„My name is Drake… John Drake”, czyli rzecz o najlepszym brytyjskim agencie wywiadu

22 września 1955 roku – po dwudziestu latach samodzielnych rządów BBC – w Wielkiej Brytanii narodziła się druga telewizja: komercyjna ITV. Niedługo później Lew Grade utworzył powiązane z nią studio produkcyjne ITC, dzięki czemu w Anglii zaczęły powstawać nowe i popularne seriale, jak choćby The Adventures of Robin Hood (1955-1960) czy Emergency-Ward 10 (1957-1967). Odnosząc sukces za sukcesem, Grade po pewnym czasie zdecydował się zaatakować ekrany telewizorów pozycją szpiegowską. O pomoc w jej realizacji zwrócił się do urodzonego w Australii scenarzysty Ralpha Smarta; ten wpadł na pomysł stworzenia pełnej akcji produkcji o tytule Lone Wolf. Została ona zaplanowana nie tylko jako przebój brytyjski, lecz zamierzano ruszyć z nią również na podbój rynku amerykańskiego, chcąc wprowadzić tam powiew świeżości w postaci realistycznego serialu szpiegowskiego. Prace nad nim ruszyły dość prędko i już 12 września 1960 roku widzowie telewizyjni ujrzeli na ekranach swoich odbiorników tytuł Danger Man, a w głośnikach usłyszeli głos Patricka McGoohana oznajmujący: „My name is Drake… John Drake.” Działo się to niemal rok przed premierą Dr. No (Terence Young, 1962), pierwszej produkcji o Jamesie Bondzie. Rok później serial został przedstawiony w Stanach Zjednoczonych pod tytułem Secret Agent, gdzie spotkał się z bardzo pozytywną recepcją.

The Invisible Man → Danger Man

Kadr z serialu The Invisible Man.

Jak było przed momentem wspomniane, produkcje, nad którymi pieczę sprawował Lew Grade odnosiły sporą popularność. Działo się tak głównie dzięki nowoczesnym technikom produkcyjnym oraz wysokiemu budżetowi pozwalającymi na realizację bardziej spektakularnych pomysłów niż w większości propozycji BBC. Większy budżet zdobywano zaś dzięki temu, że propozycje ITC nie były przeznaczone wyłącznie na rynek brytyjski, lecz tworzono je również z myślą o amerykańskiej widowni, co przekładało się na dodatkowe zarobki zza oceanu. Wadą tego rozwiązania było to, że katalog seriali ITV był dość mocno uzależniony od gustów widzów ze Stanów Zjednoczonych. The Adventures of Robin Hood był w tym kontekście oczywistym strzałem w dziesiątkę; zrealizowany na wysokim poziomie serial kostiumowy o bohaterze dobrze kojarzonym przez zarówno brytyjską, jak i amerykańską publikę nie mógł się nie sprzedać. Jak to zwykle bywa sukces jednej produkcji zmobilizował twórców do tworzenia kolejnych, podobnych do niej. Niestety realizacja kostiumowych seriali nie należała do najtańszych, stąd należało wymyślić coś, co powtórzy ten sukces, lecz nie będzie wymagać wysokich nakładów finansowych. Wybór padł na The Invisible Man (1958-1960), serial bazujący na słynnej powieści H. G. Wellsa, który zadebiutował w 1958 roku i był emitowany przez 2 lata. Produkcja była skierowana prymarnie do amerykańskiej widowni (głos protagonisty był podstawiony przez amerykańskiego aktora), lecz mimo tego osadzona była w brytyjskich lokacjach. Stanowiła ona emocjonujące połączenie dreszczowca z science-fiction i – przede wszystkim – kryminałem, co wynikło dość sporą popularnością propozycji, ale nie na tyle dużą by zadowoliła ona Grade’a.

Jednym ze scenarzystów The Invisible Man był cieszący się renomą Ralph Smart. Wiecznie poszukujący nowych pomysłów Grade poprosił go o napisanie dwóch projektów z myślą o zastąpieniu przygód niewidzialnego człowieka. Jednym z nich był Lone Wolf, szpiegowska propozycja, która spodobała się producentowi. Pomysł zakładał stworzenie szpiegowskiego thrillera o samotnym mężczyźnie, żyjącym w świecie tajnych agentów. Smart w celu uformowania swoich idei spotykał się z Ianem Flemingiem, twórcą agenta 007. Przez pewien czas zakładano nawet, że wspólnie stworzą adaptację przygód Jamesa Bonda, lecz Fleming sprzedał wcześniej prawa do postaci Eon Productions i nie mógł już ich odzyskać. Stworzono zatem bohatera na podobieństwo Bonda: Johna Drake’a. Smart przy tworzeniu portretu protagonisty zwrócił się o pomoc do innego ze scenarzystów, pracujących nad The Invisible Man: Iana Stuarta Blacka. Black wpadł na pomysł, że Drake będzie agentem zatrudnionym przez NATO i będzie amerykańskiego pochodzenia. Ruch ten miał zapewnić zainteresowanie ze strony amerykańskich widzów, jak również podkreślić międzynarodowy charakter nowego serialu. Pomysł został zaakceptowany przez Grade’a i po zmianie tytułu na Danger Man jego produkcja ruszyła pełną parą.

Patrick McGoohan jako John Drake.

Ralph Smart otrzymał następnie pozycję producenta serialu i to na nim spoczął obowiązek odnalezienia aktora do głównej roli. Nie miał on najmniejszego pojęcia kogo w niej obsadzić, lecz gdy zobaczył młodego, acz uzdolnionego i już odnoszącego niemałe sukcesy Patricka McGoohana w telewizyjnej produkcji The Big Knife (John Llewellyn Moxey, 1958) uznał, że będzie on idealnym Drakem. Zadowoleni z szybko postępujących prac producenci zwrócili się do McGoohana z intratną propozycją, gotowi do natychmiastowego ruszenia ze zdjęciami do pierwszych odcinków. Ich entuzjazm został jednak prędko ostudzony przez młodego aktora. Ten bowiem uznał, że wizerunek Drake’a, jaki mu zaproponowano jest dla niego niemożliwy do zaakceptowania. Oddajmy w tym momencie głos samemu McGoohanowi, który opisał swoje odczucia podczas wywiadu dla „The Television Star Book” w 1964 roku: „Nie podobało mi się wrażenie wzbudzane przez postać, jakie się wyłaniało, kiedy zacząłem czytać scenariusze. Była ona nakreślona jako nieokrzesany, twardy, seksowny facet, który zadaje ciosy poniżej pasa, zawsze używa pistoletu i podrywa atrakcyjne dziewczyny. Nie podobała mi się taka koncepcja Drake’a. Chciałem żeby go zmienili i walczyłem o to aby moja wizja wygrała; byli też inni, postrzegający Drake’a tak jak ja, więc zmiana się dokonała. Osobiście nienawidzę przemocy. Jeśli Drake będzie walczyć, musi walczyć czysto. Broni użyje tylko w desperackiej sytuacji. A jeśli chodzi o kobiety… Cóż, nie chcę żeby się zbytnio angażował. Powinien być człowiekiem, mającym całkowitą wolność – wolność od wszelkich domowych sytuacji”.

I tak pod wpływem McGoohana z zabijaki, Drake zmienił się w agenta korzystającego ze swojej inteligencji; z nałogowego podrywacza, w mężczyznę szanującego kobiety; z atakującego poniżej pasa twardziela, w człowieka o bardzo wysokim poczuciu moralności; a jego mentalność „strzelać najpierw, zadawać pytania później” została zastąpiona głęboką niechęcią do przemocy. W takiej wersji John Drake zadebiutował 12 września 1960 roku. Podczas czołówki wszystkich odcinków widzimy go, jak wychodzi z rządowego budynku w Waszyngtonie i wsiada do sportowego samochodu, podczas gdy z głośników dobiega narracja z offu: „Każdy rząd ma swoją własną gałąź tajnych służb. Ameryka ma CIA; Francja Deuxieme Bureau; Anglia MI5. NATO również taką posiada. Brudna robota? Cóż, wtedy wzywają właśnie mnie. Albo kogoś takiego, jak ja. Przy okazji, nazywam się Drake… John Drake”.

W 1960 roku wyprodukowano 39 półgodzinnych odcinków serialu. Cieszył się on sporym zainteresowaniem i niemałym uznaniem zarówno w Anglii, jak i w Ameryce, lecz zyski ze Stanów Zjednoczonych i Kanady (ok. 2 miliony dolarów) nie były wystarczające. ITC zdecydowało się zaprzestać produkowania Danger Mana; Patrick McGoohan ruszył do pracy w filmach, a Grade począł szukać kolejnych pomysłów.

Danger Man – podejście pierwsze

Podobnie do większości współczesnych widzów Danger Mana, po raz pierwszy serialem zainteresowałem się dzięki poznaniu kultowego i genialnego The Prisoner (1967-1968), który przez niektórych fanów uznawany jest za swoistą kontynuację historii Drake’a. Serial z 1960 roku wywołał jednak we mnie mieszane odczucia. Zacznę od wad, gdyż tych jest – w moim uznaniu – mniej.

Największym mankamentem jest niewątpliwie czas trwania odcinków. Niespełna 30 minut zwyczajnie nie wystarcza do opowiedzenia wielowątkowej, szpiegowskiej historii ze zwrotami fabularnymi i scenami akcji. Z tego też powodu dochodzi tu do licznych uproszczeń, zbiegów okoliczności czy nagłych finałów. Uzupełnia to prymarnie eskapistyczny charakter świata przedstawionego, czarno-białego w podziale na dobrych i złych, gdzie strona Drake’a zawsze ma rację, a jego wrogowie są zawsze złoczyńcami. Wynika to czasem brakiem zaangażowania widza w oglądaną historię, a czasem stworzeniem zaangażowania ledwie na chwilę przed pojawieniem się napisów końcowych. Brak też przez to większych zagwozdek moralnych, bardziej interesujących spisków i zapadających w pamięć złoczyńców.

Nie brak tu jednak mimo wszystko licznych zalet. Największą z nich jest z pewnością charyzmatyczna kreacja Patricka McGoohana. Jako że do serialu przybyłem po obejrzeniu The Prisoner, gdzie McGoohan również odgrywa główną rolę, byłem już fanem aktora (także scenarzysty i producenta), więc to on stanowił dla mnie pierwsze zakotwiczenie w szpiegowskim świecie Danger Mana. A świat ten jest zaiste międzynarodowy. Każdy odcinek odbywa się w innej lokacji, te zaś nigdy się nie powtarzają; jednego razu jesteśmy w Rzymie, w następnym odcinku rozbijamy zagrażającą pokojowi w Europie grupę szpiegów w Paryżu, za moment odwiedzimy Alpy, po czym przelecimy nad pustynią. Na samym początku zaś przebywamy w urokliwym Portmeirion, które tak spodobało się McGoohanowi, że wybrał je później za miejsce akcji wspomnianego The Prisoner.

Ogromną zaletą jest zatem sam Drake i właściwie to dzięki niemu pozostajemy zainteresowani serialem. Jak pisałem wcześniej, stanowi on odmienny typ szpiega od popularniejszego Bonda. Drake sprawnie ukrywa swoją prawdziwą tożsamość korzystając z fałszywych dokumentów i przebrań, potrafi nieźle się bić, lecz preferuje korzystanie z różnorakich podchodów i mentalnych rozgrywek. Lubuje się też w słownych potyczkach. W rzeczy samej, dialogi często stanowią o ogromnej zalecie serialu, a ironiczne poczucie humoru Drake’a i jego docinki pomagają w wykreowaniu żywego, zapadającego w pamięć protagonisty.

McGoohan zresztą bardzo mocno wpłynął na jego finalny obraz. Nie tylko poprzez zmianę cech charakteru i jako odgrywający go aktor, lecz w trakcie prac nad odcinkami sprawował również pieczę nad wieloma innymi aspektami produkcji. Wymogiem przy tworzeniu serialu były walki na pięści między bohaterem a innymi postaciami; w każdym odcinku musiała pojawić się przynajmniej jedna bijatyka i nie było mowy o jakichkolwiek negocjacjach w tej kwestii. McGoohan od razu więc zaznaczył, że w kwestii fizycznych starć Drake nie będzie wykazywał żadnego sadyzmu czy też bawił się ofiarą. Drake jest „osobą z wysublimowanymi wychowaniem i filozofią. […] co oznacza, że musi być dobrym człowiekiem.” To jednak McGoohanowi nie wystarczyło i kiedy pojawiły się sekwencje akcji, postanowił wpłynąć na nie bezpośrednio. Peter Perkins – choreograf scen walk w serialu – wspominał, że McGoohan absolutnie odrzucał naprędce tworzone choreografie i klisze w rozwiązaniach fizycznych starć. Zmusił twórców aby wszystkie walki były wpierw rozpisywane na papierze, tak by cała choreografia była dokładnie zaplanowana i idealnie wykonana przed kamerą. Nie było mowy o żadnych pomyłkach czy improwizacjach, wszystko musiało być perfekcyjne. Co więcej, McGoohan katalogował wszystkie zapiski, pilnując by przy przygotowywaniu kolejnych bijatyk zawsze wprowadzać coś, czego wcześniej nie było. Ponadto nie pozwalał zastępować się dublerami i wszystkie sekwencje walk wykonywał samodzielnie, doskonale wiedząc, jak w każdej chwili powinien zachować się Drake. Oczywiście na dzisiejsze standardy sceny walk w Danger Manie nie będą budzić zachwytu, lecz na tle ówczesnych, nie tylko telewizyjnych produkcji sceny akcji prezentują się tu nader zadowalająco.

Kolejnym ważnym aspektem serialu i równocześnie kolejnym aspektem wyprzedzającym produkcje o Bondzie jest wykorzystywanie gadżetów w działalności szpiegowskiej Drake’a. Nie mogę napisać tego z całą pewnością, lecz najprawdopodobniej Drake był pierwszym agentem ekranowym, korzystającym z takich urządzeń jak spinki do krawatów z kamerami, owoce z ukrytymi mikrofonami czy golarki nagrywające rozmowy. Z odcinka na odcinek gadżety robiły się coraz bardziej wymyślne, lecz zawsze utrzymane były w realistycznych ramach serialu, i zawsze ich funkcja była jak najbardziej użyteczna w zawodzie szpiega.

Wszystko to sprawia, że mimo problemów z pełnym zaangażowaniem widza w przedstawiane historie Danger Mana trudno nie uznać za interesującą i istotną produkcję nie tylko w kontekście pozycji szpiegowskich.

Danger Man – podejście drugie

John Drake odsłuchuje wiadomość z magnetofonu ukrytego w golarce.

Pierwsza inkarnacja Danger Mana była emitowana w okresie od 12 września 1960 roku do 20 stycznia 1962. Niedługo po zakończeniu emisji ekrany kinowe zaatakował James Bond i moda na szpiegowskie pozycje rozkwitła na dobre. Lew Grade, Ralph Smart i Patrick McGoohan spotkali się więc w celu przywrócenia Danger Mana na ekrany telewizyjne, jednak nowa seria miała być nieco odmienna od poprzedniej. Jej emisja ruszyła 17 listopada 1964 roku, pierwszy sezon liczył 32 odcinki i zakończył się 2 grudnia 1965 roku. Kolejny sezon, liczący 13 odcinków, był nadawany od 9 grudnia 1965 do 7 kwietnia 1966 roku, a ostatni, liczący ledwie dwa odcinki, wyemitowano w styczniu 1968 roku.

Do nowej wersji Danger Mana wprowadzono szereg zmian, z których wszystkie były zmianami na lepsze. Po pierwsze czas przeznaczony na odcinki został wydłużony z pół godziny na pełną godzinę, co pozwoliło na stworzenie bardziej interesujących fabuł. Te równocześnie stały się także mniej eskapistyczne. Drake przestał być agentem NATO, zamiast tego został agentem tajnych służb M9 działających w Wielkiej Brytanii, co przełożyło się na korzystanie przez niego z brytyjskiego akcentu i takiego wyczucia mody, a w kwestii pochodzenia zaczęto sugerować jego irlandzki rodowód. Co więcej, Drake zaczął konstatować zastaną rzeczywistość, jego przełożeni nie są już zawsze pozytywnymi postaciami, a podczas misji często musi wybierać mniejsze zło lub to, co wydaje mu się być mniejszym złem. Wszystko to sprawia, że zadania, jakie przed nim wyrastają okazują się wyniszczające nie tylko fizycznie, lecz również psychicznie. Drake – w odcinkach, które zaczęły nawiązywać do realnie istniejącego politycznego układu sił ówczesnego świata – zaczyna tym samym coraz częściej kwestionować swoje rozkazy i motywacje przełożonych. Siłą rzeczy więc zrobił się bardziej cyniczny, lecz mimo tego nigdy nie traci moralnego kręgosłupa. Ponownie został on idealnie zaprezentowany na ekranie przez McGoohana, jak zawsze charyzmatycznego i kipiącego energią.

Długość odcinków przełożyła się na jakość scenariuszy także pod innymi względami. Ogromną zaletą drugiej inkarnacji serialu jest to, że jeszcze więcej nacisku położono na dialogi. Te i tak były jednym z głównych atutów poprzedniej serii, lecz teraz stały się naprawdę soczyste, pełne retorycznych przepychanek, ironicznych docinków czy starć na półprawdy. Nowy serial nie bał się także eksperymentów formalnych: You’re Not in Any Trouble Are You? to wypełniony brytyjskim poczuciem humoru żywiołowy odcinek, gdzie Drake ściera się z żeńską agentką, podczas gdy The Ubiquitous Mr. Lovegrove to już istna psychodela. Ten psychodeliczny aspekt utrzymano też, choć w mniejszej dawce, w ostatnim, dwuodcinkowym sezonie. Oba odcinki składają się w jedną historię i są jedynymi z całego serialu nakręconymi w kolorze, a ich akcja rozgrywa się w Japonii. Zostały później przemontowane w film pod tytułem Koroshi. Powodem tak krótkiego życia ostatniego z sezonów był fakt, że McGoohan skupił się już wtedy na pracy nad serialem The Prisoner i nie był chętny kontynuowania Danger Mana. Dwa ostatnie odcinki są więc poniekąd niezamierzonym stylistycznym punktem przejścia między tradycyjnie szpiegowskim Danger Manem, a eksperymentalnym, lecz wciąż korzystającym z motywów szpiegowskich The Prisoner.

Danger Man The Prisoner

John Drake w Japonii w ostatnim, zrealizowanym w kolorze sezonie serialu.

Jak pisałem na początku, mimo zaprzeczeń McGoohana część fanów uważa, że bohaterem Danger Man i The Prisoner jest ta sama osoba. Stąd też powstała krótka lista odcinków pierwszego z serialów, traktowanych jako swoisty prolog do kultowej produkcji z 1967 roku, są to kolejno:

  • Judgment Day (gdzie Drake znajduje się w sytuacji bez pozytywnego wyjścia)
  • The Outcast (gdzie Drake nie jest w stanie powstrzymać swojego rządu przed skazaniem niewinnego)
  • Are you Going to be More Permanent? (gdzie Drake’a nawiedza tęsknota za normalnym życiem)
  • To Our Best Friend (gdzie Drake jest na misji, której wykonania będzie bardzo żałował)
  • The Man on the Beach (gdzie M9 nie wierzy w słowa Drake’a i wysyła za nim służących z nim agentów [czytelników Kinomisji zainteresuje zapewne fakt, że gościnnie gra tu Barbara Steele])
  • The Man Who Wouldn’t Talk (gdzie tortury zmieniają innego agenta w psychopatę)

Odcinki te najpełniej przedstawiają pogłębiający się negatywny stosunek protagonisty do wykonywanej pracy, co w interpretacji niektórych fanów miało doprowadzić Drake’a do rezygnacji z zawodu agenta. Od scen rezygnacji z zawodu agenta przez protagonistę rozpoczyna się zaś The Prisoner. Prywatnie nie wierzę w teorię jakoby Drake i Numer 6 byli tą samą osobą, natomiast uważam za całkowicie akceptowalny pogląd, że Drake mógłby być Numerem 6, bohaterem o – mimo wszystko – alegorycznym charakterze.

Faktem jest natomiast, że podczas prac nad 3. sezonem (czy 2., jeśli uznamy drugą inkarnację Danger Mana za osobny serial) McGoohan stopniowo tracił zainteresowanie Johnem Drakem i pragnął aby światło dzienne ujrzał jego ambitny projekt, opatrzony tytułem The Prisoner. Nietypowość nowego pomysłu oraz fakt popularności Danger Mana, wtedy najpopularniejszego serialu stacji (przebijającego nawet wyniki konkurencyjnego Świętego [The Saint, 1962-1969]), skutecznie blokowały rozpoczęcie jakichkolwiek prac nad nową produkcją. Na korzyść McGoohana – największej ówczesnej gwiazdy ITC – przemawiało jednak to, że niebawem miał wygasnąć jego kontrakt ze studiem. Ostatecznie McGoohan postawił Lew Grade’a pod ścianą: ogłosił, że zagra jeszcze w 5 odcinkach Danger Mana i na tym jego rola w serialu się zakończy. Początkowo sądzono, że jest to wybieg strategiczny, mający na celu wymuszenie większej gaży za rolę (coś, co wcześniej zrobił Roger Moore, żeby otrzymać więcej pieniędzy za rolę w Świętym) i zaproponowano McGoohanowi znaczną podwyżkę. Mimo tego McGoohan pozostał nieugięty, jego jedynym zamiarem było stworzenie The Prisoner i nie było mowy o żadnych negocjacjach w tej kwestii. Grade był zdeterminowany by zatrzymać aktora, gdyż nie chciał by wsparł on konkurencję, stąd też ostatecznie skapitulował i zgodził się na realizację nowego serialu według pomysłu McGoohana.

Zanim to się stało zaplanowano już stworzenie kolejnego sezonu, tym razem w kolorze. Dwa odcinki, jakie finalnie stały się 4. „sezonem” zostały oryginalnie pomyślane jako testowe dla nowego formatu. W planach były kolejne, ale te pozostały już niezrealizowane. Dwa scenariusze zostały jednak wykorzystane w innych serialach. The Girl Who Was Death została przerobiona na jeden z kilku odcinków The Prisoner luźno powiązanych z główną osią fabularną, natomiast To Trap a Rat został wykorzystany w serialu The Champions (1968-1969).

W dzisiejszych czasach Danger Man wciąż pozostaje nader interesującym serialem szpiegowskim. Szczególnie jego druga inkarnacja jest wypełniona intrygującymi pomysłami, moralną ambiwalencją, soczystymi dialogami i doskonałą kreacją Patricka McGoohana. Sprawia to, że jest to pozycja warta rekomendacji. Serial ten – w przeciwieństwie do licznych ówczesnych propozycji – wciąż jest zresztą oglądany, choć raczej z powodu statusu kultowego klasyka, jakim cieszy się The Prisoner, z którym Danger Man pozostanie zapewne już na zawsze powiązany. Osobiście jestem sporym fanem produkcji stworzonej przez Smarta, Grade’a, McGoohana i Fleminga i to dzięki niej zainteresowałem się innymi brytyjskimi pozycjami telewizyjnymi, m.in. w końcu zabrałem się za obejrzenie słynnego The Avengers (1961-1969), znanego w Polsce jako Rewolwer i melonik. Ale to już jest opowieść na inną okazję…

Patrick McGoohan jako Numer Sześć, protagonista serialu The Prisoner.

Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

1 Trackback / Pingback

  1. "Nie jestem numerem!" - krzyczy Numer 6 - Kinomisja Pulp Zine

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*