Szanowne i Szanowni! Zanim dobiegnie końca rok 2019, a wraz z nią druga dekada wieku, wrzucamy nasze prywatne listy absolutnie najulubieńszych filmów ostatnich 10 lat. W zabawie udział wzięło 8 osób z pokładu Kinomisji oraz pewien niekoniecznie spodziewany gość (Łukasz Wojciechowski z bloga Lair of the Obscure); każda osoba z listą 10 tytułów, prawie każda z krótkim listem miłosnym do jednego z nich. Gwoli ścisłości, gdybyśmy mieli robić na tej podstawie kinomisyjny ranking, to na pierwszym miejscu wylądowałby Blok 99, na drugim Mad Max: Na drodze gniewu, a na trzecim Drive. Znaczy się same gatunkowe zajebistości. Na kolejnych listach znalazło się jednak miejsce na przeróżne tytuły. Zapraszamy do przekonania się w trakcie lektury!
Oskar Dziki
Blade Runner 2049 (2017) * Blok 99 (2017) * Coś za mną chodzi (2014) * Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015) * Drive (2019) * Ghost Story (2017) * Mad Max: Na drodze gniewu (2015) * Midsommar. W biały dzień (2019) * Suspiria (2018) * Wieża. Jasny dzień (2017)
Mad Max: Na drodze gniewu (reż. George Miller, 2015)
Wyreżyserowany przez pochodzącego z Australii twórcę postaci Maxa Rockatansky’ego, George’a Millera, Mad Max: Na drodze gniewu to film, który jest jednym wielkim triumfem „tradycyjnej” kinematografii. Scenariusz napisany w tradycji staroświeckiego westernu, w którym Miller zamienia dyliżanse na zdezelowane fury, ciężarówki i motocykle. Całość skupia się na pościgu, raz w jedną raz w drugą stronę, i to tyle w kwestii narracji. Nakręcony na pustyni w Namibii Mad Max, choć posiada ogromny budżet dorównujący takim produkcjom Marvela, zaskakuje i zachwyca pieczołowicie brudnym światem. Każda postać tutaj jest umorusana, spocona i zapewne śmierdząca mieszanką potu, smaru i krwi. Wszyscy, oprócz żon naczelnego złego filmu, które to są jawnym nawiązaniem do innego, australijskiego reżysera Petera Weira oraz jego Pikniku pod wiszącą skałą (1975). Ich eteryczne piękno idealnie kontrastuje ze wszystkim innym, co znajdziemy w filmie Millera. I jest to piękna analogia do samej Drogi gniewu, która na tle wszystkich tych wymuskanych produkcji, lśni jako najczystsza, post-apokaliptyczna perła!
Caligula von Komuda
Blok 99 (2017) * Drive (2011) * Nimfomanka Vol. 1 & 2 (2013) * Pod skórą (2013) * The Strange Colour of Your Body’s Tears (2013) * Twin Peaks (2017) * Wilk z Wall Street (2013) * Wstyd (2011) * Zabójczy Joe (2011)
Victoria (reż. Sebastian Schipper, 2015)
Zrealizowany w jednym ujęciu film-petarda. Akcja toczy się w trakcie wczesnych godzin porannych na ulicach berlińskiego Kreuzbergu. Jest ona – cudzoziemka pracująca w małej kawiarni. I są oni – grupa „chłopaków z dzielni”. Więcej z fabuły osobie, która filmu nie widziała, zdradzać nie wypada, bo obraz Sebastiana Schippera pełen jest dynamicznych zwrotów akcji, które przez bite dwie godziny utrzymują odbiorcę w nieustannym napięciu. Błyskotliwa praca kamery idzie w parze z improwizowaną w wielu momentach grą aktorską, dzięki czemu zyskujemy stopień realizmu, jakiego ze świecą szukać w produkcjach spod znaku found footage. Kino z werwą i pomysłem prostym, acz bezbłędnie chwytliwym. Rollercoaster wrażeń dla znużonych hollywoodzkimi blockbusterami.
Piotr Kuszyński
Baby Driver (2017) * Blade Runner 2049 (2017) * Blok 99 (2017) * Coś za mną chodzi (2014) * Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015) * Mad Max: Na drodze gniewu (2015) * Midsommar: W jasny dzień (2019) * Pewnego razu… w Hollywood (2019) * Tylko Bóg wybacza (2013)
Gość (reż. Adam Wingard, 2014)
Tytułowy gość ma na imię David. Jest on byłym żołnierzem, który wkrada się w łaski rodziny opłakującej śmierć najstarszego syna. Można by powiedzieć, że to chłop do rany przyłóż. Niestety, skrywa on w sobie bardzo mroczną tajemnicę. Widz szybko nabiera przekonania, że czeka go seans sztampowego thrillera psychologicznego, w którym rodzina musi odeprzeć atak podającego się za przyjaciela psychopaty. Gdy już akcja się rozkręca, twórcy filmu postanawiają pokazać naszym oczekiwaniom “fucka” i nieco zamieszać w fabule. Mniej więcej w połowie film gwałtownie skręca w kierunku kina akcji z teoriami spiskowymi w tle, by w swoim ostatnim akcie stać się niemalże slasherem. Brak jednolitości i coraz bardziej absurdalna fabuła mają prawo powodować u wielu poczucie niesmaku, choć nie zabraknie i takich, którym niepokorność Gościa zaimponuje. Nie bez znaczenia w odbiorze filmu jest tu (teraz już nieco przejadająca się) synthwave’owa estetyka, która nadaje mu charakteru, acz niekoniecznie oryginalności, bo ta w zasadzie została zerżnięta z późniejszej twórczości Nicolasa Winding Refna i podana w bardziej popowy sposób. Dużym plusem filmu jest jednak świetnie dobrana ściezka dzwiękowa, w której znajdziemy utwory takich zespołów jak Clan of Xymox, DAF, czy Front 242. Prawdopodobnie nikt za paręnaście lat nie powie o Gościu, że jest jednym z najlepszych filmów gatunkowych swoich czasów, ucieszyłbym się jednak, gdyby dorobił się statusu kultowego.
Sara Nowicka
Lobster (2015) * Mad Max: Na drodze gniewu (2015) * Mama (2014) * Pole w Anglii (2013) * Post Tenebras Lux (2012) * To my (2019) * Turysta (2014) * Tylko Bóg wybacza (2013) * Wieża. Jasny Dzień (2017)
Spring Breakers (reż. Harmony Korine, 2012)
Żeby stworzyć listę dziesięciu filmów dekady trzeba znaleźć do niej klucz. Niewątpliwie dużo się działo: Bond i legendarni mafiosi zaczęli się starzeć, superbohaterowie zyskali bardziej ludzką twarz, kino przeszło w tryb slow i powszechnie zaczęliśmy się interesować słabszymi oraz kwestią klimatu. Moja dziesiątka to filmy, które nie tylko najbardziej mi się podobały, ale też doskonale wpisywały się w najmodniejsze filmowe tendencje (albo je wyznaczały). Kino dekady 2010-2019 to dla mnie zwrot ku duchowości, ale też psychoanalizy oraz uwolnienia chowanych latami emocji i tajemnic (#metoo). Dotychczasowy porządek rozpadał się, w niektórych filmach w histeryczny, w innych w bardzo spokojny sposób. Choć David Lynch nie stworzył w tej dekadzie żadnego filmu kinowego, jego duch jest wyraźnie obecny w onirycznych wizjach i popkulturowych baśniach. Przykładem takiej teledyskowej fantazji jest Spring Breakers. Cztery przyjaciółki wybierają się na ferie na Florydę, gdzie całkowicie zrywają się ze smyczy społecznych konwenansów. Nie jest to jednak prosty film o wielodniowej balandze. Film Korine’a to neonowa, pełna powtórzeń i zaburzonej chronologii ambientowa opowieść o iście faustowskim temacie – chęci zatrzymania chwili. Znajdziemy tu zarówno feminizm, przypowieść o dwóch kobietach, które mają w sobie krew demonów, jak również szyderę z gangsterskiego stylu życia. Sceny dzikich imprez przetykane są rozmowami jednej z bohaterek z babcią, w których mówi, że Floryda jest najbardziej uduchowionym miejscem, w którym była. Zwykła ironia? Nie sądzę, choć pastisz jest bardzo ważną składową Spring Breakers. Jednak w tym wypadku to właśnie ta dziwna metafizyka ostatniej dekady, w której płytkość skrywa największą głębię. Lub odwrotnie.
Mateusz R. Orzech
Długa podróż dnia ku nocy (2018) * Jednym cięciem (2018) * Mad Max: Na drodze gniewu (2015) * Miłość (2012) * The Raid 2: Infiltracja (2014) * Scabbard Samurai (2011) * Shin Godzilla (2016) * Siedzący słoń (2018) * Twin Peaks (2017)
Zabójczyni (reż. Hsiao-Hsien Hou, 2015)
W Zabójczyni z łatwością można rozpoznać dwa główne tematy. Pierwszym jest rozdarcie człowieka między obowiązkiem a własnym sumieniem. Tym większe jest rozdarcie, im bardziej niespokojne są czasy, w jakich przyszło żyć bohaterom filmów Tajwańczyka. Z tym też wiąże się bezpośrednio drugi temat: nieistotności ludzi wobec historycznych zawirowań. Człowiek może planować szczęśliwe życie, może nawet osiągnąć szczęście w prywatnym życiu, lecz wybuch wojny, polityczne rywalizacje, społeczne konwenanse, zmiany kulturowe – zjawiska, na które nie ma praktycznie żadnego wpływu – mogą doszczętnie go zniszczyć i pozostawić po sobie tylko ledwo tlące się zgliszcza. Hsiao-Hsien Hou przywiązał też w produkcji nadzwyczajną wagę do kwestii wizualnej. Kadrów i scen nie sposób określić inaczej niż piękne. Kręcony na taśmie 35 mm i w formacie 4:3 (za wyjątkiem dwóch nader krótkich retrospekcji w formacie 16:10) film wygląda olśniewająco. To piękne kino, stanowiące po trosze ruchomy obraz klasycznego malarstwa z Chin. Oczywiście jako pozycja z gatunku wuxia nie istnieje ona bez scen sztuk walki. W zgodzie z obraną wizją oraz charakterem protagonistki paleta ruchów wojowniczki jest zaprezentowana w minimalistyczny sposób. Została ona pozbawiona spektakularnych akrobacji, a jej ciosy, tak samo jak jej postać, są oszczędne w środkach i pokazują, że nie czerpie z walki żadnej przyjemności ani nie stara się być okrutna, co poświadcza również niemal zupełny brak krwi, jaki towarzyszy nielicznym w filmie walkom. Zabójczyni stanowi zatem produkcję subtelną, niespieszną, nie mówiącą niczego wprost oraz niezwykle wrażliwą w warstwie estetycznej.
Marta Płaza
Aż do piekła (2016) * Blok 99 (2017) * Ciała (2017) * Gość (2014) * Green Room (2015) * Lighthouse (2019) * Mandarynka (2015) * Snowtown (2011) * Tajemnice Silver Lake (2018)
Coś za mną chodzi (reż. David Robert Mitchell, 2014)
Z jednej strony opierający swój kunszt na retro wdzięku, z drugiej zaś wkładający w ręce bohaterów przymioty współczesności. Hołdujący mistrzom gatunku, ale i zgrabnie wplatający charakter ich najważniejszych dokonań w język nowej epoki. Film Mitchella jest zawieszony gdzieś pomiędzy światami, co widoczne jest zarówno w jego konstrukcji jak i nastroju historii. Bohaterowie wyglądają jakby równie dobrze mogli chodzić do kina na premierę oryginalnego Piątku trzynastego (1980) co na współczesne filmy tęsknie spoglądające na tamta epokę. Wizualne dopieszczenie to z pewnością największy atut Coś za mną chodzi. Na szczęście służy jedynie temu, aby współgrać z samą historią i podkreślić jej atuty, aniżeli ją przytłoczyć. Opowieść skupia się na niejakiej Jay, którą poznajemy w momencie gdy wybiera się na randkę z tajemniczym Hugh. Dziewczyna jeszcze nie wie, że początkowo szarmancki chłopak, wkrótce całkowicie odmieni jej życie, a seksualne zbliżenie wcale nie będzie początkiem udanego związku, tylko zmagań z tajemniczą siłą, która od teraz będzie za nią chodzić krok w krok po sennym, amerykańskim przedmieściu. Seksualne inicjacje, wchodzenie w dorosłość, bolączki dojrzewania – tematy od zawsze wdzięcznie wybrzmiewające na gruncie kina grozy. Nurt młodzieżowych horrorów już od lat osiemdziesiątych utwierdzał nas w przekonaniu, że seks na ekranie zakończy się śmiercią delikwentów, jednak to właśnie Mitchell postanowił pójść o krok dalej i uczynić seks, nie tyle powodem uśmiercania bohaterów, co siłą samą w sobie, klątwą niosącą śmierć. Mnogość interpretacji, nienachalny retro klimat, historia prosto ze świata naszych ulubionych koszmarów filmowych – Coś za mną chodzi to kwintesencja tęsknot mijającej dekady, która mimo tego, że była wyjątkowo pomyślna dla kina grozy, to jednak wciąż zdawała się mówić, że „kiedyś to były historie”.
Antoni Urbanowicz
Blok 99 (2017) * Climax (2018) * Drive (2011) * Green Room (2015) * Lighthouse (2019) * Mad Max: Na drodze gniewu (2015) * Mandy (2018) * Raid (2011) * Sicario (2015) * Tajemnice Silver Lake (2018)
Bone Tomahawk (2015) * Dom w głębi lasu (2011) * Grand Budapest Hotel (2014) * Hereditary. Dziedzictwo (2018) * Lekarstwo na życie (2016) * Red, White & Blue (2010) * The Woman (2011) * Ujrzałem diabła (2010)
Wendeta (reż. Martin Koolhoven, 2016)
Wendeta (angielski tytuł Brimstone – siarka, zwłaszcza ta piekielna) to dziecko jednego autora. Martin Koolhoven pisał ten film przez 3 i pół roku, przez 2 lata starał się o finansowanie, a potem kolejne półtora roku trwała jego realizacja. Po drodze odrzucił ofertę z Hollywood, żeby mieć pełną kontrolę nad dziełem. Odeszły też dwa bardzo znane nazwiska z obsady – Mia Wasikowska i Robert Pattinson. W końcu, w 2016, film pojawił się na Festiwalu w Wenecji. Fabuła opowiada o dziewczynie-niemowie (Dakota Fanning), która mieszka z mężem w małej wiosce gdzieś w XIX-wiecznych Stanach Zjednoczonych. Dziewczyna jest zżyta z lokalną społecznością, jest dobrą żoną i matką oraz uczęszcza do lokalnego kościoła. Tam właśnie pewnego dnia spotyka przerażającego kaznodzieję (Guy Pearce), którego wydaje się znać. Ten moment rozpoczyna spiralę przemocy podzieloną na cztery rozdziały i różne linie czasowe. Jest to epicka opowieść pełna morderstw, gwałtów i wykorzystywania religii do prywatnych, wynaturzonych celów. Kaznodzieja jest mroczniejszą wersją Roberta Mitchuma z Nocy myśliwego (1955), który czynił zło dla czystego zarobku. Tutaj zło jest jednak zupełnie innej natury. Jest czystsze i dużo bardziej diaboliczne.
Marcin Mess
Blok 99 (2017) * Czarownica: Bajka ludowa z Nowej Anglii (2015) * Drive (2011) * The Duke of Burgundy (2014) * Green Room (2015) * Mandy (2018) * Mięso (2016) * Raid 2: Infiltracja (2014) * Wyspa tajemnic (2010) *
Róża (reż. Wojciech Smarzowski, 2011)
Ten trochę dziś już zapomniany film, stojący w cieniu większości pozostałych dokonań popularnego reżysera, pozostaje jedynym w jego dorobku, którego on sam nie napisał. Nie ma tu więc typowych dla niego elementów groteski; zamiast niej jest śmiertelna powaga i ciężar, który łamie serducho. Zarazem jednak Smarzowski, niczym Wojciech Jerzy Has, niewątpliwie „pożarł” scenariusza Michała Szczerbica i opowiedzianą historię uczynił swoją własną. Ja osobiście najbardziej lubię w Róży jej swoistą westernowość. Fabuła opiera się wszakże na jednym z klasycznych szablonów gatunku: oto weteran wojny secesyjnej (tutaj drugiej światowej) wraca do rodzinnego miasteczka (tutaj niemal jakiegokolwiek, gdzie można rozpocząć nowe życie), aby zastać je opanowanym przez bezwzględnych bandytów (tutaj radzieckich żołnierzy), z którymi następnie walczy, aby ochronić lokalną ludność lub kogoś z jej członków (tutaj tytułową kobietę, w której się zakochuje). O ile jednak w typowym dla tego rodzaju opowieści westernie widzielibyśmy coraz większy trud bohatera jednoczący mu okoliczną społeczność i w końcu nagradzany zaprowadzeniem porządku, tak w Róży otrzymujemy raczej równię pochyłą. Western nie tyle przefiltrowany przez powojenną historię Polski, co przez nią zniszczony. Ale czegoż innego można by się spodziewać po filmie, w którym tragiczne losy jego bohaterów równają się gwałtowi na ojczyźnie? W każdym razie, jako fan kina tak gatunkowego (z westernem na czele), jak i około-gatunkowego, nie mogłem się nie zakochać w tak kreatywnym i przekonującym, a przy tym swojskim, podejściu do klasycznej formuły. Najlepszy film Smarzowskiego.
Teksty zbiorowe kinomisyjnej załogi i przyjaciół.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis