Lata 80-te są dla fanów horroru (i w sumie nie tylko) dekadą kultową i to z wielu powodów. Obrodziła ona najważniejszymi przedstawicielami gatunku, a także pozwoliła ukonstytuować się jej różnym odnogom na czele ze slasherem. Był to także okres, kiedy wychowani na klasyce grozy twórcy stawiali swoje pierwsze kroki i nie chodzi tu tylko o filmowców, wszak Stephen King był wychowankiem m.in. filmów o potworach Universala. Liczni twórcy w tym czasie hołdowali klasycznej grozie. John Carpenter przemycił Istotę z innego świata (1955) do swojego Halloween (1978), by w 1982 roku nakręcił jej remake. Joe Dante w 1981 roku nakręcił Skowyt, film poruszający temat wilkołactwa. Wes Craven nakręci Przyjaźń na śmierć i życie (1986), czyli szaloną wariację na temat Frankenteina (1931). Pośród tych wszystkich dzieł znajdzie się miejsce także dla nie do końca poważnego filmu Toma Hollanda (nie mylić z odtwórcą roli Spider-Mana) czyli Postrachu nocy.
Głównym bohaterem filmu jest Charlie Brewster (William Ragsdale) – uczeń liceum i miłośnik gotyckich horrorów. Pewnego dnia odkrywa on, że jego nowy sąsiad Jerry Dandridge (Chris Sarandon) jest wampirem, w dodatku odpowiada za serię tajemniczych morderstw w okolicy. Oczywiście nikt chłopakowi nie wierzy toteż ten postanawia poprosić o pomoc swojego idola – aktora Petera Vincenta (Roddy McDowall).
Najprościej byłoby Postrach nocy podsumować jako list miłosny do klasycznego horroru wampirycznego, ogrywa on bowiem całe mnóstwo charakterystycznych dla tego gatunku motywów, przenosząc je przy tym w realia lat 80tych. Zamiast wioski terroryzowanej przez krwiopijców mamy typowe amerykańskie przedmieście. Gotyckie zamczysko zastąpił zwyczajnie wyglądający z zewnątrz dom. Zamiast balu, w trakcie którego widzimy, że wampir nie odbija się w lustrze, trafiamy na dyskotekę. Sam krwiopijca nie nosi peleryny, a płaszcz przeciwdeszczowy, w dodatku nie czarny a szary. I choć te elementy musiały siłą rzeczy ulec uwspółcześnieniu, pozostałe pozostają niezmienione. Hollandowi udaje się znaleźć złoty środek między tym, co klasyczne, a tym co nowoczesne. Dandridge ma na swoich usługach człowieka, który pilnuje jego włości podczas dnia, a który jest swoistym odpowiednikiem Renfielda z dowolnej adaptacji Drakuli. Choć jego dom na pierwszy rzut oka prezentuje się zwyczajnie, wewnątrz wypełniony jest zegarami, antykami i kandelabrami, co jak najbardziej zbliża go do gotyckich domostw z klasycznych filmów grozy. Dowiadujemy się także, że Amy (Amanda Bearse), dziewczyna Charliego wygląda identycznie jak dawna ukochana Jerry’ego toteż stanie się ona jedną z jego ofiar i przejdzie przemianę w wampira. Nie zabraknie także przemian w wielkie nietoperze czy wilki, a także kłębów gęstej mgły.
Reżyser nie poprzestaje jednak tylko na liście miłosnym. Jak wspomniałem wcześniej, Postrach nocy nie jest filmem traktującym siebie poważnie. Pomijając elementy po prostu komediowe, przemyca on subtelną parodię m.in. filmów Hammera z lat 60tych, czego przykładem są lecące w telewizji i oglądane przez bohaterów horrory będące przejaskrawioną wersją wyżej wymienionych realizacji. Sama postać Petera Vincenta w oczywisty sposób nawiązuje do Petera Cushinga i Vincenta Price’a. Holland dorzuca jeszcze do tego miksu coś w rodzaju metakomentarza. Filmy okazują się bowiem głównym, jeśli nie jedynym, źródłem wiedzy na temat wampiryzmu, co więcej, wiedza ta okazuje się skuteczna.
W kontekście metakomentarza na uwagę zasługuje też sam Peter Vincent, a dokładniej sytuacja, w której się znalazł. Poznajemy go bowiem jako aktora grywającego w klasycznych horrorach, który obecnie prowadzi program telewizyjny poświęcony horrorom wampirycznym właśnie. Gdy Charlie go spotyka okazuje się, że ów program został zdjęty z anteny, a sam jego gospodarz ma problemy finansowe. Jest to szczegół, ale odnoszący się do doli wielu ikon kina grozy. Bela Lugosi po krótkim paśmie sukcesów został szybko zaszufladkowany i występował w coraz gorszych realizacjach, co przekładało się na liczne jego nałogi oraz chorobę psychiczną. Lon Chaney Jr., żyjący w cieniu swojego ojca popadł w alkoholizm do końca życia występując w tandetnych horrorach.
Pod względem realizacyjnym film Toma Hollanda ma do zaoferowania całkiem sporo dobrego. Praktyczne efekty specjalne w postaci makabrycznej charakteryzacji i animatroniki godnie zniosły próbę czasu i nadal robią wrażenie. Grana na syntezatorach muzyka Brada Fiedela świetnie buduje atmosferę, będąc przy okazji czymś w rodzaju stempla informującego nas, w jakiej dekadzie Postrach nocy powstał. Nie brak także popowych piosenek, które same w sobie zapadają w pamięć, w dodatku jedna z nich – Let’s Talk – została skomponowana przez kultowy zespół Devo.
Mankamentem filmu mogą być główni bohaterowie, nietrudno bowiem uznać ich za irytujących. Postać Charliego może zrazić do siebie swoją naiwnością; na prawo i lewo rozpowiada on, że jego sąsiad jest wampirem jakby święcie przekonany, że ktokolwiek mu uwierzy. Drażni też Amy, w jej przypadku jednak wynika to z przesadzonych scen zazdrości. Łatwo się domyślić, że tego typu kreskówkowe wręcz przerysowanie ma stanowić element komediowy, w praktyce jednak psuje odbiór całości. Na drugim planie sytuacja wygląda już nieporównywalnie lepiej. Roddy McDowall wciela się w tchórzliwego, ale sympatycznego Petera Vincenta, który stopniowo pokonuje swoje słabości by stać się bohaterem na wzór tych, których dotychczas jedynie grywał w filmach. Najjaśniej jednak świeci Chris Sarandon jako Jerry Dandrige. Za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie jest prawdziwym wulkanem charyzmy – czarujący, zabawny, ale gdy trzeba potrafi wzbudzić niepokój. W dodatku scenariusz pozwala w tym wszystkim przemycić subtelny element tragizmu i tajemniczości związany z tą postacią, co sugerują niektóre linie dialogowe, zachowania, czy sam wątek utraconej miłości, o której nie dowiadujemy się podczas filmu niczego. Te drobne niuanse ciekawie kontrastują z brakiem powagi i okazjonalnymi żartami. Dandrige stwarza wrażenie jakby nie uznawał swoich przeciwników za zagrożenie, a raczej za niedogodność, z którą trzeba się uporać. Ciekawe jest też to, że o wiele częściej niż krew, wcina on na ekranie… owoce.
Postrach nocy, choć nie jest wolny od wad, jest ciekawym przedstawicielem horroru wampirycznego. Składa on hołd gatunkowi, ale podejmuje z nim grę; uwspółcześnia niektóre motywy, inne pozostawia nietknięte, by po prostu zanurzyć je w ‘ejtisowym’ sosie, z jeszcze innych śmieje się między wierszami. To film zasłużenie kultowy, który zresztą rok później otrzymał gorszy, choć nadal godny polecenia sequel, a w 2011 roku doczekał się remake’u z Colinem Farrelem i Davidem Tennantem w głównych rolach.
Urodzony 13 grudnia 1996 roku. Ukończył technikum ekonomiczne, zyskując dyplom technika. Absolwent filologii polskiej I stopnia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Obecnie student kulturoznawstwa II stopnia na tej uczelni. Pisarz-amator i poeta. Miłośnik kina, w szczególności horrorów.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis