
Tinto Brass jest bez wątpienia niepodważalnym mistrzem kinowego erotyzmu. Kiedy słyszymy nazwisko tego kultowego reżysera i scenarzysty, pierwsze jego dzieła, jakie przychodzą nam do głowy, to Salon Kitty (1976) i Caligula (1979). I tak naprawdę nie ma w tym nic dziwnego, gdyż obie produkcje, poprzez swój rozmach realizacyjny, kontrowersyjną tematykę oraz niezwykle odważne sceny rozbierane, do dziś ogląda się z niesłabnącym zainteresowaniem. Późniejsze dzieła Włocha, takie jak chociażby Miranda (1985) czy Papryka (1991), również prezentują ekscytujące, namaszczone dużą dawką erotyki sensualne opowieści, choć ich fabularny temperament nie ma już tej siły rażenia, co wspomniane przez momentem popularne obrazy. Omawiany na łamach Kinomisji Pulp Zine Mężczyzna, który patrzy – na gruncie jakości opowiadanej historii usytuowany gdzieś pomiędzy nadmienionymi tytułami – może i nie jest najlepszym filmem, jaki wyszedł spod ręki Brassa, lecz absolutnie nie można odmówić mu dynamiki, intrygującej fabuły, kunsztownie zrealizowanych scen erotycznych oraz, co najważniejsze w takim wypadku, obecności pięknych kobiet.
Eduardo jest profesorem uniwersyteckim, którego z bliżej nieokreślonych przyczyn opuszcza żona. Sylvia, bo tak na imię małżonce głównego bohatera, to nie tylko dystyngowana, odznaczająca się zdecydowanym charakterem kobieta, lecz przede wszystkim ponadprzeciętnie atrakcyjna i prowokacyjna w swoim podejściu do mężczyzn uwodzicielka. Wykładowca bije się z myślami odnośnie tego, co mogło być faktycznym powodem odejścia zmysłowej partnerki. W głowie nieszczęśnika co rusz malują się obrazy prezentujące Sylvię zarówno jako namiętną kochankę zaspokajającą jego potrzeby seksualne, jak i dominującą kusicielkę oddającą się innym osobnikom. Duży wpływ na całą tę sytuację ma specyficzna relacja Eduarda z ojcem Alberto, który z powodu złego stanu zdrowia jest przykuty do łóżka. Dodatkowym demotywatorem dla młodego profesora na gruncie kontemplacji o Sylvii okazuje się ponętna opiekunka schorowanego rodzica imieniem Fausta i równie pociągająca, pochodząca z Zairu, studentka Pascasie. Mimo to Eduardo nie potrafi przestać myśleć o żonie. Z każdym kolejnym dniem wizje z jej udziałem nasilają się coraz bardziej…

Mężczyzna, który patrzy oparty jest na opowiadaniu wybitnego włoskiego pisarza Alberta Moravii. Autor ukazywał w swoich książkach jednostkę uwikłaną w trudne, często niezależne od niej samej sytuacje, którą społeczeństwo pogardzało z uwagi na jej wybory życiowe. Tragizm, jaki cechował wiele jego prac, mało kogo pozostawiał obojętnym. Akurat w wypadku filmu Brassa złożyło się o tyle korzystnie, że reżyser nie musiał uciekać się do nadmiernego dramatyzmu w poszczególnych scenach ani tym bardziej niczego zmieniać. Historia zawarta w opowiadaniu pasowała bowiem do jego wizji artystycznej, dzięki czemu nie tylko nie zmarnotrawił on literackiego pierwowzoru, co przede wszystkim wiernie oddał panujący w nim, nasycony erotyzmem i wolny od moralizatorstwa, nastrój. Skupił się na cielesności bohaterek i bohaterów, ich fantazjach erotycznych i trudnych do ugaszenia żądzach. I mimo ograniczenia większości wątków do scen epatujących fizyczną przyjemnością, nie odarł przez to filmu z urokliwości i eterycznej atmosfery. Efekt końcowy jest wręcz olśniewający, gdyż poszczególne fragmenty zostały tak oryginalnie i estetycznie zainscenizowane, że nie pozostaje nam nic innego, jak tylko wkroczyć w ten magiczny świat fetyszy, perwersji i… patrzenia. Patrzenia z podziwem.
Eduardo doskonale wie, co to znaczy patrzeć. A może raczej podglądać. Akurat w jego wypadku to zdecydowanie trafniejsze określenie. Jeden z wykładów poświęca nawet skopofilii, czyli dewiacji polegającej na obserwowaniu z ukrycia ludzi w trakcie czynności seksualnych. Nawet kiedy wspomina upojne noce z ukochaną żoną, jego fantazje ogniskują się właśnie na wodzeniu za nią wzrokiem, a nie fizycznym zbliżeniu. I choć stale myśli o Sylvii i tym, co jeszcze do niedawna robił z nią w sypialni, z trudem powstrzymuje się przed prowokacjami zarówno ze strony Fausty, jak i swojej dużo młodszej studentki, gdyż to on jest tytułowym mężczyzną – obserwatorem. Patrzenie z pozoru wydaje się zaspokajać jego potrzeby, zaś seksualna wstrzemięźliwość ma rację bytu jedynie na gruncie cielesnej poufałości. Młody profesor zachodzi nawet tak daleko w swoich teoriach, że dyskutując o skopofilii nie nadaje jej cech typowego odchylenia od normy. Mówi o zaburzeniu jak o istotnym elemencie występującym nie tylko w codziennym życiu, lecz również w literaturze i kinie. Z tą tylko różnicą, że o ile w pierwszym wypadku nadrzędną rolę odgrywa słowo, o tyle w drugim dominantą jest obraz.

Skoro mowa o obrazie, Mężczyzna, który patrzy rozpoczyna się niezwykle klimatyczną sceną, w trakcie której Sylvia zaspokaja swojego męża, lecz nie to jest tutaj kluczowe. Większy nacisk położono bowiem na obserwację obiektu pożądania – w tym wypadku wspomnianej żony, a nie sam akt miłosny. Obiektyw kamery z pietyzmem śledzi ruchy bohaterki, kiedy to pozbawia intymne okolice ubrania, zaś samo odzienie, gdy ma je na sobie, skrojone jest w taki sposób, aby podkreślić jej figurę i kształty. Pozostałe fragmenty natury erotycznej są sfilmowane równie elektryzująco, zwłaszcza scena, podczas której Eduardo podgląda Faustę i swojego ojca. W przytoczonym wątku, w bardzo oryginalny sposób, wykorzystano szybę podzieloną na mniejsze elementy dzięki przymocowanym do niej stalowym szprosom. Główny bohater, odurzony widokiem zmysłowej, skąpo ubranej opiekunki, widzi ją wówczas podwójnie, a nawet potrójnie, przy czym co jakiś czas pole jego widzenia nawiedza nie tylko ona, ale również ojciec. Wszystko zależy od tego, jak obserwator ulokuje swoje spojrzenie stojąc bezpośrednio przy szybie. Nie muszę chyba wspominać, czyim widokiem bardziej pragnął namaścić swoje powieki.
Sceny erotyczne, jak wspominałem już wielokrotnie, są zrealizowane z należytą dystynkcją, lecz bez odpowiedniego zaplecza technicznego nie zrobiłyby stosownego wrażenia. Na uwagę zasługuje zwłaszcza montaż autorstwa samego Brassa. W omawianym filmie pojawia się mnóstwo fragmentów, kiedy dana bohaterka przemierza korytarz bądź pokój. Jej spacer, mimo że trwa zaledwie kilka sekund, rozłożony jest na wiele dynamicznych ujęć. Poszczególne sceny wyglądają wówczas jak sensualny wideoklip, a takich patentów w kinie erotycznym nie ma zbyt wiele. Dodatkowy atut, stawiający omawiane dzieło o kilka stopni wyżej od średniej jakości rozbieranego obrazka, to ścieżka dźwiękowa, za którą odpowiada Riz Ortolani. Słynny włoski kompozytor doskonale wiedział, że najlepiej sprawdzającym się instrumentem w chwilach erotycznego uniesienia jest saksofon. Wspomniany przyrząd całkowicie dominuje nad innymi muzycznymi przedmiotami, zaś motyw przewodni aż trudno wyrzucić z głowy po seansie.

Mimo wprawnej ręki Brassa i jego utalentowanych współpracowników, największe wrażenie robią tu jednak zatrudnione aktorki. W rolę Fausty wcieliła się Cristina Garavaglia. Przytoczony wcześniej moment, kiedy aktorka zostaje „sklonowana” za pośrednictwem szyby, to jedynie intro. Kiedy zobaczycie scenę, w trakcie której – do spółki z Eduardo – przygotowuje kogel-mogel, wówczas można mówić o rozkręconej płycie. Na potrzeby tego fragmentu Brass zastosował montaż równoległy. Sceny ubijania słodkiej mazi w szklankach idealnie korelują z tymi, gdzie swoją erotyczną obecność zaznacza Sylvia. A co wtedy robi? Żeby się tego dowiedzieć, trzeba włączyć wspomnianą produkcję i – podobnie jak główny bohater – podejrzeć całą sytuację.
Kolejna żeńska rola warta uwagi to kreacja Pascasie, w którą wcieliła się Raffaella Offidani. Odgrywana przez nią postać nie ogranicza się jedynie do obiektu seksualnego zdejmującego ubranie i uwodzącego swojego przystojnego wykładowcę, lecz działa na zasadzie bufora intelektualnego. To właśnie z nią Eduardo przeprowadza intymną rozmowę na temat skopofilii. Dziewczyna jest zaintrygowana jego wiedzą w tej materii i właśnie z tego powodu postara się go na swój sposób „wynagrodzić”.
Było zarówno o kuszącej Fauście, jak i czarującej Pascasie, więc teraz pora na tę nieosiągalną dla głównego bohatera, będącą prowodyrką całego zamieszania, czyli Sylvię. Wcieliła się w nią polska aktorka i modelka Katarzyna Kozaczyk (na potrzeby produkcji zakredytowana jako Katarina Vasilissa). W erze VHS, kiedy omawiany film miał premierę, jego dystrybutor dodawał do kasety wideo wydanie Playboya z wspomnianą gwiazdą na „rozkładówce”. Na okładce tego kultowego, nieistniejącego już czasopisma, obok wizerunku urodziwej blondynki, widniał nawet slogan „Włosi chcą patrzeć na Kasię Kozaczyk”. W roli Sylvii aktorka sprawdza się doskonale. Cały szereg atutów – od urody, poprzez ekstrawaganckie stroje, aż po zdecydowany charakter, gdzie prym wiedzie prowokacyjne spojrzenie i tajemnicze, wodzące za nos zachowanie – stawia ją w jednym rzędzie, o ile nie wyżej, z pozostałymi zjawiskowymi pięknościami, jakie mogliśmy podziwiać w innych dziełach Brassa. Magnetyzm bijący od Kozaczyk zwłaszcza w scenach, kiedy patrzy w obiektyw kamery, jest tak intensywny, że aż nasuwa się pytanie, czemu jej filmografia ogranicza się tylko do sześciu produkcji. Przy czym Mężczyzna, który patrzy uchodzi za tę najbardziej kluczową i wyjątkową spośród wszystkich. Ponadto polska aktorka jest doskonałym przykładem tego, że pomimo udziału w filmie erotycznym, gdzie co chwila musi odsłaniać okolice intymne, potrafi zrobić równie mocne wrażenie będąc całkowicie zamaskowaną przez rozmaite stroje.
Mężczyzna, który patrzy to nieco zapomniany dziś erotyk, lecz te trzydzieści lat temu, kiedy jego plakaty zdobiły okna i ściany wypożyczalni kaset wideo, był towarem absolutnie chodliwym i pożądanym. Nie bez wpływu na zainteresowanie tymże tytułem pozostawał udział urodzonej w Dąbrowie Górniczej, zjawiskowej Katarzyny Kozaczyk. Każda, nawet najkrótsza nieobecność aktorki na ekranie powoduje, że z wypiekami na twarzy oczekujemy na jak najszybsze pojawienie się jej w kadrze. Dodatkowa pochwała tyczy się już samego reżysera i scenarzysty, gdyż jego filmy nie są tanimi opowiastkami dla dorosłych, lecz stylowo zrealizowanymi obrazami erotycznymi skierowanymi głównie do koneserek i koneserów kobiecego piękna. Doprawdy sztuką jest kręcić filmy o tak wulgarnej tematyce, które pomimo swoich skandalizujących fragmentów mogą być rozpatrywane w kategoriach sztuki. Sceny erotyczne u Brassa swoją dynamiką przypominają bowiem pościg samochodowy, z tą tylko różnicą, że miejsce jezdni zastępuje łóżko, zaś substytutem samochodów są rozpalone od podniecenia ludzkie sylwetki. A my, jako obserwatorzy, podglądacze czy właśnie koneserzy, czekamy tylko na jakąś cielesną kolizję.

"Kino w sercu, muzyka w słuchawkach, dziewczyny na analogu" Aleksander Biegała aka Cooler King.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis