Przełom lat 70. i 80. był ciekawym okresem dla Disneya. Wtedy kojarzona z animacjami i kinem familijnym wytwórnia postanowiła postawić swoje pierwsze kroki w mroczniejszych rejonach kina. Pierwszym takim eksperymentem była Czarna dziura (1979, reż. Gary Nelson) powstałe na fali popularności Gwiezdnych wojen (1977, reż. George Lucas) niepokojące science fiction. Rok później John Hough nakręcił Obserwatora (1980), dreszczowiec, w którym wystąpiły Bette Davis i Carol Baker. Trzy lata później Jack Clayton nakręcił już pełnoprawny horror, ekranizację powieści Raya Bradbury’ego, czyli Something Wicked This Way Comes.
Pewną jesienią do miasteczka Green Town przybywa karnawał. Samo jego przybycie jest okraszone serią dziwnych zdarzeń, co zauważa dwóch chłopców – Will Halloway (Vidal Peterson) i Jim Nightshade (Shawn Carson). Przybysze pod przewodem Pana Darka (Jonathan Pryce) zaczynają mieć niepokojący wpływ na mieszkańców. Przeciwko demonicznym mocom stanie ojciec Willa, podstarzały bibliotekarz Charles (Jason Robards).
Something Wicked This Way Comes jest filmem balansującym na granicy familijnego kina przygodowego i horroru. Choć głównymi bohaterami są dzieci, motywem przewodnim okazują się bolączki, z którymi zmagają się dorośli. Karnawał Pana Darka żeruje na ludzkich tęsknotach, żalach i pragnieniach, spełnia je i w ten sposób niszczy każdego. Miejscowa nauczycielka, pani Foley (Mary Grace Canfield) odzyskuje młodość i piękno, ale ujrzawszy samą siebie w lustrze traci wzrok. Golibroda Crosetti (Richard Davalos) trafia między egzotyczne tancerki by samemu stać się kobietą z brodą. Wszyscy ulegli karnawałowi ludzie zdają się z czasem stawać jego częścią.
Problem tylko tkwi w tym, że film niczego nam na dobrą sprawę nie tłumaczy. Nie dowiadujemy się, na przykład kim jest sprzedawca piorunochronów Tom Fury (Royal Dano), ani jaki jest jego związek z karnawałem. Nie poznajemy losu niektórych z postaci, ani kim jest towarzysząca Darkowi kobieta grana przez Pan Grier. Paradoksalnie jednak to pogmatwanie i niejasność może stanowić atut Something Wicked This Way Comes. Główni bohaterowie, młodzi chłopcy, zostają skonfrontowani z demoniczną siłą, która żeruje na dorosłych – ich niespełnionych marzeniach, niezgodzie na przemijanie, wyrzutach sumienia, rzeczach, które dla nich będą obce i niezrozumiałe. Wszystko to także sprawia, że samo filmowe doświadczenie dla widza będzie tym bardziej niepokojące, wszak będzie mu się udzielać zagubienie bohaterów. Oprócz tego film Jacka Claytona porusza temat relacji ojca z synem. I to nie byle jakiej relacji. Charles Halloway jest już starcem, podczas gdy jego syn Will to jeszcze chłopiec. Przed laty Will wpadł do rzeki, a Charles nie był w stanie go uratować, ponieważ nie mógł pływać. Przez cały ten czas bibliotekarz nie potrafił sobie wybaczyć, że ktoś inny musiał ratować jego rodzonego syna.
Choć Jack Clayton nie jest reżyserem, który poświęcił się stricte kinu grozy, jednym z jego pierwszych filmów było W kleszczach lęku (1961) – horror stary, lecz pełen elegancji i skupiony na budowaniu atmosfery. Something Wicked This Way Comes w powyższych kwestiach mocno przypomina realizacje z lat 60-tych. Jest kameralny i powolny. Ujęcia bywają długie, kompozycja kadrów szczegółowo zaplanowana; całość stroni od makabry, choć ma w zanadrzu dwie mocniejsze sceny, tym wizję dekapitacji. A wisienką na torcie jest aktorstwo. Dziecięcy aktorzy stają na wysokości zadania mimo pewnych zgrzytów, jednak prym wiodą Jason Robards i Jonathan Pryce. Ten pierwszy idealnie wciela się w postać dręczonego przez wyrzuty sumienia ojca, który w starciu z ucieleśnieniem demonicznych mocy odnajduje w sobie odwagę. Ten drugi wspomnianą demoniczność zdaje się przywdziewać jak skrojoną na miarę szatę; przykuwa uwagę widza swoją charyzmą, intryguje i niepokoi, ale nigdy nie przekracza pewnej granicy.
Something Wicked This Way Comes nie jest filmem doskonałym. Cierpi z powodu swojego pogmatwania i oporów przed pójściem z ekranową grozą o jeden krok dalej. Nie można mu jednak odmówić klimatu budowanego przez jesienne plenery, ulice małego miasteczka zasypane przez martwe liście, poczucie przemijalności, straty czy melancholii. Jednocześnie to poruszająca opowieść o ojcu starającym się pokonać wyrzuty sumienia i pojednać z własnym synem. A ponieważ wszystko to zyskuje swoje zwieńczenie w walce z siłami zła, łatwo potraktować całość jako mroczną baśń.
Urodzony 13 grudnia 1996 roku. Ukończył technikum ekonomiczne, zyskując dyplom technika. Absolwent filologii polskiej I stopnia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Obecnie student kulturoznawstwa II stopnia na tej uczelni. Pisarz-amator i poeta. Miłośnik kina, w szczególności horrorów.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis