Wysypisko komiksowe #5: Nyx, The Transporter, Gung-Ho, Sheena, Vampire State Building, The Untamed, Jennifer Blood, Vampirella, The Cimmerian, The Ninjettes

Dzisiaj kontynuuję przygodę z Jennifer Blood poprzez dwie miniserie: prequel ongoingu z 2011 roku oraz mini o Ninjettes. Poza tym kończę pierwsze i zaczynam drugie story arci w seriach Sheena: Queen of the Jungle oraz Gung-Ho. Wśród kontynuacji znalazły się także powroty do świata Asundy oraz do post-postapokaliptycznego świata Vampirelli, przy okazji odwiedzimy również jej znajomą o imieniu Nyx. W międzyczasie rozpoczynam nową serię z Europy, ponownie spotykam się z Conanem i docieram do finału Vampire State Building.

Plany mojej podróży przez obrazkowe uniwersa są jednak bardziej rozbudowane niż zaglądanie do różnych pozycji z kilku ostatnich lat. Zamierzam przeczytać np. wszystkie komiksy od Chaos! Comics (poza tie-inami go gier i komiksami z wrestlerami czy z zespołami pokroju Static-X czy Megadeth), wszystkie serie oraz występy Vampirelli czy Red Sonji oraz parę innych rzeczy z różnych dekad, od lat 40. począwszy. A skoro już wspomniałem o Sonji, to w tym roku obchodzi ona 50 rocznicę istnienia, więc o komiksach z jej udziałem będzie całkiem sporo przez najbliższe miesiące. Swoją drogą, podoba Wam się pomysł obsadzenia Matildy Lutz w jej roli?


Nyx #7 (Dynamite, 2022)
Scenariusz: Christos Gage
Rysunki: Marc Borstel

Siódme spotkanie z Nyx zostało skrytykowane na comicbook.com za „dark, twisted humor”, jednak w moim odczuciu to jeden z najlepszych numerów serii. I właśnie ze względu na jego poczucie humoru. W tym numerze nasza antybohaterka przemieszcza się przez czas i przestrzeń by znaleźć opiekunów dla swojego dziecięcego rodzeństwa. I tak jeden z pociesznych, demonicznych niemowlaków trafia do samotnej wiedźmy, inny do pary lesbijek-gangsterek, jeszcze inny do King Konga i jego ludzkiej narzeczonej (sceny między nimi to czyste złoto), kolejny do motocyklistów-satanistów itd. Każde z dzieci posiada swoje moce i swoje problemy, a każdy z „rodziców” został przyjemnie zaprezentowany w kontraście do jej/jego powierzchownych cech.

Christos Gage na tym etapie serii usadowił ją na bardzo udanym połączeniu fantasy, horroru, akcji i nieco groteskowej komedii. Nyx nie potrzebuje już gościnnych udziałów innych i mniej błąka się zagubiona w swojej dualnej egzystencji; jest w pełni zrealizowaną postacią, która może teraz samodzielnie uczyć innych jak mordować np. handlarzy kobietami. W tym wszystkim Gage nie tylko nie gubi po drodze dotychczasowej odrobiny dramatu, lecz czyni go bardziej organicznym niż przedtem, dzięki czemu różne wydarzenia nie wydają się wymuszone. Brak tu również scen z niewielkim sukcesem silących się na epicki charakter. Ilustracje Borstela wciąż zaś znajdują się na wysokim poziomie, co sprawia, że Nyx jest jedną z bardziej udanych ubiegłorocznych pozycji od Dynamite.


The Transporter #1: Nymph (Europe Comics, 2020)
Scenariusz: Tristan Roulot
Rysunki: Dimitri Armand

Jeśli miałbym określić gatunek The Transporter, napisałbym, że jest to postapokaliptyczny western, skręcający w stronę body horroru. Czyli jest co najmniej ciekawie. Zacznę od minusów, bo tych jest mniej. Pierwszy numer zaczyna się dość nienaturalną ekspozycją, zarzucającą nas informacjami o świecie, w jakim się znajdujemy. W skrócie: rdza zniszczyła cywilizację, ludzie mutują, jest spora bezpłodność, a niezniekształcone dzieci są poszukiwane przez ultrareligijne państwo-miasto, wykorzystujące „niegodnych” jako okaleczoną służbę. Mimo nadto obfitego wyjaśnienia miejsca akcji, komiks okazuje się być całkiem tajemniczy we wszystkich innych aspektach. Roulot jest bowiem bardzo niechętny udzielaniu informacji o głównych postaciach, jakie w The Transporter występują, niewiele też mówi o ich motywacjach. Momentami prowadzi to do nieco postrzępionej narracji, lecz wszystkie niejasności ładnie łączą się z posępnością świata przedstawionego. Szczególnie, gdy westernowo-postapokaliptyczne szlaki zabierają nas w mroczne – zarówno wizualnie, jak treściowo – rejony wszelakich zniekształceń.

Tytułowy Transporter to widoczny na okładce najemnik. Każdy go może wynająć i podejmie się każdego zadania. Zabije kogokolwiek mu wskażesz, przyniesie co zechcesz, znajdzie kogo potrzebujesz. I za wszystko zażąda jednakowej zapłaty: połknięcia tajemniczego jajka. Kim jest, skąd pochodzi, skąd się wzięły jego moce – nie wiadomo. Wiadomo tylko, że zrobi wszystko aby zakończyć misję, jakiej się podjął. A na przestrzeni komiksu podejmie się m.in. zadania odnalezienia zaginionych mężczyzn, które zabierze go na spotkanie z cudownymi metamorfozami cielesnymi, jakich nie powstydziłby się David Cronenberg.

