Blax Friday: The Mack (1973)

Goldie (Max Julien) właśnie zakończył odsiadkę. Powraca do miasta, pełen marzeń i nadziei na zostanie największym alfonsem (tytułowym mackiem) w okolicy. Wkrótce przekona się o tym jak wiele zmieniło się podczas jego nieobecności oraz, że ponowne wrośnięcie w ulicę nie jest takie proste, gdy dwóch rasistowskich gliniarzy tylko czeka aby ponownie cię zapuszkować.

Mimo zarysowanego fabularnego trzonu można odnieść wrażenie, ze historię ostatecznie charakteryzuje fragmentaryczność. Z jednej strony ciężko nie narzekać na takie poszatkowanie języka filmu, z drugiej jest w tym jakiś sens, gdy odbierzemy to jako rytm ulicy, niekoniecznie przyczynowo-skutkowy, a częściej impresyjny i podatny na zmienność. Opowieść krąży od epizodów do epizodów płynnie łącząc bohaterów z tej samej okolicy w swego rodzaju system „naczyń” połączonych, których przedstawicieli charakteryzuje jednak odmienne podejście do życia.

Najlepiej uwidacznia się to w relacji Goldiego z rodziną, reprezentowaną przez brata i matkę, która próbuje wtłoczyć go w religijne schematy. Szczególnie bogaty w znaczenia i napięcia epoki jest jednak związek rodzeństwa. Po jednej stronie barykady mamy Goldiego – brata skupionego na pomnażaniu majątku, bez względu na środki. Pieniądz równa się społecznej sile, ubogość ułatwia degradację i odebranie znaczenia w hierarchii. „Mam prawo żyć tak, jak chcę. Bycie bogatym i czarnym coś znaczy, nie wiesz o tym? Bycie biednym i czarnym gówno znaczy!” – mówi pełen pasji w rozmowie z Olingiem, bratem idealistą, wyraźnie kreowanym na podobieństwo członka Czarnych Panter. On w działaniach Goldiego dostrzega wyłącznie oportunizm i czerpanie korzyści z wyzysku własnych ludzi. Potężna jest scena jego monologu na zebraniu lokalnej społeczności. Przypomina takie głośne hasła jak „Power to the People”, „Black is Beautiful” oraz „Black is Now”, jednocześnie akcentując to co jest dla niego najważniejsze: zabranie swoich braci i sióstr z ulicy i przedstawienie alternatywy dla życia narkotykami czy sprzedawaniem usług seksualnych. Generalnie: wyjście naprzeciw temu co reprezentuje Goldie i stworzenie namiastki Czarnej Ameryki wewnątrz, ale i bez udziału przedstawicieli Białej Ameryki.

The Mack pod wieloma względami dostarcza sporo retro przyjemności typowych dla gatunku (z soulowym soundtrackiem na czele), jak i samego flow, za który łatwo pokochać pimp movies. Goldie nie jest jednak komiksowym złolem, pełnym przesady i fizycznego naddatku. W jego działaniach dużo jest przypadkowości, nie podpartej scenariuszowym podbudowaniem, mimo to dostajemy namiastkę jego charyzmy i wdzięku gdy razem z podległymi mu pracownicami bryluje na wystawnych bankietach czy w pulsujących rytmem dyskotekach. Co ciekawe „The Player’s ball”, w którym uczestniczy Goldie, był wzorowany na prawdziwym wydarzeniu, które odbywało się co roku, by uhonorować najbardziej godnego uwagi alfonsa. Charakterystyczne jest to, że o sile głównego bohatera decyduje nie tyle sam ubiór, jak w przypadku wielu innych alfonsów kina blaxploitation, co błyskotliwość i doskonałe umiejętności manipulacyjne pozwalające mu dotrzeć do tłumu. Potrafi zadbać o swoje dziewczyny i kształtować ich charaktery. Jedną z doskonalszych scen filmu jest spotkanie Goldiego i jego haremu, które przypomina swoiście sekciarskie pranie mózgu z wtłaczaniem jedynego słusznego podejścia do pracy i działań „szefa” na czele.

Mimo to nie sposób jednak oprzeć się wrażeniu, że cała historia zatrzymuje się jakby w pół kroku, chętniej uderzając w dramatyczne tony, nie dając się złapać na puste przestylizowanie czy szafowanie atrakcjami. Michael Campus sam przyznawał, że nie chciał nakręcić po prostu kolejnego blaxploita fetyszyzującego problematykę społeczności o której opowiada. The Mack mimo że skrzętnie korzysta z dobrodziejstw nurtu na jakim wyrósł, chętnie również go dekonstruuje, pełen obaw oraz wrażliwości na szczegół, zbliżających do charakteru kina zaangażowanego społecznie.

Klimat rozczarowania tym co życie daje członkom społeczności jest wyraźnie obecny w rozmowach bohaterów, rozlewając tym samym echa konfliktu między Goldiem a Olingiem na całą historię. Historię, która dobrze punktuje sprzeczności targające społecznością jak i samym nurtem. Goldie niedługo po wyjściu z więzienia spotyka dawną znajomą, która obecnie pracuje jako eskorta. Okazuje się, że niezrealizowane ambicje sprzed lat, rozbiły się o konieczność zapłacenia rachunków – banalny aspekt codzienności, który potrafił być uciążliwy w Ameryce przywilejów jednego koloru skóry. Nie ma w tym jednak dydaktyzmu wobec pracownic seksualnych, których wybór jest tylko jednym z możliwych. Rozczarowanie, nie napiętnowanie, choć Campus nie nabłyszcza rzeczywistości. Dostrzega w charakterze branży przestrzeń rasowych nadużyć, gdy skorumpowani, rasistowscy gliniarze, utrzymują w funkcjonowaniu systemową nieudolność, wynajmując konkretne dziewczyny, tylko po to by projektować na nie swoje fantazje o dominacji.

Alfonsi niby pysznią się swoim przywilejem, choć jest to gorzkie zwycięstwo, wymagające ofiar. Autentyczny aspekt całości wzmaga również fakt, iż Campus miał możliwość zrealizować film w rzeczywistej okolicy, w której rozgrywa się historia. Jak sam opowiadał w wywiadzie dla The LA Times, w zamian za umieszczenie w filmie lokalnego alfonsa Franka Warda, który zagrał samego siebie, gangster „użyczył” ekipie swojego terenu, zaoferował ochronę dla całej załogi, a przy okazji przyłożył rękę do obecności na ekranie prawdziwych alfonsów, bezdomnych i pracownic seksualnych. Wkrótce miało okazać się, że było to też terytorium grupy Czarnych Panter, która skutecznie utrudniała pracę ekipy filmowej, a sam Ward został zamordowany w połowie zdjęć o co podejrzewano członków jego załogi, rzekomo należących do tej właśnie organizacji.

Dziś The Mack ogląda się jako rzeczywisty obraz tamtych czasów, niekoniecznie pstrokatą fantazję na ich temat. Konflikt braci dominuje w kompozycji historii, naznaczając ją szeregiem sprzeczności i wzajemnie wykluczających się interesów. Goldie czerpie dochody z życia ulicy, choć gdy w jednej scenie rozdaje pieniądze przypadkowym dzieciakom, dba o to aby wiedzieli, że nie mogą skończyć tak jak on, a najlepiej jakby skupili się przede wszystkim na szkole. Blichtr udziela się równie szybko co pragnienia Olinga, który chce zmieniać świat. Max Julien jako Goldie jest liryczny, pełen sentymentów, doskonały w roli alfonsa na rozdrożu. Istota konfliktu z bratem porusza odpowiednie struny. Gdy w tle rozlega się przejmujący kawałek Williego Hutcha „Brothers Gonna Work It Out” wyjście z sytuacji wydaje się już gdzieś majaczyć na horyzoncie.

Entuzjastka kampu, horrorów i kociego futra. Po godzinach marzy o wynalezieniu wehikułu czasu, który przeniósłby ją do obskurnych kin na nowojorskim Times Square z lat 70. Jej życiową misją jest zaszczepienie w widzach miłości do dziwności.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*