Wysypisko komiksowe #6: Red Sonja, DIE!namite, DIE!namite Valentine Special, Gung-Ho, The Untamed: A Sinner’s Prayer

Witamy w kolejnej części komiksowego wysypiska. W nim znajdziecie sporo przygód Czerwonej Sonji rozsianych poprzez zeszyty The Invincible Red Sonja, Red Sonja oraz Red Sonja: Black White Red z Dynamite. Wybuchowego wydawnictwa nigdy za wiele, zatem zajrzymy do pierwszej części ich największego crossovera, czyli DIE!namite wraz z tie-inem DIE!namite Valentine Special. Poza tym kontynuujemy Gung-Ho i kończymy The Untamed: A Sinner’s Prayer.


The Invincible Red Sonja #1-2 (Dynamite, 2021)
Scenariusz: Amanda Conner, Jimmy Palmiotti
Rysunki: Justin Norman

Mimo że Red Sonję kojarzyłem już wcześniej i mimo że 3 razy oglądałem nieszczęsny film z Brigitte Nielsen i Arnoldem Schwarzeneggerem w rolach głównych, to aż do 2021 roku nie przeczytałem ani jednego komiksu o hyboryjskiej heroinie. W lipcu tegoż roku jednak – zachęcony moimi dotychczasowymi spotkaniami z Dynamite – postanowiłem zabrać się za lekturę wszystkich pozycji o Sonji, poczynając od współczesnych, pochodzących z najnowszego katalogu wydawnictwa. Akurat publikowano w nim wtedy trzy miniserie o rudowłosej bohaterce, toteż od nich zacząłem swoją przygodę z diablicą z mieczem.

The Invincible Red Sonja zaczyna się niczym typowa przygoda w świecie sword & sorcery. Sonja jest aktywną pasażerką na statku pełnym piratów, z którymi kradnie kosztowności wyniosłej księżniczki; niestety na tym nie poprzestają i porywają – niejako przypadkiem – samą pechową monarchinię. Jak można przypuszczać rabusie nie wykazują się wielką ogładą, lecz Sonja postanawia oszczędzić dziewczynie nędznego losu. Nędzny los jest jednak czymś, co przynoszą im morskie stwory.

Pierwszy numer stanowi bardzo przyjemne, nawet jeśli mało oryginalne wprowadzenie do świata Red Sonji. W gruncie rzeczy stanowi klasyczną, choć unowocześnioną pulpę pełną przygód, wyrazistych postaci i ironicznego poczucia humoru. Podobał mi się w niej wygląd bohaterki, przedstawionej tu jako dość muskularna postać (w samym komiksie bardziej niż na jego okładkach), o wiele lepiej pasująca wg mnie do roli potężnej wojowniczki niż często chuderlawa kobieta wymachująca ciężkimi mieczami czy toporami.

Wspomniana księżniczka nosi imię Zaria i jej relacja z protagonistką (można chyba użyć tu określenia womance) została świetnie przedstawiona. Choć dziewczyna jest dumna i nieco rozwydrzona, jest także inteligentna i spostrzegawcza. Sonja tymczasem mimo że uwielbia sarkazm, pijatyki i wszelakie burdy, posiada również bardzo bystry umysł. Sprawia to, że kobiety prędko znajdują nić porozumienia (sceny podczas ich luksusowej kąpieli są doskonale napisane) i Sonja – za pieniądze oczywiście – zostaje ochroniarką księżniczki. Razem z nią (i jej żołnierzami i sługami) dociera do bogatego królestwa, gdzie Zaria ma wyjść za mąż za tamtejszego księcia. I nie jest to żaden problem, bo książę jest miłym, przystojnym, odważnym młodzieńcem przedstawionym w pozytywnym świetle, co stanowi sporą zaletę, jako że motyw wymuszonego ożenku ze złym władcą w tego typu historiach wydaje się nieco zbyt częsty. W międzyczasie pojawiają się oczywiście zabójcy, wprowadzając element zagrożenia, ale też łącząc się z przeszłością Sonji. W tle mamy ponadto zaczątek wątku intryg dworskich.

Dwa pierwsze numery stanowią bardzo dobre wprowadzenie do nowej serii, oferujące przyjemnie odświeżone spojrzenie na bohaterkę oraz odpowiedni stosunek scen akcji do dialogów i scen z życia postaci, pozwalający na solidne przedstawienie bohaterów. Bardzo dobrze prezentują się również ilustracje, nie tylko poprzez atrakcyjne designy, ale również dynamiczne sekwencje akcji.


Red Sonja #1-2 (Dynamite, 2021)
Scenariusz: Mirka Andolfo, Luca Blengino
Rysunki: Giuseppe Cafaro

Red Sonja jest flagowym tytułem Dynamite, w różnych formach niemal nieprzerwanie towarzyszącym wydawnictwu od początku jego istnienia. Ostatnia – póki co – seria o tym tytule zaprowadziła Sonję do wioski, skąd miała przetransportować mieszkającą tam dziewczynkę imieniem Sitha do jej rodziców, przebywających w odległej metropolii. Problem w tym, że w dziecku jest zaklęty potężny demon. Nie pomaga pojawienie się bandy brutalnych złoczyńców.

Seria ta zmusza Sonję do podróży z dzieckiem, jakie postrzega kobietę za swoją matkę (zarówno z powodu traumatycznych przeżyć, jak i podobieństwa do jej rodzonej matki), a z którą sama Sonja nie chce mieć za wiele wspólnego jako ogólnie niezbyt lubiąca dzieci. Dla niej jest to kolejna misja, lecz można się spodziewać, że bohaterka zwiąże się z dziewczynką, w której mieszka demon dający jej nadnaturalne moce, ale też problemy psychiczne.

Drugi zeszyt wprowadza postać Samosha, dobrego wojownika, ratującego kobietom życie, lecz jakiego Sonja – nauczona wieloma rozczarowaniami – podejrzewa o niecne plany. Jest to dość nietypowy numer na tle innych z gatunku, gdyż nie zawiera ani jednej sceny akcji. Zamiast tego oferuje rozwój postaci i relacji między nimi, tworząc rozbudowane portrety wszystkich z pierwszego planu. Dość dobrze poznajemy przez te dwa numery Sithę. Fakt umieszczenia jej na praktycznie tym samym poziomie istotności co tytułowej postaci nie zaskakuje jeśli weźmiemy pod uwagę, że niedługo później Sitha otrzymała solowy tytuł pt. Red Sonja: Red Sitha, jaki omawiałem w przeszłości. Dziewczynka była więc od samego początku pisana jako przyszła bohaterka własnych serii z Dynamite.

Fabuła może się nieco kojarzyć z Samotnym wilkiem i szczenięciem, do którego komiksy o Sonji nawiązywały już w przeszłości, lecz Sitha w przeciwieństwie do Daigoro nie jest bezbronnym, małym dzieckiem. Jest od niego starsza, a demon zamknięty w jej ciele sprawia, że posiada destrukcyjne moce.

Przyznam, że wizualnie komiks mnie nie zachwycił. Nie jest zły, a wielu powie, że jest bardzo dobry, lecz zwyczajnie nie jestem fanem zaproponowanego stylu. Nie mogę jednak napisać, żeby brakowało tu interesujących kadrów, dynamiki i sporej dawki emocji w ilustracjach, więc ostatecznie trudno mi na nie narzekać. Tym samym początek drugiej przygody z Sonją był dla mnie kolejną zachętą do dalszej z nią podróży.


Red Sonja: Black White Red #1-2 (Dynamite, 2021)

Ta seria o Sonji jest nieco inna i posiada numery o podwójnej objętości, stanowiące zbiory krótszych opowiadań o bohaterce. Ponadto została – jak sugeruje tytuł – zrealizowana tylko w czerni, bieli i czerwieni.

Numer pierwszy rozpoczyna się od The Sorcerer of Shangara! autorstwa Marka Russella (scenariusz) i Boba Q (rysunki). Sonję spotykamy tu zamkniętą w lochach, lecz z łatwością znajdującą z nich drogę ucieczki. Szkopuł w tym, że gdy próbuje uratować innych więźniów okazuje się, że nikt nie chce wydostać się na wolność.

Komediowa nowela, pełna humorystycznych dialogów i całkiem sporej dawki akcji stanowi przyjemny wstęp do serii. Ładnie narysowana i dynamiczna, oferuje także komentarz o ludziach wybierających proste, zniewalające kłamstwo ponad wolność i prawdę, z jaką wiąże się konieczność brania odpowiedzialności za swoje decyzje.

Druga opowiastka to The Hunted autorstwa Amandy Deibert (scenariusz) i Cat Staggs (rysunki). Tym razem Sonja – wynajęta do rozprawienia się z gangiem zbirów – natyka się na zakochaną parę, której obiecuje bezpieczne dotarcie do domu.

Akcja noweli toczy się w zaśnieżonym, mroźnym lesie, więc jest dość nastrojowo. Złoczyńcy często atakują, nie pozwalając na znudzenie, a pechowi zakochani znajdują się w ciągłym niebezpieczeństwie z powodu swojego braku doświadczenia w podobnych sytuacjach.

Historia przedstawia jedną z pomniejszych misji Sonji, którą zwykle spotykamy, gdy wykonuje swoje największe zadania czy też prowadzi nadto niebezpieczne przygody niezwiązane z jej pracą jako miecz do wynajęcia. Tym samym nawet jeśli The Hunted nie jest opowieścią szczególnie wysokich lotów, to bardzo przyjemnie jest zobaczyć bohaterkę w obliczu mniejszych zagrożeń. Ilustracje w noweli są przy tym bardzo ładne, ale niestety też bardzo statyczne.

Ostatnią historią numeru jest Seeing Red, którą napisał Kurt Busiek, a narysował Benjamin Dewey. Tym razem heroina zostaje wynajęta przez podstępnego mężczyznę do łatwej misji odzyskania klejnotu, jaka okazuje się walką na śmierć i życie z niewidzialną bestią.

Finalna historia to klasyczne sword & sorcery, które mogłoby się znaleźć w komiksach o Sonji w latach 70. Jest dynamicznie i heroicznie, jest sporo krwi i scen akcji, fabularnie mocno kojarzy się z historiami Roberta E. Howarda czy Roya Thomasa (przynajmniej kiedy pisał je dobrze), a i wizualnie nie odchodzi daleko od starszych opowieści o Sonji. Mimo że bardzo przewidywalne jest to zatem również bardzo miłe zakończenie.

Drugi numer zaczyna się od epickiej noweli Proelium Finalis napisanej i narysowanej przez Jonboya Meyersa. Niemal w całości stanowi ona jedną wielką sekwencją bitwy armii pod dowództwem Sonji z lemuriańską armią dowodzoną przez czarnoksiężnika. Wszystkiemu towarzyszy narracja bohaterki, kreśląca jej historię i powody kontynuowania walki z siłami zła przez wiele lat, nadająca całości nieco nostalgicznego charakteru, a działaniom Sonji charakteru syzyfowej pracy. Poza tym znajdziemy tu motyw czegoś w rodzaju nieśmiertelności heroiny, której dusza przechodzi reinkarnacje czy wskrzeszenia, sprawiające, że jej walka nie ma końca. Świetne ilustracje dopełniają udanej całości.

Druga nowela to Edible spod ręki Jedda Parkera (scenariusz) i Natalie Nourigat (rysunki), będąca Sonją w wersji light. Wraz z wizualnym stylem rodem z dziecięcej kreskówki i dodaniem małej dziewczynki jako towarzyszki bohaterki kuriozalna walka z inteligentnym bagnem prezentuje Sonję w zupełnie innym wydaniu niż zwykle. Mimo że samej historii ciężko zarzucić szczególne zalety, to sam fakt jej odmienności i wzbudzanej przez nią przyjemności stanowi spory plus i pokazuje, że jakaś mini o rudowłosej wojowniczce skierowana do młodszych czytelników nie byłaby może najgorszym pomysłem.

Na koniec dostajemy Listen Close… napisany przez Davida F. Walkera i narysowany przez Willa Robsona. W nim Sonja zostaje wynajęta przez króla aby odzyskała jego narzeczoną porwaną przez gorgonę. Pojawiający się dość wcześnie twist jest dość przewidywalny, ale historia mimo wszystko posiada bardzo dobre wyczucie tempa narracji oraz warstwę wizualną na wysokim poziomie. Sama historia jest zagrana prymarnie jako krytyka patriarchatu i seksizmu oraz – poprzez epilog – pokazuję Sonję jako silną, inteligentną i – co najważniejsze – niezależną kobietę, mogącą stanowić wzór dla dziewczyn i dziewczynek na całym świecie. Z jednej strony jest to całkiem fajny pomysł, z drugiej Sonja wciąż zawiera w sobie element tego z czym tutaj walczy, widoczny w jej ekstremalnie skąpej „zbroi” i częstym pokazywaniu jej na alternatywnych okładkach w seksualnie naładowanych pozach nijak mających się do jej charakteru. Oczywiście wielu nowych twórców modyfikuje jej zbroję na bardziej logiczną, co widać choćby w Red Sonja Mirki Andolfo, i odchodzi od jej przedstawiania jako kobiety czekającej na podbój przez mężczyznę, lecz mały dysonans mimo wszystko pozostaje.


