W 1997 roku Kazuyoshi Kumakiri ukończył studia filmowe, na których uczył się pod okiem Sadao Nakajimy. Kumakiri niezbyt jednak przepadał za swoim profesorem (i całkiem sławnym reżyserem), toteż gdy nadszedł czas na oddanie wieńczącego proces edukacji filmu, w przeciwieństwie do zachowawczych i ostrożniejszych kolegów i koleżanek kręcących romanse czy krótkie dokumenty, zrealizował zgoła inny pomysł: krwawy, brutalny i nihilistyczny Kichiku: Banquet of the Beasts (Kichiku dai enkai).
Za punkt wyjściowy film obiera ekstremistyczne ruchy studenckie z lat 70., jakim nieobce było manifestowanie swoich przekonań z bronią w ręku. Jak twierdził sam Kumakiri, Japonii lat 90. brakowało energii i buntowniczego ducha, stąd też temat ten wydał mu się atrakcyjny. Nie oznacza to jednak, że swoich bohaterów przedstawił w pozytywnym świetle. Wręcz przeciwnie – jego studenci to zezwierzęceni szaleńcy, sami poniekąd winni obecnego kształtu swojego kraju. Zamiast harmonijnie funkcjonować, skaczą sobie do gardeł i niszczą się nawzajem w najbardziej brutalny sposób. Wewnętrzne starcia wśród radykalnych studentów stały się tematem debiutu Kumakiriego również zapewne w wyniku osobistych doświadczeń tego reżysera, scenarzysty i montażysty w jednym. Kumakiri miał wtedy za sobą dziesięciominutowy film, nakręcony z innymi studentami. Podczas pracy nad nim zauważył, że większość jego znajomych podchodzi do zadania zbyt emocjonalnie, czego wynikiem jest niezdrowa rywalizacja zastępująca ducha współpracy nad wspólnym projektem. Ostatnią z inspiracji stanowiła dlań jego była dziewczyna, z którą rozstał się tuż przed rozpoczęciem zdjęć. Wygląda na to, że rozstanie nie odbyło się w pogodnych nastrojach; jedyna postać żeńska w filmie to zepsuta do szpiku kości manipulatorka i psychopatka. Wszystko to wraz z nader surowymi zdjęciami i kolorystką złożyło się na nihilistyczny wydźwięk obrazu, podbijany nierzadko skrajną przemocą. Nieprzyjemny charakter produkcji oraz jej bohaterów oddany został już na poziomie tytułu: kichiku oznacza demona, diabła, nie-człowieka, a jego zapis – 鬼畜 – uznawany jest w Japonii za niepokojący sam w sobie.
Z powyższych powodów Kichiku zwykle jest promowany i odbierany jako obraz z nurtu kina eksploatacji, hiper-brutalny horror gore, splatter film czy torture porn. Jak mówi sam reżyser: „film nie jest tylko o przemocy, ale ona z pewnością tam jest. Jeśli ktoś sądzi, że promowanie go jako brutalny film pomoże w obejrzeniu go przez większą ilość ludzi, to nie mam nic przeciwko temu”. I faktycznie, etykieta przyczepiona produkcji pozwoliła jej cieszyć się całkiem sporą i – co ważniejsze – trwałą żywotnością. Równocześnie jednak sprawiła, że wielu uznaje debiut Kumakiriego za oderwany od jego późniejszej twórczości, co nie jest do końca prawdą. Choć bowiem prędko pozbawił on swoje kino nadmiernej przemocy, to w rzeczywistości nie zaszła w nim wielka zmiana i tematycznie kontynuuje on drogę, jaką obrał podczas kręcenia debiutu.
Ale skoro nie tylko o przemocy, to o czym jeszcze jest Kichiku? Zanim obraz przemieni się w pasmo krwi i okrucieństwa widz przez ponad 40 minut przebywa z grupą wspomnianych ekstremistycznych studentów, dzięki czemu ma możliwość dobrze ich poznać. I choć w samym filmie nie pada informacja, co do ich orientacji politycznej, ani nawet nie wiadomo, jakie mają plany działania, wszystko wskazuje na to, że są to lewicowi radykaliści. Fabuła wyraźnie bowiem nawiązuje do incydentu Asama-Sansō, kiedy to pięciu uzbrojonych członków Zjednoczonej Czerwonej Armii (Rengō Sekigun) starło się z policją w górskiej posiadłości w pobliżu Karuizawy w prefekturze Nagano. Starcie trwało od 19 do 28 lutego 1972 roku(1). Członkowie ZCA wzięli zakładniczkę, a sam incydent poprzedziły wewnętrzne konflikty w grupie, które wynikły 14 zabójstwami jej członków oraz jednej przypadkowej osoby. Policja ostatecznie uratowała zakładnika, a członkowie ZCA trafili do więzienia; dwóch policjantów zginęło podczas akcji, jeden stracił oko, a ojciec jednego z radykałów popełnił samobójstwo. Z powodu tego incydentu ruchy lewicowe w Japonii szybko straciły popularność(2).
Kichiku początkowo przedstawia ruch jako pogrążony w marazmie, z ledwo skrywanymi wewnętrznymi napięciami i oczekujący na wyjście z więzienia swojego przywódcy. Pod jego nieobecność grupie przewodzi dziewczyna lidera, która każe członkom zbierać broń i czasem uprawia z nimi seks, pokazany w raczej odpychających sekwencjach, zwiastujących skrajny naturalizm późniejszych scen. Kobieta okazuje się też być chora psychicznie, co wraz z rywalizacją o przywództwo w grupie prowadzi wprost do wybuchu pasma przemocy w drugiej połowie filmu.
Kumakiri opowiada w ten sposób historię o ludziach, którzy nie potrafią egzystować w grupie; o tym, że prędzej czy później wszędzie wybuchną spory o najwyższą pozycję; o tym, że prędzej czy później każde większe przedsięwzięcie ulega dezintegracji. Wydaje się też kreślić wykoślawiony portret Japonii, szczególnie w scenach, gdy część koszmaru dzieje się na tle rozwieszonej flagi kraju. Brak międzyludzkich kontaktów, gwałtowne frustracje i brutalna przeszłość wylewające się w filmowej teraźniejszości zdają się być cechami całej Japonii. Radykaliści z Kichiku zadają brutalny cios państwu, wywołując traumatyczne przeżycia dla całego narodu, ostatecznie nie walcząc w żadnym szczytnym celu, a jedynie dla zaspokojenia własnych prymitywnych żądz.
Wydaje się mimo wszystko, że Kumakiri miał większe ambicje niż umiejętności ich zobrazowania. Poprzez umieszczenie społecznych komentarzy pod ogromną warstwą naturalistycznej przemocy sprawił, że to brutalność zdaje się tu być najważniejsza. Nie dziwi więc, że choć w kolejnych produkcjach reżyser wciąż będzie snuł opowieści o wzajemnej niekompatybilności ludzi, będzie to czynił bez krwi czy ekstremalnej fizycznej przemocy. Kichiku jawi się w tym kontekście jako eksplozja młodzieńczego buntu, film wymierzony przeciw autorytetom, egoistycznym rówieśnikom, niespełnionym nadziejom i zakłamaniu pozbawionego energii kraju. Poprzez prostą, minimalistyczną formę, Kumakiri stworzył zapadającą w pamięć studencką produkcję, która wystrzeliła jego karierę na międzynarodową skalę, zarówno wśród miłośników kina gore, jak i widzów Berlinale.
1 Do wydarzenia nawiązywał też m.in. Takashi Miike w miniserialu MPD-Psycho (Taijū jinkaku tantei psycho – Amamiya Kazuhiko no kikan, 2000), o którym na łamach Kinomisji pisałem tutaj.
2 A co stało się później? Jeden z ekstremistów został skazany na karę śmierci (w 2013 roku próbował się od kary bezskutecznie odwołać), trójka została aresztowana i osadzona na wieloletnie kary więzienia, zaś Kunio Bandō – najsłynniejszy z członków, i ten którego ojciec popełnił samobójstwo – został uwolniony przez rząd Japonii 8 sierpnia 1975 roku, po tym jak Japońska Czerwona Armia (Nihon Sekigun) zaatakowała amerykańską i szwedzką ambasady w Malezji i wzięła 53 zakładników. Bandō później był prawdopodobnie zaangażowany w porwanie samolotu pasażerskiego japońskich linii lotniczych w 1977 roku.
Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis