Jak wiadomo, Brian De Palma był niegdyś jednym z najbardziej znanych twórców amerykańskiego kina. Wraz z innymi młodymi niezależnymi zaczynającymi kariery w latach 60. lub 70., jak Francis Ford Coppola, Martin Scorsese czy Steven Spielberg, reprezentował tak zwanych „movie brats”, czyli pokolenie pasjonatów filmowych, które wkraczało w branżę nie wywodząc się z przestarzałego i mocno ograniczającego systemu producenckiego Hollywood. To oni przez kolejne lata rozdawali karty w kinie amerykańskim, serwując widowni miszmasz autorskiej wizji z gatunkowymi inspiracjami sprzed lat. Jednakowoż w przypadku De Palmy sukces komercyjny nigdy nie szedł w parze z uznaniem krytyki. Wielokrotne opluwanie, posądzanie o bezczelne plagiatowanie Hitchcocka, mizoginizm i żerowanie na najniższych instynktach nie powstrzymywało jednak reżysera przed tworzeniem rewelacyjnych obrazów. I choć wspomniane już środowisko krytyków filmowych nigdy się na jego twórczości nie poznało, to jednak znalazł on przychylność wielu fanów kina gatunkowego, którzy docenili hitchcockowski sznyt reżysera. Gdy De Palma zaczął tworzyć swoje dreszczowce, we Włoszech funkcjonowało już kino giallo. To również zawdzięczało sporo mistrzowi suspensu i, jak u Amerykanina, wręcz kipiało od stylowej i często w jakiś sposób umownej mieszanki seksu i brutalności. W związku z tym nie sposób uciec od porównań między De Palmą a włoską pulpą.
Nieśmiały flirt z kinem suspensu De Palma rozpoczął jeszcze w latach 60., w swoim pełnometrażowym debiucie Murder A’la Mod (1968) opowiadającym o pięknej fotomodelce, która kradnie pieniądze, by pomóc chłopakowi w zebraniu funduszy potrzebnych do uzyskania rozwodu z obecną żoną. Wkrótce potem żona zostaje brutalnie zamordowana przez tajemniczego sprawcę w czarnych rękawiczkach, co samo w sobie brzmi już mocno giallowo. Jednak całość pełna jest komediowych fragmentów, przez co sprawia wrażenie obrazu mocno schizofrenicznego, który jedną nogą stoi w świecie suspensu, a drugą w filmowej satyrze. Po bardzo chłodnym przyjęciu produkcji, a następnie zaginięciu taśmy z filmem (ta została odnaleziona po latach i film jest już dostępny do obejrzenia), De Palma skupił się na tworzeniu komedii i satyr filmowych. Produkcje takie jak Pozdrowienia (1968), Przyjęcie weselne (1969) czy Cześć, mamo! (1970) nie tylko sprawiły, że autor coraz głośniej dawał o sobie znać w filmowym światku, ale i przedstawił widowni talent Roberta DeNiro. Do suspensu wrócił już w kolejnej dekadzie, za sprawą Sióstr (1973), które można nazwać właściwym początkiem jego kariery, bo i nakreślającym kierunek jego najważniejszych filmów.
Główną bohaterką filmu jest Grace, dziennikarka, która z okna swojego mieszkania staje się świadkiem morderstwa dokonanego przez cierpiącą na rozdwojenie jaźni Danielle. Gdy wezwana przez nią policja okazuje się nie tylko nieskuteczna, ale i zwyczajnie niezainteresowana sprawą, bohaterka podejmuje się prywatnego śledztwa, które odkrywa przed nią zaróno tajemnice zbrodni, jak i świat zwichrowanej psychiki Danielle. Reżyser parafrazuje w Siostrach zarówno hitchcockowskie Okno na podwórze (1954) i Psychozę (1960), lecz jakakolwiek wtórność względem mistrza objawia się tu wyłącznie w punkcie wyjścia fabuły, a całość jest wyraźnie naznaczona dużo mroczniejszymi czasami. Ostatecznie mówimy tu o zupełnie innej Ameryce, już po kontrkulturowej rewolucji, w której obywatele zaczęli coraz mocniej kwestionować działania swojego rządu, przy okazji dokonując weryfikacji wyznawanych przez siebie wartości. Odejście w niepamięć niesławnego Kodeksu Haysa dawało twórcom takim jak De Palma dużo więcej swobody, dzięki czemu reżyser mógł chociażby ukazać w Siostrach scenę popełnionego przez Danielle brutalnego morderstwa na jej kochanku w całej, paskudnie krwawej okazałości.
CAŁY TEKST DO PRZECZYTANIA W NASZYM ZINIE
Przykładowe strony:
1 Trackback / Pingback
Komentowanie jest wyłączone.