Tura Satana. Tancerka egzotyczna, mistrzyni sztuk walki, aktorka. Gdy dziewięć lat temu zmarła, świat kina eksploatacji stracił prawdziwą ikonę, która swoim 72-letnim życiem mogłaby obdzielić niejeden scenariusz filmowy. Zapytana kiedyś o to, co uważa za „najważniejszą życiową tajemnicę”, powiedziała krótko: „Nie możesz pozwolić, by cokolwiek cię zdołowało”. Dla osoby, której życie od najmłodszych lat nie rozpieszczało, musiała być to zbawienna filozofia. Poznajcie historię niezwykłej kobiety, która na swoim koncie ma zasługi nie tylko dla obskurnej kinematografii lat sześćdziesiątych, ale i muzyki. Nie kto inny, tylko właśnie ona miała nauczyć samego Elvisa Presleya słynnego ruchu biodrami!
Tura Satana przyszła na świat jako Suvaki Yamaguchi w 1938 roku w Hokkaidō. Jej ojcem był japoński aktor kina niemego, a matką cyrkowa artystka o szkocko-irlandzkich i rdzenno-amerykańskich korzeniach, której przodkowie należeli do plemienia Cheyennów. To właśnie z ich języka pochodzi imię Tura, będące indiańskim odpowiednikiem Suvaki, które oznacza „biały kwiat” bądź „biały kameleon”. Gdy dziewczyna skończyła cztery lata, w domu zapadła decyzja o przeprowadzce do Stanów Zjednoczonych. Początkowo nie był to jednak taki nowy start, na jaki liczyła rodzina. Tura i jej ojciec spędzili prawie trzy lata (1942-1945) w obozie dla internowanych Manzanar w Kalifornii, zanim mogli w ogóle połączyć się z matką, żeby zacząć budować nowe, wspólne życie w Chicago. Los jednak nawet tam nie był dla młodej dziewczyny łaskawy. Jak możemy przeczytać w biografii Russa Meyera autorstwa Jimmy’ego McDonougha, pt. Big Bosoms and Square Jaws: The Biography of Russ Meyer, ciągle nękano ją ze względu na orientalne pochodzenie. „Byłam wyśmiewana, nazywano mnie człowiekiem-małpą i Tojo” – wspominała trudne dzieciństwo. Tojo to wulgarne określenie uosabiające „złego Japończyka” w anty-japońskiej propagandzie z czasów II wojny światowej. Jego karykaturę pokazywano na plakatach z dużymi uszami, wąskimi oczami i ogromnymi zębami. Samo określenie tojo pochodziło zaś od nazwiska Hideki Tōjō – japońskiego premiera i pomysłodawcy ataku na Pearl Harbor.
Obok pochodzenia, również „efekty” przedwczesnego dojrzewania narażały Turę (która już w wieku 9 lat musiała ukrywać obfite piersi pod luźnymi ubraniami) na nieustanne zaczepki. Często musiała się bić, aby wywalczyć swoje miejsce w szeregu. Najgorsze miało jednak dopiero nadejść. Tuż przed swoimi dziesiątymi urodzinami dziewczyna została zaatakowana i zgwałcona przez grupę pięciu mężczyzn, którzy po wszystkim porzucili ją w jednej z alejek. Napastnicy nigdy nie zostali skazani, gdyż sędzia miał zostać przekupiony. Co więcej, to właśnie ofiara została ukarana za całą sytuację. Biograf Meyera przywołuje przejmującą relację aktorki: „Gwałciciele nie trafili do więzienia, ale mnie wysłano do poprawczaka. Rzekomo dlatego, że sama zachęciłam ich do gwałtu. Wszystko z powodu sędziego, który dziewictwo małej dziewczynki wycenił na tysiąc dolarów” – komentowała, dodając „Cieszę się, że to doświadczenie nie obudziło we mnie nienawiści do mężczyzn. Jedynymi osobami, które mogły mnie wówczas dotknąć, był mój ojciec i brat. Musiało jednak upłynąć bardzo dużo czasu, zanim mogli mnie normalnie przytulić, tak żebym nie czułam przy tym lęku”.
Po wszystkim ojciec Tury postanowił zadbać o to, aby córka umiała się bronić. Zaszczepił w niej miłość do sztuk walki, w których dziewczyna szybko stała się ekspertką, zdobywając zielony pas w aikido i czarny w karate. Po jakimś czasie nowo nabyte umiejętności postanowiła wykorzystać dla dobra lokalnej społeczności. Sformowała dziewczęcy gang, które patrolowały okolice, dbając o dobro kobiet. „To był gang dziewcząt, które wiedziały jak zatroszczyć się o siebie. Zwykle starałyśmy się uchronić inne dziewczyny przed kłopotami” – tak wspominała to doświadczenie w wywiadzie dla Zuri Zone w 2008 roku. Co ciekawe, jak dodaje Sarah Kurchak w artykule The Martial Arts Legacy of Tura Satana, aktorka ostatecznie miała zemścić się na swoich gwałcicielach. Z dumą podkreślając finał swojej wendetty, wyjęty prosto z filmu Pluję na twój grób (1978), mówiła: „Nie mieli pojęcia kim jestem, dopóki im tego nie powiedziałam!”. (Gwoli ścisłości informacje na temat gangu bohaterki są jednak nieco sprzeczne zależnie od źródła, np. biograf Meyera pisze, że gang istniał jeszcze przed wspomnianym gwałtem.)
Napaść seksualna zakończona wizytą w poprawczaku zmusiła rodziców Tury do sięgnięcia po ostateczne środki, aby wprowadzić życie dziewczyny na odpowiednie tory. Pomóc miało w tym… zaaranżowane małżeństwo z przyjacielem rodziny, gdy córka miała zaledwie 13 lat. Przyszła ikona kina eksploatacji nie była jednak osobą, którą łatwo można było „oswoić”. Ostatecznie związek przetrwał więc jedynie dziewięć miesięcy, a dziewczyna, w wieku 15 lat, przeprowadziła się do Los Angeles. Tam, już jako Tura Satana (mimo nieudanego małżeństwa postanowiła zachować specyficzne nazwisko męża), posłużyła się fałszywym dowodem, aby znaleźć pracę jako tancerka egzotyczna w nocnym klubie na Sunset Strip. Nowe zajęcie, w którym wykorzystywała umiejętności nabyte podczas trenowania sztuk walki, szybko stało się dla młodej dziewczyny czymś więcej niż tylko źródłem pieniędzy. Później, nie ukrywała, że to właśnie taniec pomógł jej przetrwać ciężki okres po tragicznej śmierci drugiego męża, dżokeja, który zginął w trakcie wyścigu. Dzisiaj niestety niewiele więcej wiadomo na temat tego związku.
Gdy nie tańczyła, pracowała jako modelka, pozując, m.in. Haroldowi Lloydowi, który poznał ją, gdy była jeszcze niepełnoletnia. Efekty ich współpracy możemy zobaczyć dziś w albumie o wszystko mówiącym tytule Harold Lloyd’s Hollywood Nudes in 3D. Dla Tury nie były to jednak wyłącznie rozbierane zdjęcia. McDonough przywołuje jej słowa, w których sama przyznaje, że to właśnie gwiazdor kina niemego, pomógł jej zbudować pewność siebie: „Postrzegałam siebie jako brzydkie dziecko. Dopiero Lloyd powiedział mi, że mam taką symetryczną twarz, którą aparat uwielbia i która powinna być znana”.
Młoda, charyzmatyczna dziewczyna nie potrzebowała lepszej zachęty, więc już wkrótce Los Angeles stało się dla niej za małe. Jako Miss Japan Beautiful zaczęła występować w całym kraju, w tym w rodzinnym Chicago. Po jednym z występów w 1956 roku poznała Elvisa Presleya. Przyszły król rock’n’rolla szybko stał się fanem tancerki, którą w trakcie spotkań wypytywał o tajniki jej niezwykłego, mocno fizycznego ruchu scenicznego. To właśnie w efekcie tych niewinnych rozmów Tura miała nauczyć Elvisa jego ikonicznego ruchu biodrami. Co ciekawe, według niektórych relacji tę dwójkę łączył płomienny romans zakończony oświadczynami. Odrzuconymi co prawda przez kobietę, która zdecydowała się mimo wszystko zatrzymać pierścionek. Jak jednak zauważa Matt Keeley w swoim artykule dla hornet.com, należy pamiętać, że historia znajomości z Elvisem bywa kwestionowana. Satana nie pojawia się w żadnej z głównych biografii Presleya, a jak wypunktował Chicago Magazine, daty wspomnień też nie do końca się zgadzają. Oczywiście nikt ostatecznie nie udowodnił, że do spotkania i romansu nie doszło.
Pewne jest jedno: Elvis nie byłby jedynym, który uległ urokowi nietuzinkowej tancerki. Kobieta od samego początku przyciągała wysoko postawionych mężczyzn, wśród których miał być nawet Frank Sinatra. Część panów nie potrafiła jednak poradzić poradzić sobie z odrzuceniem. Jeden z nich, niedługo po tym, jak Tura po raz kolejny nie przyjęła jego zalotów, popełnił samobójstwo. Z drugiej strony, gdy ktoś posuwał się za daleko, potrafiła się obronić – pewnemu natrętnemu adoratorowi złamała szczękę.
Głodna sukcesu, charyzmatyczna, mająca w swoim towarzystwie coraz bardziej wpływowe osobistości, w końcu musiała zamienić taniec na aktorstwo. Zaczęła od występu na małym ekranie, w serialu Hawaiian Eye (1959-1963) w roli sekretarki. Trafiła tam prosto z teatru burleski z Los Angeles, gdzie została wypatrzona przez producenta, zachwyconego jej orientalną urodą. W kolejnych latach widzowie mogli oglądać ją jeszcze w kilku innych serialach, m.in. w The Man from U.N.C.L.E (1964-1968) oraz kilka lat później, w siostrzanej The Girl from U.N.C.L.E. (1966-1967). Dzisiaj szczególną gratką może być występ aktorki w tym pierwszym tytule, gdyż pojawiła się tam w tym samym epizodzie co… 13-letni Kurt Russell! Serialowe role czy to szpiega, czy przywódczyni grupy strażniczek, mocno stawiały na fizyczność Tury i jej umiejętności sztuk walki, ostatecznie były jednak dopiero rozgrzewką przed większymi wyzwaniami, jakie stawiała praca na planie filmu kinowego.
Na dużym ekranie zadebiutowała niewielką rola w filmie Billy’ego Wildera Słodka Irma (1963). Zagrała tam Suzette Wong, paryską prostytutkę, pracującą na tej samej ulicy, co tytułowa bohaterka, w którą brawurowo wcieliła się Shirley Maclaine. Rola, a właściwie rólka, gdyż Satana pojawia się przelotem zaledwie w kilku scenach i zazwyczaj nic nie mówi, nie wymagała od początkującej aktorki nadzwyczajnych umiejętności. Miała przede wszystkim wyglądać, uwodzić i rzucać kuszące spojrzenia do klientów (i widzów!). Trzeba jednak przyznać, że na tle innych pięknych kobiet wyróżniała się specyficzną urodą, magnetycznym spojrzeniem i pewnością siebie. „Pracowałam wówczas w nocnym klubie Pink Pussycat w zachodnim Hollywood. Pewnego wieczoru odwiedził nas Billy Wilder z żoną. To ona powiedziała mu, że właśnie znalazł swoją Suzette Wong. Dość szybko staliśmy się przyjaciółmi, a Billy zawsze cenił mój profesjonalizm” – tak historię pojawienia się na planie opisywała dla Toma Linsantiego, autora książki Film Fatales. Women in Espionage Films and Television, 1962-1973.
Tuż po nagraniach ostatnich scen do Słodkiej Irmy trafiła na przesłuchanie do filmu Russa Meyera Szybciej, koteczku! Zabij! Zabij! (1965), którego roboczy tytuł brzmiał Leather Girls. Reżysera miała poznać za pośrednictwem Haji, ekscentrycznej tancerki, z którą pracowała od 1962 roku, a która przyjaźniła się już z „królem sexploitation” występując wcześniej w jego cieszącym się niemałą popularnością filmie zemsty Motorpsycho! (1965). Tura początkowo jednak nie była przekonana do potencjalnego występu w Szybciej, koteczku! i dopiero, gdy jej agent zapewnił ją, że w filmie nie ma nagości, zdecydowała się dać historii szansę. Aktorka pojawiła się na spotkaniu z Meyerem w stroju druhny ze sceny ślubu z Słodkiej Irmy, co, jak sama zauważyła, nie ułatwiło jej zadania, bo „trudno być twardą i wredną, gdy masz na sobie różową kieckę i kwiaty”. Niemniej jednak udało się. Gdy po pierwszych czytaniach scenariusza przekonywała jeszcze reżysera, że jej bohaterka „powinna mieć większe jaja”, ten wiedział, że znalazł idealną Varlę, prawdziwą super-kobietę.
Głównymi bohaterkami Szybciej koteczku! są trzy tancerki go-go: Varla, Rosie (Haji, która według Tury początkowo była przymierzana do roli Varli) i Billie (Lori Williams), uwielbiające szybkie samochody i pościgi. Któregoś razu, przemierzając pustynne odludzie, spotykają na swojej drodze uroczą i naiwną parę zakochanych. Varla w trakcie bójki zabija chłopaka, natomiast pozostałą przy życiu dziewczynę – Lindę (Susan Bernard) bezwzględne tancerki decydują się zabrać ze sobą jako potencjalną zakładniczkę. Gdy na pobliskiej stacji benzynowej dowiadują się o starcu, który mieszka nieopodal z dwójką synów na farmie rzekomo strzegąc olbrzymiej ilości pieniędzy, postanawiają go odwiedzić celem szybkiego wzbogacenia się.
Okazuje się, że konflikt między bohaterkami, będący jednym z ważniejszych aspektów fabuły, nie był do końca zainscenizowany. Susan Bernard trafiła na plan (mając zaledwie 16 lat) w towarzystwie matki, która za wszelką cenę chciała zrobić z niej gwiazdę, czym irytowała całą ekipę, z Meyerem na czele. Reżyser podobno żałował zatrudnienia Susan, którą ostatecznie postanowił nieco pognębić za pośrednictwem Tury Satany. Charyzmatyczna aktorka bez problemu zgodziła się wykonać zadanie, oczywiście dla dobra historii, aby Bernard wypadła bardziej przekonująco jako zastraszona małolata. W całą intrygę wkręciła również Haji i Lori. W efekcie wszystkie Pussycats psychicznie stłamsiły biedną Susan, która po latach miała przyznać, że naprawdę cały czas się bała, że któraś z nich, a zwłaszcza Tura, jej wpierdoli.
Meyer kochał kobiety, ich ciała i energię rozsadzającą ekran. Chcąc stworzyć prosty film o trzech laskach spuszczających łomotfacetom, niezamierzenie nakręcił historię, która w świat popłynęła na drugiej fali feminizmu. Trzy ostre Pussycats stały się fantastycznym hołdem złożonym kobiecości wkraczającej w nową erę. Kobiecości świadomej i wyrazistej. Rola Varli – bezwzględnej przywódczyni grupy, która bez sentymentów rozprawiała się z facetami, była wręcz stworzoną dla Satany. Aktorki, która mimo wcześniejszych występów, dopiero u etatowego zbereźnika kina eksploatacji mogła w pełni wykorzystać swój potencjał. Tragiczne dzieciństwo, naznaczone piętnem przemocy i męskiej agresji, paradoksalnie mogło okazać się pomocne w przygotowaniach do roli wojowniczej tancerki go-go. Wszak jak sama Tura stwierdziła w jednym z wywiadów: „Istnieje wiele podobieństw między Varlą a mną. Przez lata skumulowałam w sobie dużo gniewu i w końcu go uwolniłam. Varla była ujściem gniewu, który czułam, gdy dorastałam. Była również oświadczeniem dla kobiet na całym świecie, że mogą robić co chcą i dostać to, co chcą”. Varla była prawdziwą kobietą nowej ery. Ery kina, które odżegnywało się od stereotypowo pojmowanej kobiecości. Udowadniała, że kobiety wcale nie muszą być słabe i bezradne, aby być seksowne. Mogą być twarde, pewne siebie, kontrolować sytuację w relacjach damsko-męskich, a mimo to nadal być kobiece.
Emocje i zaangażowanie Tury widać szczególnie w scenach kaskaderskich i walkach, które sama zaaranżowała. Co zresztą wywołało konsternację w męskiej części ekipy. Sarah Kurchak w swoim artykule przywołuje słowa aktorki, która przyznawała z rozbrajającą szczerością: „Sama zagrałam swoje sceny walki. I sama też odpowiadałam za ich choreografie. Co więcej, niektórych facetów musiałam prowadzić jak za rączkę przez te sceny. Tak bardzo bali się, że stanie im się krzywda. Szczególnie pierwszy gość, któremu skręciłam kark był największym tchórzem z nich wszystkich”. Mimo że zagrała jeszcze w kilku innych filmach, to jednak żadna z jej kolejnych ról, nie mogła mierzyć się z dziś już kultową i wciąż uwielbianą postacią Varli. Rola w filmie Meyera z biegiem czasu miała okazać się więc pierwszą, ale niestety i ostatnią tak istotną aktorską przygodą Tury Satany. Film, który w czasie premiery okazał się porażką, dostał drugie życie w latach 80. na rynku VHS, prawdziwy sukces osiągając dopiero w 1995, kiedy został ponownie wprowadzony do kin. Przyczyniając się do unieśmiertelnienia postaci twardej, krzykliwej tancerki go-go.
Po występie u Russa Meyera, aktorkę można było oglądać w dwóch filmach legendy kina śmieciowego Teda V. Mikelsa, który wypatrzył ją w trakcie występu w Las Vegas. Reżyser obsadził ją w wyjątkowo ciężkostrawnym, ale kultowym w niektórych kręgach horrorze sci-fi Astro Zombies (1968) oraz w szpiegowskiej Brygadzie lalki (1973), czerpiącej z filmów o Jamesie Bondzie i zapowiadającej Aniołki Charliego. Aktorka rzekomo zaprosiła nawet Aarona Spellinga na wstępny pokaz filmu, po którym to miał wpaść na pomysł serialu, który ostatecznie zadebiutował trzy lata później. Mimo że Ted V. Mikels, podobnie jak wielu innych mężczyzn przed nim, momentalnie zauroczył się Turą, nazywając ją jedną z najbardziej fascynujących kobiet na świecie, to ostatecznie nigdy nie wykorzystał w pełni jej potencjału, obsadzając w rolach drugoplanowych bądź takich, które skupiały się głównie na scenach tanecznych i bieganiu w kusych strojach, jak miało to miejsce w Brygadzie lalki.
Zaraz po zakończeniu zdjęć do tego filmu, Tura trafiła do szpitala gdyż została postrzelona przez ówczesnego partnera. Wypadek ten niejako przyczynił się do ostatecznego zahamowania jej kariery. Na ekrany miała powrócić dopiero około 30 lat później w kontynuacji Astro Zombies, pt. Mark of the Astro Zombies (2002). Dlaczego kazała na siebie czekać tak długo? Autor artykułu Tura Satana – An American Icon wyjaśnia, że przyczynił się do tego kolejny wypadek. W 1981 r. została potrącona przez pirata drogowego, który bez uprawnień zasuwał grubo ponad dozwoloną wówczas prędkość. Z powodu odniesionych obrażeń aktorka trafiła do szpitala na trzy lata. Lekarze przekonywali, że już nigdy nie będzie chodzić, nie doceniając siły drzemiącej w jednej z najtwardszych heroin kina. „Nie tylko będę chodzić ponownie, doktorze, ale zamierzam robić wszystko dokładnie tak, jak kiedyś” – obiecała i obietnicy dotrzymała! W międzyczasie powróciła jeszcze do tańca, który ostatecznie porzuciła na rzecz… pracy pielęgniarki. Stało się to w momencie, gdy Kalifornia zmieniła przepisy dotyczące tańca egzotycznego, co pozwoliło klubom wymagać od tancerek występów topless. Ostatecznie więc trzy dekady rozbratu z ekranem kinowym, kultowa artystka spędziła na wychowaniu dzieci, dbaniu o rodzinę i bardzo „przyziemnych” pracach zarobkowych – pracowała nie tylko jako pielęgniarka, ale też jako radiooperatorka w policji z Los Angeles oraz sekretarka w klinice dentystycznej.
Kurchak przywołuje moment, kiedy to w 2003 roku, prawie 40 lat po premierze Szybciej, koteczku!, Tura została zapytana o to, jak zmienił się wizerunek kobiety w kinie. Nie miała wątpliwości: „Jest o wiele lepiej niż było. Kobiety w końcu mówią swoim głosem. Kiedyś były głównie słabymi gospodyniami domowymi, zapłakanymi dziewczynami, które trzeba ratować. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. Rola kobiety nie ogranicza się do stania w kuchni, gotowania obiadu i bycia piękną ozdobą. Nadal możesz wyglądać ładnie i skopać tyłek.” Krótko mówiąc, być jak Varla w prawdziwym życiu.
Krążące lata temu plotki o tym jakoby Quentin Tarantino zamierzał nakręcić remake filmu Russa Meyera (i to z Britney Spears w obsadzie!), mocno zirytowały samą Turę, która cały pomysł uznała za całkowicie niepotrzebny i obraźliwy, żartując w rozmowie z Confessions of a Pop Culture Addict, w sposób następujący: „Myślę, że gdyby to zrobił, zabiłabym go. On zabiłby część mnie, więc ja zabiłabym jego”. Chociaż może jednak nie żartowała? Ostatecznie, zamiast remake’u (na szczęście!) otrzymaliśmy równie przebojowy i mocno dziewczyński Death Proof (2007), którym Tarantino definitywnie zamknął temat. Kręcąc historię, nad którą niewątpliwie czuwał duch twardych Amazonek z planu mistrza sexploitation, złożył im hołd i głośno powiedział: pewnych świętości się nie odtwarza. Można jedynie z namaszczeniem do nich wzdychać.
Varla była rolą życia i marką samą w sobie. Bezwzględną, charyzmatyczną kobietą, inspirującą inne do zmiany. Nie dziwi więc fakt jak wielką popularnością wciąż się cieszy, będąc natchnieniem dla kolejnego pokolenia artystów. Oraz fanów, którzy nie pozwalają jej zginąć w czeluści zapomnienia. W rozmowie z Markiem Istedem Tura przywoływała jedną z bardziej niesamowitych historii, kiedy to lata temu, pojawiła się razem z innymi aktorkami z Brygady lalki na spotkaniu poświęconych Tedowi V. Mikelsowi. Widownia była zainteresowana wyłącznie nią, a szczególnie jej występem u Meyera. Autografy na klatach, pytania o to, dlaczego nie sprzedaje swoich biustonoszy i koszulek, nie zbiły z tropu aktorki, która odpowiadała w swoim stylu: „A co u licha miałabym wtedy nosić?”
W ostatnich latach Turę mogliśmy oglądać jeszcze w trzech wyjątkowo obskurnych filmach. W jednym z nich, (Sugar Boxx – 2009, czerpiący z nurtu women in prison) wystąpiła obok samego Jacka Hilla! Niewielkie, ale jakże barwne role dawały widzom do zrozumienia jedno: była ikoną, która mogła kopać tyłki do samego końca. Wszak jak powiedział kiedyś fryzjer aktorki Peter Young – „Tura była jak gitara. Nie odzywała się, dopóki jej nie zaczepiłeś. Jeżeli to zrobiłeś, to sam się prosiłeś o to, co miało nadejść”.
Satana zmarła 4 lutego 2011 roku w wieku 72 lat, ale świat nadal o niej pamięta! Najlepiej świadczy o tym realizowany właśnie dokumentu poświęconego jej życiu, a zatytułowany zwyczajnie Tura!. Rzecz, w całości sfinansowana przez miłośników aktorki za pośrednictwem platformy Kickstarter, póki co oferuje głównie krótkie zajawki wywiadów z takich osobowościami jak Dita Von Teese czy John Waters, wciąż czekając na swoją oficjalną premierę. Kiedy się jej doczekamy? Miejmy nadzieję, że już niedługo. Wszak życie kobiety, która w prawdziwym życiu kopała jeszcze więcej tyłków niż w filmie, zasługuje na uwiecznienie.
Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis