Prima Aprilis Special: Ulubione filmy polskie!

[Tekst pierwotnie opublikowany w kwietniu 2020 roku]

Rok temu z okazji Prima Aprilis przygotowaliśmy specjalny, „arthousowy” odcinek Na celowniku poświęcony twórczości Wojciecha Jerzego Hasa. W tym roku prezentujemy zaś teoretycznie podobnie nie do końca pasującą do Kinomisji wyliczankę naszych ukochanych filmów polskich (oraz dwa inne teksty, które opublikujemy w ciągu najbliższych godzin). Co prawda, obyło się bez obrazów Andrzeja Wajdy, jednak różnorodność kolejnych list pozostaje w miarę duża. Stworzeniem niniejszego wpisu (listy, a także, w większości wypadków, opis jednego wybranego tytułu) zajęły się cztery osoby z kinomisyjnego pokładu oraz dwójka gości: Rafał Boguta i Patryk Karwowski (Po napisach). Zapraszamy do lektury i celebrowania polskiego kina!

PS. Powyżej fragment plakatu do Córek dancingu autorstwa wspaniałej Aleksandry Waliszewskiej.


Rafał Boguta

300 mil do nieba (1989) * Barwy ochronne (1977) * Dekalog, dziesięć (1988) * Dług (1999) * Nie ma róży bez ognia (1974) * Prywatne śledztwo (1986) * Przepraszam, czy tu biją? (1976) * Pułkownik Kwiatkowski (1995) * Samowolka (1993) * Wesele (2004)


Oskar Dziki

Córki dancingu (2015) * Demon (2015) * Diabeł (1972) * Fuga (2018) * Jestem mordercą (2016) * Matka Joanna od Aniołów (1961) *Psy (1992) * Róża (2011) * Wieża. Jasny dzień (2017)

Wilcze echa (1968) reż. Aleksander Ścibor-Rylski

Polacy nie gęsi i swój western z prawdziwego zdarzenia mają! Wystarczy tylko zamienić południe Stanów na Bieszczady, żołnierzy Konfederacji na funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej, a koniokradów na ukrywającą się po lasach, rozbitą sotnię ukraińskich maruderów. Na głównym planie mamy estońskiego aktora Bruno O’Ya, wcielającego się w rolę awanturniczego pogranicznika będącego na tropie ukrytych przez UPA skarbów. Podążając śladem popularnych westernów, Ścibor-Rylski daje nam melancholijną balladę o czasach minionych, gdzie prym wiedli romantyczni bohaterowie i ich dokonania. Szafarz znanych motywów przeszczepionych z Dzikiego Zachodu na jeszcze dzikszy Wschód daje naprawdę smakowite danie, mające co prawda posmak hamburgera, ale popitego wódką i zakąszonego ogórkiem. I choć polska nie stała się nigdy drugimi Włochami, to naprawdę miło jest popatrzyć na odzianego w mundur MO Piotrka Słotwinę pędzącego na koniu przez bieszczadzki step pod partyturę Wojciecha Kilara. Niewiele jest filmów tak mocno zakorzenionych w naszej kulturze, gdzie ich twórcy widocznie czerpali nie tyle z historii kraju, co z historii kina.


Patryk Karwowski

Dziewczyny do wzięcia (1972) * Kobieta samotna (1981) * Kroll (1991) * Krótki film o zabijaniu (1987) * Psy (1992) * Psy 2 (1994) * Salto (1965) * Świadectwo urodzenia (1961) * Wojna polsko-ruska (2009)

Motyle (reż. Janusz Nasfeter, 1972)

Na wakacje do wujostwa na wieś jak co roku przyjeżdża Edek. Teraz ma 12 lat. „Ale wyrosłeś” – mówi ciocia. Jej córka Honorka jest żywo zainteresowana krewniakiem, w mig znaleźli się wszyscy koledzy z zeszłego roku, tak jakby ciągle stali przy tym płocie, a zachowują się jakby Edka nie widzieli raptem dwa dni. Jest i Monika, piękna dziewczyna, która pomieszkuje u gajowej. Młodzi szybko się odnajdują, spędzają czas na harcach w lesie, Edek zakochuje się w Monice w ciągu jednego popołudnia i czas u wujostwa mija zbyt szybko. Tymczasem dojeżdżają kolejni letnicy, małżeństwo z synem, który jest dla Edka silną (zbyt silną), jak się okazuje, konkurencją. W filmie Motyle radość przychodzi równie często jak smutek, a z czasem, gdy zbliża się koniec wakacji, radość jest przez smutek wypierana. To naturalne, bo koniec „turnusu” to rozstania, a wkrótce tęsknota. Jednak Janusz Nasfeter chciał przy okazji wakacyjnego niewinnego zauroczenia opowiedzieć o czymś jeszcze. To smutny film i przepowiada dla niektórych z bohaterów koniec dzieciństwa, ale pokazuje też, że dla innych wakacje mogą oznaczać (już w tym wieku) szansę i okazję do jedynego przeżywania niewinności. Problemy dorosłych, chociaż tutaj tylko zakomunikowane, odbijają się rykoszetem na małoletnich duszach. Motyle to niezwykle ciepły, ale też wyjątkowo gorzki obraz dopiero co wchodzących w okres nastoletni ludzi. To z tego momentu zapamiętywane są najlepiej „smaki dzieciństwa” i późniejsze nawiązywanie do „kiedyś to było”. Nasfeter przedstawia się w Motylach jako wybitny obserwator dziecięcej psychiki, tego jak dziecko obserwuje, interpretuje i nie różni się za bardzo od osoby dorosłej, przeżywa mocniej, wypowiada się śmielej. Nie jest też obarczone doświadczeniem i ciężarem konsekwencji. Reżyser sportretował coś, co nie ma prawa przetrwać, z drugiej strony pokazał niewinność, która u wujostwa na wsi, pośród lasów i jezior, zyskuje dodatkową siłę. Jest prawdziwa i szczera. Doskonale zdaje sobie sprawę, że Edek zapamięta to lato na zawsze. Wiem to, bo i ja dokładnie w wieku Edka miałem takie wakacje. Spędzałem je rokrocznie nad tym samym jeziorem, z babcią i dziadkiem i naszym fiatem 126p. Pamiętam łapanie raków w nocy, żaby na ścianach namiotu, mleko od krowy i dziewczynę z Gdańska, z którą uciekało się na drzewa i chowało przed nawołującymi na kolacje dorosłymi. Pamiętam wymianę adresów i to, że nie odpisałem na list. Nie pamiętam dlaczego. Chociaż dzieciństwo u młodych ludzi zmieniło się na przestrzeni dekad, to jestem przekonany, że serce potrafi pękać tak samo mocno, czy to w latach 70., czy teraz. W tej materii Motyle trzeba odczytywać jako kino ponadczasowe.


Caligula von Komuda

Dzień świra (2002) * Hydrozagadka (1970) * Kroll (1991) * Miś (1981) * Nóż w wodzie (1961) * Przesłuchanie (1982) * Poszukiwany, poszukiwana (1973) * Psy (1992) * Rejs (1970) * Sanatorium pod Klepsydrą (1973)

Medium (reż. Jacek Koprowicz, 1985)

Najlepszy polski horror? Hell yeah! Ale Medium broni się nie tylko byciem najlepszym pośród polskiej mizerii w obrębie tego konkretnego wycinka kina gatunków. To po prostu świetnie opowiedziana historia, z mocnymi zwrotami akcji, porządnym aktorstwem (Jerzy Zelnik, Grażyna Szapołowska, Michał Bajor…) i kapitalnym klimatem. Podczas, gdy reszta krajowej kinematografii tkwiła w odmętach moralnego niepokoju, Koprowicz zaproponował rasowe okultystyczne kino grozy osadzone w Sopocie (wówczas część Wolnego Miasta Gdańsk) zaraz po dojściu Hitlera do władzy. Dostajemy więc fascynująco dekadenckie, przekonująco odmalowane realia historyczne, na których tle rozgrywa się elektryzująca opowieść o zbrodniczej sile, która połączy losy grupy osób. Rzecz zgoła niedoceniona, bo tutaj należy się kult z prawdziwego zdarzenia. Jeśli miałbym wskazać ulubiony polski film, ten z pewnością znalazłby się w żelaznej pierwszej trójce.


Marta Płaza

Fuga (2018) * Jańcio Wodnik (1993) * Krótki film o zabijaniu (1988) * Matka Joanna od Aniołów (1961) * Piętro wyżej (1937) * Przesłuchanie (1989) * Rękopis znaleziony w Saragossie (1964) * Róża (2011) * Sanatorium pod Klepsydrą (1973)

Córki dancingu (reż. Agnieszka Smoczyńska, 2015)

Gdyby ktoś kiedyś organizował zestawienie najbardziej nietrafionych polskich akcji promocyjnych dla naszego kina, to Córki Dancingu z pewnością zajęłyby pierwsze miejsce. W kraju nad Wisłą trailery zapowiadały kolejną, może bardziej przaśną niż inne, ale wciąż – komedię romantyczną, tymczasem zagranicą mówiono głośno: Agnieszka Smoczyńska nakręciła ultra kampowy horror-musial! W efekcie film w naszym kraju trafił zupełnie nie do tych widzów, co powinien. Miłośnicy komedii romantycznych mogli czuć się zwyczajnie oszukani przedziwną wizją reżyserki, z kolei miłośnicy horroru nie mogli wiedzieć, że w Córkach dancingu takową dostaną! Ostatecznie więc film został dużo lepiej przyjęty zagranicą, trafiając nawet do prestiżowej The Criterion Collection, zajmującej się dystrybucją najlepszych tytułów współczesnego i klasycznego kina. Pomimo mocnego osadzenia historii w polityczno-społecznym klimacie Polski lat 80., film pozostawał atrakcyjny dla zagranicznego odbiorcy. Wszystko dzięki świetnie wyważonej mieszance grozy, baśni, ejtisowej muzyki i groteskowego humoru, dzięki którym Córki Dancingu były źródłem nieskończonej radochy przede wszystkim jako szalona historia o dwóch morderczych syrenach polujących na „obywateli na mieście”. Dziś, gdy jesteśmy już po premierze Fugi, widzimy, że stylistyka Córek dancingu nie była dziełem przypadku. Smoczyńska świetnie czuje gatunkowe tropy, nie boi się ryzyka, własnej autorskiej wizji, kręcąc filmy wyrzucające ze strefy komfortu. O ile Córki pozostają unurzaną w społecznym klimacie, ale wciąż głównie frywolną rozrywką, o tyle w Fudze autorka sięga głębiej, wytrąca z równowagi, zadaje celne, często niewygodne pytania. Krótko mówiąc: z Agą polskie kino gatunkowe nie zginie!


Marcin Mess

Co mi zrobisz, jak mnie złapiesz (1978) * Elementarz (1976) * Faraon (1966) * Golem (1979) * Jak być kochaną (1962) * O-bi, o-ba: Koniec cywilizacji (1984) * Rękopis znaleziony w Saragossie (1964) * Róża (2011) * Sztygar na zagrodzie (1978)

Pasażerka (reż. Andrzej Munk, 1963)

Prawdziwy film-paradoks. Z jednej strony mimo swojego wybrakowania (reżyser zdążył nakręcić jakieś dwie trzecie planowanej całości zanim zginął w wypadku samochodowym) ten tyleż nihilistyczny, co empatyczny obraz walki w obozie zagłady nie tylko trzyma się kupy, ale też imponuje swoim precyzyjnym i surowym stylem, którego mistrzostwo Munk osiągnął już w Człowieku na torze (1957). Łatwo więc sobie wyobrazić, że jako skończony film mógłby robić kolosalne wrażenie. Z drugiej strony to dzięki swojemu wybrakowaniu jest tak fascynujący. Pojawienie się narratora domyślającego się znaczenia wybranych fragmentów oraz mocna skrótowość innych czynią go jeszcze bardziej tajemniczym i na poły surrealnym. Rzeczona skrótowość (część akcji zaprezentowana jest ciągami fotografii) przywodzi zresztą na myśl słynne nowofalowe cacko Chrisa Markera La jetee (1962). I całkiem ładnie klei się z pozostałymi częściami opowieści tworząc niezwykłą całość. David Lynch poleca.

Teksty zbiorowe kinomisyjnej załogi i przyjaciół.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*