Proza H. P. Lovecrafta przez wiele lat nie miała szczęścia, jeśli chodzi o pełnoprawne filmowe adaptacje. Nie chcę tu w żadnym razie umniejszać kultowości dokonać Stuarta Gordona i Briana Yuzny, każdy jednak zgodzi się ze mną, że takie filmy jak Zza światów (1986) czy Necronomicon (1993) bardzo luźno traktują swoje literackie pierwowzory. Inaczej sprawa się ma z realizacjami, dla których proza autora Zewu Cthulhu stanowi źródło inspiracji, wtedy to filmowcy nierzadko serwują nam idealne przeniesienie kosmicznej grozy na język filmu. Przykładem tego jest Mesjasz zła autorstwa Willarda Huycka i Glorii Katz, pary, która nawiasem mówiąc ponad dekadę później napisze scenariusz do Indiany Jonesa i Świątyni Zagłady Stevena Spielberga.
Bohaterką filmu jest młoda kobieta Arlette (Marianna Hill). Przybywa ona do nadmorskiego miasteczka Point Dune w poszukiwaniu swojego ojca, malarza Josepha Longa (Royal Dano). Joseph utrzymywał z córką kontakt listowny, ostatnie wiadomości od niego sugerowały jednak, że ten zaczyna tracić rozum. Przybywszy na miejsce Arlette zastaje pusty dom, a miejscowi zdają się nic nie wiedzieć o malarzu. Wraz z arystokratą Thomem (Michael Greer) powoli zacznie odkrywać mroczne historię Point Dune, zacznie także doświadczać tych samych szalonych zjawisk, które jej ojciec opisał w swoim pamiętniku.
Pod względem tematyki i wykorzystywanych motywów Mesjasz zła to wręcz typowa lovecraftowska historia, przy czym Huyck zdawał się najwięcej zaczerpnąć z opowiadania Widmo nad Innsmounth. Point Dune jest nadmorskim małym miasteczkiem, a jego mieszkańcy są co najmniej ekscentryczni. Co noc gromadzą się na wybrzeżu i palą olbrzymie ogniska wpatrując się w dal. Są oni także niezdrowo bladzi, niekiedy krwawią z oczu, a także gustują… w ludzkim mięsie. Jak się okaże, sto lat wcześniej Point Dune nawiedził tajemniczy mężczyzna w czerni; wraz z jego pojawieniem się księżyc stał się krwistoczerwony, a miejscowi zaczęli przeobrażać się w kanibalistycznych nieumarłych. Wszystko to bardzo wyraźnie nawiązuje do wspomnianego wcześniej opowiadania, w którym mieszkańcy Innsmounth zostali wyznawcami morskiego bóstwa Dagona, samemu przeistaczając się w rybie i ludzkie hybrydy. Nawet grany przez Elishę Cooka Jra bezdomny Charlie zdaje się być odpowiednikiem pijanego Zadoka z tegoż opowiadania.
Nawiązań do Lovecrafta jest o wiele więcej. Arlette snuje swoją opowieść przebywając w szpitalu psychiatrycznym, po tym, jak zetknęła się ona ze zwiastującą apokalipsę nieznaną mocą. Joseph Long pisał pamiętnik, w którym stopniowo i dokładnie opisywał swoje popadanie w szaleństwo i wszystkie nadprzyrodzone zajścia, których był świadkiem, identycznie jak robili to niezliczeni protagoniści opowiadań Samotnika z Providence. Inspiracje te same w sobie czynią Mesjasza zła godnym polecenia filmem grozy, zwłaszcza, że Huyck i Katz doskonale oddają fatalistyczną i przytłaczającą atmosferę jego prozy; Point Dune jest miejscem na wskroś wrogim, zamieszkanym przez nieprzyjemne indywidua, a kolejne niewygodne postacie albo znikają w tajemniczych okolicznościach, albo wprost zostają pożarte przez miejscowych.
Film przyszłych scenarzystów drugiego Indiany Jonesa ma do zaoferowania całkiem dużo ciekawych rzeczy w swojej warstwie wizualnej i estetycznej, antycypując przy okazji mające powstać dużo później klasyki horroru. Huyck i Katz niewątpliwie zaczerpnęli z tradycji włoskiego horroru, zwłaszcza z realizacji Mario Bavy; kadry skomponowane są w iście malarski sposób, scenografie przykuwają uwagę barwnością (szczególnie wyróżnia się tu dom Josepha Longa, którego ściany przyozdobione są kunsztownymi obrazami), twórcy bawią się także kolorowym oświetleniem. Mesjasz zła staje się przez to filmem mocno onirycznym. Jedna z pierwszych scen idealnie wprowadza widza w atmosferę sennego koszmaru; stacja benzynowa, na której zatrzymuje się Arlette jest jasno oświetlona, kontrastuje jednak przy tym z otaczającą ją nieprzeniknioną ciemnością. Oniryzm nie ogranicza się zresztą tylko do warstwy wizualnej, bowiem jeśli przyjrzymy się uważniej fabule i jej przebiegowi, szybko dostrzeżemy, że nie brakuje w niej niedomówień, czy wręcz nielogiczności, co widać chociażby w zakończeniu, które można oskarżyć o bycie przesadnie skrótowym. Lovecraftowska kosmiczna groza zostaje zatem podlana onirycznym, psychodelicznym sosem kojarzącym się z włoskim horrorem, przy czym należy tu też wspomnieć o idealnie podkreślającej to wszystko muzyce Phillana Bishopa. Wygrywana na syntezatorach jest ciężka, kakofoniczna, miejscami nawet nieprzyjemna dla ucha, mimo to pozostaje z widzem na długo po seansie i niewątpliwie bez niej, całość nie byłaby aż tak wyrazista.
Jak wspomniałem, Mesjasz zła antycypował dwa klasyki horroru. Wspomniane powyżej wykorzystanie malarstwa i kolorów, również w oświetleniu połączone ze specyficzną kompozycją kadrów i panoramicznymi zdjęciami przypomina bardzo mocno mającą powstać cztery lata później Suspirię Dario Argento – film wykorzystujący wzorzyste i kolorowe scenografie nierzadko nawiązujące do obrazów Mauritsa Eschera. Zaryzykuję stwierdzenie, że niektóre kadry z filmu Huycka mogłyby śmiało znaleźć się we wspomnianym włoskim klasyku.
Drugim godnym wskazania elementem jest scena w supermarkecie. Nie ulega wątpliwości, że wątek nieumarłych ludzi żywiących się ludzkim mięsem mógł zostać zaczerpnięty z Nocy żywych trupów (1968) George’a Romero. Gdy Laura (Anitra Ford), jedna z towarzyszek Thoma wchodzi nocą do miejscowego supermerketu, widzi jak mieszkańcy Point Dune stoją przy jednym ze stoisk i zajadają się surowym mięsem, by w pewnym momencie zauważyć intruza i rzucić się za nią w pościg. Ciekawe w tym wszystkim jest to, że drugi kultowy Romero, Świt żywych trupów (1978), rozgrywa się w olbrzymim centrum handlowy, w którym grupka bohaterów stara się przetrwać między panoszącymi się po nim zombie.
Mesjasz zła to film powolny i mimo wszystko oszczędny w ukazywaniu makabry. Od pierwszych minut jednak wzbudza u widza silny dyskomfort, jednocześnie hipnotyzując go kunsztowną stroną wizualną i gęstą atmosferą. Identycznie jak u włoskich twórców grozy, logika ustępuje pola doświadczeniu i emocjom, a całość stanowi próbę przeniesienia sennego koszmaru na taśmę filmową. Jednocześnie jest to także bardzo udany horror lovecraftowski, w którym grozę wzbudza nieznane, tajemnicze okultystyczne moce gromadzą siły, by sprowadzić na świat chaos i zniszczenie i nikt nie jest w stanie tego zatrzymać.
Urodzony 13 grudnia 1996 roku. Ukończył technikum ekonomiczne, zyskując dyplom technika. Absolwent filologii polskiej I stopnia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Obecnie student kulturoznawstwa II stopnia na tej uczelni. Pisarz-amator i poeta. Miłośnik kina, w szczególności horrorów.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis