Dzikie żądze (1998). Czerń lat 90.

Noir to gatunek filmowy w kinie amerykańskim, który narodził się na początku lat 40. XX wieku. Obrazy z tego nurtu – tak zwane czarne filmy, których akcja rozgrywa się na tle wielkich miast – charakteryzują się tajemniczymi zbrodniami i trudnymi do rozwikłania zagadkami, natomiast bohaterowie, będący z reguły przeciętnymi ludźmi uwikłanymi w dziwne sytuacje bądź prywatnymi detektywami, często padają ofiarą intryg. Do cech szczególnych tego gatunku należy także obecność femme fatales, czyli pięknych, ale też niebezpiecznych kobiet przynoszących mężczyznom nieszczęście. Choć schyłek tego niezwykle ciekawego okresu w historii kina przypada na pierwszą połowę lat 50. XX wieku, nie oznacza wcale, że późniejsi twórcy nie odnosili się w swoich dziełach do produkcji z tego nurtu. W taki oto sposób narodziła się nowa odmiana zwana neo-noir, bardzo wyraźnie korzystająca z elementów charakterystycznych dla czarnego kina, jednakże uwspółcześniona o bardziej aktualne treści i motywy. Szczególnie w latach 90. XX wieku wielu artystów nadal tworzyło swoje obrazy właśnie w oparciu o stylistykę noir, a duża część tych produkcji do dziś cieszy się niesłabnącym powodzeniem. W cyklu 90s Noir przybliżymy Wam sporo ciekawych dzieł osadzonych w klimacie neo-noir.

Kino amerykańskie z lat 90. XX wieku oferuje wszystko, czego tylko dusza zapragnie – począwszy od filmów opartych na ikonicznych postaciach z kultowych komiksów, poprzez produkcje nasączone gęstą akcją lub nawiązujące do slasherów, a skończywszy na thrillerach erotycznych zabarwionych atmosferą charakterystyczną dla stylistyki noir. Dzikie żądze w reżyserii Johna McNaughtona są reprezentantem tej ostatniej kategorii. Choć zostały poprzedzone takimi uznanymi dziełami, jak Nagi instynkt (1992) Paula Verhoevena czy Ostatnie uwiedzenie (1994) Johna Dahla, nie odstają od nich poziomem. Omawiany film, pomimo tego, iż nie cieszył się dobrymi recenzjami w okresie premiery, doczekał się zresztą aż trzech kontynuacji, którym wprawdzie sporo brakuje do oryginału, lecz bynajmniej nie oznacza to, że nie mają nic do zaoferowania. W tekście inaugurującym cykl 90s noir, gdzie opisywać będę „czarne filmy” lat 90., skupiam się więc na obrazie McNaughtona, ale przy okazji przyglądam się także jego kontynuacjom.

Akcja Dzikich żądz rozgrywa się w Blue Bay, w stanie Floryda. W tej niewielkiej mieścinie wszyscy wiedzą o sobie wszystko, a spadkobierczyni wielkiej fortuny, atrakcyjna i pewna siebie Sandra Van Ryan, która spędza większość czasu w łóżku, w płomiennych objęciach młodych, dobrze zbudowanych mężczyzn, może mieć każdego w garści. Jej równie ponętna, a przy tym niebywale wyniosła, córka Kelly czyni wszelkie starania, aby zwrócić uwagę swojego nauczyciela Sama Lombardo. Pedagog ma opinię okolicznego playboya, gdyż rejestr jego „zdobyczy” rozciąga się od młodych, atrakcyjnych studentek, po dojrzałe, dystyngowane damy z wyższych sfer, z samą Sandrą Van Ryan na czele. Pewnego dnia Kelly oznajmia matce, że została zgwałcona przez przystojnego wykładowcę, a oliwy do ognia dolewają zeznania innej, molestowanej przed rokiem dziewczyny – uzależnionej od alkoholu i substancji psycho-aktywnych Suzie, której Lombardo pomógł swojego czasu wyjść na prostą. Całą sprawę, chłodnym okiem, obserwuje para detektywów w osobach Ray’a Duquette’a i Glorii Perez. Przedstawiciele prawa nie są do końca przekonani co do wersji obydwu rzekomo zgwałconych dziewczyn. A że znają grzechy i grzeszki wszystkich tutejszych mieszkańców, nie dają się tak łatwo zbić z tropu i podejmują stosowne działania mające na celu dojście do prawdy.

Dzikie żądze, obchodzące w tym roku jubileusz 25-lecia, stanowią jedną z najbardziej oryginalnych amerykańskich produkcji z drugiej połowy lat 90. Świadczy o tym nie tylko stylowa forma, ale przede wszystkim ilość tropów, mnożąca się z minuty na minutę. Z czasem co prawda jesteśmy w stanie domyślić się rozwoju wydarzeń, jednakże najważniejsza tajemnica obrazu pozostaje pilnie strzeżona i wybucha dopiero na sam koniec. Zanim jednak dojdzie do rozwiązania zagadki, McNaughton zrobi nam intensywną przebieżkę po obskurnych barach, imponujących willach, renomowanych restauracjach i kompleksach sportowych z olbrzymimi basenami i kortami tenisowymi. A wszystko to skąpie w bagnistej scenerii mokradeł Florydy, gdzie wygłodniałe aligatory – podobnie jak bohaterowie filmu – czekają na najmniejszy błąd nieprzyjaciela.

Patrząc na Dzikie żądze z perspektywy lat, aż trudno uwierzyć, że McNaughton zebrał tak różnorodną obsadę na potrzeby realizacji swojego filmu. Wcielający się w rolę nauczyciela Matt Dillon sprawdza się idealnie jako modelowy przystojniak, na widok którego płeć piękna w każdym wieku wzdycha i próbuje go poderwać, natomiast dodatkowe atrybuty wyeksponowane za pośrednictwem jego charakteru powodują, że wierzymy w niewinność pracownika szkoły. Kevin Bacon, będący nie tylko odtwórcą postaci detektywa Duquette’a, ale również kierownikiem produkcji filmu, jest idealną przeciwwagą dla zrównoważonego Lombardo. Kiedy dochodzi do działania pod wpływem stresu, odgrywany przez Bacona przedstawiciel prawa często wykazuje się zachowaniem nieadekwatnym do pełnionej przez siebie funkcji, na każdym kroku popadając w konflikty. „Czarnym koniem” męskiej części obsady pozostaje, jak zwykle przezabawny i zdystansowany, Bill Murray, którego rola obrońcy nauczyciela oskarżonego o podwójny gwałt rzuca nieco bardziej niezobowiązujące światło na całość obrazu McNaughtona. Prawnik Ken Bowden, w wykonaniu słynnego komika, jawi się bowiem bardziej jako wyrachowany manipulator niż klasyczny przedstawiciel adwokatury, a kołnierz ortopedyczny, jaki mężczyzna nosi przez prawie cały film, nie ma nic wspólnego z kontuzją, lecz jest nieodłączną częścią jego błazeńskiego wizerunku.

Najsilniejszą częścią obsady pozostają jednakże damskie bohaterki. Theresa Russell, wcielająca się w rolę Sandry Van Ryan, to kipiąca seksapilem dojrzała kobieta, u której cięty język doskonale koreluje z powabnym wyglądem, a drogie, wydekoltowane sukienki i efektowne nakrycia głowy, w jakich widujemy ją podczas ważnych uroczystości, pokazują, że ta idealnie prezentująca się milionerka zawsze wychodzi zwycięsko z każdej potyczki. Neve Campbell, ciesząca się wówczas statusem gwiazdy, gdyż dwa lata wcześniej wystąpiła w kultowym Krzyku Wesa Cravena, w obrazie McNaughtona sprawdza się kapitalnie jako osoba z patologicznego środowiska. Suzie w jej wykonaniu jest jednocześnie agresywną i zagubioną dziewczyną, dla której czas spędzony w poprawczaku, w połączeniu z problemami związanymi z nadużywaniem alkoholu i narkotyków, miał przeogromny wpływ na to, kim jest obecnie. To najbardziej niepokorna i tajemnicza bohaterka spośród całej obsady, a walory intelektualne, jakie skrzętnie ukrywa, ujawnione przez nią w odpowiednim momencie, pokażą wówczas prawdziwą naturę tej, na pozór, zalęknionej kobiety.

Pomimo tego, iż zarówno kreacje Russell, jak i Campbell należy zaliczyć do udanych, tak korona królowej Dzikich żądz bezapelacyjnie należy się Denise Richards. Amerykańska aktorka, wcielająca się w postać Kelly Van Ryan, w każdym ujęciu emanuje tak niebotycznym czarem, że jakby rozdzielić go pomiędzy inne znane w tamtym okresie żeńskie gwiazdy kina, owego powabu zostałoby jeszcze sporo dla tych, które dopiero wejdą do hollywoodzkiej Fabryki Snów. Co ciekawe, Richards dostała rolę pyszałkowatej uczennicy dopiero podczas drugiego przesłuchania. W wywiadzie dla magazynu Entertainment Weekly McNaughton przyznał z uśmiechem, iż po pierwszej próbie nie był do końca przekonany co do talentu przyszłej dziewczyny Bonda, lecz po drugim spotkaniu uznał, że nawet jeśli wypadnie ona przeciętnie, to będzie przynajmniej ładnie wyglądać. Na całe szczęście Richards spisała się doskonale, o czym świadczą nie tylko jej walory fizyczne, ale przede wszystkim charyzma, jaką nawilżyła butną i pociągającą osobowość Kelly Van Ryan.

Największe kontrowersje podczas realizacji Dzikich żądz budziła scena trójkąta pomiędzy Samem, Suzie i Kelly. Z początku planowano nawet zatrudnić dublerki, lecz kiedy Richards i Campbell udały się do przyczepy tej drugiej i utopiły cały stres w dzbanku margarity, nakręcono ten fragment z ich udziałem. Gwiazda Krzyku nie wyraziła co prawda zgody na pokazanie piersi, lecz jej partnerka nie miała z tym najmniejszego problemu. W swojej autobiografii, zatytułowanej „Real Girl Next Door”, Richards wyznała nawet, że: „Żadna z nas nigdy nie całowała się z inną dziewczyną… Każdy ma swój pierwszy raz”.

Choć Dzikie żądze nie zyskały takiej admiracji w czasie premiery, na jaką zasługiwały, to obecnie uchodzą za film kultowy. Jednym z niewielu dziennikarzy, którzy od samego początku docenili zawirowaną fabułę i humorystyczne zwroty akcji w dziele McNaughtona, był słynny amerykański krytyk Roger Ebert. Wypowiedział się on następująco: „[Dzikie żądze] To ponury śmieć, z fabułą tak pokręconą, że wciąż wyjaśniają ją podczas napisów końcowych. To jak trójstronna kolizja między filmem erotycznym, operą mydlaną i filmem noir klasy B. Lubię to.”, dając ocenę trzy w czterostopniowej skali. Aha, kiedy przed Waszymi oczami pojawi się napis „The End”, pod żadnym pozorem nie wyłączajcie odbiornika, gdyż wtedy ukazują się najlepsze partie z całego filmu.

O ile Dzikie żądze Johna McNaughtona to najwyższej klasy pełnokrwisty stek, o tyle kolejne trzy odsłony przypominają bardziej soczyste hamburgery z budki przy dworcu kolejowym, jednak odpowiednio przyrządzone (a takie też są), powinny zasmakować wielu filmowym smakoszom.

Musiało upłynąć dokładnie sześć lat, aby przedsiębiorstwo filmowe Mandalay, odpowiedzialne za realizację serii Dzikie żądze, uraczyło nas kontynuacją przeboju z 1998 roku. To całkiem spora przerwa zważywszy na to, że sequele powstają z reguły w zdecydowanie krótszym odstępie czasu. Tym razem na stołku reżysera zasiadł niejaki Jack Perez, którego największym osiągnięciem było dotychczas zrealizowanie pilotowego odcinka serialu Xena: wojownicza księżniczka (1995). Pomimo, iż żadna z kluczowych postaci, jakie poznaliśmy w pierwszej części, nie powraca, a cała fabuła drugiej odsłony jest totalną kopią obrazu McNaughtona, ze sceną trójkąta i identycznym zakończeniem na czele, nie oznacza wcale, że to mankament. Schemat, jaki wypracowano wcześniej, jest bowiem wizytówką tej erotycznej serii. Natomiast urodziwy duet w osobach Susan Ward i Leili Arcieri, mimo że nie dorównuje Neve Campbell i Denise Richards, sprawdza się doskonale jako zespół chciwych, gotowych na wszystko kobiet. Z męskiej części obsady na uwagę zasługuje kreacja Isaiah Washingtona wcielającego się w agenta ubezpieczeniowego, jednakże – podobnie jak w przypadku żeńskiego odłamu – do poziomu Matta Dillona i Kevina Bacona nieco brakuje. Największą zaletą filmu Pereza pozostaje dobrze wykreowane poczucie humoru, a komentarz jednego z pracowników szkoły na widok „kształtnych” dziewczyn w skąpych, sportowych uniformach, mianowicie: „Okręgowe finały siatkówki. W Blue Bay wszyscy uwielbiają siatkę, nie wiem, za co.”, mówi sam za siebie. Jeśli przymkniecie oko na pewne naiwne rozwiązania na gruncie intrygi, seans na pewno zaliczycie do udanych, bo pomimo kilku fabularnych niedostatków, to całkiem sprawnie zrealizowany thriller erotyczny. I podobnie jak w przypadku pierwszej odsłony cyklu, nie wyłączajcie filmu po ukazaniu się czarnej kurtyny z napisami końcowymi.

Trzecia część serii, zawierająca podtytuł Nieoszlifowane diamenty, pojawiła się bardzo szybko, bo w 2005, czyli już w rok po premierze sequela. Tym razem na stołku reżysera zasiadł Jay Lowi, mający w świecie filmu jeszcze skromniejsze dokonania niż Jack Perez, ale mimo to potrafiący podtrzymać atmosferę wykreowaną w dwóch wcześniejszych produkcjach. Struktura trzeciej odsłony serii nie różni się specjalnie od swoich poprzedniczek, gdyż z pietyzmem prezentuje kolejno wszystkie etapy znane nam już doskonale, czyli: dynamiczne nakreślenie intrygi, sztuczny konflikt pomiędzy dwiema głównymi bohaterkami, obowiązkowy trójkąt i „zaskakujący” finał, tradycyjnie poszerzony o sceny emitowane w trakcie napisów końcowych. Jest to najsłabszy epizod z całego cyklu, gdyż twórcy nie pokusili się o wprowadzenie choćby jednego, najdrobniejszego nowatorskiego detalu, jak zrobią to chociażby w kolejnej, ostatniej już odsłonie, jednakże biorąc pod uwagę tempo filmu i wyczekiwanie na tak zwane sceny „konieczne”, na tym gruncie nie można mu niczego zarzucić.  

Na czwartą część, noszącą podtytuł Banda czworga, musieliśmy czekać dość długo, bo aż pięć lat i – co zaskakujące – tym razem struktura obrazu uległa małej zmianie. Na stołku reżysera zasiadł, mający również niewielkie dokonania filmowe, Andy Hurst, za to godnym podkreślenia jest fakt, iż to właśnie on odpowiada za scenariusze do drugiej i trzeciej odsłony cyklu. Mówi się, że im dalej w las, tym gorzej, lecz nie w tym przypadku. Czwarta odsłona jest najlepszą częścią, nie licząc oczywiście pierwowzoru. Intryga zarysowuje się w zupełnie innym stylu niż miało to miejsce we wcześniejszych epizodach, i choć od połowy filmu akcja wraca na stare, dobrze znane nam tory, to zakończenie jest całkiem zaskakujące. Ponadto dzieło Hursta ma dwa niezwykle wyraźne nawiązania do części pierwszej, mianowicie podobny motyw muzyczny i obecność pewnego szklanego przedmiotu z musującą zawartością, którego ciekła substancja bezcześci perfekcyjne, damskie ciała. Nie mogło oczywiście zabraknąć sceny trójkąta, aczkolwiek – jak słusznie sugeruje podtytuł produkcji – do zmysłowego tercetu dołączy z czasem także i kolejne cielesne ogniwo, a kiedy pojawią się napisy końcowe, doskonale wiecie, co robić.

Seria Dzikie żądze to niezobowiązujące, rozrywkowe kino, w którym gorący seks i wielkie pieniądze uchodzą za wartości najbardziej pożądane, zaś ilość mniej lub bardziej nieoczywistych wątków, w połączeniu ze streszczeniem intryg podczas napisów końcowych, świadczy o stylu i unikalności tegoż cyklu. Kiedy Kevin Bacon dostał scenariusz do pierwszej części serii, uznał, że nigdy wcześniej nie czytał tak „śmieciowego” tekstu, jednakże z powodu ciągłych zwrotów akcji nie mógł oderwać oczu od lektury. Zdanie, jakie wymawia grany przez niego detektyw, mianowicie: „Tutaj nic nie jest takie, jak się wydaje”, idealnie oddaje charakter tego erotycznego, neo-noirowego cyklu, gdyż to, co zdaniem krytyków na pierwszy rzut oka uchodzi za niskogatunkowe, po latach okazuje się markowe, by w konsekwencji stać się kultowym.

Bibliografia:

Ebert R., Wild Things [on-line] [dostęp: 4 kwietnia 2023], dostępna w Internecie:

https://www.rogerebert.com/reviews/wild-things-1998

Rowlands P., An Interview with John McNaughton [on-line] [dostęp: 4 kwietnia 2023], dostępna w Internecie:

http://www.money-into-light.com/2016/10/an-interview-with-john-mcnaughton-part_27.html

Carter A., 12 Stories From Denise Richards’ New Memoir [on-line] [dostęp: 4 kwietnia 2023], dostępna w Internecie:

https://web.archive.org/web/20201124185431/https://www.thedailybeast.com/12-stories-from-denise-richards-new-memoir


"Kino w sercu, muzyka w słuchawkach, dziewczyny na analogu" Aleksander Biegała aka Cooler King.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*