Wielka Brytania, lata 80. Sean Phillips, stateczny mąż i ojciec pewnego dnia zostaje porwany przez niezidentyfikowany snop światła. Pojawia się on ponownie po równo trzech latach, ku zdziwieniu żony, która zdążyła sobie ułożyć życie na nowo i ku uciesze syna, który nie mógł pogodzić się ze zniknięciem ojca. Sean zaczyna dążyć do powrotu do grona rodziny, jednak jest w mężczyźnie coś wyraźnie niepokojącego, jak gdyby nie był już człowiekiem. Xtro z 1982 roku to brytyjski horror science-fiction powstały w momencie rozkwitania ponownego boomu na filmy poświęcone kosmitom. Nie bez powodu zresztą na plakacie promującym film widnieje napis: “Nie wszystkie istoty pozaziemskie są przyjazne”, który był małym nawiązaniem do kasowego E.T. (1982) Stevena Spielberga. Nakręconego za garść zmiętych funtów Xtro dość łatwo zbagatelizować, uznać za cyniczny i niezbyt wartościowy cash-in, który powstał, by spieniężyć rosnące w kinie rozrywkowym trendy.
I tu, jak się okazuje, można się srogo pomylić, bowiem dość szybko Xtro pokazuje, że zdecydowanie ma na siebie pomysł, co jest widoczne już w pierwszym akcie filmu, gdy naszym oczom ukazuje się wyjątkowo paskudna istota z powyginanymi stawami, która z marszu przyprawia widzów o dreszcze. Ekipa Harrego Davenporta nie była w ciemię bita i doskonale wiedziała jak operować ujęciami i światłem, tak by kosmiczne monstrum wychylające się z półmroku wyglądało należycie potwornie. Momentami da się, co prawda, zauważyć, że mamy tutaj do czynienia z bardzo niskim budżetem, jednak jest w tej staroszkolnej, opartej na efektach praktycznych taniźnie coś szlachetnego, bo nawet jeśli bije z niej jakaś sztuczność i nieporadność, to nadal potrafi być należycie obrzydliwa, czego najlepszym przykładem jest wyjątkowo nieprzyjemna scena zapłodnienia kobiety przez kosmitę i niemal natychmiastowy poród…dorosłego mężczyzny. To między innymi takie atrakcje sprawiły, że Xtro trafił na listę tak zwanych Video Nasties, czyli brytyjskiego zestawienia filmów wyjątkowo gorszących i nieodpowiednich dla dziatwy, co jak pewnie się domyślacie, tylko w wypromowaniu tego obrazu pomogło.
Jednak to nie gore jest tutaj daniem głównym, bo tak na dobrą sprawę, nie ma go wcale aż tak wiele. Xtro bryluje przede wszystkim na poletku kina dziwnego i mocno onirycznego, co jest szczególnie widoczne w drugim akcie filmu, gdy kosmiczny ojczulek postanawia obdarować swojego jedynaka psychicznymi mocami. Te służą mu przede wszystkim do ożywiania swojej kolekcji zabawek, które następnie posyła w celu dokonania mordu na tych, którzy malcowi kiedyś podpadli. To właśnie te sceny wprawiają widza w największą konsternację i każą się zastanawiać nad tym, co właściwie się ogląda. Uczucie odrealnienia potęguje zresztą ścieżka dźwiękowa, oparta na prostych, syntezatorowych motywach, która może i owszem, brzmi dosyć tanio, jednak doskonale oddaje coraz to mocniej pogłębiające się szaleństwo filmu.
Xtro doskonale obrazuje to, czemu niskobudżetowe kino gatunkowe jest dla mnie tak fascynujące. Czysto teoretycznie powinny być to bowiem produkcje odtwórcze, byle jak zrealizowane i żerujące na ówczesnych trendach, a jednak to właśnie tutaj można odnaleźć skarbnicę wypełnioną po brzegi oryginalnymi i często eksperymentalnymi pomysłami, na które nie mogliby sobie pozwolić twórcy mainstreamowi. I choć natężenie dziwactwa może być dla wielu osób w takim Xtro absolutnie niestrawne, to jednak filmowi Harrego Davenporta nie można zarzucić jednego: braku oryginalności, bowiem od tego aż kipi.
Film doczekał się w latach 90. dwóch kontynuacji, a od ostatnich dziesięciu lat pojawiają się plotki o kolejnej części cyklu. Filmy te jednak z oryginałem z 1982 roku nie miały, prócz nazwy i kosmicznej tematyki, nic wspólnego. Davenport tłumaczył się faktem, że w tamtym okresie rozpaczliwie potrzebował pracy, a nazwa Xtro była na tyle rozpoznawalna, że umożliwiała mu zebranie funduszy na realizację kolejnych pomysłów. Dlaczego jednak nie otrzymaliśmy nigdy pełnoprawnego sequela? To już kwestia pogmatwanych praw autorskich. Otóż Davenport rzeczone prawa posiada, ale jedynie do nazwy, przez co nigdy nie mógł kontynuować historii rozpoczętej w opisywanym tu filmie. Jak jednak wypadają późniejsze odsłony cyklu? Zaledwie poprawnie, co tłumaczy, dlaczego niemalże nikt o tych produkcjach nie pamięta, podczas gdy pierwszy Xtro jest ciągle odkrywany przez pulpowych entuzjastów, którzy z godną podziwu pasją wyszukują perły ze śmietnika. A ta perła, moi drodzy, to naprawdę okazały skarb.
Miłośnik doom metalu i gotyckich horrorów, z naciskiem na produkcje wytwórni Hammer. Nosi kurtkę, która jest symbolem jego indywidualizmu i wiary w wolność jednostki. W przyszłości ma zamiar osiedlić się w Borach Tucholskich i zostać leśnym dziadem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis