryū koji wymienił na obcokrajowców przebywających w Japonii. The City of Lost Souls (Hyōryūgai, 2000) skupia się na losach Brazylijczyka Mario (Teah) i jego chińskiej partnerki Kei (Michelle Reis), którzy próbują wydostać się z Japonii i uciec do Brazylii.
Film rozpoczyna się sekwencjami rodem z rasowego kina akcji. Choć montaż podczas strzelanin pozostawia nieco do życzenia, to widok Maria rozprawiającego się z grupką brazylijskich bandziorów z nieznanych nam przyczyn jest dość emocjonujący. Niedługo później – po przerwie na defekację – porywa on helikopter i rusza na ratunek swojej dziewczynie, deportowanej właśnie wraz z innymi nielegalnie przebywającymi w kraju obcokrajowcami. W rytm hard rockowego Nightmare zespołu SADS Miike inscenizuje kolejną scenę akcji, w której Mario pruje z karabinu maszynowego w autobus i brutalnie rozprawia się z jednym z oficerów (drugiego natychmiast atakuje deportowany czarnoskóry mężczyzna, sugerując po raz pierwszy w filmie napięcia na tle rasowym w Japonii). Następnie Mario i Kei podczas lotu nad Tokio wyskakują z helikoptera, po czym spadają z hukiem w boczną uliczkę Shinjuku. Skok z wysokości kończy się dla nich nie tylko bez szwanku, lecz z pyłu wywołanego ich rąbnięciem o ziemię wychodzą dumni, czyści i w zwolnionym tempie; Miike pokazuje tym samym, że ponownie nie będzie przejmował się realizmem i ponownie będzie się bawił oczekiwaniami widza.
Muzyczna sekwencja nawiązuje do podobnych z poprzednich produkcji Miikego, jak z Żywych lub martwych(Dead or Alive: Hanzaisha, 1999) czy Shinjuku Triad Society (Shinjuku kuroshakai – Chaina mafia sensou, 1997). I mimo że Miike nie kręci – oczywiście – całego filmu w tej stylistyce, to do samego końca zachowuje chaos montażowy. Cięcia często pojawiają się w nieprzewidzianych momentach, nierzadko przerywając – zdawałoby się – spokojne, dłuższe sceny. Wydaje się, że obok naginania realizmu świata przedstawionego jest to główne narzędzie w rękach reżysera, starającego się zdezorientować widza.
Innym środkiem dezorientacji jest wybór miejsc akcji. Bohaterowie często spotykają się w brazylijskich dzielnicach Japonii, tajna siedziba Triady znajduje się w jaskini pod punktem nielegalnych walk kogutów (walczących w stylistyce parodiującej Matrixa [The Matrix, siostry Wachowskie, 1999]), bilbord z gejszą i górą Fuji znajduje się na tle krajobrazu z Kalifornii, podpisanego jako prefektura Saitama, a pościg rozpoczęty na ulicach Shinjuku kończy się w Los Angeles. Tego typu igranie z widzem nie tylko sprawia, że jest on niezdolny do łatwego przewidywania rozwoju akcji, lecz również zdaje się nawiązywać do tradycji mokukoseki eiga.
Ponadto większość głównych postaci stanowią obcokrajowcy. Oprócz Maria i Kei, pojawiają się również mający niezdrową fascynację na punkcie Kei miejscowy lider Triady Ko (Mitsuhiro Oikawa), jego prawa ręka Riku (Terence Yin), pomagający Mario pół-Japończyk, pół-Brazylijczyk Carlos (Atsushi Okuno), dawna partnerka Maria, opiekująca się niewidomą dziewczynką prostytutka Lucia (Patricia Manterola), oraz Ricardo (Sebastian De Vicente), drobny oszust i złodziejaszek, który zostaje wciągnięty w plan Mario, Kei i Carlosa, decydujących się ukraść pieniądze podczas spotkania jakuzy z triadą.
Plan oczywiście nie idzie po ich myśli: nie dość, że okradają Ko, to zamiast pieniędzy przez pomyłkę zabierają walizkę pełną narkotyków. Ściągają tym na siebie uwagę psychopatycznego gangstera Fushimiego (Kōji Kikkawa), który po utracie narkotyków stracił twarz w jakuzie. Zamiast przeprosić swoich szefów (m.in. Ren Ōsugi), w ruchu stojącym w kontrze do oczekiwań znającego reguły yakuza eiga widza, zabija ich z pomocą swojego wiernego partnera Yamazakiego (Eugene Nomura). Następnie rusza w pościg za Mariem, równocześnie kontynuując konflikt z Ko. Oprócz tego w The City of Lost Souls pojawią się ksenofobiczny policjant Kuwata (Akira Emoto) i prowadzący piracką TV Piranha Sanchez (Marcio Rosario), komentujący w swoich audycjach losy protagonistów, a następnie sam angażujący się w miejscowe rywalizacje.
Poprzez przedstawienie tak dużej liczby obcokrajowców Miike i scenarzysta Ichirō Ryū (autor scenariusza także do Ley Lines [Nihon kuroshakai – Ley Lines, 1999], z którym The City of Lost Souls dzieli kilka fabularnych podobieństw) nakreślają napięcia rasowe obecne w Japonii. Fushimi w jednej ze scen mówi do Brazylijczyków: „Nie cieszcie się tak w nie swoim kraju”; Kuwata zatrzymuje swoich podwładnych przed zaangażowaniem się w strzelaninę między obcokrajowcami, mając nadzieję, że się nawzajem powybijają; Ko wypomina Fushimiemu mają dług kulturowy Japonii względem Chin i porównuje Japończyków do małp. Przykładów rasistowskich zachowań jest oczywiście więcej i wszystkie składają się na negatywny obraz japońskiego społeczeństwa. Miike wydaje się być przy tym niezdolny odnalezienia sposobu na poprawienie ludzkich relacji, raczej zostawia problem w zawieszeniu z nadzieją, że widz sam wyciągnie wnioski z obejrzanej przed momentem historii.
Inną ciekawą rzeczą w filmie jest przedstawienie tego, jak łatwo obcokrajowcy aklimatyzują się w Japonii. Brazylijczycy, Chińczycy, a w poprzednich obrazach reżysera też Tajwańczycy czy Pakistańczycy, choć są zwykle spychani na społeczny margines nie mają większych trudności w odnalezieniu się w nowym środowisku. Japończycy są ich zupełnym przeciwieństwem; przypomnijmy sobie Rainy Dog (Gokudou kuroshakai – Rainii doggu, 1997) czy The Bird People in China (Chuugoku no choujin, 1998); Japończycy w filmach Miikego nie potrafią odnaleźć się w innym kraju, nie są w stanie zrozumieć panujących w danym państwie zwyczajów, jego reguł ani nawet nie próbują podjąć próby zrozumienia innych. W tym kontekście The City of Lost Souls uzupełnia obraz społeczeństwa japońskiego obecny w całej twórczości reżysera.
Niestety omawiana pozycja jest daleka od bycia udaną. O ile tematycznie i stylistycznie jest niewątpliwie interesująca, to ciągłe próby zaskakiwania widza, przeskoki między miejscami akcji czy humorystyczne przerywniki składają się stopniowo w coraz bardziej chaotyczny obraz. Z powodu braku zrozumienia większości panujących reguł widz nie jest w stanie odczuwać z bohaterami zagrożenia, co powoduje rosnące zobojętnienie. Po drugie, częste zmiany stylistyczne wynikają zaburzeniem koherentności narracji i odrywają emocjonalnie widza od oglądanego filmu, przez co – paradoksalnie – im więcej się tu dzieje, tym bardziej staje się to nużące. Po trzecie, postaci są tu czasem skrajnie jednowymiarowe, a pierwszoplanowym aktorom brak większej charyzmy. Teah wydaje się być nieudanym brazylijskim klonem Rikiego Takeuchiego, który nigdy nie skupia na sobie uwagi widza, podczas gdy uzdolniona aktorsko Reis nie staje się niczym więcej niż kolejną „śliczną twarzą”, obligatoryjną dla filmów gangsterskich. Co prawda posiada kilka wyróżniających się scen, lecz są to drobne wyjątki w jej niezwykle statycznej prezentacji. Oikawa tymczasem przez cały czas chodzi z jednym wyrazem twarzy, a przejaskrawiony Kikkawa pozostaje parodią gangstera z wyjątkowo prostymi motywacjami.
Wszystko to sprawia, że film jest niezwykle i zaskakująco zimny. W stylistycznej ekwilibrystyce Miike niemal zupełnie zapomniał o postaciach, tym samym stworzył produkcję intrygującą technicznie, lecz nieangażującą emocjonalnie. Widz po zakończeniu seansu o The City of Lost Souls raczej prędko zapomni. Na szczęście już w kolejnej produkcji Miike odnajdzie złoty środek między stylistycznymi wojażami a emocjonującą, ludzką fabułą, o czym będzie więcej w kolejnej części przeglądu twórczości Takashiego Miike…
(1) Nie mogę się tutaj powstrzymać przed poleceniem dwóch filmów: The Rain of Light (Ame no hikari, Banmei Takahashi, 2001) opowiada o reżyserze filmowym (Ren Ōsugi), należącym za młodu do grupy terrorystów i kręcącym współcześnie o nich film; Kichiku – Banquet of the Beast (Kichiku – dai enkai, Kazuyoshi Kumakiri, 1997) to z kolei reżyserski debiut Kumakuriego, oparty o los tej samej grupy terrorystów, co The Rain of Light, lecz pokazany z ich perspektywy i z naprawdę dużą dawką przemocy.
(2) Tutaj zaś mogę polecić japońskie horrory z serii Eko Eko Azarak, a właściwie dwie pierwsze części wyreżyserowane przez Shimako Sato. W drugim filmie pojawia się demon, przeskakujący między ciałami.
Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.
1 Trackback / Pingback