Głównym bohaterem filmu Douglasa Hickoxa jest Edward Lionheart (Vincent Price), aktor znany wyłącznie ze swoich ról w szekspirowskich dramatach, wystawianych na deskach londyńskich teatrów. W swojej opinii wybitny, a przez miejscowych krytyków bezlitośnie wyśmiewany. Ostatecznym upokorzeniem dla Lionhearta staje się branżowa gala, na której nagrodę Stowarzyszenia Londyńskich Krytyków otrzymuje, nikomu nieznany dotychczas, młody aktor. Skompromitowany Lionheart postanawia zemścić się na swoich prześmiewcach. Wkrótce lokalni krytycy zaczynają ginąć w brutalnych okolicznościach, przypominających słynne zabójstwa z szekspirowskich opowieści.
Krwawy teatr może zaskakiwać bezpardonowym, jak na swoje czasy, ukazywaniem brutalności. Teksańska masakra piłą mechaniczną (1974) nie zdążyła jeszcze wstrząsnąć światem, a tymczasem już u Hickoxa dostajemy takie przyjemności, jak kobietę budzącą się tuż obok zdekapitowanego męża, mężczyznę zadławionego pasztetem zrobionym z jego własnych psów, krytyczkę żywcem usmażoną przy pomocy lokówek podpiętych do prądu, a na koniec jeszcze mężczyznę utopionego w beczce z winem.
Mroczna wyobraźnia Szekspira, przemaglowana przez odwagę twórców i błyskotliwy scenariusz, ożywa na ekranie w wyjątkowo brawurowy sposób. Świat staje się tu jedną wielka sceną zbrodni, a granica między realnym życiem a sztuką zaczyna się zacierać. Aktorzy odgrywający podwójne role – siebie samych oraz postaci znanych z kart nieśmiertelnych utworów. Cała historia staje się więc zarówno parodią sztuki, jak i złożonym jej hołdem. Tymczasem polowanie na nienawistnych krytyków zatacza coraz szersze kręgi!
Mistrzem ceremonii jest oczywiście Lionheart, który zdaje się nigdy nie wychodzić z roli. Londyn jest dla niego jedną wielką sceną, czyli miejscem, gdzie najbardziej czuje się sobą. Co ciekawe, film w całości został nakręcony poza studiem, wykorzystując londyńskie lokacje. Z kolei Vincent Price wyciągnął z postaci głównego bohatera wszystko, co najlepsze, fundując w efekcie jedno z najbardziej nietuzinkowych wystąpień w swojej karierze. Jest groteskowy, skutecznie przeraża, ale i umiejętnie wzbudza współczucie. Sztuka jest dla niego sensem życia i spełnienia, ale i wartością, która popycha go do zbrodni. Wiarygodny jest zarówno jako bezlitosny psychopata, jak i kampowo przegięty aktor, który nie tyle odgrywa szekspirowskie dramaty, co sam wygląda jakby zatrzymał się w epoce elżbietańskiej. Przewodzi grupie niezrównoważonych indywiduów-aktorów, którzy gotowi są na wszystko, aby jego teatr krwi wcielić w życie.
Vincent Price łącząc brytyjskie dystyngowanie i styl z przerysowaną makabrą, obśmiewa zarówno kulturowe pochodzenie swojego bohatera, jak i własne dokonania mistrza grozy. Biorąc pod uwagę złożoność i barwność tej roli, nie dziwi fakt, że aktor uważał Krwawy teatr za jeden ze swoich ulubionych filmów. Tym bardziej, że sam zaczynał swoją karierę na deskach londyńskich teatrów i zawsze marzył o tym, aby zagrać w Szekspirowskiej sztuce. Ostatecznie jednak pożegnał się z tymi planami na rzecz „roli” ikony kina grozy.
Obraz Hickoxa bywa traktowany jako humorystyczna odpowiedź czy też hołd złożony filmowi Roberta Fuesa – Odrażającemu Dr Phibesowi (1971), w którym zresztą również wystąpił Price. Z kolei sam Fues był przymierzany do wyreżyserowania Krwawego teatru. Obydwa filmy łączy m.in. postać głównego bohatera – początkowo uznawanego za zmarłego, którego napędza żądza zemsty. W obydwu przypadkach jest on wspomagany przez młodą kobietę, a motorem napędowym dla morderstw stają się określone przekazy kulturowe. O ile u Hickoxa są to utwory Szekspira, tak u Fuesa Phibes wykorzystuje dziesięć plag egipskich jako swoją inspirację, nosząc amulet z hebrajskimi literami odpowiadającymi każdej pladze podczas dokonywania morderstw. Zarówno Odrażający Dr Phibes, jak i Krwawy teatr, zręcznie balansują na granicy makabry i groteski, w efekcie fundując niepowtarzalną przygodę w duchu kampowej przesady. W ostatecznym rozrachunku to jednak film Hickoxa, z bardziej dopracowaną intrygą kryminalną, teatralną scenografią i barwnym humorem, lepiej zniósł próbę czasu. Duża w tym zasługa wyśmienitego Price’a, który w ekranowym Edwardzie Lionhearcie odnalazł samego siebie. Wszak jak zauważyła sama córka aktora Victoria Price, w materiałach dodatkowych dołączonych do wydania DVD, on sam był aktorem bardziej widzów, niż krytyków, którzy nie do końca szanowali jego dokonania. Krwawy teatr uznaje wręcz za jeden z ostatnich, dużych, udanych filmów swojego ojca. Idąc tym tropem, można więc nazwać go humorystycznym podsumowaniem trwającej kilkadziesiąt lat barwnej kariery aktora, który na ekranie łączył styl, szyk, humor i makabrę. Dokładnie tak, jak sam Lionheart – elegancki dżentelmen w starym stylu, którego mordercze zapędy wymagały użycia prawie 30 litrów sztucznej krwi na planie.
Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis