
Już wygląd samych okładek wydawanej w latach 2007-2015 Jungle Girl dobitnie świadczy o tym, z jakim komiksem będziemy mieli do czynienia. Postać tytułowej bohaterki w stroju wyraźnie imitującym bikini mówi jasno, jaki to będzie rodzaj rozrywki. Kto oczekuje czegoś więcej, zdecydowanie się przeliczy. Na myśl przychodzi Sheena, Queen Of The Jungle, Tarzan, a nawet gdzieś tam w tle pobrzmiewają dalekie echa Red Sonji (szczególnie, gdy wziąć pod uwagę fakt, że obydwie panie spotykały się na łamach serii Swords Of Sorrow). Nie tylko okładka, ale i sama treść komiksu jest równie bogata w zapożyczenia, z których to twórcy czerpią nieprzerwanie, wychodząc od Jurasic Park oraz serialu Lost (2004-2010) przez 20 000 mil podmorskiej żeglugi, na filmach z potworami z głębin morskich kończąc.
Generalnie, Jungle Girl to komiks przygodowy nastawiony na połączenie egzotyki ze współczesnością oraz na nieprzerwanie pędzącą akcję, rozwijającą się czasami nawet kosztem logiki – niestety. O dziwo, nie wpływa to na samą przyjemność czerpaną z czytania. Przyczyn takiego stanu rzeczy jest kilka. Po pierwsze i bodajże najważniejsze, to strona graficzna opowiadanej historii. Poszczególne kadry są dynamiczne i dobrze rozplanowane, płynnie przesuwają się przed oczami czytających, zapewniając całkiem sporą dawkę rozrywki. Ostatecznie jednak, to nie akcja, a sposób zaprezentowania głównej bohaterki, świadczy o sukcesie serii.
Jungle Girl to typowy męski komiks eksponujący w najróżniejszych pozach wdzięki głównej bohaterki (wielkie brawa dla rysownika Adriano Batisty). Wprawdzie tematyka oraz miejsce akcji usprawiedliwiają jej skąpe odzienie, jednak kto by się tam zastanawiał, w tego rodzaju komiksie, nad garderobą bohaterki. Jana, bo tak ma na imię bohaterka, stanowi plan główny oraz poboczny czytanej opowieści. Plan główny, z powodu punktu widzenia, który czytelnik obiera za bohaterką. To ona posiada największą charyzmę, to ona kreuje akcję i w końcu to również za nią podąża reszta bohaterów (z drugiej strony to oczywiste, zważywszy na tytuł komiksu). Plan poboczny stanowi w tym sensie, że gdy przyjrzymy się rysunkom, to da się zaobserwować, iż to na postaci głównej bohaterki rysownik skupia swoja uwagę najbardziej. To ona rysowana jest najdokładniej i najstaranniej (zauważalne jest to nawet wówczas, gdy chodzi o inne żeńskie bohaterki pojawiające się w komiksie). Generalnie, to główna bohaterka udanie dźwiga na swoich barkach ciężar atrakcyjności całego komiksu.

Niesie to za sobą również i negatywne konsekwencje. Pierwsza seria cierpi z tego powodu najbardziej. W niej to poznajemy główną bohaterkę, która pomaga ocalałym z katastrofy lotniczej rozbitkom. Przedziera się wraz z nimi przez dżunglę napotykając na niekończące się niebezpieczeństwa. Podczas lektury nie opuszczało mnie wrażenie, iż ci wszyscy drugoplanowi bohaterowie wprowadzeni zostali tylko po to, by stanowić tło dla działań naszej atrakcyjnej „amazonki”. Z grupy nowoprzybyłych na wyspę pięciu osób, do końca pierwszego sezonu ostaje się ich, żeby nie spojlerować napiszę oględnie, że niewielu. Reszta postaci „usunięta” zostaje przez najróżniejsze zdarzenia losowe (dinozaury, tubylcy, nieszczęśliwe wypadki, inni bohaterowie itd.). Oczywiście, jak to zwykle bywa, każdy kij ma dwa końce. Nie inaczej jest i w tym przypadku, a na przeciwległym, pozytywnym końcu, leży dynamika opowiadanej historii, czyli drugi czynnik świadczący o atrakcyjności serii. Te zdarzające się drugoplanowym bohaterom „wypadki” sprawiają, że akcja składa się z samych punktów zwrotnych – co w fabule jak ta, działa na jej korzyść (oczywiście temu plusowi przypisać można równocześnie słabość scenariusza, który musi odwoływać się do takich prymitywnych i ogranych rozwiązań celem uatrakcyjnienia akcji).
Drugi sezon Jungle Girl tego „mankamentu” (masowego uśmiercania bohaterów) nie posiada. Scenariusz prezentuje się z tego powodu technicznie, o klasę lepiej. W drugiej serii przenosimy się z dżungli do podwodnego królestwa. Początkowo nasza niepokonana bohaterka zostaje porwana i uwięziona przez głębinowe stwory. Przyjaciel z wyspy oraz pozostali przy życiu nowoprzybyli bohaterowie ruszają Janie z odsieczą. Bierna postawa (ofiary) bohaterki zamienia się w dominującą tak gdzieś od połowy historii przeskakując na znane z serii pierwszej tory. Ponownie, tak jak tego oczekują czytelnicy, zaczyna kreować otaczający ją świat – powraca do niej punkt widzenia opowiadanej opowieści, która zakończy się mocnym akcentem, mającym zachęcić czytelnika do sięgnięcia po kolejny sezon.
Cała główna seria Jungle Girl zamyka się w trzech sezonach (i niespełna czterystu stronach). Niestety, w ostatnim z nich następuje zmiana rysownika, gdzie świetnie radzącego sobie Adriano Batiste zastępuje niemogący się z nim równać Jack Jadson. Cierpi z tego powodu i cała historia. Pomimo że jest ten sam scenarzysta, to jednak tempo akcji już nie to samo, o kształcie i samym wyglądzie kadrów nie wspomnę (projekt postaci również słabszy, ale to oczywiście kwestia gustu). Z tego powodu od zawsze powtarzam i powtarzać będę truizm, iż komiks to siedemdziesiąt procent rysunki, a tylko trzydzieści – scenariusz.
Zmiana rysownika nie zmienia jednak zasadniczo mojej oceny dla całości sagi. Jungle Girl to cały czas fajny umilacz wolnego czasu, przy którym bawiłem się wyśmienicie. Niskich lotów to rozrywka, jednakże nie rości sobie praw i nie pozuje na coś, czym nie jest i dlatego z czystym sumieniem polecam.

Studiował socjologię i filmoznawstwo. Bez reszty oddany filmowi, anime, mandze i komiksowi. Reinkarnowany samuraj oczarowany latami 60. ubiegłego wieku. Próbuje realizować misję szerzenia miłości do kina na łamach bloga Zaślepieni Obrazem.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis