Kino amerykańskie uczy nas, że USA jest najczęściej odwiedzanym przez kosmitów miejscem na naszym globie. Jedni przybywają, żeby nas podbić, drudzy, żeby wykorzystać nasze hormony do produkcji narkotyków, a jeszcze inni, żeby po prostu łupić, gwałcić, mordować i słuchać rock’and’rolla. To właśnie temu ostatniemu przypadkowi poświęcony jest kultowy dziś Ukryty w reżyserii Jacka Sholdera (Alone in the Dark (1982), Koszmar z ulicy Wiązów 2: Zemsta Freddy’ego (1985)).
Rzecz zaczyna się od napadu na bank. Niejaki Jack DeVries (Chris Mulkey), dotychczas uznawany za miłego, cichego człowieka, nagle wpada w prawdziwy szał – morduje i rabuje bez konkretnego powodu. Zostaje jednak zatrzymany w trakcie obławy policyjnej i ciężko poparzony trafia do szpitala. Sprawa wydaje się zamknięta, jednak krótko potem podobnym szaleństwem zostaje opętany schorowany staruszek Jonathan Miller (William Boyett). W ślad za świeżo upieczonym przestępcą ruszają detektyw Thomas Beck (Michael Nouri) i przyłączający się do niego tajemniczy agent FBI Lloyd Gallagher (Kyle MacLachlan). Okazuje się, że na Ziemię przybył zły kosmita, który zaszywa się w żywych organizmach i wykorzystuje je do robienia wszystkich złych rzeczy wymienionych w pierwszym akapicie; ciało Gallaghera kontroluje z kolei dobry kosmita, który chce tego pierwszego powstrzymać.
Przy okazji Ukrytego mamy do czynienia z rasowym kinem sensacyjnym z domieszką science-fiction. Zaczynamy od napadu na bank oraz całkiem spektakularnej sceny pościgu i tempo (z wyjątkiem dwóch scen, o których później) w gruncie rzeczy nie zwalnia. Scenarzysta Jim Kouf zadbał o to, by w filmie nie znalazła się ani jedna niepotrzebna scena; jego praca wydaje się wręcz „skrojona na miarę”. Nie dowiadujemy się zbyt wiele o przybyszach z kosmosu, ale nie jest to nam do niczego potrzebne. To, co wiedzieć powinniśmy, zostaje nakreślone w kilku liniach dialogowych, które nie mówią nam zbyt wiele (film zyskuje dzięki temu na tajemniczości i pobudza naszą wyobraźnię), ale wystarczająco, byśmy nie czuli niedosytu.
Ukrytego można także podpiąć pod klasyczne buddy movie. Dwójkę głównych bohaterów cechuje to, że pod względem charakteru są swoimi przeciwieństwami i na przestrzeni filmu będą ścierać się ze sobą i próbowali jakoś współpracować. Beck jest z lekka cholerycznym, zmęczonym detektywem, kompletnie zagubionym w niecodziennej sytuacji i to do niego należy większość zabawniejszych kwestii. Gallagher z tytułu bycia kosmitą jest o wiele bardziej wycofany, ekscentryczny i w kontakcie z ziemską rzeczywistością niejednokrotnie nie wie, jak się zachować. Z jego postacią związana jest także pewna doza tragizmu, ponieważ, jak się dowiadujemy, zły kosmita przed przybyciem na Ziemię zabił jego rodzinę. A ponieważ mamy do czynienia z buddy movie, to wykorzystany zostaje częsty w tego typu produkcjach schemat konstrukcyjny. Jak już wspomniałem – film w gruncie rzeczy posiada wartkie tempo, nie oznacza jednak, że nie zwalnia on w ogóle. Są w filmie dwa takie momenty, które służą nam widzom na złapanie oddechu, a scenarzyście – na rozwinięcie bohaterów. Jeden w środku filmu i drugi przed finałowym aktem.
Biorąc pod uwagę koncept, jakim Ukryty się posługuje, trudno jest go posądzać o bycie filmem w stu procentach poważnym. Oprócz lekko przerysowanej kreacji Michaela Nouri zobaczymy, jak zły kosmita będzie zmagał się z chorobą żołądka opanowanego przez siebie staruszka, przejmie także kontrolę nad striptizerką i odbędzie stosunek płciowy, w którym zabije swojego partnera nadmiarem wrażeń; nie wspominając o jego zamiłowaniu do ostrej rockowej muzyki, którą zresztą wypełniony jest soundtrack filmu. A ponieważ jest to produkcja New Line Cinema, znajdziemy wśród obsady aktorów znanych chociażby z serii Koszmar z ulicy Wiązów (1984-1994) takich jak Clu Gulager, Clarence Felder czy Lin Shaye. Małe cameo zalicza nawet Danny Trejo.
Można powiedzieć, że Ukryty bierze pewien schemat kina sensacyjnego i doprowadza go do perfekcji. To film niby nieszczególnie oryginalny, a jednocześnie unikalny. Bierze przemaglowany przez mnóstwo filmów koncept i robi z nim coś prostego, a jednocześnie coś, na co nikt inny nie wpadł. Bo czy ktokolwiek zna jakiegokolwiek innego kosmitę, który miałby zamiłowanie do Ferrari i rocka? Toż to genialne w swojej prostocie!
Urodzony 13 grudnia 1996 roku. Ukończył technikum ekonomiczne, zyskując dyplom technika. Absolwent filologii polskiej I stopnia na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Obecnie student kulturoznawstwa II stopnia na tej uczelni. Pisarz-amator i poeta. Miłośnik kina, w szczególności horrorów.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis