Chaos i horror, czyli uniwersum Chaos! Comics. Część poniekąd 6.

Niniejszy tekst jest kontynuacją omówień publikacji Chaos! Comics: wydawnictwa odpowiedzialnego za jedyne uniwersum komiksowe, podobne pod wieloma względami do tych od Marvela czy DC, w całości utrzymane w stylistyce horroru, dark fantasy i brutalnego science-fiction. Zasłużyło więc sobie na specjalne traktowanie.


Dead King #2 (czerwiec 1998)
Scenariusz: Hart D. Fisher
Rysunki: David Brewer

19 miesięcy do końca.

Fabuła Dead King rozsypuje się na naszych oczach w serię zbiegów okoliczności i najgorszych tropów komiksowych lat 90. W drugim zeszycie Homicide rusza na poszukiwania swojej ludzkiej rodziny ścigany przez oddział generała Powella. Ni stąd ni zowąd wyrasta na jego drodze gang nieznoszący białych ludzi. Gang ów wyposażony jest w wielkie spluwy i większe ego. Przestępcy ścierają się z wojskiem, a Homicide’a decydują się wykorzystać w transmitowanych na żywo zawodach gladiatorskich.

Nad całym numerem unosi się wrażenie zupełnej przypadkowości zdarzeń, acz sam Homicide jest poprowadzony zaskakująco dobrze. Głosy w jego głowie próbują przekształcić go w jednego z zombiaków Erniego, lecz jego wola jest na to zbyt silna. Sprawia to, że czytelnik czuje z nim większą więź i Homicide wyrasta na zdecydowanie bardziej tragicznego antybohatera aniżeli Evil Ernie. Komiks prezentuje się również solidnie pod względem wizualnym, ilustracje są co prawda przejaskrawione w najntinsowym stylu i momentami nieco niezdrowo naśladujące styl Todda McFarlane’a, lecz są czytelne, krwawe i odpowiednio mroczne.

Drugie spotkanie z nieumarłym protagonistą wyjaśnia ponadto dlaczego miniseria jest opisywana jako prolog do nadchodzącego w Chaos! Comics Armageddonu. Otóż generał Powell znajduje się w kontakcie z piekielną Radą Sześciu: w zamian za 4 tysiące niewinnych dusz i otwarcie portalu łączącego Ziemię z Piekłem, Rada uczyni Powella jednym z infernalnych władców oraz zniszczy Evil Erniego. Już podczas lektury Evil Ernie: Destroyer byłem ciekaw jak scenarzyści powiążą piekielne i ziemskie wątki. Mam nadzieję, że wiele z postaci znajdujących się na naszej planecie spotka się z demonami, ale przede wszystkim, że nastąpią soczyste konfrontacje z Lady Death. Oby tylko nie pisał ich Hart D. Fisher.


The Omen #2 (czerwiec 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: Justiniano

19 miesięcy do końca.

W posłowiu do pierwszego numeru The Omen Brian Pulido pisał, że chciałby aby seria stała się miesięcznikiem i wierzy, że pozytywna recepcja czytelników to umożliwi. W posłowiu do drugiego numeru Phillip Nutman zapewnia nas, jak świetny jest to komiks i twierdzi, że na 100% stanie się czwartym miesięcznikiem od wydawnictwa. Patrząc w moją kryształową kulę zwaną Internetem widzę jednak, że niestety nic takiego się nie stało. Miniseria zakończy się – zgodnie z planem – na piątym zeszycie, lecz kontynuacji w formie ongoingu nie otrzyma.

The Omen tym razem skupia się na Gallowsie zbierającym poznanych w poprzednim komiksie nastolatków w jedną grupę i zarzucającym ich ekspozycją dotyczącą nadchodzących wydarzeń. Otrzymujemy zatem klasyczny miks tropów, znanych z podobnych historii: niektórzy szybko decydują się dołączyć do walki, niektórzy są bardziej rebelianccy, inni aspołeczni. Wśród młodych bohaterów na pierwszy plan wysuwa się Voodoo Childe, gdyż jej moc potrafi odczytywać loa i aurę innych ludzi. Zostało to wykorzystane przez twórców komiksu do bardziej szczegółowego opisywania pozostałych postaci. Wśród nich brak jest Vex, jaka zostaje przejęta przez Saviora i jego sektę. W ruchu podobnym do X-komiksów Savior posiada własną grupę superludzi i ma ochotę z jej pomocą zniszczyć ludzkość. Dodam przy okazji, że w krótkiej notce dodanej przed komiksem, gdzie znajdują się lakoniczne opisy wszystkich bohaterów, zostało nieco niefortunnie zdradzone, że Vex jest córką Genocide’a, czyli megapotężnego złoczyńcy, z jakim niegdyś zmierzyły się Lady Death i walikirie.

Drugie spotkanie z miniserią jest bardziej zachowawcze i nieco traci swój horrorowy pazur. Poprzez ekspozycje Gallowsa dość udanie jednak zazębia wszystkie części uniwersum ze sobą, stanowiąc kolejną pozycję obiecującą wielkie i krwawe wydarzenia w przyszłości. Ówczesne tytuły budowały niezły hype, co sprawia, że pojawia się znaczna wątpliwość czy nadchodzący event faktycznie będzie tak doskonały, jak jest zapowiadany.


Lady Death #6 (lipiec, 1998)
Scenariusz: David Quinn
Rysunki: Mike Deodato, Jr.

18 miesięcy do końca.

Zwykle pisząc o publikacjach Chaos! Comics pomijam zawartości editorialsów, gdyż najczęściej są to zapowiedzi komiksów czy reklamy kolekcjonerskich przedmiotów (których fotki czasem wrzucam do tekstów), ale w tym miesiącu zawarto w nich sporo ciekawych informacji. Po pierwsze wg Briana Pulido wielu czytelników już od dłuższego czasu – co było najsilniej widoczne w listach opublikowanych w The Omen #1 – bardzo pozytywnie odpowiadała na komiksy, których akcja jest prezentowana z ludzkiej perspektywy. Mogą się w nią łatwiej wczuć oraz lepiej rozumieją emocje ludzi stojących w obliczu Armageddonu niż psychopatycznego Evil Erniego dążącego do eksterminacji wszelkiego życia czy walczącej o panowanie nad piekłem Lady Death. Zarząd wydawnictwa podjął zatem decyzję o zmianie stylu narracji w swoich komiksach, tak by częściej skupiać się na ludzkim punkcie widzenia. Co to dokładnie znaczy? Jeszcze nie wiem, acz wielkie zmiany mają nadejść wpierw ze story arciem The Covenant w numerach 9-12 Lady Death, a później dotknąć serie Evil Ernie od nru 4 i Purgatori od nru 3.

Po drugie Chaos! Comics ówcześnie szukał kontaktów w Hollywood w chęci zainteresowania studiów filmowych tworzeniem produkcji na podstawie komiksów wydawnictwa. Szczególnie starano się doprowadzić do realizacji filmu o Lady Death. Ponoć istniało wśród producentów zainteresowanie także Evil Erniem; wieści głoszą, że Sean Cunningham zastanawiał się pod koniec lat 90. nad ewentualną adaptacją przygód megamordercy. Pulido twierdził ponadto, że spore szanse na pojawienie się na ekranach kinowych miał też Dead King. Chaos! Comics próbowało również popchnąć do produkcji adaptację The Omen, co ponownie potwierdza, jak wielkie nadzieje pokładali w tym tytule. Oczywiście niewiele z tego wszystkiego wyszło – i biorąc pod uwagę jak prezentuje się zrealizowana ówcześnie adaptacja Vampirelli może to i lepiej – ale ruszyły za to prace na planie pełnometrażowej animacji Lady Death. Postępowały one w miarę stabilnie: w 2002 roku odbyły się próbne pokazy, a oficjalna premiera nastąpiła w 2004 roku, czyli już po bankructwie wydawnictwa, kiedy postać diwy śmierci należała do CrossGen. Plany wydania produkcji aktorskiej spełzły jednak na niczym. Obecnie powstaje natomiast gra wideo Lady Death: Demonicron, realizowana w formie oldschoolowych beat’em upów. Postać ta należy teraz do założonego przez Pulido Coffin Comics, więc gra nie może wykorzystać żadnych postaci z dawnego uniwersum Chaosu, do jakich prawa posiada Dynamite Entertainment.

Nie jest też przypadkiem, że na okładce właśnie tego komiksu, rozgrywającego się w trakcie trwającego story arcu zaczęto odliczanie do nadchodzącego eventu. Wprowadzony został tu bowiem wątek związany z Niebem i jego rolą w nadchodzącym Armageddonie. Dwaj biblioteczni aniołowie wysłali Pagana w celu wsparcia Hope – do niedawna będącej Lady Death – aby była choć odrobinę przygotowana na atak Uriela, z którym walka jest głównym tematem numeru. Uriel jest o wiele potężniejszy niż ktokolwiek, z kim wcześniej zetknęła się Hope czy Lady Death, więc większość „walki” to w rzeczywistości uciekanie przed niezniszczalnym zabójcą niczym przed terminatorem. Bardzo dużo dzieje się w tle tego pościgu. Serafin coś kombinuje, archanioł Michał nie chce brać udziału w międzywymiarowych rywalizacjach i atakuje go archanioł Gabriel postrzegający Hope za Wybrankę, do akcji wraca Matthias, a Leviatha odkrywa tajemnicę związaną z dawnymi machinacjami Lucyfera. Słowem, mamy tu sporo pobocznych wątków.

Numer zatem – jak większość w serii – jest dość chaotyczny, lecz na szczęście jest to chaos kontrolowany. Starcie z Urielem jest całkiem pomysłowe i daje sporo frajdy. W jego trakcie Hope przywdziewa zbroję pełną ćwieków, czaszek i strategicznie odsłoniętych części ciała aby wciąż zachować przejaskrawioną seksualność. Seria na dobre przerodziła się w pełne akcji dark fantasy i oprócz nawiązań w postaci wyglądu różnych dziwacznych postaci, z horroru nie zostało za wiele. Nie jest to wielką wadą, acz nieco szkoda, że komiks zgubił gdzieś po drodze swoją gore’owatość.


Dead King #3 (lipiec 1998)
Scenariusz: Hart D. Fisher
Rysunki: David Brewer

18 miesięcy do końca.

Homicide przejmuje kontrolę nad izraelskimi służbami specjalnymi, żałującymi, że przylecieli do Ameryki zamiast dalej spokojnie sobie niszczyć Palestynę. Umarli działający w służbie protagonisty – w przeciwieństwie do zombiaków Erniego – zachowują swoją inteligencję, więc potrafią korzystać z broni palnej czy latać helikopterami. I gdy żywe trupy przeprowadzają atak na oddziały militarne ścigające bohatera, Homicide rusza w pościg za generałem Powellem, który rozpoczął proces składania ofiary z 4 tysięcy dzieci.

Przeskoki fabularne między zaprezentowanymi w komiksie wydarzeniami są nadto irytujące i znacząco psują jego odbiór. Fisher ma spore problemy z utrzymaniem stabilnego tempa narracji i ciężko mu się na czymkolwiek skupić. Ponadto stara się być tak egdy, jak to tylko możliwe. Przejaskrawiona przemoc, minimalna ilość fabuły, wielkie spluwy i wielkie mięśnie wylewają się z każdej strony. Mimo w miarę przyjemnego otwarcia miniseria zmieniła się w chaotyczny zlepek scen krwawej akcji, którymi przestałem się zbytnio przejmować. Na szczęście następny numer będzie równocześnie ostatnim, więc Dead King nie będzie miał czasu aby za bardzo znużyć czytelnika. Do zeszytu dołączono też kolejne pełne przechwałek posłowie Harta o jeszcze bardziej żenującym poziomie niż poprzednie.


Evil Ernie #1 (lipiec, 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: David Brewer

18 miesięcy do końca.

Pierwszy numer miesięcznika o Evil Erniem zaprasza nas do świata, stojącego na krawędzi trzeciej wojny światowej. Erniego spotykamy, gdy jest mentalnie rozerwany między swoją miłością do Lady Death a nowym uczuciem wobec Chastity, z którą obecnie podróżuje. Komiks zaczyna się, gdy jego kryjówka w Kentucky zostaje zaatakowana przez Sama Gunhilla, Judy i Mary Youngów oraz oddziały militarne walczące z psychoplagą. Rozpętuje się nie lada rozwałka, w trakcie której na miejscu pojawia się nagle Purgatori. Porywa Chastity i zmusza Erniego do zagrania w jej grę, jakiej zasad nie zna ani tytułowa postać, ani czytelnik.

Wydarzenia te rozpoczynają główny wątek pierwszego story arcu, jaki zabiera megamordercę do Los Angeles. Ernie jest przyzwyczajony do rojących się od zombie postapokaliptycznych terenów Psychotycznych Stanów Zjednoczonych i przebywanie na terenie cywilizacji, żyjącej – mimo zniszczeń wokół – w miarę normalnie jest dla niego nieprzyjemnym doznaniem. Pulido i Nutman całkiem nieźle pokazują go jako gościa w obcym mieście. Nie tylko nie za bardzo potrafi się odnaleźć w metropolii, ale również przez ludzi w niej jest postrzegany za miejską legendę. Wiele osób – motyw jaki przewijał się już w poprzednich komiksach – postrzega Erniego za mit, teorię spiskową. Pomysł ten jest tutaj silniej wyeksponowany i pozwala spojrzeć na główną postać z nieco innej niż zwykle perspektywy. Pod koniec zeszytu wydarzenia z Evil Ernie zostają powiązane z The Omen, wskazując, że czynimy kolejny krok do Armageddonu.

Start mięsięcznika o Evil Erniem jest, choć nieco chaotycznym, to udanym komiksem. Znalazło się miejsce na kilka zwrotów fabularnych, nieco akcji, sporo krwi, wprowadzenie nowego tła wydarzeń i świetną introdukcję Purgatori. Miło też zobaczyć, jak różne części uniwersum Chaosu się ze sobą zazębiają i jak różne postaci skaczą sobie do gardeł.


The Omen #3 (lipiec 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: Justiniano

18 miesięcy do końca.

Numer trzeci jest mniej emocjonujący od poprzednich i jego wydarzenia wydają się rozwijać nieco przypadkowo. Voodoo Childe i Carcass natrafiają na zamieszki uliczne, jakie przeradzają się w ogólny chaos pełen przemocy i destrukcji. Gallows, Oblivia i Rip zostają zaatakowani przez oddział posiadających nadnaturalne zdolności złoczyńców wysłany przez Saviora. Vex jest nękana koszmarami, związanymi z jej pochodzeniem jako córki Genocide’a. Całość jawi się trochę jak horrorowa wersja X-Men, lecz znacząco spuściła z tonu i brak jej wrażenia koherentności. Czuć też spory pośpiech twórców, próbujących upchnąć wielowątkową historię w pięciu zeszytach.

Autorzy wciąż jednak twardo obstają przy chęciach zrobienia z The Omen miesięcznika, wierząc w potencjał tytułu. Zapowiadają również one shot, skupiający się na Vex.


Smiley The Psychotic Button: Have a Psychotic Day! (lipiec, 1998)
Scenariusz: Jesse Leon McCann
Rysunki: Ivan Reis

Ten tytuł to niezwiązana z głównymi pozycjami Chaos! Comics humorystyczna historyjka, w której śni się Smileyowi, że jest królem-rycerzem niemogącym podbić serca Lady Death. Kojarzy się z kreskówkami Hannah Barbera czy z filmem Maska. Jeśli ktoś lubi podobne poczucie humoru, to one shot może mu się spodobać, w przeciwnym razie ziewnie i sięgnie po inny tytuł. Co właśnie czynię ja i sięgam po Lady Death: Retribution.


Lady Death: Retribution (sierpień, 1998)
Scenariusz: Jesse Leon McCann
Rysunki: Jack Jadson

17 miesięcy do końca.

W poprzednim one shocie Lady Death trafiła do krainy ogarniętej wojną domową, gdzie została zmuszona do walki po jednej ze stron konfliktu. W Retribution zaś diwa śmierci trafiła do krainy ogarniętej wojną domową, gdzie została zmuszona do walki po jednej ze stron konfliktu. Mimo tego fabularnego podobieństwa drugi z komiksów prezentuje się o wiele lepiej. Wciąż nie wzbija się na wyżyny artystyczne, lecz stanowi bardzo przyjemną ramotkę. Przede wszystkim lepiej w nim została poprowadzona tytułowa bohaterka. Jest o wiele bardziej pewna siebie i aktywna; szczególnie jej pierwsze spotkanie z nadzorcami wymiaru-zamku, gdzie rozgrywa się akcja, zostało napisane w sposób prezentujący ją jako dumną i potężną postać. I choć zagrożenia na jakie natrafia są potężniejsze niż ona sama, to twórcy tym razem nie próbują umniejszać jej roli, co stanowi sporą zaletę, gdyż pomysł ten ostatnio w Chaos! Comics pojawiał się zbyt często.

Retribution stanowi więc zaskakująco przyjemne spotkanie z Lady Death, zachowującą wszystkie cechy, za które ją lubimy. Nie stanowi jednak istotnej pozycji dla uniwersum Chaosu, ot, jest to kolejne spotkanie z białoskórą personifikacją śmierci niszczącą kolejnych przeciwników myślących, że mogą ją kontrolować. Znaczek „17 miesięcy do końca” dodano chyba z rozpędu podczas składania ówczesnych pozycji wydawnictwa.


Lady Death #7 (sierpień, 1998)
Scenariusz: David Quinn
Rysunki: Mike Deodato, Jr.

17 miesięcy do końca.

Siódmy numer serii skupia się na spotkaniu protagonistki z archaniołem Michałem, ekstremalnie potężnym bytem, potajemnie zakochanym w Hope, ludzkim aspekcie Lady Death. Większa obecność aniołów odsłania czytelnikowi kolejne rejony Nieba, jakie wcale nie jest takie spokojne i pokojowe jak niektórym mogłoby się wydawać. W niebieskiej krainie istnieje sekretny kult aniołów czczących Lady Death i dających wyraz swojemu uwielbieniu poprzez wznoszone na jej cześć ołtarze. Podejrzewam, że nie było to zamierzeniem twórców komiksu, lecz potajemnie uprawiana religia przez uskrzydlonych przystojniaków skojarzyła mi się ze statusem wczesnego chrześcijaństwa oraz – tu już na pewno odzywają się tylko moje prywatne zainteresowania – z chrześcijanami w edoskiej Japonii.

W zeszycie dochodzi ponadto do małej przemiany diwy śmierci, która ponownie zastępuje Hope, acz z pewnymi modyfikacjami. Znajdziemy w komiksie także przerywnik, podczas którego debiutuje Malady, upadła anielica, jaka – podobnie do Leviathy – wyczuła, że bramy do Nieba zostały częściowo uszkodzone, gdy Lady Death wrzuciła w nie Lucyfera. Jest to na pewno kolejny krok do zapowiadanej od dawien dawna Wojny Sądu Ostatecznego, jaka zostanie powiązana z nadchodzącym Armageddonem w uniwersum Chaos! Comics.

Ogólnie siódmy numer jest bardzo dobrą lekturą, motyw osłabianej Lady Death odchodzi w końcu w zapomnienie, w tle trwają wątki prowadzące w kierunku nadchodzącego eventu. Wszystko składa się na atrakcyjną i przemyślaną całość.


Dead King #4 (sierpień, 1998)
Scenariusz: Hart D. Fisher
Rysunki: David Brewer

17 miesięcy do końca.

Na mniej atrakcyjną i przemyślaną pozycję składa się niestety czwarty zeszyt Dead Kinga, choć ilustracje i kolory stoją w nim na wysokim poziomie. Na samym początku komiksu widzimy Homicide’a na czarnym tle, skąpanego w czerwieni, stojącego w morzu zamordowanych dzieci; grafika prezentuje się według mnie naprawdę doskonale.

Fabularnie zaś jest już znacznie gorzej. Docieramy do wyjaśnienia dlaczego Homicide jest teraz nazywany Królem Umarłych i dlaczego miniseria o nim jest traktowana jako prolog nadchodzącego Armageddonu. Nieżywy protagonista na przestrzeni czterech numerów, poprzez piekielno-militarne machinacje, przeradza się w siłę mogącą stawić czoła Evil Erniemu. W przeciwieństwie do psycho-nastolatka Homicide nie jest inheretnie zły i nie pragnie totalnej destrukcji ludzkości. Oczywiście nie czyni to z niego pozytywnej postaci i on także chce tworzyć hordy żywych trupów, lecz nie w formie bezmózgich zombie, a inteligentnych umarłych zachowujących sporo ze swojej oryginalnej tożsamości. Jego zachowanie przypomina działania guru sekty: Homicide szczerze wierzy, że stan żywej śmierci jest błogosławieństwem, jakim należy obdarzyć cały świat. Jest to ciekawy pomysł na postać, niestety zalany mnóstwem scen akcji, strzelanin, krwi i ogólnego patroszenia żołnierzy, jacy zostali zredukowani do mięsa armatniego niezdolnego stawieniu czoła oddziałom protagonisty. Fisher zdecydowanie nie pokazał się z dobrej strony jako scenarzysta komiksowy, przez co jego przygoda z Chaos! Comics zakończyła się na tej miniserii.


Evil Ernie #2 (sierpień, 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: David Brewer

17 miesięcy do końca.

Akcja toczy się szybciej niż przewidywałem i już w drugim numerze zbliżamy się do finału rywalizacji Erniego z Purgatori, która odwiedza klub BDSM i włącza tryb dominatrix. Ernie zostaje w tym czasie zaproszony przez Saviora do tworzenia rytuału potrzebnego do zniszczenia sukubicznej arcy-wampirzycy. Psychonastolatek nie wie jednak, że w rzeczywistości Savior współpracuje z czerwonoskórą krwiopijczynią. Muszę pochwalić komiks za to, że całkiem nieźle zgrywa się z The Omen; w obu seriach otrzymujemy fragmenty originu Saviora; poza tym w wydanym w tym samym miesiącu czwartym numerze mini The Omen możemy zobaczyć psychiczne ataki Serendepity, która w drugim numerze Evil Ernie przypuszcza podobny atak na naszego uroczego megamordercę. Wiedząc już, jak potężne są jej moce z większym napięciem wyczekuje się, jak będzie wyglądać jej starcie z Erniem.

Chastity nie ma za wiele do roboty, acz pojawia się tu zaskakująco organicznie wprowadzona w fabułę zapowiedź nadchodzącej mini Chastity: Rocked. Numer wygląda też nieźle na poziomie wizualnym i przyznam, że o ile Evil Ernie: Destroyer momentami był dla mnie zbyt męczący i nieco monotonny, to ongoing wydaje się dość świeży i zróżnicowany.

Na koniec pojawia się strona poświęcona Markowi Williamsowi, który zmarł w maju 1998 roku.


The Omen #4 (sierpień, 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: Justiniano

17 miesięcy do końca.

Serendepity atakuje, Vex decyduje się kontynuować dzieło Genocide’a (i oczywiście przywdziewa BDSM kostium), Savior atakuje Gallowsa i Ripa po raz kolejny, Voodoo Childe przed nim ucieka, Carcass znajduje swoich przyjaciół martwych, Oblivia przeszukuje dokumenty Gallowsa, a sekretna organizacja Długowiecznych (takie jakby Illuminati przewijające się w The Omen i Suspira) decyduje się współpracować z Saviorem. Jak zawsze dzieje się sporo i całkiem miło, jest miejsce na tajemnicę, akcję, horror i odrobinę psychodeli. Ponownie – jak wszystko od Chaos! Comics – nic nie wzbija się na wyżyny sztuki komiksowej, lecz niewątpliwie stanowi bardzo przyjemny quasi-horrorowy, pulpowy ekwiwalent uniwersów superbohaterskich.


Evil Ernie #3 (wrzesień, 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: David Brewer

16 miesięcy do końca.

Numer 3. oferuje finał pierwszego story arcu ongoingu. Rozpoczyna się on rozgrywającą się w umyśle psychomordercy rywalizacją Erniego z Serendepity. Psychomorficzna złoczyńczyni źle znosi pobyt w Dead Mind – kolektywnej świadomości umarłych pod kontrolą Erniego. Do akcji włączają się też nader aktywny w tym numerze Smiley oraz Savior i Slaughterhouse, brat Serendepity. Nie mija wiele czasu nim atak przypuszcza Purgatori. Przyznam, że fajnie było zobaczyć dumnego Saviora, który w jej obecności przemienił się w małego, jąkającego sią chłopczyka gotowego na każde jej skinienie. Oczywiście główną atrakcją zeszytu jest starcie Erniego z Purgatori. Twórcy wzbogacają je poprzez dodanie postronnych gapiów, dzięki czemu pojawia się więcej zgonów i flaków. Purgi – jako miks sukuba, wampira, demona i wiedźmy krwi – posiada w zanadrzu więcej sztuczek niż Evil, więc ich walka jest całkiem ciekawa. W pewnym momencie atakuje go telepatycznie i zabiera do alternatywnej wersji Niekończącego się Cmentarza, co prowadzi do rewelacji dotyczących prawdziwych mocy megamordercy, o których nawet on sam nie zdawał sobie sprawy.

Numer trzeci kończy też wątek związku Erniego i Chastity oraz zawiera zapowiedź powrotu protagonisty w rodzime rejony. W całości trzy pierwsze numery serii stanowią bardzo przyjemną odskocznię od przebywania wśród chmar zombie i udanie wprowadzają protagonistę w nowe środowisko. Wydawał się on co prawda nieco ugrzeczniony i mniej skłonny do mordowania niż zwykle, ale wciąż był chętnym okazjonalnego rozlewu krwi szaleńcem. Ilustracje w komiksie trochę zbyt mocno według mnie nawiązują do popularnego wtedy stylu McFarlane’a, a i cała seria wydaje się nieco inspirować Spawnem.


Lady Death #8 (wrzesień, 1998)
Scenariusz: David Quinn
Rysunki: Mike Deodato, Jr.

16 miesięcy do końca.

Komiks stanowi finał drugiego story arcu miesięcznika, lecz niestety nie dzieje się w nim za wiele. Po powrocie nieco zmienionej pod wpływem Hope Lady Death, bohaterka toczy finalny bój z siłami demonów i Galilean, podczas gdy w tle postępuje w zastraszającym tempie dezintegracja Piekła. Mimo małego rozbudowania jest to całkiem udany finał; diwa śmierci jest pełna energii i pewności siebie oraz całkiem pomysłowo rozprawia się z wszelką opozycją. Pomaga jej w tym Cremator, a na drugim planie pomykają Leviatha i Malady dalej kombinujące przy bramie do Nieba. Numer jest również bardzo ładnie narysowany i kończy się zapowiedzią następnego story arcu, jaki – zdaje się – skupi się na zanikaniu infernalnego wymiaru.


The Omen #5 (wrzesień, 1998)
Scenariusz: Phil Nutman
Rysunki: Justiniano

16 miesięcy do końca.

Ostatni numer miniserii zabiera nas na wielką rozwałkę: ranny Gallows, opętany Rip, Voodoo Childe i Carcass stawiają czoła Serendipity i Slaughterhouse’owi, do których niebawem dołączają Savior i Vex, chętna na rozpętanie chaosu na miarę Lorda Genocide’a. Oblivia tymczasem decyduje się odkryć tajemnicę swojego pochodzenia.

W tym zeszycie dowiadujemy się w końcu kto jest wybrańcem, mającym przeważyć szale Armageddonu w kierunku przetrwania ludzkości. Przyznam że wybór postaci nie jest oczywisty i bardzo mi przypadł do gustu. Dowiadujemy się też, że akcja mini rozgrywała się przed początkiem ongoingu o Evil Erniem. W całości, choć The Omen nie stanowił genialnej lektury, był bardzo przyjemną pozycją i zdecydowanie nie miałbym nic przeciwko temu, żeby stał się ongoingiem. Szczególnie Oblivia okazała się dość fajną postacią i chciałbym zobaczyć więcej z jej odkrywania swojego pochodzenia. Niestety zamiast tego Chaos! Comics wydało one shot o Vex.


Evil Ernie vs. The Superheroes II (wrzesień, 1998)
Scenariusz: Hart D. Fisher
Rysunki: Steven Butler

Podobnie do pierwszego starcia Erniego z supberbohaterami, także i to jest parodią niezwiązaną z innymi komiksami Chaos! Comics. Nasz ulubiony psychomorderca trafia tu do świata zamieszkiwanego przez herosów wzorowanych na postaciach z Marvela, DC i Image, po czym wszystkich morduje w mniej lub bardziej (zwykle bardziej) brutalny sposób. Przy okazji one shot wyśmiewa różne ówczesne trendy, jak przerabianie klasycznych postaci na nowe, bardziej egdy wersje (vide Spider-Man), tworzenie mnóstwa rip offów popularnych bohaterów czy przegadany styl McFarlane’a (wkroczenie do akcji Spew, parodii Spawna, wraz z towarzyszącym mu słowotokiem to chyba najlepszy moment komiksu) i wiele innych. Oberwało się też Robowi Liefeldowi, jaki swego czasu krytykował Chaos! Comics za ich przejaskrawione postaci (szczególnie kobiety). Liefeld chyba wtedy zapomniał na moment, co sam rysuje.

Jest to bardzo przyjemna pozycja. Nic z niej nie wynika, ale stanowi niezobowiązującą, groteskową rozrywkę, pełną humoru, krwi, skojarzeń z Lobo czy Maską (tą komiksową, nie filmową), więc jest trochę zabawy.


Pandemonium (wrzesień, 1998)
Scenariusz: Jesse Leon McCann
Rysunki: Peter Vale

16 miesięcy do końca.

Właściwie to nie jestem pewien, co przyświecało Chaos! Comics w stworzeniu tego one shota. O ile wcześniejsze maszkary Pulido pokroju Rack & Pain czy Detonator wyraźnie stanowiły próby eksperymentowania przez niego zawartością wydawnictwa i tworzenia typów komiksów, jakich do tej pory nie dotykał, o tyle Pandemonium jest wyrugowane z jakiejkolwiek oryginalności. Komiks opowiada o tytułowej postaci, która jest wybranką Siły Życia i walczy w jego służbie. Po pokonaniu chmary wrogów – gdzieś po wydarzeniach z Lady Death: The Odyssey – w swojej krainie zostaje przeniesiona na Ziemię, konkretniej do Afryki, gdzie ma bronić plemię Naktu. Ma ono bowiem w przyszłości wyrosnąć na nową, lepszą ludzkość. Na jej drodze staną amerykańscy kłusownicy, poszukiwacze skarbów i mordercy. Pojawi się też Epitath, dodany nieco na siłę aby połączyć one shot z resztą uniwersum Chaosu.

Komiks jest fabularnie prosty i stereotypowy; choć zawiera wyraźny morał dotyczący poszanowania natury oraz dotyka tematu szerzących się w Afryce przemocy i wojen został stworzony bardzo niedbale. Kolory są nałożone na odwal, niektóre sceny pospieszone do granicy absurdu i ostatecznie nic z zaprezentowanej historii nie wynika. Ponadto zbliża się ona niepokojąco blisko do pozycji superhero, a nie po to czytamy Chaos! Comics, żeby widzieć w nim Marvela. Jeśli zamiarem Pulido i spółki było stworzenie nowej postaci mogącej rywalizować popularnością z Lady Death czy Purgatori to odnieśli zupełną porażkę.


Garść reklam, zapowiedzi i informacji o chaosowych eventach:

Grafiki z Dead King:

Grafiki z The Omen:

Grafiki z Lady Death: Retribution:

Grafiki z Evil Ernie:

Grafiki z Lady Death:

Grafiki z Evil Ernie vs. The Superheroes II:

Grafiki z Pandemonium:

Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*