Dzisiaj Wysypisko jest bardziej zróżnicowane niż zwykle. Zaczynamy od Nexusa, serii fantastyczno-naukowej zapoczątkowanej w 1981 roku. Drugą nowością jest Immortal Red Sonja, czyli kolejna wariacja nt. diablicy z mieczem, tym razem przemierzającej krainy z arturiańskich legend. Trzecim i ostatnim debiutem jest Alien Annual, czyli marvelowskie spojrzenie na klasyczne ksenomorfy. Kontynuacje reprezentują Legenderry (z Phantomem, drem Moreau i innymi), Marvel Feature (z Czerwoną Sonją), Niobe: She is Death, Adventurers, Army of Darkness, Magnus Robot Fighter oraz antologie Cry for Dawn i Vampirella.
Nexus #1 (Capital Comics, 1981)
Scenariusz: Mike Baron
Rysunki: Steve Rude
Nexus to pierwszy komiks wydany przez niezależne wydawnictwo Capital Comics, jakie planowało wydawać swoją inauguracyjną serię w formie kwartalnika. Pod szyldem Capitala przetrwała ona zaledwie trzy numery, na szczęście była później z powodzeniem kontynuowana przez First Comics. Obecnie prawa do postaci są w posiadaniu Dark Horse Comics.
Nexus podczas lektury żywo kojarzył mi się – w kontekście stylistycznym – z europejską szkołą komiksu, nie brak tu też nieco staroświeckich pomysłów rodem z oryginalnego Star Treka. Tytułowemu bohaterowi dano do dyspozycji ogromne moce i niezbyt pomysłowy kostium, lecz równocześnie wprowadzono pomysł, że nie wie on jak owe moce zyskał, ani też jak powstała jego kosmiczna baza. Ba, nie wie nawet kto – poprzez koszmarne sny – wysyła mu informacje kogo ma zabić. Tajemnica ta stanowi świetną przeciwwagę dla nieskomplikowanej fabuły i przesadzonych zdolności protagonisty.
Komiks został podzielony na trzy rozdziały. Pierwszy rozpoczynamy od widoku nagiego Nexusa zawieszonego w cieczy, w komorze pod powierzchnią księżyca Ylum. Śni on o wydarzeniach z Paragwaju z 2461 roku, a dokładniej o militarnym dyktatorze, torturującym i mordującym politycznych przeciwników oraz oddającym ich kobiety do gwałcenia. Po latach rządów złoczyńca uciekł na planetę Konstantynow, gdzie obecnie cieszy się bogactwem i polityczną karierą pod przybranym nazwiskiem. Jego lokalizacja zostaje jednak wyjawione we śnie Nexusowi, który przybywa go zabić podczas wystawnej kolacji w luksusowym hotelu.
Nexusowi zafundowano naprawdę epickie intro. Jego pewność siebie, zimnokrwistość i skupienie się tylko na celu i nie zabijanie nikogo innego niezależnie ile pocisków czy rakiet w niego wystrzeli robią spore wrażenie. Tym bardziej, że i kadrowanie jest bardzo filmowe i świetnie ilustruje jego wywołujące powszechną panikę wśród przypadkowej ludności przybycie. Pewność siebie Nexusa zostaje zachwiana dopiero później, gdy właściciel hotelu pyta go, kto pozwolił mu działać jako sędzia i kat.
Komiks wprowadza też dwie osoby z otoczenia protagonisty, kosmitów Dave’a i Gida, z których ten drugi pała żądzą zemsty za ludobójstwo dokonane na jego rasie. Zostaje on wykorzystany do odsłonięcia czytelnikowi części bazy Nexusa, która służy również jako kosmiczna kryjówka dla osób z różnorakich planet, których spotkał nader okrutny los.
Pierwszy rozdział jest doskonałym wprowadzeniem postaci. Zawiera wystarczająco informacji aby zainteresować czytelnika i wzbudzić w nim chęć powrotu do przyszłych numerów. Ponadto dotyka kwestii autorytaryzmu, pokazując samego Nexusa jako swoistego dyktatora, działającego w słusznej, acz nie w pełni jasnej, nawet dla niego, sprawie.
Rozdział drugi zaczyna się przybyciem do ylumowskiej kryjówki Sundry Peale, reporterki, której udaje się uzyskać pozwolenie na zatrzymanie się w bazie tylko dlatego, że zabrała ze sobą za mało tlenu aby przetrwać lot powrotny. Ta część komiksu jest opowiedziana z perspektywy jej i Dave’a, kosmity z planety Thune. W ten sposób twórcy pokazują Nexusa oczami osób, będących świadkami jego działalności. Dave był szefem fabryki produkującej rowery w okresie, gdy władzę na jego planecie przejął rząd wyraźnie inspirowany nazistami. Niebawem rozpoczęły się czystki rasowe, którymi Dave się nie przejmował – wszak nie dotyczyły jego – dopóki sam nie został pochwycony, torturowany, zmuszany do niewolniczej pracy. Gdy Nexus zabił zarządcę więzienia, w jakim Dave był przetrzymywany, Thunowie podążyli za nim. Sprawiło to, że baza na Ylum stała się azylem dla osób prześladowanych i tylko one mogą na niej osiedlić się na stałe. Wygląda na to, że mogą robić, co chcą dopóty dopóki nie ingerują w działania Nexusa. Część mieszkańców jest jednak zawiedziona i wściekła, że ich wybawca nie chce ich uzbroić czy poprowadzić do walki przeciw ich opresorom.
Kontynuując motyw krytyki autorytarnej władzy, drugi rozdział buduje świat wokół protagonisty. Doskonale uzupełnienia komiksowy lore, czyniąc to w sposób pozbawiony nadmiernej sztuczności i nienaturalności. Przy okazji pilnuje aby nie zdradzać za wiele informacji o samym Nexusie i wciąż przedstawia go jako enigmatyczną postać.
Trzeci rozdział skupia się na spotkaniu bohatera z przedstawicielami konsorcjum górniczego, podejrzewanego o niecne praktyki. Konsorcjum chce wynająć Nexusa do zabicia dyktatora Meirda, szczególnie okrutnego i masowego mordercy, tego samego, którego chciał zabić Gid na początku komiksu. W zamian oferują sposób na zablokowanie snów Nexusa. Na oficjalne spotkanie, jako niezależna obserwatorka, została zaproszona Sundra Peale.
Finalny rozdział pierwszego numeru wprowadza pierwszą większą zagwozdkę moralną dla Nexusa. Czy może on zostać wynajęty do zabójstwa osoby podobnej, jeśli nie gorszej od ludzi, których do tej pory zabijał? Czym różni się wysłanie go do akcji przez nieznanego źródła koszmary od zlecenia nieuczciwego konsorcjum? Jest to ciekawe zakończenie zeszytu, również dlatego, że nie próbuje ono atakować czytelnika rozbuchanymi scenami akcji, zbyt nachalnymi cliffhangerami czy niespodziewanymi rewelacjami. Tym samym pierwszy numer Nexusa nader udanie intryguje.
W przedruku komiksu w omnibusie wydanym przez Dark Horse pozbawiono zeszyt bonusów, jakie znajdowały się w nim oryginalnie, a które umieszczam poniżej. W 1981 roku dodano do numeru kilka grafik, plakat i przekrój bazy Nexusa.
I jeszcze kolorowe grafiki, w tym pozbawiona napisów okładka pierwszego numeru:
Immortal Red Sonja #1-2 (kwiecień-maj 2022, Dynamite)
Scenariusz: Dan Abnett
Rysunki: Alessandro Miracolo
Immortal Red Sonja stanowi kolejną alternatywną wersję diablicy z mieczem. Po starcie Samurai Sonja Dynamite zaproponował czytelnikom heroinę osadzoną w świecie arturiańskich legend.
Pierwszy numer zabiera Sonję do Ostatniego Domu znajdującego się na krawędzi „normalnego” świata i świata z post-arturiańskich czasów. W królestwie Króla Artura bowiem wszystko uległo magicznej degeneracji. Niebezpieczeństwa czają się na każdym kroku, ludzi tu praktycznie nie ma. Nastrój komiksu jest przez to dość ciężki, a nawet – jak pisali inni recenzenci – postapokaliptyczny, dialogów nie ma za wiele i nad wszystkim unosi się widmo onirycznego zagrożenia, jakie kojarzyło mi się – w późniejszych zeszytach mocniej niż w pierwszym – z filmem The Green Knight Davida Lowery’ego.
Rudowłosa wojowniczka przybywa do wspomnianego domu, gdyż pragnie uwolnić się od przeklętej kolczugi. Kolczugi, w której zamieszkuje nieznana nam istota zmuszająca Sonję do odnalezienia Merlina i innych w zamian za opuszczenie ciała protagonistki. Po dość epickiej walce, słownych potyczkach i magicznych zagrożeniach, diablica z mieczem w końcu wkracza do ginącego, gnijącego wymiaru, gdzie demoniczna magia rozwijała się przez lata nieposkromiona. Drugi numer przypomina nam kilka faktów z klasycznych legend i wprowadza do serii Zielonego Rycerza, z którym Sonja zalicza swoją pierwszą potyczkę.
Immortal Red Sonja jest świetnym komiksem. Nie tylko wprowadza nowe życie w bohaterkę, ale też czyni to z doskonałym wyczuciem, tempem narracji i bez zbędnych powtórek originów. Sonja jest silna, wygadana, sprytna, ale nieprzerwanie towarzyszy jej poczucie zagrożenia i niepewności. Zagadki dotyczące wydarzeń wokół są intrygujące, a usadowienie wszystkiego w odrealnionej, niemal surrealnej stylistyce dodało komiksowi oryginalności na tle innych wariacji na temat rudowłosej heroiny. Zatem zarówno dla fanów bohaterki, jak i nietypowego podejścia do sword & sorcery Immortal Red Sonja stanowi pozycję zdecydowanie wartą uwagi.
To już nasze trzecie spotkanie z crossoverem Legenderry, który wprowadził steampunkowe wersje różnych pulpowych bohaterów. Pomyślałem, że pewnie część czytelników może być zainteresowana zaproponowanymi w serii designami postaci, stąd zacznę od małej galerii. Po kolei są to: Magna Sparadossa, Vampirella, Green Hornet, Kato, Bionic Man, Captain Victory, Phantom, Devil.
Legenderry: A Steampunk Adventure #3-4 (marzec-czerwiec 2014, Dynamite)
Scenariusz: Bill Willingham
Rysunki: Sergio Fernandez Davila
W trzecim zeszycie serii Magna Sparadossa przebywa w statku powietrznym, dokąd pomogli jej się dostać Green Hornet i Kato pod koniec poprzedniego numeru. Na miejscu zostaje zaproszona na kolację przez kapitana, którym okazuje się być Captain Victory. Towarzyszą mu Bionic Man i Oscar Goldman. W międzyczasie odsłaniają się nam złoczyńcy, wśród których znajdują się Kulan Gath (znany z komiksów o Czerwonej Sonji) i Veiled Lady (stworzona na potrzeby niniejszej serii). Wygląda na to, że współpracują z nieznanym nam demonem i mają nadzieję przyprowadzić mu pannę Sparadossę. W tym celu wysyłają za nią zmutowane bestie.
Na tym etapie Legenderry zacząłem już czuć zmęczenie materiałem. Co nie było dobrym znakiem, wszak miałem do czynienia z wielkim eventem, jaki powinno czytać się z zapartym tchem. Ponadto jest to dopiero trzeci numer, więc znajdujemy się ledwie w połowie serii. Legenderry cierpi na podobną przypadłość, na jaką narzekałem pisząc o DIE!namite, czyli zbytnie bogactwo postaci. Trzeci i – jeszcze bardziej – czwarty zeszyty sprawiają wrażenie komiksów o przypadkowym natykaniu się na kolejnych herosów. Każdy z nich posiada świetne intro, niezłą scenę akcji, po czym znika aby dać miejsce kolejnemu. To bardziej odhaczanie nazw na liście bohaterów z katalogu Dynamite niż organiczne wprowadzanie postaci, których pojawienie się ma więcej sensu niż „akurat byłem w okolicy”. Dwa pierwsze numery nieco chroniły się przed tym żonglując udziałami Vampirelli i Green Horneta, ale od trzeciego Magna styka się co numer z kimś innym.
W czwartym zeszycie Captain Victory i Bionic Man jeszcze na chwilę się pojawiają, lecz pierwsze skrzypce gra Phantom, któremu towarzyszy jego mechaniczny pies Devil. Sparadossa spotyka go po ataku wspomnianych wcześniej bestii, jaki zabrał ją na wyspę dra Moreau. Niezbyt poczciwy doktor, jak się okazuje, także należy do grupy złoczyńców, tak samo zresztą jak Ming the Merciless (z Flasha Gordona). Kulan Gath i Veiled Lady także tu są, głównie po to by pokazać, że przestępcy nie są tak zjednoczeni, jak się mogło początkowo wydawać i istnieją między nimi silne rywalizacje. W międzyczasie Magna i Phantom romansują, zaczyna się ujawniać Czerwona Sonja, a potwory dra Moreau ścigają bohaterów.
Innymi słowy, powtórka z rozrywki i jeśli nie jesteście fanami zaproponowanych postaci, to Legenderry pewnie zdążyło już zgubić Wasze zainteresowanie. Willingham ponoć nieźle dawał sobie radę z wieloosobową obsadą swojej słynnej serii Fables, lecz tutaj nie jest w stanie wykrzesać intrygujących pomysłów poza wyjściowym i szybko zabrakło mu pary. Ja oczywiście do końca dotrwałem, choćby po to tylko aby zobaczyć Czerwoną Sonję w pełnej krasie. O jej występie niebawem napiszę.
Cry For Dawn #4 (grudzień 1991, CFD Comics)
Przedmowa.
Joseph M. Monks pisze, że czwarty zbiór nowel nawiązuje do komiksów EC i lat 50. Po intensywnym trzecim spotkaniu z Cry For Dawn przyszła kolej na bardziej humorystyczne i lżejsze. Joseph M. Linsner tymczasem tłumaczy się, dlaczego zabrakło go w tym numerze. Otóż pan Linsner pracował ówcześnie nad ilustrowaną książką The Storm, którą napisał Scott R. Miller. Może warto przyjrzeć jej się w niedalekiej przyszłości?
A Short and Fat Little Christmas Story
Scenariusz i ilustracje: Frank Forte
Kaligrafia: Jim Brooks, Jr.
Nie będę ukrywał, że czwarty tom antologii to wg mnie znaczący spadek jej poziomu. Nieobecność Linsnera negatywnie wpłynęła na stronę wizualną tytułu, a i fabularnie niezbyt on porywa. Pierwsza historyjka jest utrzymana w tonie humorystycznym i posiada karykaturalne, mocno uproszczone ilustracje. Opowiada o wygadanym dzieciaku, który przyłapuje w domu wulgarnego świętego Mikołaja. Czy jest to prawdziwy Mikołaj mający dosyć swojej pracy, tripujący narkoman, czy też wszystko jest zwidą dziecka? Nie wiemy i raczej niezbyt tą niewiedzą się przejmiemy. Ostatni panel z komentarzem sugerującym, że przed chwilą wydarzyło się coś niesamowitego wypada szczególnie kuriozalnie po tej nijakiej nowelce.
Killing Old Man Heesner
Scenariusz: Joseph M. Monks
Ilustracje: Michael Dubisch
Druga pozycja jest lepsza i przedstawia losy kilku dzieciaków, jakie wpadły na pomysł przestraszenia pewnego starszego pana. Ich plan wiedzie się lepiej niż przypuszczały, ale też pociąga za sobą śmiertelne konsekwencje. Jest to rzetelnie narysowana, lecz mocno przegadana opowieść o dzieciach zbyt chętnych do płatania figli, ale też i o tym, że większość ludzi ma jakieś szkielety w szafie. Niestety ich znalezienie do niczego intrygującego nie doprowadza.
Rotation Play
Scenariusz: Joseph M. Monks
Ilustracje: C. D. Regan
I na koniec najbardziej oldschoolowa nowela, jaka z powodzeniem mogłaby się znaleźć w magazynach Warrena czy w komiksach EC. Jest ona o starzejącym się sportowcu, który nie może się pogodzić z utratą władzy w ręce, więc wymyśla medycznie nieprawdopodobny plan wyleczenia siebie z przypadłości. Choć całość wymaga naprawdę sporego zawieszenia niewiary, nowelę czyta się z przyjemnością, a i finalny twist nie jest zbyt przewidywalny, .
Vampirella #9 (styczeń 1971, Warren)
- Feary Tales
Scenariusz: Nicola Cuti
Rysunki: Jeff Jones
Lilith: pierwsza wampirzyca na świecie; czyli o tym, że jak kobieta jest zbyt pewna siebie to niechybnie musi być jakimś potworem. Ta jednostronicowa nowelka to niewysokich lotów ramotka.
