Koniec maja zdaje się być wyjątkowym czasem dla fanów klasycznego horroru. 26 i 27 dnia tego miesiąca swoje urodziny obchodziłyby aż trzy ikony kina grozy: Vincent Price, Peter Cushing i Christopher Lee. Zagraniczny fandom ukuł z tej okazji stwierdzenie, że najlepsze rzeczy przychodzą w trójkach, zazwyczaj przyozdabiając w ten sposób dawne materiały promocyjne, w których pojawiali się ci panowie. Co jednak najciekawsze, na niesamowitym zbiegu okoliczności i miłości fanów do całej trójki ten fenomen się nie kończy, bo panowie Price, Cushing, i Lee w życiu prywatnym byli oddanymi sobie przyjaciółmi.
Christopher Lee wspominał, że poznał Amerykanina w 1969 roku, podczas pracy nad filmem The Oblong Box, w którym obaj występowali. Była to kolejna koprodukcja,w której ręce maczała wytwórnia AIP, w tamtym czasie główny pracodawca Price’a. Do tamtej pory aktor zrealizował na Wyspach cztery filmy: Maskę Czerwonego Moru i Grobowiec Ligei (oba 1964) Rogera Cormana, przywołujące na myśl prozę Juliusza Verne’a Zatopione Miasto, czy też w końcu słynnego Pogromcę czarownic (1968), lub jak kto woli, Witchfinder General, i jak się później okazało, był to dopiero początek przygody Price’a z angielskim kinem.
Price, opisywany przez swoich przyjaciół jako anglofil z prawdziwego zdarzenia i człowiek o prawdziwie gentlemeńskiej aurze, musiał się z takiego stanu rzeczy bardzo cieszyć. Swoją drogą, to właśnie Wielkiej Brytanii, a nie Stanom, możemy być wdzięczni za tego aktora. Pierwotnie rozważał karierę historyka sztuki, studiując ten kierunek w Yale, po którego ukończeniu postanowił podjąć studia magisterskie w Londynie. Przebywanie w stolicy Wielkiej Brytanii, a przede wszystkim w tamtejszych teatrach, spowodowało jednak, że Price zrewidował swoje plany na przyszłość i postanowił zająć się aktorstwem. To w tym mieście zresztą zadebiutował na deskach teatru.
Wróćmy jednak do pierwszego spotkania Vincenta i Christophera. Obaj panowie, choć odgrywali ważne dla fabuły The Oblong Box role, dzielili ze sobą tylko jedną scenę, która w dodatku należała do jednych z najmniej przemyślanych w filmie. Price jednak, zamiast puszyć się i obrażać na nielogiczności w scenariuszu, postanowił obrócić wszystko w żart, szepcząc Christopherowi do ucha różne niedorzeczności, starając się sprowokować swojego kompana do wybuchu śmiechu.
Panowie spotkali się ponownie na planie Krzycz póki możesz z 1970 roku, w którym pojawił się również Peter Cushing. Niestety, plakaty reklamujące film nazwiskami trzech legend kina grozy budowały oczekiwania, których Krzycz póki możesz nie spełniało. Ich bohaterowie pojawiali się na ekranie rzadko, z czego w filmie nie pojawiała się żadna scena, w której widownia mogła uświadczyć wszystkich trzech panów jednocześnie, skutkując w rezultacie (jak się domyślam) niemałym rozczarowaniem. Nie jest to zresztą jedyny grzech marketingowców pracujących przy Krzycz póki możesz, którego tytuł i zdjęcia promocyjne mocno sugerowały krwawy horror, gdy film w rzeczywistości był pokręconym filmem szpiegowskim z elementami science-fiction.
Niewielką ilość wspólnego czasu spędzonego na planie panowie nadrabiali jednak już w wolnych godzinach. Vincent Price w wywiadzie przeprowadzonym przez Terry’ego Wogana wspominał, że kręcenie tego filmu pokrywało się z czasem urodzin aktorów. Amerykanin postanowił więc, że świetnym pomysłem będzie świętowanie razem. Nie miał on jednak na myśli nudnego jedzenia kawałka tortu i wypicia kieliszka brandy w domowym zaciszu, a wspólny wypad do słynnego Gabinetu figur woskowych Madam Tusauds, z dużym naciskiem na komnatę horrorów, gdzie spędzili większość wieczoru, w towarzystwie własnych podobizn.
Price darzył swoich angielskich kompanów nie tylko szczerą przyjaźnią, ale i wielkim szacunkiem. Był on najstarszy z całej trójki i posiadał największy dorobek aktorski, nie ulegało jednak wątpliwości, jak ważni dla kariery Amerykanina byli dwaj Anglicy. Ostatecznie, to gwiazdy Hammera przywracając modę na klasyczny horror, dając szansę Price’owi, który do tej pory grywał głównie bogaczy i naukowców, na zredefiniowanie siebie jako aktora gotyckiej grozy, nierozerwalnego z prozą Edgara Allana Poego.
Niestety, panowie nie mieli zbyt wielu okazji współpracować ze sobą. Cushinga mogliśmy zobaczyć u boku Price’a w niewielkiej rólce w sequelu przygód o diabolicznym Dr Phibesie (Dr. Phibes Rises Again, 1972), a także podczas seansu W kręgu szaleństwa (1974), meta-horrorowej perełce, gdzie obaj panowie byli w stanie wykorzystać panującą między nimi chemię.
Na kolejną współpracę przyszło widzom czekać aż do następnej dekady. W 1983 roku premierę miał Dom długich cieni, który dzisiaj jest znany przede wszystkim ze względu na angaż czterech klasycznych dla horroru aktorów: Vincenta Price’a, Petera Cushinga, Christophera Lee i najstarszego z nich wszystkich Johna Carradine’a. Niestety, ze strony realizacyjnej biło od tego filmu tanią, telewizyjną jakością, w której gotyckość miała więcej wspólnego z grą planszową, niźli z filmami, z których znani byli bohaterowie tego tekstu. Dom długich cieni nie bronił się także jako pastisz horroru, nie dostarczając ani ciekawego spojrzenia na klisze gatunkowe, ani nawet nie zapewniając jakiegokolwiek humoru. Był to okrutny przeciętniak, który został zapamiętany tylko i wyłącznie ze względu na rewelacyjną obsadę. Tym bardziej jest to wielka szkoda, zważywszy, że był to ostatni wspólny film, w którym panowie wystąpili razem.
Price zmarł w 1993 roku, niecały rok później zaś dołączył do niego Cushing, całkowicie osamotniając w ten sposób Lee. Aktor nigdy nie krył się z tym, jak wielkim przeżyciem dla niego była utrata dwóch bratnich dusz i z lubością wspominał o nich w wywiadach. Podczas jednej z rozmów powiedział: „Wspaniali ludzie, rewelacyjni aktorzy i moi drodzy przyjaciele. Strasznie za nimi tęsknię”.
Ostatni z trójki legendarnych aktorów, zmarł 7 czerwca 2015 roku.
Miłośnik doom metalu i gotyckich horrorów, z naciskiem na produkcje wytwórni Hammer. Nosi kurtkę, która jest symbolem jego indywidualizmu i wiary w wolność jednostki. W przyszłości ma zamiar osiedlić się w Borach Tucholskich i zostać leśnym dziadem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis