Wysypisko komiksowe 10: Red Sonja, Vampirella, Evil Ernie, The Cimmerian, Jennifer Blood, Dusu, Gung-Ho, Ladies with Guns, Ash Williams, Re-Animator, Eros/Psyche, Magnus Robot Fighter, Justice Inc.

Jubileuszowe wydanie komiksowego wysypiska uczcimy początkiem jednej z najbardziej kultowych serii w pulpowym świecie obrazkowym, czyli Vampirelli z 1969 roku. Innymi dzisiejszymi debiutami są westernowy Ladies with Guns oraz howardowski The Cimmerian: Iron Shadows in the Moon. Więcej będzie jednak pożegnań z tytułami, dokładniej z Evil Ernie: The Resurrection, Jennifer Blood: Born Again, Dusu: Path of the Ancient i Sonjaversal. Nie zabraknie w międzyczasie kontynuacji: kolejnych nowel o Czerwonej Sonji z Marvela z lat 70., Army of Darkness vs. Re-Animator, Magnus Robot Fighter, Gung-Ho, Justice Inc., Eros/Psyche, Savage Red Sonja: Queen of the Frozen Wastes, a także Red Sonja. Jakby tego było mało sprawdzimy one shota Evil Ernie #0. Myślę, że 10 wysypisko jest stosownie zróżnicowane i bogate.


Sonjaversal #9-10 (Dynamite, 2021)
Scenariusz: Christopher Hastings
Rysunki: Pasquale Qualano

Przedostatni numer maxiserii wprowadza nowy story arc, jaki oczywiście zostanie poprowadzony prędko oraz dość chaotycznie, gdyż musi zostać zakończony już w kolejnym zeszycie. Zabija to nieco przyjemność z poznawania fabuły, lecz mimo tego nie jest ona nieudana. Tyczy się Niebieskiej Sonji, czyli tej ze spluwami, jaka prowadzi śledztwo w swoim uniwersum. Natrafia na dziwaczną istotę-wyspę, powstałą z jej groteskowo (i tajemniczo) zmutowanych przeciwników, którzy powrócili z piekła po wydarzeniach z pierwszych pięciu numerów Sonjaversal.

Design kreatury jest naprawdę niezły, czuć w tym wszystkim odrobinę lovecraftowskiego ducha, a Niebieska Sonja jest ciekawą postacią; innymi słowy znajdziemy tu sporo zalet. Szkoda tylko, że Hastings tak lubuje się w chaotycznym toku narracji. O ile rozpoczyna komiks interesująco – Niebieska Sonja zabija swoich przeciwników po czym nie wie, co ze sobą począć, kiedy nie ma już z kim walczyć – w klimatach oldschoolowego kina akcji lat 80., o tyle pod koniec mamy wiele przeskoków fabularnych i niedopowiedzeń, służących nie pogłębieniu nastroju tajemnicy, a raczej przyspieszeniu tempa aby zmieścić ostatnią historię w dwóch finalnych numerach maxiserii.

Przyznam jednak, że bardzo podobał mi się pomysł zebrania grupy gości z karabinami do walki z zagrożeniem, jakim okazuje się być surrealne monstrum rodem z sennego koszmaru. O ile może się on kojarzyć nieco z Predatorem, a niektórym recenzentom przypominał Niezniszczalnych, mi nasunął na myśl grę Contra.

Ostatni numer maxiserii to jedna wielka rozmowa wyjaśniająca dotychczasowe, chaotyczne wydarzenia i stanowiąca wprowadzenie do miniserii Hell Sonja, więc nie jest za ciekawie. Znajdziemy tu przede wszystkim ekstremalnie ekspozycyjne dialogi o genezie Piekielnej Sonji, przez co zamiast stanowić wielki finał, Sonjaversal #10 stanowi raczej pomost do kolejnego tytułu nie oferując przy tym satysfakcjonującego zakończenia. Nie oznacza to, że zeszyt jest całkiem nieudany; różne wariacje Sonji są jak zawsze intrygujące, lovecraftowskie motywy przyzwoicie wplecione, a sama fabuła jest dość nieprzewidywalna. Pewnie gdybym czytał maxiserię przed Hell Sonją byłbym nieco bardziej ukontentowany, lecz pamiętając, że kontynuacja średnio przypadła mi do gustu zakończenie Sonjaversal pozostawiło spory niedosyt.


Evil Ernie: The Resurrection #4 (Chaos! Comics, 1993)
Scenariusz: Brian Pulido
Rysunki: Steven Hughes

I dobrnęliśmy do ostatniego numeru miniserii. Finał okazuje się nieco zaskakujący, gdyż kończy się triumfem Erniego. Pulido całkowicie przerabia miejsce akcji komiksu i zmienia Stany Zjednoczone w Stany Psychotyczne Ameryki, gdzie plaga żywych trupów pod telepatyczną kontrolą psychopatycznego nastolatka wymyka się spod kontroli. Pisałem już o tym przy okazji pierwszej mini, ale tutaj nawet bardziej niż poprzednio wszystko wygląda niczym odwrotny horror; zamiast bohaterów ściganych przez potwora, jaki niby ginie, lecz daje o sobie znać w ostatnich minutach obserwujemy akcję z perspektywy potwora, którego ścigają bohaterowie, niby ginący, lecz na koniec pokazujący się jak najbardziej żywi. Jest to bardzo dobry pomysł i największa zaleta historii z Erniem w roli głównej. Oprócz niego mały występ zalicza też oczywiście Lady Death.

W całości miniseria jest przyzwoitym sequelem, służącym również jako wprowadzenie do uniwersum Chaosu. Pierwszy tytuł nowego wydawnictwa pokazuje, że twórcy wolą się skupiać na postaciach negatywnych bardziej niż na pozytywnych, nie boją się krwi, wątpliwej jakości humoru, przejaskrawień i totalnej rozwałki bez żadnych prób utrzymania status quo w swoim komiksowym świecie. Jest to zatem nieco infantylny, ale wciąż dający sporo frajdy start.


Evil Ernie #0 (Chaos! Comics, 1993)
Scenariusz: Brian Pulido
Rysunki: Joel Thomas

Ten komiks to apoteoza wszystkiego, co było nie tak z komiksami w latach 90. Znajdziemy tu chaotyczne ilustracje i postaci z mięśniami większymi niż ich malutkie główki. Wszyscy non stop krzyczą i są wyposażeni w spluwy i/lub heavy metalowe ciuchy. Gdzie tylko się da zostają wciśnięte nowoczesne mechy i egzoszkielety, skąpane w popularnych wtedy odcieniach zieleni i purpury.

Oryginalny Evil Ernie to brutalna miniseria w klimatach grozy z dodatkiem oldschoolowej akcji i czarnej komedii oraz z dość ciekawymi postaciami obu płci. The Resurrection to bardziej przejaskrawiony, ale całkiem logiczny sequel, utrzymany w nastroju końcowych zeszytów pierwszej mini, czyli z większą dawką totalnej anihilacji i megaśmierci. #0 zaś to totalna porażka: nieprzerwana kolorowa akcja, ciągłe bezładne strzelaniny oraz postaci wyrugowane z charakteru są jego znakami rozpoznawczymi. Jedynym plusem jest to, że podbito nieco motyw znęcania się nad Erniem przez jego rodziców, co daje mu bardziej zrozumiałe motywacje. Smiley został odrobinkę rozbudowany, powróciła też Lady Death, lecz choć jest aktywniejsza niż wcześniej, to straciła swoją aurę dominacji. Innymi słowy komiks ten to jedno wielkie rozczarowanie.

Wypada jeszcze dodać o czym w ogóle #0 jest. Otóż Generał Ramsey i inni przeciwnicy Erniego – po wydarzeniach z The Resurrection – wyciągają z tajnych placówek rządowych futurystyczną technologię aby walczyć z plagą zombie i Stanami Psychotycznymi Ameryki.


The Cimmerian: Iron Shadows in the Moon #1 (Ablaze, 2021)
Scenariusz i rysunki: Virginie Augustin

Przyzwoita adaptacja jednej z moich ulubionych historii o Conanie autorstwa Roberta E. Howarda. Atrakcyjne, mroczne ilustracje zapewniają stosownie niepokojący nastrój i wrażenie tajemniczości. Fabuła też trzyma suspens, częściowo dlatego, że autorka nie przesadza z dialogami i pozwala organicznie rosnąć nastrojowi grozy. Dla przypomnienia: w tej noweli Conan ratuje młodą niewolnicę i podczas ucieczki natrafiają na tajemniczą wyspę, gdzie znajdują się ruiny dawno zapomnianej cywilizacji. Cywilizacja może jest zapomniana, lecz pozostawiła za sobą koszmar trwający po dziś dzień. Jak zawsze na deser otrzymujemy fragment oryginalnego opowiadania Howarda.


Jennifer Blood: Born Again #5 (Dynamite, 2014)
Scenariusz: Steven Grant
Rysunki: Kewber Baal

Ostatni numer miniserii kończy się poniekąd spodziewanie, lecz wątek płatnego zabójcy, jaki dostał kontrakt na Blood i którego łączy z nią nie tylko romans, ale i swoista relacja mistrz-uczennica został zwieńczony w odpowiednio brutalno-gorzkim stylu, doskonale pasującym do komiksów z serii. Sama Blood – mimo że wciąż socjopatka, skręcająca w psychopatyczne rejony – nie jest już osobą, jaka zupełnie nie przejmuje się życiem innych. Jest ona – jak i cała mini – mniej przejaskrawiona i groteskowa niż była kiedyś, co sprawia, że wydaje się pełniejszą postacią, na czym zyskuje cały komiks. Przyznam, że jestem po raz pierwszy ciekaw, jak potoczą się dalsze losy antybohaterki.


The Day of the Sword (Marvel, imprint Curtis)
Oryginalnie wydany w Kull and the Barbarians #3, 1975
Ja czytam odświeżoną wizualnie wersję z 2018 roku wydaną przez Dynamite w ramach The Further Adventures of Red Sonja Vol. 1
Scenariusz: Doug Moench, na podstawie pomysłu Roya Thomasa.
Rysunki: Howard Chaykin

Drugie pojawienie się Czerwonej Sonji w komiksach przedstawia jej pierwszy origin: jej rodzina została zamordowana, a ona sama zgwałcona i pozostawiona na śmierć przez hyrkańskich najemników. Pełna frustracji i poczucia niemocy modliła się następnie do bogini Scatatch, jaka udzieliła dziewczynie daru zdolności sztuk walki i siły w zamian za to, że Sonja będzie mogła związać się z mężczyzną tylko jeśli ten pokona ją wcześniej w uczciwej walce. Szczerze przyznam, że nigdy nie byłem fanem tego originu i zdecydowanie preferuję te z retconów, choć podoba mi się, że oryginalna Sonja po wielu latach – a dokładniej w maxiserii Sonjaversal – zabije Scatatch. Założenie, że rudowłosa heroina nigdy nie potrafiłaby nauczyć się dobrze władać mieczem oraz motyw mówiący, że kobieta musi być podbita (fizyczną) siłą przez mężczyznę niesie ze sobą przynajmniej kilka negatywnych konotacji. Ponadto zadaje kłam samej bohaterce, odbierając jej część jej wartości i potęgi. Poza tym nowela nie jest zła, jest przyzwoicie narysowana, a sami najemnicy przedstawieni jako nadzwyczaj plugawi, co pomaga w emocjonalnym zaangażowaniu czytelnika.

Wizards of the Black Sun (Marvel)
Nowela pochodzi z The Savage Sword of Conan #23, 1977
Ja czytam poprawiony wizualnie reprint z 2018 roku wydany przez Dynamite w The Further Adventures of Red Sonja Vol. 1
Scenariusz: Roy Thomas, Clair Noto
Rysunki: Frank Thorne

Całkiem fajna nowelka, w której Sonja trafia do iluzorycznego miasta i natyka się na piekielnych czarodziei. Jest to bardzo krótka opowieść, lecz pełna nieźle rozpisanej akcji, naturalnych dialogów i zadziornej heroiny. Na uwagę zasługuje odsłonięcie ostatniego z antagonistów, świetnie rozrysowane i zaplanowane. W kontekście innych krótkich form o diablicy z mieczem ta prezentuje się jako jedna z najciekawszych. Poza tym jest to pierwszy raz, gdy Sonja została narysowana przez Franka Thorne’a, jednego z najlepszych i najważniejszych dla jej komiksowej prezencji ilustratora.


Army of Darkness vs. Re-Animator #3-4 (Dynamite, 2005-2006)
Scenariusz: James Kuhoric
Rysunki: Nick Bradshaw (#3), Sanford Greene (#4)

Trzeci numer mocniej uderza w groteskowe klimaty, gdyż Ash odwiedza lustrzany wymiar, nawiązujący do Alicji w krainie czarów. Poza tym walczy z chmarami deadites, czyli robi to, co zawsze, a Re-Animatora prawie tu nie znajdziemy. Ilustracje (i fabuła) jak poprzednio: karykaturalne. Niestety średnio mi się to wszystko czyta.

Story arc się kończy się w czwartym zeszycie, ale seria będzie trwać dalej, niestety pisana przez tego samego scenarzystę i bez Howarda Westa. W Army of Darkness vs. Re-Animator Re-Animatora zresztą było jak na lekarstwo, akcji było za dużo, a chaosu było bezmiar. Fabuła skupiała się niemal non stop na Ashu i jego nowych znajomych tnących chmary deaditów. Kuhoric zaoferował nam więc powtórkę z chlastania demonów i rzucania średniej jakości żartami, jakie charakteryzowały każdy poprzedni zeszyt jego autorstwa. Póki co jest to najgorsza rzecz od Dynamite, jaką czytałem.


Red Sonja #5 (Dynamite, 2022)
Scenariusz: Mirka Andolfo, Luca Blengino
Rysunki: Giuseppe Cafaro

Andolfo i Blengino lubią nader często zmieniać status quo serii. W piątym numerze zaczynamy coś na wzór trzeciego story arcu, jaki – pod koniec zeszytu – zabiera nas do pobocznego wątku, który to z kolei będzie centralny dla przyszłego numeru. Red Sonja #5 rozpoczyna się od widoku Sithy ogarniętej ognistym demonem, żyjącym w niej i manifestującym się teraz z powodu walki dziewczynki z bandytami. Pozwala to twórcom umieścić kilka ekspozycyjnych dialogów (demon to pół-bogini Xamul i tylko jej kapłanka może dokonać egzorcyzmu, zatem Sonja i Sitha decydują się ruszyć do niej na drugi koniec świata) oraz pozbyć postaci, jakie wypełniły już swoją rolę (Samosh zostaje poparzony i stary sługa zostaje z nim by go leczyć). Oczywiście spodziewam się powrotu Samosha w przyszłych numerach, lecz póki co rudowłosa heroina i Sitha, niczym samotna wilczyca ze szczenięciem, samotnie podróżują przez pełen niebezpieczeństw hyboryjski świat. Sporą zaletą jest to, że po podjęciu decyzji o podróży komiks spędza nieco czasu na przygotowaniach do niej oraz na przebywaniu spokojniejszych rejonów, dając czas na lepsze poznanie postaci i rozwijanie między nimi więzi. Ponadto dodaje to nieco realizmu, dzięki nie przepchaniu świata przedstawionego niekończącym się pasmem zagrożeń i akcji.

Pod koniec numeru trafiamy do dziwacznej wioski, którą rządzi księżniczka, jaka z dnia na dzień zmienia prawo tak by móc skazywać na śmierć każdego, kto jej podpadnie. Zgadnijcie kogo teraz sobie upatrzyła.


Dusu: Path of the Ancient #3-4 (Stranger Comics, 2016)
Scenariusz: Sebastian A. Jones, Christopher Garner
Rysunki: James C. Webster

Trzeci numer rozpoczyna się od powrotu Dusu do elfiego plemienia po to tylko by zobaczyć, że zostało ono zdziesiątkowane przez szalonego, wilczego Ancunarim. Nowy wódz wini bohatera za tragedię, lecz według szamanki jest on w rzeczywistości jedyną szansą na ratunek. Zeszyt następnie skupia się na metamorfozie protagonisty, który – jak wiemy z poprzedniego numeru – sam jest jednym z Ancunarim.

Trzeci numer niemal wcale nie posuwa akcji miniserii, zamiast tego daje się całkowicie porwać oniryzmowi świata Asundy i przedstawia rozbudowane sekwencje przemiany, rytuałów, fizycznej transformacji czy obrazów oszalałego potwora otoczonego ogniem i trupami. Numer jest dzięki temu bardzo klimatyczny, tym bardziej, że wypełniony świetnymi ilustracjami, stojącymi w kontraście do średnio atrakcyjnej okładki. Wrażenia oniryzmu dodaje też pisana prozą partia, jak zawsze przybliżająca mitologię świata przedstawionego na zakończenie każdego zeszytu.

Ostatni numer miniserii pozostawia po sobie mieszane odczucia. Z jednej strony posiada świetny oniryczny nastrój, idealnie wpasowujący się w świat dark fantasy, jaki tworzą autorzy w dużej mierze dzięki malowanym ilustracjom, z drugiej fabuła jest mało skomplikowana, pełna przeskoków i sprawiająca wrażenie prologu do przyszłych historii niż pełnoprawnej opowieści. Niezbyt dobrze zaprezentowano również głównego antagonistę, który albo siedzi gdzieś wśród wilków i trupów snując niesprecyzowane plany, albo ni stąd ni zowąd pojawia się w centrum akcji masakrując wszystkich wokół.

Podobnie do finału Niobe: She is Life także i finał Dusu: Path of the Ancient stanowi zebranie się grupki wojowników, rozprawiających się z chmarą wrogów, którzy do tej pory nie mieli sobie równych. Dzięki mroczniejszej, bardziej surrealnej wizualnej stronie prezentuje się to lepiej niż w poprzedniej mini, lecz wciąż jawi się jako przyspieszony finał pozbawiony odpowiedniego wprowadzenia. Dusu miałby się moim zdaniem lepiej jako miniseria składająca się z 5 czy 6 zeszytów. Sam zły, oszalały Ancunarim stanowiący finalnego bossa jest na szczęście mocniejszy niż Morka Moa. Mobilizuje to twórców do wprowadzenia magicznej sekwencji w trakcie finalnej walki, która jest nieco mroczniejszą wersją magicznych popisów rodem z komiksów superhero.

Dusu: Path of the Ancient stanowi zatem kolejną pozycję ze świata Asundy, jaka uwodzi swoim mrokiem i oniryzmem, lecz pozostawia spory niedosyt z powodu sięgania po fabularne klisze i zbytnie uproszczenia. Było dobrze, ale mogło być o wiele lepiej.

Jako bonus otrzymujemy pisane prozą opisy Ancunarim, utrzymane w przyjemnym, epickim stylu. Zarówno one, jak i epilog każą oczekiwać ciekawszych tytułów w przyszłości. 


Eros/Psyche #3 (Ablaze, 2021)
Scenariusz i rysunki: Maria Llovet

Seria cały czas na niezmiennym poziomie i w niezmiennym stylu; stanowi oniryczno-surrealny romans w miejscu, gdzie z każdej strony natykamy się na niedopowiedzenia. Tym razem Llovet podbija nastrój grozy wprowadzając w tle element niepewnych wytycznych panujących w uniwersytecie i dziewczynę, jaka je złamała. Nic tu nie jest pewne i miniseria zdaje się coraz bardziej błądzeniem młodych dziewczyn w labiryncie niemożliwych do pełnego zrozumienia zasad, czasem wydając się pięknym romansem, lecz zawsze z podskórną grozą, czającą się w każdym zakamarku.


Magnus Robot Fighter #5-6 (Gold Key, 1964)
Scenariusz: najprawdopodobniej Russ Manning, być może niesamodzielnie
Rysunki: Russ Manning

Po czterech naprawdę ładnych okładkach numer piąty zaskakuje nader zwyczajną, rozczarowującą grafiką. Podobnie zresztą jest wewnątrz numeru. Tym razem – po kilku nielogicznych, wymuszonych sekwencjach – Magnus walczy z Sigmą, nieśmiertelnym robotem. Na dokładkę powraca złoczyńca z poprzedniego zeszytu, co stanowi pierwszy powrót antagonisty w historii serii. Akcja toczy się tu bardzo prędko i urozmaicona jest kilkoma niezłymi pomysłami, jak np. przejęciem kontroli nad Północnym Am przez przeciwników protagonisty. Całkiem udanie wypadają również ilustracje. Całość jest jednak zdecydowanie archaiczna, o wiele bardziej niż poprzednie zeszyty. Pod pewnymi względami kojarzyła mi się z oryginalnym serialem Battlestar Galactica, jaki w mojej opinii zestarzał się gorzej niż np. Star Trek czy Space 1999. Na dokładkę dostajemy artykulik o meteorytach, listy od czytelników i nowelkę o Ziemianach i kosmitach, którzy tym razem rozbijają się na innej planecie.

Szósty zeszyt odsłania się jako dość konserwatywny w kontekście tematu eksploatacji Ziemi: już na pierwszej stronie zostajemy poinformowani, że planeta istnieje tylko dla ludzi i oceany, jak i jej wnętrze muszą produkować surowce dla wiecznie rozwijającej się i eksploatującej środowisko naturalne cywilizacji. Z takim nastawieniem to cud, że świat Magnusa przetrwał do 4000 roku. Później otrzymujemy nieco narzekania, że ludzie zrobili się zbyt miękcy i mało kto chce się teraz bić; zamiast zdzielenia wrogów przez głowę współczesny człowiek stara się rozwiązywać problemy przez jakieś głupie rozmowy czy pokojowe podejście.

To – póki co – najgorszy zeszyt serii, nie tylko ze względu na wątpliwej jakości ideologiczne przesłanie, ale też z powodu mało sensownej fabuły. Ludzie znajdują pod ziemią nowy rodzaj metalu, co mobilizuje kolejne roboty do buntu. Magnus rusza przeciw nim, po drodze natykając się na gigantyczne robale. Jako bonus otrzymujemy krótkie teksty o energii atomowej, treningu fizycznym, listy i nowelkę o przygodach Ziemian i kosmitów, którzy są o wiele słabsi od Ziemian.


Savage Red Sonja: Queen of the Frozen Wastes #2-3 (Dynamite, 2006)
Scenariusz: Doug Murray, Frank Cho
Rysunki: Gregory Homs

Kanibale, yeti, neandertalczycy i kobieta o zdolnościach regeneracyjnych, która mutuje, zdobywa inteligencję jedząc mózgi i ma ochotę na seks z Sonją. Jest zatem całkiem pulpowo, z homoerotycznymi, sadomasochistycznymi podtekstami, ale mimo wszystko też jakoś bez wyrazu. Kolorystyka jest mdła, historia odrobinę przegadana, a i oryginalności za wiele tu nie ma. Jest to przyjemne, acz niezachwycające czytadło.

Przedostatni numer także nie jest w stanie rozbudzić wielkiego zainteresowania. Jest trochę akcji, jest nieco krwi, postaci negatywne są sadystyczne i zepsute do szpiku kości, ale czuć zmęczenie materiału (a to zaledwie trzeci zeszyt) i okropną stereotypowość fabuły. Na szczęście mini kończy się na czwartym numerze, więc powinienem dobrnąć do finału bezboleśnie.


Vampirella #1 (Warren, 1969)

Skoro zabrałem się za sprawdzanie klasycznych komiksów o Czerwonej Sonji, nie mogłem pominąć też tych o Vampirelli. Krwiopijczyni z planety Drakulon zadebiutowała na łamach magazynu Vampirella w 1969 roku i początkowo – poza pojawieniem się we wprowadzającej do nowego tytułu noweli – miała stanowić gospodynię serii, stworzoną na wzór okołohorrorowych śmieszków z magazynów Eerie i Creepy, również wydawanych przez Warrena. Vampirella miała różnić się od pozostałych tytułów wydawnictwa silniejszym skupieniem się na żeńskich postaciach, ale podobnie do nich stanowiła zbiór opowiadań grozy wymieszanych z okazjonalnymi nowelami fantasy czy science-fiction. W pierwszym numerze tej kultowej serii znajdziemy:

1. Vampirella of Drakulon
Scenariusz: Forrest J. Ackerman
Rysunki: Tom Sutton

Okoliczności przybycia Vampi na Ziemię choć przejdą kilka retconów zawsze pozostają w dużej mierze wierne centralnym pomysłom z oryginalnej noweli Ackermana. Jej akcja rozgrywa się na Drakulonie, odległej planecie, gdzie woda ma identyczny skład chemiczny co ludzka krew. Niestety trwa obecnie wielka susza i Drakulończycy powoli słabną z braku pożywienia. Na szczęście na planecie rozbija się ziemski statek kosmiczny z dość sporą załogą…

Pewnie każdy z Was lepiej lub gorzej kojarzy genezę Vampirelli, jak i samą postać. Żeby jednak nie było wątpliwości pokrótce przypomnę jej najważniejsze cechy. Vampi choć pije krew nie jest klasyczną nieumarłą wampirzycą*, a jak najbardziej żywą kosmitką. Jej pragnienie wynika z faktu, że drakulońska woda i ludzka krew są takie same, a fizjonomia Drakulończyków opiera się na minerałach dostarczanych im przez ichnią wodę. Oczywiście pomysł ten powstał z chęci powiązania klasycznych cech wampirów (Vampi potrafi zmieniać się w nietoperza, z jej pleców wyrastają błoniaste skrzydła, dzięki którym lata, posiada też kły i nadnaturalną siłę, lecz nie mają na nią wpływu krzyże, woda święcona, światło słoneczne, nie śpi w trumnach etc.) z popularnymi eksploatacyjnymi elementami sci-fi, nawiązującymi do Barbarelli w chęci zaciekawienia czytelników znaczną seksualizacją tytułowej postaci.

Jako takie pierwsze spotkanie z nią nie posiada zbyt wiele sensu. Drakulon to kwintesencja pulpy, Vampi jest hiper-seksualizowana (wymowne pozy, pełne podtekstów kwestie, nagie sceny pod prysznicem) i cała nowela jest bardzo, ale to bardzo krótka. Skłamałbym jednak, gdybym napisał, że źle mi się ją czytało. Stanowi ona swobodną historię twórców bawiących się pomysłami i niemających jeszcze żadnych większych planów co do Vampi ani nie przewidujących, jakim hitem się ona stanie i że niebawem czytelnicy wymuszą jej powrót do magazynu jako jego bohaterki, a nie zaledwie gospodyni. Take that Uncle Creepy!

*W multiwersum Dynamite co prawda istnieje nieumarła wersja Vampirelli, lecz jest to późniejszy pomysł i nie jest ona główną, oryginalną Vampi.

2. Death Boat
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Billy Graham

Grupa rozbitków dryfuje na szalupie ratunkowej i jakby nie mieli dość problemów okazuje się, że jeden z nich jest wampirem.

Death Boat to typowa opowiastka rodem z The Outer Limits czy The Twilight Zone. Trochę napięcia, krwi, wzajemnych podejrzeń i zwrot fabularny na koniec, przyznam że tutaj dość niespodziewany. Ponadto początkowe kadry są w całości rysowane w stylu dutch angles, co dodaje efektu skonfundowania. Bardzo fajna nowela.

3. Two Silver Bullets
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Reed Crandall

Śnieg, Kanada, wilkołak. Atrakcyjne wizualnie, ale ekstremalnie przewidywalne opowiadanie o mężczyźnie polującym na wilkołaka, jaki ugryzł jego córkę.

4. Goddess from the Sea
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Neal Adams

Syrenia kobieta ucieka przez łowcami i znajduje pomoc, a może nawet i miłość u dobrego mężczyzny. Niestety inni ludzie nie spojrzą na parę przychylnym wzrokiem.

Bardzo ładnie narysowana opowieść z nutką komentarza o uprzedzeniach wobec inności. Gorzkie zakończenie sprawia, że jest to najpoważniejsza nowela w numerze.

5. Last Act: October
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Mike Royer

Takie Oszukać przeznaczenie ze starszą, ultra-konserwatywą kobietą w centrum. Jako potomkini rodu zabijającego niegdyś wiedźmy próbuje ujść z życiem, ścigana przez klątwę sprzed pokoleń. Szybkie, niezobowiązujące opowiadanie z niezbyt fajnym finałem.

6. Spaced-Out Girls
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Tony Tallarico

Nałogowy kobieciarz natyka się na piękne kosmitki i niewiele myśląc postanawia zaakceptować ich propozycję podróży w kosmos. Spaced-Out Girls jest kolejną przewidywalną nowelą, tym razem jednak w ramach sci-fi, wzbogaconych morałem, że nie warto być zbyt pewnym siebie podrywaczem i wżeniać się w bogate rodziny.

7. A Room Full of Changes
Scenariusz: Nicola Cuti
Rysunki: Ernie Colon

Poza częścią o Vampi jest to najlepsza nowela z numeru. Opowiada o wciąż zmieniającym się pokoju, jaki pokazuje prawdziwe dusze tych, którzy go odwiedzają. Cuti tworzy całkiem pomysłowe połączenie motywów rodem z opowieści o nawiedzonych domach i kryminałów o ukrywającym się mordercy. Pomysłowa, przyjemna, zaskakująco zapadająca w pamięć historia.


Ladies with Guns #1 (Europe Comics, 2022)
Scenariusz: Olivier Bocquet
Rysunki: Anlor

Po raz pierwszy w moim chaotycznym przeglądzie komiksów natykam się na western. Jego bohaterkami są: zbiegła czarnoskóra nastoletnia niewolnica, brytyjska wdowa po lekarzu, którą okradziono z majątku, indiańska dziewczyna, której większość plemienia nie żyje, starsza, samotna nauczycielka i czarnoskóra prostytutka. Mimo posiadania bardzo odmiennych charakterów zostają zmuszone do pomocy sobie nawzajem i stawienia czoła przemocy, seksizmowi i rasizmowi świata dzikiego zachodu.

Fabuła rozwija się dość powoli i mija ok. 40 stron zanim spotykamy czwartą z głównych postaci. Najwięcej czasu poświecono młodej niewolnicy, co ma sens, gdyż to wydarzenia związane z nią popychają akcję do przodu i najważniejsi antagoniści to osoby, jakie próbują z powrotem zmusić ją do niewolniczego życia. Nie są oni jednak zbyt głęboko zarysowani, stanowią raczej widmo zagrożenia i różnego rodzaju niesprawiedliwości czy społecznych nierówności. Twórcy zdecydowanie preferują skupić się na stworzeniu rozbudowanych portretów bohaterek.

Mimo – szczególnie dwukrotnie – bardzo nieprawdopodobnych i ciężkich do uwierzenia wyczynom kobiet komiks jest bardzo udany. Nie boi się prezentować przemocy, chwilami skręcając niemal w stronę gore. Oprócz tego, oczywiście, porusza tematy niewolnictwa, seksualnego wykorzystywania nieletnich oraz oferuje sporą dawkę wystrzałów z rewolwerów. W rzeczy samej pod koniec pierwszego tomu otrzymujemy całkiem przyjemną i rozbudowaną strzelaninę, zmuszającą protagonistki do pełnej ze sobą współpracy. Nie brak tu również poczucia humoru, pozwalającego łatwiej przełknąć co bardziej naciągane momenty.


Justice, Inc. #2 (DC, 1975)
Scenariusz: Dennis O’Neal
Rysunki: Jack Kirby

Justice, Inc. to przykład serii, jaka nie miała szans na odniesienie sukcesu, gdyż już w latach 70. była przeterminowana. Jej drugi numer raczy nas niewidzialnym metalem, wibracjami niszczącymi budynki, pospiesznym tokiem narracji i mnóstwem zbiegów okoliczności, zbierających się w chaotyczną, nielogiczną i pełną płytkich postaci opowiastkę, jaka bardziej kojarzy się z pozycjami z lat 40. niż 70. Serię skasowano na czwartym zeszycie, więc ją dokończę, lecz nie spodziewam się, że będzie lepiej. Jako bonus dorzucono artykuł o tym, że Justice, Inc. mogłoby być dobrym filmem. Cóż, na pewno nie w formie, jaką zaproponowano w komiksie.


Gung-Ho: Anger #2-4 (Ablaze, 2021)
Scenariusz: Benjamin von Eckartsberg
Rysunki: Thomas von Kummant

Zrobiło się naprawdę ciekawie. Wszystkie konflikty zostały podkręcone na full i seria utrzymuje bardzo przyzwoity stosunek akcji do dramatu. Dzieje się naprawdę dużo i niemal wszystko trzyma w napięciu. Gung-Ho wyrosło tym samym na zaskakująco przyzwoity tytuł.

W tych trzech numerach czytamy o wielkim ataku ripperów na ludzką osadę i o agresywnych nastolatkach buntujących się przeciw niemoralnym dorosłym, podczas gdy na drugim planie – wśród osób wyrzuconych poza ramy społeczne – grupa brutalnych przestępców planuje najechać fort Apache. Czyny w celu ukrycia zepsucia władzy przynoszą odwrotne do zamierzonych rezultaty, dając czytelnikowi satysfakcję z obserwacji rozpadu społeczności zbudowanej na kłamstwach, przemocy i wyzysku słabszych.


Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*