- Scarlet Letters
Z dzisiejszych listów dowiedziałem się, że Amazonia – wojowniczka z jednej z opowieści w poprzednim numerze – to powracająca postać, przewijająca się w trzech tytułach Warrena: Creepy, Eerie i teraz również w Vampirelli. Wśród piszących do wydawnictwa znalazł się Peter Hsu, którego możecie pamiętać jako ilustratora pierwszego numeru Adventurers oraz autora okładek do serii. Hsu jest bodaj najbardziej znany z The Quadrant, a na łamach Wysypisk komiksowych niedługo sprawdzimy jego Elf Warrior. W liście do Vampirelli wyraża swoje uznanie dla kosmicznej wampirzycy i bardzo chwali wygląd jej stóp.
- Vampirella: The Testing
Scenariusz: Archie Goodwin
Rysunki: Tom Sutton
W tym odcinku przygód Vampi dowiadujemy się, że potrafi się ona zmieniać w nietoperza i hipnotyzować ludzi siłą woli. W poszukiwaniach tropu prowadzącego do Kultu Chaosu nasza bohaterka przybywa do Kansas, gdzie w jednej z prywatnych bibliotek znajduje się kopia Kronik Chaosu. W rzeczywistości jednak trafia w pułapkę wiedźmy, korzystającej z pomocy nieumarłego syna i czarnego kota w celu zamordowania seksownej kosmitki. W tym samym czasie Conrad i Adam Van Helsingowie sami ją tropią z zamiarem jej zabicia.
Drugie spotkanie z reaktywowaną serią o Vampirelli jest bardzo sprawnie napisane. Choć korzysta ze stereotypowych pomysłów (stara wiedźma, czarny kot), to udanie wplata je w świat przełomu lat 60. i 70. Daje też o wiele większe pole do popisu bohaterce, gdyż brak tu rycerskich mężczyzn ruszających jej co chwila na pomoc. Vampirella co prawda nie jest tak potężna jak we współczesnych komiksach, ale i tak posiada wystarczająco trików i zwinności aby sprostać swoim magicznym oraz fizycznym przeciwnikom. Jest to zdecydowanie krok wprzód serii, która obiecuje konfrontację z Van Helsingami już w następnym numerze, budując suspens w dość zadowalający sposób.
- Monster Bait
Scenariusz: Don Glut
Rysunki: Joe Wehrle
Rycerz kontra smok, ale to nie bestia jest tu prawdziwym zagrożeniem… OK fabuła, średnie rysunki. - Fate’s Cold Finger
Scenariusz: Doug Moench
Rysunki: Ken Barr
Kolejna nowela od Douga Moencha w serii. Jest to ładnie narysowana, z klasycznym twistem historyjka o licznych samobójczych próbach. - The Curse
Scenariusz i rysunki: Wally Wood
Bardzo fajna historia o wiedźmie i klątwie, ale przedstawionych w dość nieprzewidywalny sposób i skąpanych w sosie fantasy. - Jack the Ripper Strikes Again
Scenariusz: Chris Fellner
Rysunki: Jerry Grandenetti
Dość niezła historia, acz byłaby lepsza, gdyby traktowała po prostu o jakimś seryjnym mordercy, a nie o Kubie Rozpruwaczu. Wykorzystanie tak ikonicznego zabójcy w tak prostej noweli nie jest wg mnie najlepszym pomysłem. W temacie Kuby – swoją drogą – jeśli nie czytaliście, to gorąco polecam From Hell napisany przez Alana Moore’a. - The Boy Who Loved Trees
Scenariusz: Gardner Fox, Barry Smith
Rysunki: Barry Smith
Ilustruje i współtworzy scenariusz Barry Windsor Smith, czyli słynny artysta komiksowy, jaki niebawem zrewitalizuje Conana w tytułach od Marvela, a później zyska sławę za sprawą kultowej miniserii o Wolverinie Weapon X. A i opowieść o chłopaku, który kochał drzewa, ale sam był niekochany przez większość ludzi jest nienajgorsza. Jest też zaskakująco rozbudowana jak na tak krótką formę. - Vampi’s Flames
Od fanów dla fanów. Niestety jeden z nich dopuścił się plagiatu i został mocno za to zrugany. Pojawiła się też ilustracja Petera Hsu, który tyle pisał o stopach Vampi, a sam ich nie narysował. Znalazło się również miejsce na dwa opowiadania i jeden wiersz. - The Work Orders for the Day
Scenariusz i rysunki: Alac Justice
Antyutopia rozgrywająca się w przyszłości, a dokładniej w roku 1985. Są tu maksymalna dyktatura, brak wolności, zimnowojenne podteksty, przyzwoity zwrot akcji i morał, z jakim nie wypada się nie zgodzić.
Niobe: She is Death #3 (marzec 2020, Stranger Comics)
Scenariusz: Sebastian A. Jones
Rysunki: Sheldon Mitchell
Niobe jest bohaterką, którą zdążyłem polubić, a Asunda światem, w który zdążyłem się już wczuć. Niestety ani nie polubiłem, ani nie wczułem się w Niobe: She is Death. Po bardzo dobrym pierwszym zeszycie, dwa kolejne niemal zupełnie mnie zgubiły. W trzecim numerze pojawia się jeszcze więcej przeskoków między przeszłością i teraźniejszością oraz quasi-poetyckich kwestii powtarzających utarte mądrości o dobroci, miłości i dwóch naturach człowieka. Co gorsza komiks posiada dość rozgadanych narratorów, lecz nigdy nie jest jasno wskazane, kto akurat snuje opisy czy przemyślenia. Mimo że każda postać jest pisana inną czcionką i/lub kolorem, to przydałoby się jakieś przypomnienie, tym bardziej, że jednej z nich nie było w komiksach ze świata Asundy już od jakiegoś czasu. Sebastian A. Jones – w świecie, gdzie czytelnicy czytają kilkanaście pozycji tygodniowo – nie może oczekiwać, że osoba sięgająca po komiks będzie pamiętać po kilku miesiącach, kto miał taki czy inny krój i kolor czcionki. Nie wspominając już o tych, którzy po Niobe: She is Death sięgnęli jako po ich pierwszy tytuł od Stranger Comics.
Oprócz zmuszania czytelnika do domyślania się autorstwa danych słów, komiks prezentuje nieco zbyt stereotypowe wizualnie przedstawienie złych i dobrych stron konfliktu. Dotychczas Jones budował bardziej ambiwalentny świat przedstawionego w kontekście jego moralności. Pisał jednak ze współscenarzystami, więc może tym razem zabrakło mu dobrego partnera. Wspomniane skakanie między retrospekcjami również nie pomaga w przejmowaniu się wydarzeniami na kolejnych panelach. Mamy tu wydarzenia teraźniejsze (pojedynek ze Skarlokiem, mistrzem asasynów Galemren), wydarzenia sprzed pierwszego zeszytu (kontynuacja oczyszczania umysłu i odradzania się Niobe pod okiem magicznego, ognistego Charana), wydarzenia z czasów po urodzeniu się Niobe, wydarzenia rozgrywające się tuż przed miniserią The Untamed: A Sinner’s Prayer, w końcu znalazło się także miejsce na spotkanie Untamed i Niobe z rasistowskim szeryfem, jakie z kolei ma miejsce między The Untamed: A Killing Floor a Niobe: She is Life. Każda z tych minifabuł – może prócz rozmowy z Charanem – wystarczyłaby na cały numer komiksu. Wpakowane obok siebie w jednym zeszycie tylko irytują nagłymi zmianami toku narracji, miejsc, stylów, narratorów.
Niobe: She is Death jest tytułem, jaki naprawdę chciałbym polubić, tym bardziej, że zapowiadał się jako najlepsza część świata Asundy. Okazał się jednak potknięciem Jonesa starającym się ugryźć więcej niż jest w stanie przełknąć. Na tym etapie został nam tylko jeden numer mini i nadzieja, że następna seria będzie lepiej przemyślana.
Jak zawsze otrzymaliśmy też bonus w postaci pisanego prozą tekstu, tym razem o Niobe w niewoli, zmuszanej do gladiatorskich pojedynków. Zanim przejdziemy do kolejnej dzisiejszej pozycji spójrzcie jeszcze na ilustrację przedstawiającą dwa możliwe losy oczekujące protagonistkę serii.
Marvel Feature Vol. 2 #5 (lipiec 1976, Marvel)
Scenariusz: Bruce Jones
Rysunki: Frank Thorne
Jak pisałem przy okazji poprzednich spotkań z Sonją w komiksach Marvela, Frank Thorne – ilustrator serii – stabilnie zwiększał swoje zdolności i w numerze 5. Marvel Feature pokazuje się już niemal w pełnej krasie. Wizualnie komiks prezentuje się zatem doskonale, tym bardziej, że przez cały czas pada w nim ulewny deszcz, kreujący posępny nastrój. Przemoczona diablica z mieczem wraz z nowopoznanym bardem przemierza w tych nieprzyjemnych warunkach niebezpieczny las. A przemierza go, gdyż z głodu i braku pieniędzy najęła się do zabicia niedźwiedziego boga zabijającego niewinnych ludzi. Wcześniej jednak urządza niezłą burdę w karczmie, podczas której Jones nie waha się przed przedstawieniem jej jako wojowniczki zaprawionej w bojach fizycznych, słownych i alkoholowych.
Fabularnie komiks nie jest zbyt zaskakujący, acz zawiera dwa zwroty akcji, z jakich drugi jest całkiem udany. Niestety Jones ponownie decyduje się romantycznie związać Sonję z przypadkowo napotkanym mężczyzną. O ile byłbym w stanie uwierzyć w jej okazjonalne chęci cielesnego zaspokajania swoich żądzy, o tyle jej zakochiwanie się co dwa numery w innej, dopiero co poznanej osobie jest już cięższe do przełknięcia. Sceny akcji są rozpisane przyzwoicie, acz brak tu wyjątkowo intrygujących pomysłów.
Adventurers #4 (1986, Adventure Publications)
Scenariusz: Scott Behnke
Rysunki: Kent Burles
Numer zaczyna się wstępem nakreślającym ambicje Adventure Publications. Podobnie do Marvela czy DC twórcy wydawnictwa pragneli stworzyć świat komiksowy zamieszkiwany przez licznych bohaterów i przedstawiany w różnorakich tytułach. Na potwierdzenie swoich słów zapowiadają nowe serie. Pierwszą z nich jest Ninja Elite, stanowiący równocześnie spin off i prequel Adventurers. Tytuł ma się skupić na losach Nightwind sprzed wydarzeń z inauguracyjnej serii wydawnictwa i ma być skrzyżowaniem sword & sorcery z inspiracjami japońskimi shinobi i kunoichi oraz Diuną Franka Herberta. Drugim tytułem będzie Elf Warrior o niemal wymarłej rasie próbującej żyć w krainie ogarniętej wojną. Co z tego wyniknie? Dowiecie się czytając Wysypisko komiksowe.
Ale co z czwartym zeszytem Adventurers? Otóż schodzi on na jednej wielkiej bitwie. Po infiltracji zamku-miasta należącego do pożerających ludzi olbrzymów Nightwind i Shadolok mierzą się z dwiema bestiami. Tymczasem Coron potajemnie truje strażnika niewolników i wypuszcza ich aby odwrócili uwagę gargantuicznych istot, które natychmiast przystępują do miażdżenia i mordowania uciekinierów. Bladehelm i Dhakab walczą z pozostałymi gigantami, a Sultar w międzyczasie zostaje opętany przez Oneidę i miota ogniem na lewo i prawo niszcząc wszystko i wszystkich wokół.
Po cichym numerze trzecim, czwarty atakuje bardzo sprawnie napisaną sekwencją bitewną, gdzie wszyscy – oprócz Argenta, o którym twórcy w pewnym momencie zapominają – mają sporo do roboty. Ponadto każdy korzysta z własnych taktyk, okrzyków bojowych, modlitw etc., co skutecznie pomaga budować odmienne charaktery postaci.
Komiks jest też lepszy wizualnie od poprzedniego. Burles zdecydowanie poprawił swój kunszt i jego ilustracje prezentują się naprawdę solidnie. Adventurers #4 jest zatem wartym uwagi zeszytem wartej uwagi serii sword & sorcery i dark fantasy, jaka obecnie pozostaje raczej zapomniana.
W bonusie otrzymujemy portrety Dhakaba i Sultara oraz ich biografie.
Alien Annual #1 (wrzesień 2022, Marvel)
Scenariusz: Phillip Kennedy Johnson
Rysunki: Salvador Larroca
Alien Annual jest punktem pośrednim w tytułach o ksenomorfach od Marvela. W momencie publikacji komiksu wydawnictwo było świeżo po zakończeniu jednej miniserii o obcych i szykowało wydanie kolejnej. Pomyślałem więc, że to dobry pomysł aby przyjrzeć się kosmicznym kreaturom z bliska.
Komiks jest mocno inspirowany Obcym: Decydującym starciem Jamesa Camerona i przedstawia nam nieprzyjemne losy grupy komandosów – w tym jednego, który spotkanie z alienami już przeżył i jaki pochodzi z poprzedzającej Annual miniserii – na pokładzie stacji kosmicznej Nishimura. Wśród żołnierzy znajduje się też ukrywający swoją tożsamość android wierny korporacji Weyland-Yutani. Jest on wyraźnie stworzony na podobieństwo Davida z Prometeusza Ridleya Scotta. Powodem ich przybycia jest to, że stacja została opanowana przez antykorporacyjne bojówki, ale oczywiście nie zabraknie też spotkań z tytułowym potworem.
Alien Annual nie jest zbyt oryginalną opowieścią, lecz prezentuje się całkiem zadowalająco, co było dla mnie odrobinę zaskakujące, gdyż niewiele się po komiksie spodziewałem. Jest sprawnie narysowany, obcy wygląda bardzo dobrze, nad wszystkim utrzymuje się wrażenie grozy i niebezpieczeństwa, a nawet znalazło się miejsce na skontrastowanie zimnej kalkulacji androida z rozlewem krwi wokół. Sądzę, że fani franczyzy nie będą lekturą zawiedzeni.
Magnus Robot Fighter #11 (sierpień 1965, Gold Key)
Scenariusz i rysunki: Russ Manning
W jedenastym numerze spotykamy pierwszą czarnoskórą osobę w serii. Ponadto dowiadujemy się, że ludzie posiadają mechaniczne zwierzaki, jakie w wolnych chwilach grają na fortepianie czy rozwiązują matematyczne zagwozdki. I są niewolnikami swoich biologicznych właścicieli. Stare amerykańskie miasta – np. Kansas City – są obecnie podziemnymi ruinami, wypełnionymi dzikimi zwierzętami. Ludziom, którym życie w North Am się nie podoba władze robią pranie mózgu niczym w Mechanicznej pomarańczy, ale wg autorów komiksu to dobrze, bo dzięki temu utopia może sprawnie funkcjonować.
Sam zeszyt opowiada głównie o ataku robo-zwięrząt na miasto, całkiem pomysłowego i z bardzo dynamicznym tokiem narracji. Poza tym Mekman powraca i otrzymuje zaskakująco rozbudowany portret psychologiczny. Wspomnę też, że z ciekawości porównałem ilustracje z tego numeru z ilustracjami z pierwszego spotkania z Magnusem i różnica między nimi jest całkiem spora, rysunki stały się znacznie dokładniejsze, mają lepszą teksturę, są bogatsze w szczegóły. Dla miłośników Magnusa i klasycznego komiksowego sci-fi numer 11 stanowi wartą sprawdzenia pozycję. Jak zresztą cała seria.
Army of Darkness #9 (sierpień 2006, Dynamite)
Scenariusz: James Kuhoric
Rysunki: Kevin Sharpe
Ash kontra wampiry. Nasz bohater uczy się walczyć z krwiopijczymi istotami, ale – jak można przypuszczać – średnio mu to idzie. Dlatego też aby pokonać Draculę i jego armię cofa się w czasie do 1599 roku i ląduje w Transylwanii. Akurat gdy na polowanie wychodzą wilkołaki.
Jak pisałem wcześniej, odstawienie deadites na bok sprawiło, że seria stała się czymś więcej aniżeli zbiorem pomysłów zaczerpniętych z filmów Sama Raimiego. Tym razem, mimo podróży w czasie kojarzącej się z Armią ciemności, komiks posiada więcej nawiązań do Draculi Francisa Forda Coppoli. Dalej nie jest to szczególnie interesująca pozycja, tym bardziej, że postaci są okrutnie jednowymiarowe, a dialogi miałkie, ale jest w tym wszystkim szczypta uroku.
Na deser jedna strona z pierwszego zeszytu Immortal Red Sonja.
Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.
Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis