Więźniowie nieba (1996). Krewetki, termos i Tennessee Williams

Często bywa tak, że kiedy człowiek popełnia coś złego i zataja przed wszystkimi swoje występki, nie zdradzają go wyraźne, niepodważalne dowody, lecz malutkie, ledwo dostrzegalne detale, których ten – poprzez swoją nieroztropność czy też nadmierną pewność siebie – po prostu nie wziął pod uwagę. Główny bohater filmu Phila Joanou – były policjant, praktykujący katolik i szef niewielkiej firmy żeglugowej w jednym, cierpiący dodatkowo na zespół zależności alkoholowej – przekona się o tym doskonale, kiedy podczas śledztwa prowadzonego na własną rękę będzie próbował odszukać ludzi odpowiedzialnych za tragedię, jaka wydarzyła się w jego domu. Zanim jednak owa katastrofa dosięgnie drzwi gospodarstwa eks-gliny, a bolesne wydarzenia sprawią, iż zostanie doprowadzony do ostateczności, stanie się świadkiem nietypowego wypadku podczas rejsu na wodach Luizjany. Zacznijmy zatem od początku…

Dave Robicheaux od trzech lat podtrzymuje abstynencję. Choć jego wymarzonym miejscem, wręcz rajem, w którym chciałby się aktualnie znaleźć, jest bar zaopatrzony w przeróżne kolorowe butelki z magicznym, wysokoprocentowym nektarem, to mimo tego pozostaje wierny przysiędze, jaką złożył samemu sobie i swojej kochającej żonie Annie, mianowicie, że już nigdy nie ruszy alkoholu. Podczas podróży żaglówką małżeństwo jest świadkiem kuriozalnego zdarzenia. Kiedy para próbuje zrelaksować się w jak najlepszy możliwy sposób, samolot o mały włos nie taranuje ich łodzi. Wehikuł rozbija się o taflę wody, a rozgorączkowany Dave nurkuje, aby ocalić pasażerów. Jego oczom ukazuje się ciało martwego mężczyzny z charakterystycznym tatuażem na lewej stronie klatki piersiowej. Dzięki zdecydowanej interwencji byłego gliny z życiem uchodzi, pochodząca z Salwadoru, kilkuletnia dziewczynka. Jak się później okazuje, wypadek nie był przypadkowy, a w całą sprawę zamieszani są handlarze narkotyków, z dawnym przyjacielem Dave’a z lat dzieciństwa na czele. Bubba Rocque, bo tak na imię długo niewidzianemu kumplowi, jest szychą w mieście, a śledztwo prowadzone przez starego przyjaciela działa na niekorzyść jego interesów. Oliwy do ognia dolewa zachowanie powabnej żony gangstera, Claudette…

Więźniowie nieba, oparci na powieści Jamesa Lee Burke’a, są bardziej nastawieni na zaprezentowanie motywacji i wewnętrznych rozterek głównych bohaterów niż przedstawienie samej akcji, na którą w takim przypadku składają się obowiązkowe strzelaniny, pościgi i mordobicia. Mimo że obraz Joanou absolutnie nie jest wolny od wyżej wymienionych wabików cechujących kino sensacyjne, to ich znikome występowanie – choć efektowne w momentach trwania – przegrywa z tymi subtelniejszymi fragmentami, mianowicie rozmowami prowadzonymi w nocnych klubach, wycieczkami po zapyziałych melinach czy w końcu obserwacją ponętnych, skąpo odzianych kobiecych wdzięków. Tę neo-noirową opowieść snują właśnie usta charyzmatycznych bohaterów, a nie ich palce pociągające za spust czy pięści obijające twarze przeciwników. Przejdźmy więc do krótkiej charakterystyki głównych postaci.

Dave Robicheaux. O nim wiemy już całkiem sporo. Poza tym, że od lat nie nosi niebieskiego munduru i nie patrzy w stronę baru, a regularne oddawanie się modlitwie i rzetelne prowadzenie kilkuosobowej firmy utrzymują go przy życiu, tak ciągoty do nadmiaru wrażeń nie dają mu jednak spokoju. Kiedy więc nadarza się okazja, by poczuć dawną adrenalinę, eks-glina nie traci czasu i postanawia rozwikłać tajemnicę rozbitego samolotu. Jeśli trzeba wydobyć informacje od barmana-recydywisty czy tancerki erotycznej, bądź wybić kilka zębów okolicznym zbirom, Robicheaux działa tak, jakby odznaka i policyjny uniform w ogóle nie poszły w odstawkę. Już sam widok, jak dumnym krokiem przecina okoliczne ulice i wchodzi do nocnych klubów niczym do siebie do domu, wiele o nim mówi. Nie straszni mu żadni wysoko postawieni bandyci ani tym bardziej ich ponętne partnerki. Głodny akcji bohater potrafi zarówno odeprzeć atak, kiedy wymaga tego sytuacja, jak i ostudzić zapał wyrafinowanych striptizerek, ponieważ większość z nich nie szuka miłości, lecz jedynie zgrywa się w celu upokorzenia byłego reprezentanta prawa.

Annie Robicheaux. Żona Dave’a, o której marzy niejeden mężczyzna. Jest piękna, bystra i oddana swojemu mężowi, zaś sterowanie łodzią po luizjańskich mokradłach czy też znajomość specyfiki ruchu morskiego to dla niej bułka z masłem. Choć zewnętrzne atuty kobiety sytuują ją zdecydowanie powyżej przeciętnej, a zaradność na wodzie czy też obsługa broni długolufowej świadczą o sile i umiejętności radzenia sobie w ekstremalnych warunkach, to pomimo tych atrybutów Annie nie czuje się w pełni szczęśliwa. Głównym i tak naprawdę jedynym problemem okazuje się niemożność zajścia w ciążę, natomiast coraz częstsza absencja Dave’a nie wróży dobrze ich związkowi. Kiedy więc para ratuje małą dziewczynkę od utonięcia, życie Annie w końcu nabiera sensu. Pomimo faktu, iż pobyt dziecka na terenie Stanów Zjednoczonych uznaje się za nielegalny, to zaistniała sytuacja ani przez chwilę nie studzi zapałów zastępczej matki. Niestety, Dave, którego maniery i zbytnia pewność siebie zwracają niepotrzebną uwagę płatnych zabójców, nieświadomie naraża żonę i przybraną córkę na zaczepki z ich strony.       

Robin Gaddis. Tancerka erotyczna i (być może) była kochanka Dave’a. Reaguje niezwykle żywiołowo na nazwisko Tennessee Williams. To do niej główny bohater zachodzi, kiedy jego kontakty okazują się niewystarczające. Kobieta, z uwagi na swoją profesję, zna wszystkich okolicznych i przyjezdnych gangsterów, zaś jej nietuzinkowe warunki fizyczne, podbijane dodatkowo magnetyzującym spojrzeniem i seksownym głosem, pozostawiają męską część gości ze szczęką na podłodze. Zachodzi podejrzenie, że gdyby to ona prowadziła śledztwo, nie złamałaby sobie nawet paznokcia, ponieważ w sytuacjach, w których Dave użyłby broni palnej lub pięści, Robin od niechcenia machnęłaby rzęsą i zdobyła niezbędne informacje. Pomimo świadczenia usług w nocnych klubach jest osobą wrażliwą i oddaną mężczyźnie, którego darzy miłością i tak samo zgrabnie, jak radzi sobie z rurą do striptizu, potrafi udźwignąć ciężar wychowywania dziecka. I, co ciekawe, to jedyna osoba zwracająca się do Dave’a po ksywce. A jak brzmi jego pseudonim? Żeby posiąść tę wiedzę, musicie zatopić się w luizjańskich mokradłach i zadymionych lokalach.

Bubba Rocque. Jego prymitywne zachowanie – co nie znaczy, że nie potrafi zachować dobrych manier, kiedy wymagają tego „czynności służbowe” – zdradza, że większość młodego życia spędził w luizjańskich slumsach. Nienawidzi atakowania znienacka, choć kiedy sam wyprowadza cios w stronę rywala, robi to podstępem i w konsekwencji jest w stanie powalić go jednym uderzeniem. Popołudnia spędza na intensywnym trenowaniu boksu, zajadaniu się krewetkami i zwracaniu uwagi wiecznie znudzonej żonie, która nie potrafi dostosować się do jego pedantycznych zachcianek. Bubba ma bowiem fioła na punkcie porządku, a jego największym natręctwem jest dopilnowanie, aby szklanki z zimnymi trunkami kłaść na specjalnie do tego przeznaczonej podstawce. W innym wypadku zostawiają plamy, których pozbyć się równie ciężko, co niewygodnych reprezentantów prawa. Gangster, choć sprawia wrażenie twardego i pewnego siebie, niewiele zdziała, kiedy w jego pobliżu nie kręci się wspomniana przed momentem żona – „bałaganiara”. Claudette jest bowiem równie pewna siebie, co jej mąż, lecz w przeciwieństwie do niego nie potrzebuje protekcji, by dobić interesu. A skoro już o niej mowa…

Claudette Rocque. Sztandarowy przykład idealnej femme fatale. Pociąga gin przez cały dzień i nie jest nawet wstawiona. Trzyma wysokoprocentowy płyn w termosie, żeby koktajl był odpowiednio schłodzony, zaś jego ilość nie ograniczała się tylko do jednej szklaneczki. Jeśli jakiś partner biznesowy męża wpadnie jej w oko, przywita go w jak najlepszym stroju, a że w Luizjanie temperatura jest zawsze wysoka, kobieta ma na sobie dokładnie tyle fatałaszków, ile partnerka Adama w ogrodzie Eden. Matka Claudette była „królową burdeli”, co – wydawać by się mogło – zrujnuje reputację dumnej żonie gangstera, lecz nie w tym przypadku. Pani Rocque ma bowiem na tyle dużo klasy i manier, że dźwiga zarówno niechlubną przeszłość związaną ze swoim pochodzeniem, jak i obecną sytuację, która przerasta Bubbę. Jej znakiem szczególnym jest niewielki czarny motyl wytatuowany tuż nad prawym biodrem. Kobieta jest świadoma swojego wyglądu, a kiedy jakiś mężczyzna stawia „opór”, Claudette potrzebuje dosłownie kilku sekund, by go zmiękczyć i wyjść zwycięsko z prowadzonych negocjacji. Zabawnym pozostaje fakt, że odtwarzająca postać owej femme fatale Teri Hatcher otrzymała za swoją kreację nominację do Złotej Maliny. Ówczesne gremium na pewno przeoczyło tego powabnego czarnego motylka, bo czego by nie przeczytać w Internecie o tej stylowej produkcji i grających w niej aktorach, osoba Claudette została wywindowana przez widzów na główną, jak nie jedyną atrakcję.    

O wyjątkowości Więźniów nieba nie świadczy zatem fabuła, gdyż jest dość przewidywalna, lecz główni bohaterowie opowieści. Były glina i alkoholik, jego żona marząca o dziecku, tancerka erotyczna z instynktem macierzyńskim, okoliczny gangster pasjonujący się boksem oraz jego żona – tak samo piękna, jak i niebezpieczna – działają niczym strit w pokerze. I choć każda z tych kart jest inna, to w połączeniu z pozostałymi tworzy zwycięski układ.     

"Kino w sercu, muzyka w słuchawkach, dziewczyny na analogu" Aleksander Biegała aka Cooler King.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*