Chaos i horror, czyli uniwersum Chaos! Comics. Część poniekąd 5.

Niniejszy tekst jest kontynuacją omówień publikacji Chaos! Comics: wydawnictwa odpowiedzialnego za jedyne uniwersum komiksowe, podobne pod wieloma względami do tych od Marvela czy DC, w całości utrzymane w stylistyce horroru, dark fantasy i brutalnego science-fiction. Zasłużyło więc sobie na specjalne traktowanie.

Lady Death #2 (marzec 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Steven Hughes

W drugim numerze swojego pierwszego ongoingu Lady Death tworzy wierną jej armię żywych trupów i wsparta przez Crematora rusza spotkać się z Thanatosem, synem Lucyfera. Cremator w końcu odnalazł swoją panią śledząc Lady Demon, a że Lady Demon i Lady Death niezbyt się lubią, ta pierwsza decyduje się zaatakować tę drugą. Tymczasem w wyniku wydarzeń z wcześniejszych komiksów w piekielnych czeluściach budzi się Leviatha – tajemnicza antagonistka teasowana w poprzednim zeszycie. Leviatha była pierwszą żoną Lucyfera, lecz jej potęga była tak wielka, że władca infernalnych krain podstępem zamknął ją w – zdawało mu się – wiecznym więzieniu. Demoniczna – i oczywiście roznegliżowana – kobieta wciąż jest jednak niezdrowo zakochana w swoim mężu i gdy dowiaduje się, że Lady Death wypędziła go z Piekła postanawia zniszczyć naszą ulubioną antybohaterkę.

Drugie spotkanie z miesięcznikiem jest mniej chaotyczne od pierwszego, gdyż znacząco ograniczono w nim liczbę wątków i postaci. Dzięki temu nie panuje tu towarzyszące nam wcześniej wrażenie przypadkowości zdarzeń i mamy czas na złapanie oddechu między ważniejszymi momentami. Jest tu też – tam samo jak w editorialsie – sporo o nadchodzącej Erze Sądu Ostatecznego i coraz wyraźniej czuć, że Pulido i spółka szykują się do megaeventu, jaki obejmie zasięgiem całe wykreowane przez nich uniwersum. Dodaje to wrażenia większej istotności komiksowi, który jest dość intensywny także dlatego, że Lady Death wciąż znajduje się pod wpływem Nightmare’a. Rosnąca potęga przeklętego miecza stanowi kolejny z rozwijających się w tle wątków, przypominając nam, że prędzej czy później diwa śmierci będzie musiała stawić mu czoła. Największą wadą są okazjonalne sceny akcji, jakie ponownie prezentują się nader rozczarowująco i ograniczają się do rysowanych emanacji magicznych mocy postaci.

Evil Ernie: Destroyer #6 (marzec 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Kolejny komiks miniserii skupia się na wyścigu Erniego w celu dotarcia do bomb atomowych przed innymi. Psychotycznego megamordercę ścigają Judy Young i Sam Gunhill, którzy rozstają się z Mary i Billym, po tym jak ten drugi zostaje ciężko ranny podczas starcia z zombie. W międzyczasie Pierce amputuje sobie rękę, a Chastity próbuje potajemnie pokrzyżować plany Erniego; z jednej strony chce z nim być, z drugiej nie ma ochoty zobaczyć kompletnej destrukcji świata, na którym sama (nie) żyje.

Mimo że poprzedni akapit może sugerować uspokojenie się tytułu, to spieszę z informacją, że nic takiego nie ma miejsca. Numer szósty to kolejna dawka krwi, flaków i groteski. Jego akcja jest też lepiej przemyślana niż wcześniej. Większość pobocznych postaci – faszyści, Ramsey, Janelle, Autopsy, który zginął w poprzednim numerze – nie pojawia się i oprócz bardzo krótkiej wizyty u Pierce’a komiks przedstawia tylko dwa główne wątki. Oznacza to, że pozbyto się chaotycznego tempa narracji, jakie stopniowo zaczynało być irytujące. Całkiem ładnie połączono ze sobą kolejne sceny wizualnie, kadry kończące jedną scenę znajdują odzwierciedlenie w początkowych kadrach następnej; niby nic nadzwyczajnego i nowatorskiego, lecz potwierdza, że twórcy lepiej przemyśleli strukturę komiksu.

Lady Death #3 (kwiecień 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Steven Hughes

W trzecim zeszycie Lady Death kontynuuje wojenny marsz przeciw książętom piekieł z Crematorem u boku. Jak się okazało w poprzednim numerze jest ona jednak magicznie powiązana z Lady Demon i rany zadane jednej wynikają takimi samymi ranami u drugiej. Stanowi to dla diwy śmierci nie lada problem, gdyż Leviatha upatrzyła sobie Lady Demon i próbuje przejąć nad nią kontrolę. Nad Lady Death kontrolę próbuje przejąć zaś Nightmare. Białoskóra antybohaterka stara się go pozbyć, lecz z przerażeniem zauważa, że stała się od niego uzależniona, tak jak normalni ludzie uzależniają się od narkotyków.

Wątek z uzależnieniem dodaje nieco smutnej wzniosłości protagonistce, poza tym jest interesującym i bardziej przyziemnym niż różnorakie piekielne rywalizacje, od których stanowi udaną odskocznię. To jednak polityczno-infernalne machinacje zajmują główną część komiksu i zbierają się na miszmasz scen akcji, magicznych błysków i nieco humorystycznych dialogów przerywanych wybuchami przemocy i krwi. Z numeru na numer fabuła serii staje się coraz bardziej skupiona i coraz mniej chaotyczna. Choć po przeczytaniu tego komiksu nie oskarżymy twórców o bycie geniuszami, to nie da się zaprzeczyć, że bardzo przyjemnie patrzy się na Lady Death masakrującą kolejne demony, nawet jeśli bardziej dzięki Nightmare’owi niż własnym zdolnościom.

Evil Ernie: Destroyer #7 (kwiecień 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Nadspodziewanie dobry numer siódmy potwierdza zwyżkową formę miniserii. Niemal cały zeszyt skupia się na nuklearnych eksplozjach zainicjowanych przez Erniego. Pierwsze strony pokazują w całkiem dramatycznym stylu reakcje armii na bomby zbliżające się do Pekinu, Moskwy, Paryża, Sydney czy Detroit. W międzyczasie rząd faszystowski został zdziesiątkowany przez Janelle, Mary Young pomaga w operowaniu umierającego Billy’ego, a Chastity próbuje po raz ostatni poderwać Erniego.

Środkowa i zarazem główna część komiksu skupia się na mieszkańcach Detroit, przede wszystkim na smutnej rodzinie, której marzenia zostały zniweczone przez psychoplagę. Pulido uderza w dość emocjonalny ton, przedstawiając życie normalnych ludzi w obliczu apokalipsy. Gdy na miasto spadają bomby atomowe – w doskonale narysowanej kilkustronicowej sekwencji – otrzymujemy jedne z najlepszych scen spod ręki włodarza Chaos! Comics. Po nich akcja zaczyna pędzić bez wytchnienia, serwując czytelnikom serię tragedii, włączając w wydarzenia Suspirę i Bedlama, i prowadząc do finału Destroyera. Siódmy zeszyt to bardzo dobre, zaskakująco poważne potraktowanie tematu niszczycielskich działalności megamordercy, dodające tytułowi potrzebnej intensywności.

Lady Death: Dragon Wars (kwiecień 1998)
Scenariusz: Jesse McCann
Rysunki: Ivan Reis

Popularność diwy śmierci sprawiła, że w końcu doczekaliśmy się one shota luźno powiązanego z wydarzeniami głównej serii. Jest to również pierwszy raz w historii antybohaterki, kiedy nie jest ona pisana przez Briana Pulido i rysowana przez Stevena Hughesa. Akcja komiksu rozgrywa się ok. 25 lat po tym, jak Hope stała się Lady Death i niedługo po tym, jak pokonała Lucyfera. Po przejęciu władzy nad Piekłem próbuje pozbyć się klątwy niepozwalającej jej powrócić na Ziemię. W tym celu przesłuchuje Inkubusa, demona potrafiącego nawigować w Nexusie łączącym Piekło z innymi wymiarami. Kreatura jednak okłamuje białoskórą inkarnację śmierci, przez co trafia ona na planetę rządzoną przez dwie frakcje człekokształtnych smoków znajdujące się w stanie wojny domowej. Co gorsza, z powodu przebywania z dala od Niekończącego się Cmentarza moce Lady Death prędko się wyczerpują.

Komiks nie jest szczególnie wart zainteresowania i wyraźnie powstał jedynie aby zarobić na ówczesnej popularności diwy śmierci. Główny wątek jest monotonny, mało pomysłowy, pełen zbiegów okoliczności i przewidywalnych rezultatów. Ponadto ponownie na łamach komiksów wydawnictwa wykorzystany został pomysł znacznego osłabienia protagonistki – tutaj niezbyt klejącego się z poprzednimi tytułami – po to by można było nią miotać niczym szmacianą lalką. Powoduje to rozpad jej ubrania więc przez sporą część komiksu jest niemal naga, co pewnie ucieszyło część infantylniejszej grupy czytelników. Ilustracje w Dragon Wars prezentują się zadowalająco, nie są szczególnie udane, lecz liczę je jako jedną z nielicznych zalet. Komiks można polecić tylko największych fanom Lady Death.

Lady Death #4 (maj 1998)
Scenariusz: Brian Pulido
Rysunki: Steven Hughes

Czwarty zeszyt serii kończy pierwszy zawarty w niej story arc, zatytułowany Wicked Ways i stanowi pomost do kolejnego, którym jest The Harrowing. Komiks prymarnie schodzi na mentalnej i magicznej walce Lady Death z Leviathą. Przyznam, że mimo kilku przyzwoitych pomysłów w całości prezentuje się ona bardzo średnio. Leviatha jest kolejną postacią w panteonie komiksowych istot, posiadającą bezgraniczne niemal zdolności. Zatem może uczynić wszystko, o czym zamarzy sobie scenarzysta. Nightmare jej nie straszny, Lady Death nie ma z nią szans. Żona Lucyfera pozbawia więc diwę śmierci jej wszystkich mocy i zostawia na pastwę losu w sercu Piekła.

Za każdym razem kiedy Lady Death robi krok do przodu, twórcy popychają ją o pięć do tyłu. Samo w sobie może nie jest to najgorszym pomysłem, ale fakt korzystania w tym celu z identycznego zagrania nie budzi pozytywnych odczuć. Problemy z mocami białoskóra pogromczyni Lucyfera przejawiała w poprzedzającej miesięcznik miniserii, ponadto moce straciła też w one shocie leżącym równocześnie z tym numerem na półkach sklepów komiksowych.

Zdecydowanie bardziej interesująca jest umieszczona w zeszycie idea, że Lady Death jest tak naprawdę osobno istniejącą manifestacją śmierci, która połączyła się z duszą Hope w wyniku machinacji Lucyfera, nieświadomego, że udało mu się stworzyć takie połączenie. Ponadto ciekawie kreślono charakter diwy śmierci w pierwszych czterech numerach jej miesięcznika. Po jej znacznym ugrzecznianiu w ostatnich miniseriach, w ongoingu wraca dominująca, ostra, bezlitosna królowa, jaka chce aby wszyscy i wszystko padło do jej stóp. Komiks jest również ładnie narysowany, ale Hughes przyzwyczaił nas do wysokich standardów swoich ilustracji, więc nie stanowi to zaskoczenia. W numerze pojawia się również krótki przerywnik, podczas którego Lady Demon przejmuje duszę kobiety torturowanej w piekle. Sprawia to, że ta zmartwychwstaje na Ziemi, gdzie jest ścigana przez gangsterów.

Evil Ernie: Destroyer #8 (maj 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Po zniszczeniu Detroit mini przemieniła się w kolekcję krótkich scen sprawdzających, co dzieje się z różnymi postaciami. Ernie jedzie na miejsce eksplozji, siłom obrony różnych państw udaje się przechwycić rakiety z nuklearnymi ładunkami, Mary opłakuje Billy’ego, Pierce słyszy głosy… Numer kończy się wcieleniem w życie operacji Dead Man Walking, o jakiej mówiło się od początku Destroyera. Wyposażone w możliwość kontrowania Arcane Energy wojsko atakuje Evil Erniego i po raz pierwszy od początku istnienia megamordercy ma szansę go zniszczyć.

Po intensywnym numerze 7., 8. spuszcza z tonu i wraca do chaotycznego toku narracji. Komiks jest wypchany przeróżnymi (mini)wątkami. Przelatują one tak prędko, że finalna walka z żołnierzami nie ma możliwości wywrzeć na nas większego wrażenia. Nie tylko brak jej epickiej introdukcji, ale i kończy się błyskawicznie aby móc zmieścić się w tych trzydziestu kilku stronach.

Dead King #1 (maj 1998)
Scenariusz: Hart D. Fisher
Rysunki: David Brewer

Na okładce komiksu najbardziej spostrzegawczy z czytelników dostrzegą znaczek „20 miesięcy do końca”. „Cóż on oznacza?” zapytają zaś najdociekliwsi. Otóż Chaos! Comics oficjalnie zaczyna odliczanie do nadchodzącego mega eventu, Armageddonu, który obejmie wszystko i wszystkich. Pierwsze numery Dead King i The Omen są pierwszymi publikacjami opatrzonymi tym znakiem, zatem nie tylko są tytułami o konkretnych postaciach, ale również prologiem do planowanego od kilku lat wydarzenia.

Akcja Dead King rozpoczyna się 4 dni po upadku Waszyngtonu, czyli w okolicach miniserii Evil Ernie: Resurrection. Obserwujemy – w dość krwawych okolicznościach – Ricka Younga, który po tym jak został zabity przez Erniego budzi się jako ghul, zjadany przez szczury. Towarzyszą mu głosy rozbrzmiewające w głowie, próbujące zniszczyć resztki jego tożsamości i zmienić go w kolejnego bezmózgiego truposza. Homicide – jak nazywa się nieumarła wersja Ricka – zachowuje jednak część swojej osobowości, nie udaje mu się jednak zachować wolności. Zostaje schwytany przez oddział militarny prowadzący eksperymenty na nieumarłych i demonach. Dowódca tegoż oddziału poszukuje bowiem potężnego ghula, którego będzie mógł przerobić na podległego sobie zombie-generała o mocach kontrolowania żywych trupów. W ten sposób ma nadzieję skontrować zdolności Evil Erniego.

Komiks skupia się na dwóch wątkach. W pierwszym Homicide morduje żołnierzy i naukowców niczym w sposób kojarzący się z Obcym: Zmartwychwstanie lub Weapon X. Pomiędzy krwawymi potyczkami protagonista walczy też o zachowanie resztek swojej tożsamości. Walka ta prowadzi do drugiego wątku, rozgrywającego się poprzez retrospekcje. Dowiadujemy się z nich, że rodzina Youngów posiada żydowskie korzenie oraz że Mary i Ricky byli torturowani przez własnego ojca.

Dead King jest dość brutalną pozycją, szczególnie na początku, i stanowi całkiem interesujący wgląd w umysł Homicide’a, będąc jedyną okazją do zobaczenia co czują nieumarli wskrzeszani mocami Erniego. Całość nie chroni się przed dawką kiczu i przewidywalności, lecz jest niewątpliwie mile widzianym urozmaiceniem katalogu Chaos! Comics jako tytuł utrzymany z dala od kolorowej magii czy fantastycznych istot (za wyjątkiem zombie).

Numer zawiera też posłowie autora, który w dość pretensjonalnym stylu twierdzi, że Chaos! jest kontynuatorem horrorowych, pulpowych komiksów, jakie kiedyś straszyły ze sklepowych półek, lecz w późniejszych latach zanikły zakopane głęboko pod superbohaterszczyzną.

The Omen #1 (maj 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: Justiniano

20 miesięcy do końca.

O ile pierwszy numer Dead King wygląda w gruncie rzeczy jak zwyczajny spin off większej serii, o tyle w The Omen faktycznie widać przygotowania do nadchodzącego eventu. Komiks jest podzielony na dwie przeplatające się części: wizje Morgana Gallowsa, zwiastujące nadchodzące wydarzenia począwszy od wybuchów atomowych z Evil Ernie: Destroyer, poprzez zniekształcenie rzeczywistości dokonane przez Epitatha, przybycie Lady Death na Ziemię, śmierć Suspiry, po wiele innych których nie chcę zdradzać. Dodam tylko, że dotyczą one praktycznie wszystkich postaci z uniwersum Chaosu, w tym Chastity, Lucyfera, Bedlama, Purgatori oraz tych, których jeszcze nie spotkaliśmy. Drugą częścią komiksu są sceny skupiające się na widniejącej na okładce grupie nastolatków z supermocami.

Fabuła stopniowo zbliża ich do siebie i muszę przyznać, że są napisani w całkiem niezłym stylu. Spodziewałem się mało ciekawej zrzyny z X-Men, a The Omen udaje się szybko znaleźć własną tożsamość. Zamieszkujący miniserię młodzieńcy to:

  1. Voodoo Childe – osierocona nastolatka o mistycznych zdolnościach;
  2. Vex – niestabilna psychicznie, cierpiąca na amnezję dziewczyna o – póki co – niesprecyzowanych mocach;
  3. Rip – nastolatek mutujący we wcielenie energii gniewu;
  4. Oblivia – najlepsza DJ w Los Angeles i antyspołeczna wampirzyca (oraz najfajniejsza postać w komiksie);
  5. Carcass – poprzednio znany jako Crippler, czyli stworzony przez dra Price’a potężny nieumarły żołnierz, który odzyskał świadomość.

Postacią, która wyszukuje nastolatków – swoistym Profesorem X – jest wspomniany Gallows, szpieg o ograniczonych zdolnościach jasnowidzenia. Oprócz tego jest też wilkołakiem i był powiązany z Operacją Nadnaturalnego Nadzoru CIA, jaka walczyła z Epitathem w miniserii Suspira. Według wizji Gallowsa jedna lub jeden z młodych jest wybrańcem, jaki może uratować życie w uniwersum podczas nadciągającego Armagedonu. W komiksie debiutują ponadto nowi złoczyńcy, w tym Serendipity, jaka potrafi fizycznie wnikać w umysły swoich ofiar. Grupie bad guyów przewodzi Savior, ubrany w idealny na sesję BDSM kostium mężczyzna, lubiący zdzierać ludziom skórę z twarzy. Co oznacza, że otrzymamy tu odrobinę gore.

Pierwszy numer jest zaskakująco fajnym połączeniem motywów rodem z komiksów superbohaterskich z horrorem. Niektóre kadry bardzo mocno kojarzyły mi się z niskobudżetowym kinem grozy z lat 90. Powiązanie nowych bohaterów z tłem spajającym całe uniwersum Chaos! Comics także wypadło udanie i choć nie ma tu za wiele oryginalności, to The Omen jest przyzwoitą lekturą, popychającą komiksy wydawnictwa w stronę wyczekiwanego eventu.

Lady Death #5 (czerwiec 1998)
Scenariusz: David Quinn
Rysunki: Mike Deodato Jr

Piąty numer rozpoczyna drugi story arc serii, zatytułowany The Harrowing. Pozbawiona mocy Lady Death stała się na powrót Hope. Pozostawiona na pastwę losu w piekielnych czeluściach jest ścigana przez demonicznych zabójców oraz żądnego zemsty Vulbolgiagh. Aby pozostać przy życiu obiecuje Nightmare’owi dostęp do świeżej, potężnej krwi w przyszłości i pozwala mu sycić się płynną zawartością ciał pokonywanych wrogów, z jakimi mierzy się teraz. Do akcji włącza się także Pagan, który z nieznanego powodu zdaje się pomagać antybohaterce.

Lady Death #5 jest pierwszym komiksem o diwie śmierci w miesięczniku i drugim w ogóle jakiego nie pisał Brian Pulido i jakiego nie ilustrował Steven Hughes. Tego drugiego zastąpił Mike Deodato Jr. i o ile Steven na zawsze pozostanie klasycznym ilustratorem białoskórej inkarnacji śmierci, to muszę przyznać, że Deodato Jr. jest nie tylko doskonałym substytutem, ale też, że jego wersja Lady Death przypadła mi do gustu bardziej niż Hughesa. Mike ponadto idzie na całość w scenach akcji oferując dwustronne ilustracje przedstawiające wybraną scenę, otoczoną mniejszymi, dynamicznymi kadrami. Komiks prezentuje się dzięki temu bardziej epicko i atrakcyjnie. Deodato Jr. stanowi zatem idealne zastępstwo Hughesa, który musiał zrobić sobie przerwę od rysowania Lady Death z powodu – jak podawano wtedy oficjalnie – braku czasu.

W kontekście fabularnym niestety nie dzieje się tu nic istotnego. O ile historie o bohaterce czy bohaterze ściganym przez różnorodnych zabójców są często przyczynkiem do pomysłowych sekwencji akcji, tutaj wątek ten jest zaskakująco nijaki. Mordercze bestie nie są zbyt intrygujące, brak im osobowości, a i gore jest tu jak na lekarstwo. Zaletą jest sama Hope, która mimo utraty mocy nie straciła twardego charakteru i zdolności radzenia sobie w najcięższych sytuacjach.

Evil Ernie: Destroyer #9 (czerwiec 1998)
Scenariusz: Brian Pulido, Phil Nutman
Rysunki: Kyle Hotz

Ostatni numer miniserii ponownie stanowi raczej kolekcję różnorakich scen, aniżeli koherentną fabułę. Tym razem jednak w większości stanowią one zapowiedzi przyszłych wydarzeń, a nie reakcje na niszczycielską działalność Erniego. Faszyści przegrali i ich organizacja się rozpadła, Evil został wskrzeszony przez Janelle w bardzo ładnie zilustrowanej sekwencji kojarzącej się z Hellraiserem, Price usłyszał głos „boga” i pragnie stworzyć nowy rodzaj człowieka choćby kosztem obecnego, Billy zostaje ożywiony przez Homicide’a, Chastity i Ernie stają się parą, cybernetyczne oddziały dawnej frakcji faszystowskiej przechodzą pod kontrolę megamordercy, generał Ramsey zostaje mianowany prezydentem Nowych Stanów Zjednoczonych, a z powodu niedawnego wystrzelenia bomb atomowych przez Erniego trzecia wojna światowa wisi w powietrzu.

Komiks stanowi całkiem fajny miszmasz scen, każących wyczekiwać następnych publikacji Chaos! Comics. Ostatni numer to więc swoisty epilog, może nieco rozczarowujący brakiem centralnego wątku, lecz dzieje się tu tak dużo, że trudno się nudzić. Wzbudza też chęć sprawdzenia, jak Pulido i spółka połączą te wszystkie pomysły w jedną całość. I jak powiążą je z innymi seriami w celu dotarcia do finalnego eventu.

CDN.

Jak zawsze na zakończenie garść grafik. Na początek ilustracje z dzisiejszych numerów Lady Death:

Następnie z numerów Evil Ernie: Destroyer:

Z Lady Death: Dragon Wars:

Z Dead King, w tym alternatywna okładka 1. zeszytu:

Z The Omen, plus zbiór alternatywnych okładek:

Komuś kalendarz, zegarek albo zapalniczkę?

I na koniec reklamy nadchodzącego miesięcznika Purgatori:

Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*