DIE!namite #1-5 (Dynamite, 2020-2021)
Scenariusz: Fred Van Lente i Declan Shalvey (#1), Fred Van Lente (#2-5)
Rysunki: Vincenzo Carratu i Justin Mason (#1), Vincenzo Carratu i Pasquale Qualano (#2, 4), Vincenzo Carratu (#3), Vincenzo Carratu i Vincenzo Federici (#5)

Dynamite lubi od czasu do czasu bawić się w crossovery, gdzie spotykają się – w historiach rozgrywających się z dala od innych serii i miniserii wydawnictwa – najróżniejsi bohaterowie, antybohaterowie i złoczyńcy. DIE!namite jest pierwszą częścią ich najambitniejszego crossa w historii, kontynuowanego później w dwóch kolejnych miniseriach. Co więcej, wciąż nie dobiegł on końca i kolejna mini będzie miała premierę w przyszłym roku.

Pierwszy numer zaczynamy z Johnem Carterem z Marsa, który obecnie jest staruszkiem przebywającym w domu opieki. Niebawem jednak spostrzega coś dziwnego i bam! Materializuje się na Marsie w młodym ciele. Tymczasem Vampirella – ambasadorka Drakulonu – znajduje się w podróży na ziemską kolonię Drakulończyków. Red Sonja – w erze hyboryjskiej – zbliża się do starej świątyni w poszukiwaniu przyjaciela, a Thunderbolt kończy właśnie na Ziemi trening pod okiem Czerwonego Lamy. Spoiwem łączącym te wszystkie wątki – i który zdradza okładka – są zombie. Wszyscy bohaterowie prędko bowiem natykają się na żywe trupy, których liczba gwałtownie rośnie. Sonja ponadto spotyka również Smileya – Psychotyczną Odznakę, którego kojarzycie jeśli czytacie komiksy o Evil Erniem.

Van Lente i Shalvey upichcili całkiem przyzwoity początek, obiecujący sporo szalonej i krwawej zabawy. Wrzucają nas w multiwersalną apokalipsę zombie inspirowaną popularnymi komiksami typu Marvel Zombies, DCeased czy The Walking Dead, ale z Dynamite’owym twistem. Realia wszystkich postaci zostały bardzo sprawnie połączone, a i sama możliwość obcowania w jednej historii zarówno ze sztandarowymi (anty)bohaterami wydawnictwa (Sonja i Vampirella), przez długi czas na kartach komiksów nieobecnymi (Thunderbolt) czy pochodzącymi z Chaos! Comics (Smiley – Psychotyczna Odznaka) jest frajdą samą w sobie.

Ponadto każdy fragment historii umieszcza zombie w innym anturażu: kosmiczny horror a la Obcy – decydujące starcie wokół Vampi, sword & sorcery z Sonją w centrum czy fantastyczne i pełne akcji zmagania Johna Cartera. Nie jest to najoryginalniejszy komiks, nie prezentuje poziomu, jaki będzie wzorcem na przyszłe lata, ale jest to niewątpliwie solidna pulpa, jakiej żaden fan którejkolwiek z postaci nie powinien przegapić.

Drugie spotkanie z crossem świetnie rozwija historię, wprowadzając nowe postaci i rzucając więcej światła na rozgrywający się kryzys. Vampirella decyduje się lecieć na Marsa, gdzie oczywiście przebywa John Carter. Tam też – poprzez czas i przestrzeń – przenosi Red Sonję Smiley – Psychotyczna Odznaka. Natomiast na zaatakowanej przez zombie Ziemi, a dokładniej w tym samym domu opieki, gdzie biega w poszukiwaniu mózgów stare ciało Cartera mieszka Miss Fury (w nader zaawansowanym wieku, ale wciąż pełna sarkazmu i chętna skopać komuś tyłek). W to samo miejsce przybywa też grupa Project Superpowers, pisana jako klasyczni superhero, których zbytnia pewność siebie może okazać się zgubna. Thunderbolt zaś spotyka się z Tabu.

Wiem, że rzucam dużą ilością nazw i pseudominów, ale czytanie tych wszystkich postaci wchodzących w interakcje ze sobą nawzajem to czysta przyjemność. Nawet wspominanie o nich w jednym akapicie jest przyjemne.

Drugi numer jest pełen akcji, tajemnic, zombie i zwrotów fabularnych. Twórcy nie boją się zabijać różnych (anty)bohaterów i zmieniać ich w żywe trupy zachowujące ich moce, tym samym zwiększające prędkość przekształcania populacji Ziemi i Marsa w nieumarłe żarłoki. Wypada też dodać, że jak na komiks z Dynamite przystało nie brak tu również gore (i wymiocin), więc i pod tym względem komiks dostarcza radochy.

Powstrzymam się przed pisaniem zbyt wiele o numerze 3., gdyż tutaj już trup (także wśród głównych bohaterów) ściele się gęsto, a i zwrotów fabularnych nie brak. W tym zeszycie wprowadzono w końcu Dejah Torris, a Vampi straciła włosy. Oprócz tego zbliżamy się do wyjaśnienia zagadki skąd zombiaki w ogóle wypełzły i kto je kontroluje.

Numer czwarty nieco spuszcza z tonu i jest momentem, kiedy czuć pewne zmęczenie pędzącą fabułą. Historia ta mogłaby się spokojnie rozgrywać na przestrzeni 7-8 numerów; fajnie byłoby też zobaczyć te wszystkie postaci spędzające ze sobą trochę więcej czasu poza walką z zombie i super-zombie. Skupienie się na akcji sprawia, że wszyscy stają się do siebie nieco podobni, każdy bowiem praktycznie cały czas krwawo rozprawia się z żywymi trupami i robi – w tym numerze szczególnie – niewiele ponadto. Ale nie oznacza to, że jest bardzo źle. Dalej dzieje się sporo, nieco groteskowo, oraz brutalnie i w końcu pojawia się Evil Ernie. Aczkolwiek jest on dość odmienny od Evil Erniego, jakiego kojarzymy z jego solowych serii, co oczywiście jest powiązane z fabułą.

Numer piąty to już festiwal zwrotów akcji, śmierci przeróżnych bohaterów i zupełnego zmieniania status quo, podczas którego do akcji włącza się Lady Hel (Dynamite mimo wykupienia praw do postaci z Chaos! Comics nie dostali od Briana Pulido praw do Lady Death, stąd w Dynamite stworzono Lady Hel będącą ichnim odpowiednikiem Lady Death). Całkiem pomysłowo poprowadzono przy tym postać Smileya. Ogólnie mini kończy się na wysokim poziomie zarówno wizualnym, jak treściowym; finalizujący ją cliffhanger jest bardzo soczysty, a nowy villain niespodziewany. Napisałbym, że nie mogę się doczekać drugiej części crossovera, gdyby nie to, że już ją czytałem. I zachęcam do tego samego innych.


DIE!namite Valentine Special: Our Bloody Valentine (Dynamite, 2021)
Scenariusz: Fred Van Lente
Rysunki: Drew Moss i Lee Ferguson

Między numerami 4. i 5. crossovera Dynamite wydało tie in, którego akcja rozgrywa się – nie zgadniecie – między numerami 4. i 5. crossovera. Pierwsza nowela w komiksie opowiada o próbach podbicia serca Red Sonji przez Thunderbolta. Aby osiągnąć sukces w miłosnych podbojach pyta on o rady różnych bohaterów i otrzymuje bardzo różne sugestie, spośród których chyba najciekawsza pochodzi od Vampi. Mimo komediowych elementów, jakich należało się spodziewać w tego typu historii, nowela została utrzymana w zaskakująco poważnej formie. Jego miłość nie została ani razu wyśmiana i wszystkie rozmowy prezentują całkiem przyzwoity poziom dyskusji o uczuciach. Żeby nie było jednak całkiem miło mamy tu również zombie.

W noweli dostajemy więc poniekąd to, czego brakowało mi w głównej serii, czyli spokojniejszych interakcji między różnymi postaciami. Przyznam, że nie narzekałbym na więcej podobnych tie-inów.

Druga nowela opowiada o dwójce postaci z głównej serii, jaka kontynuuje swoją miłość mimo że są zombie. Nie będę pisał więcej na ten temat, gdyż nie chcę zdradzać, kto z bohaterów crossa spotkał się ze śmiercią. Ta historia kieruje się całkowicie w stronę groteskowej komedii, jest pozbawiona dialogów, lecz mimo pewnej oryginalności nie jest szczególnie wysokich lotów. Jest jednak bardzo krótka, więc nigdy nie męczy.


Gung-Ho #7 (Ablaze, 2020)
Scenariusz: Benjamin von Eckartsberg
Rysunki: Thomas von Kummant

Numer siódmy jest przejściowym numerem serii. To ostatni zeszyt, w którym czytamy o młodzieńczych rywalizacjach, wygłupach i w którym wciąż jeszcze poznajemy bohaterów. Jest to też pierwszy zeszyt, jaki przesuwa do centrum wątki związane z licznymi niesprawiedliwościami w forcie, jego wewnętrzną polityką, frustracjami i przemocą wobec młodych.

Komiks początkowo rusza w kierunku wartkiej akcji, przedstawiając jazdę na motorach nastoletnich bohaterów ściganych przez ripperów. Potem jednak przechodzi gwałtowną woltę i kreśli sceny skutych łańcuchami dzieci, bitych do krwi w trakcie burzy. To już nie jest kiełkujący zalążek nieufności młodych wobec starych, to już początek ich nienawiści i gorzkiej rywalizacji o serce ludzkości w czasach apokalipsy. I po raz pierwszy mogę napisać, że Gung-Ho naprawdę mnie zainteresował i wyszedł poza pozycję zamkniętą w rejonach young adults.


The Untamed: A Sinner’s Prayer #7 (Stranger Comics, 2014)
Scenariusz: Sebastian A. Jones
Rysunki: Peter Bergting

I dotarliśmy do finału pierwszego tytułu ze świata Asundy. W ostatnim numerze mini Nieznajomy dociera do tajemniczego kapłana, przypominającego lisza, lecz to nie on okazuje się być ostatnim celem protagonisty. Bóg, który wskrzesił Nieznajomego ma bowiem zgoła inne plany i chce zmusić go do zabicia niewinnej Niobe Ayutami. Jest to zatem już nie tylko sugerowanie, ale powiedzenie wprost, że młoda, szlachetna pół-elfka ma w przyszłości wstrząsnąć Asundą i nie każdemu jest to w smak.

Numer przede wszystkim skupia się na próbach Nieznajomego powstrzymania się przed zabiciem dziewczyny, która pokazała mu, że wciąż znajduje się w nim dobro. Jeśli obawiacie się, że przez to komiks zrobił się zanadto ckliwy, to uspokajam, że wciąż nie jest on pozbawiony mroku, oniryzmu, krwi i akcji. Ostatnie spotkanie z The Untamed udanie umieszcza nas w bardziej magicznych rejonach komiksu, jawiąc się chwilami niczym klasyczne sword & sorcery, acz w posępniejszym, mniej przygodowym wydaniu. Jak i w przypadku poprzednich zeszytów nie jestem jednak w pełni usatysfakcjonowany warstwą wizualną; Bergting jest wg mnie nierównym rysownikiem i jego czasem popadające w karykaturalność ilustracje nie zawsze dobrze oddają ducha komiksu. Trudno na szczęście zarzucić cokolwiek warstwie kolorystycznej, znacząco poprawiającej nastrój.

The Untamed: A Sinner’s Prayer stanowi zatem intrygujące wprowadzenie, stopniowo zapoznające nas ze światem przedstawionym, obierając za punkt wyjścia westernowy motyw przybycia do miasta bezprawia gdzieś na pustkowiu. Ten początkowy brak oryginalności jest udanie wykorzystany do zakotwiczenia czytelnika w nowym komiksowym uniwersum. Miniseria kończy się swoistym epilogiem, wprowadzającym Essessę, zupełnie nową postać, wyglądającą na żeńską, pozbawioną skrupułów wersję Nieznajomego. Jak zawsze jako bonus otrzymujemy także nieco prozy. Tym razem dotyczy ona opisu Salema Blackravena, zmiennokształtnej, potężnej istoty, powiązanej z wskrzeszeniem protagonisty komiksu. Omówienie Salema dostarcza również kilku dodatkowych informacji nt. mitologii Asundy.


Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

1 Komentarz

  1. Świetny artykuł. Byłem bardzo zadowolony, że wyszukałem ten wpis. Wielu autorom wydaje się, że mają rzetelną wiedzę na opisywany temat, ale niestety tak nie jest. Stąd też moje miłe zaskoczenie. Czuję, że powinienem wyrazić uznanie za Twoje działania. Koniecznie będę rekomendował to miejsce i regularnie tu zaglądał, aby zobaczyć nowe artykuły.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*