Gdy myślimy o niemieckim kinie grozy, przed oczami od razu pojawia nam się ekspresjonizm oraz kadry z filmów Friedricha Wilhelma Murnau, Roberta Wiene czy Fritza Langa. Nic w tym dziwnego, w końcu mieli ogromny wpływ nie tylko na cały gatunek, ale także na kształt światowej kinematografii w ogóle. Jednak patrząc na współczesne horrory, najbardziej dziwi to, jak często pomija się wkład niemieckiego kina grozy lat 80. i 90. XX wieku. Prawdopodobnie wynika to z faktu, że Niemcy nigdy w żaden sposób nie wrócili do swoich tradycji z przełomu lat 10. i 20. Bez gatunkowego renesansu, postacie takie, jak Eckhart Schmidt czy Jörg Buttgereit nie doczekały się statusu na miarę Dario Argento czy Jesúsa Franco, pozostając dziś w czeluściach niemieckiej kinematografii, dostępni jedynie dla wąskiego grona odbiorców. Szkoda, bo to odważne, transgresyjne kino, które paradoksalnie dziś jest bardziej aktualne, niż w czasach kiedy powstawało.
Niemieccy artyści lat 80. i 90., często tworząc w duchu subkultury punkowej, przeważnie skupiali się na problemach seksualności, dojrzewania, a także za sprawą swoich opowieści zabierali nas w podróż po naszym wewnętrznym „ja”, uderzając w czułe punkty, zmuszając do kontemplacji nad ulotnością życia i bólem przemijania. Koronnym przykładem takiego dzieła jest niewątpliwie The Fan w reżyserii wspomnianego Eckharta Schmidta. Jego film opowiada o siedemnastoletniej Simone, zakochanej w słynnej na cały kraj gwieździe muzyki pop o pseudonimie R. Dziewczyna pewnego dnia postanawia uciec z domu i odszukać artystę, z którym planuje spędzić resztę życia.
Pozorna płytkość fabuły jest jednym z największych zalet obrazu Schmidta. Reżyser bowiem, zamiast na opowiadanej historii, skupia się na tym, co dzieje się w głowie jego bohaterki. Świat Simone rządzi się swoimi prawami, jest piękny, wyidealizowany i pozbawiony problemów. Dziewczyna jest wychowywana w bezpieczniej bańce przez kochających rodziców, ale w głębi duszy marzy o poznaniu swojego idola. Schmidt postanawia więc skonfrontować dziecięce marzenia z rzeczywistością. Niemiec przelewa na ekran własną wersje Przypowieści o synu marnotrawnym, z wyczuciem przeprowadzając nas przez kolejne jej etapy, szokując i hipnotyzując zarazem. Simone jest postacią bardzo skomplikowaną, z jednej strony dąży do bycia wolną, z drugiej chce być zależna od R, a w zasadzie od osoby, którą wyobraziła sobie oglądając zdjęcia muzyka. R obrazuje w tej historii nie tylko rozczarowanie światem, ale również niezrozumienie i ignorancję ze strony dorosłych.
Audiowizualnie film wypada niesamowicie dobrze. Muzyka zespołu Rheingold jest motorem napędzającym całą fabułę i konsekwentnie potęguje emocje widza. Syntezatorowe brzmienie wprowadza w niepokojący, miejscami oniryczny stan, sprawiając wrażenie sennego koszmaru, w jakim znaleźliśmy się razem z Simone. Odpowiedzialny za zdjęcia Bernd Heinl również nie próżnuje, w swoich ujęciach stara się skrzętnie odwzorować to, co dzieję się aktualnie w głowie głównej bohaterki. Dzięki tym zabiegom nie jesteśmy biernym uczestnikiem historii, a stajemy się jej integralną częścią. Widząc i czując to, co Simone.
Ze zdjęciami Heinla wiąże się również ciekawa historia. Otóż reżyser, zanim jeszcze Trance (alternatywny brytyjski tytuł filmu) zdążył trafić na ekrany, wzbudził niemałe kontrowersje wdając się w konflikt z 17-letnią wtedy Désirée Nosbusch (aktorką wcielającą się w główną rolę). Po początkowej zgodzie dziewczyny na nakręcenie nagich scen z Bodo Staigerem (odtwórca R), Schmidt zdecydował się zamieścić je w finalnej wersji filmu. Jednak w trakcie kampanii reklamowej kobieta wycofała się z poprzednich ustaleń i próbowała zatrzymać jego dystrybucję. Wybuchł prawdziwy skandal, a sprawa trafiła przed sąd. Po długim procesie Schimdt wygrał, dzięki czemu mógł w końcu pokazać swoje dzieło szerszej publiczności.
The Fan to dzisiaj zapomniany okaz niemieckiego kina grozy, który przetarł szlak dla późniejszych, równie ambitnych reprezentantów gatunku. Schmidt zachwyca warsztatowo, szokuje i wyzwala głębokie emocje, które na długi czas zapiszą się w pamięci widza. W moich oczach to także film niezwykle aktualny, dotykający problemów, z którymi każdy z nas będzie mógł się w jakiś sposób utożsamić.
Wielbiciel kiepskich slasherów z lat 80., włoskiej eksploatacji i Sylvestra Stallone'a.
1 Trackback / Pingback