The Transporter jest świetnie narysowaną pozycją. Ponurą, intrygującą, brutalną, bardzo wyrazistą i enigmatyczną. To komiks, gdzie na jednej stronie oglądamy quasi-westernowe przygody, na kolejnej walkę zmutowanych ludzi, a na innej wpadamy w otchłań grozy, gdzie rządzą śmierć, szaleństwo i okrucieństwo. Roulot buduje przy tym bardzo silnego protagonistę, jaki skrywa sporo tajemnic, nie mówi więcej niż absolutne minimum, a jego charakter jest budowany przede wszystkim poprzez jego stoicyzm, niezachwianą pewność siebie i świetny design. To niewątpliwie jedna z lepszych serii, jakie zacząłem czytać w ubiegłym roku.


Gung-Ho: Black Sheep #3-4 (Ablaze, 2020)
Scenariusz: Benjamin von Eckartsberg
Rysunki: Thomas von Kummant

Numery 3. i 4. kończą pierwszy story arc serii, wprowadzając więcej akcji i więcej romansu. Gdy fort atakują rippery jeden z braci zdobywa szacunek wśród rówieśników, podczas gdy drugi udaje się na hedonistyczne eskapady, mogące wyniknąć jego usunięciem z osady. Mamy też pierwsze ważniejsze śmierci oraz przybycie japońskiego nauczyciela sztuk walki i jego córki, w której z miejsca zakochuje się młodszy z rodzeństwa. Powoduje to oczywiście konflikt między nim a dziewczyną, z jaką wydawało się, że zaczyna związek.

Jak pisałem wcześniej Gung-Ho stanowi bardzo udany przykład komiksu dla nastoletnich, nieco młodszych czytelników, ale wciąż głęboko zanurzonego w postapokaliptycznych rejonach grozy. Wyraziste kolory, wartka akcja, liczne problemy oraz bohaterowie, z którymi łatwo poczuć więź powinny prędko zainteresować wielu czytelników. Omawiane numery podnoszą też dawkę przemocy wraz z większym udziałem ripperów oraz wzmacniają różnorakie niesnaski, zaczynając w ten sposób generować całkiem sporo emocji w czytelniku. Mimo że moje zainteresowanie serią ogólnie nie jest zbyt wysokie, to w każdym numerze znajduje się przynajmniej kilka scen, zachęcających mnie do pozostania z nią mimo nie bycia w grupie docelowych czytelników. Tak się pisze solidną ripper apokalipsę z punktu widzenia nastolatków.


Sheena: Queen of the Jungle #3-7 (Dynamite, 2022)
Scenariusz: Stephen Mooney (#3-5), Steven E. de Souza (#6-7)
Rysunki: Jethro Morales

Numer 3. prowadzi nas po nieco przewidywalnych torach, kończąc powoli z motywami a la Predator i wprowadzając nową postać: Beatrice, która zna się na magii. I jest fanatyczną obrończynią przyrody, która uważa, że nawet Sheena za daleko odeszła od matki natury. Jest to dość ciekawy zabieg, gdyż zwykle to bohaterka krytykowała innych za nieposzanowanie naturalnego środowiska. W ten sposób Mooney kreuje ją na wyważoną postać, która nigdy nie staje się ekologiczną fanatyczką postrzegającą jakiekolwiek przejawy cywilizacji za czyste zło, równocześnie silniej podkreślając jej powiązania rodzinne z mega korporacją.

Następne dwa numery – stanowiące zakończenie pierwszego story arcu – zabierają nas w podróż po walkach o władzę wewnątrz wspomnianej korporacji i na moment zmieniają się nastrojem na pozycję rodem z Rambo: Pierwsza krew. Sheena jest w nich przedstawiana jako niezwykle inteligentna postać, formująca z braku innych możliwości współpracę z Beatrice, jakiej zimnokrwistość i chęć mordowania innych nie wydają się zbyt zdrowe. Mooney bardzo sprawnie odkrywa przy tym wszystkie fabularne karty i zmienia zarówno nastrój, jak miejsce akcji. Dzięki udziałowi Beatrice utrzymuje też w miarę wysoki poziom przemocy i pokaźną liczbę trupów. Nie gubi również elementów pulpowych, świetnie łączonych ze współczesnym anturażem.

Pierwszy story arc Sheeny: Queen of the Jungle był bardzo przyjemną lekturą. Bohaterka mimo przywiązania do natury, sprawnie dostosowywała się do różnych okoliczności i nie miała problemów z korzystaniem z nowoczesnej technologii jeśli ta była faktycznie przydatna. Postawienie przed nią kilku rozbudowanych wrogów z jasnymi motywacjami, do tego rywalizujących między sobą, wynikło dość intensywną fabułą z kilkoma zwrotami akcji. Ilustracje zaś zawsze z wyczuciem łączyły wrażenie rodem ze złotego wieku komiksów z nowoczesną, cyfrową szkołą rysunku. Słowem, Sheena wróciła do świata komiksów w udanym stylu.

Numer piąty rozpoczyna nowy story arc w serii, za którego odpowiada de Souza znany m.in. jako reżyser Street Fightera z JCVD. Na początek scenarzysta zabiera naszą dziką bohaterkę prosto w świat korporacyjnych intryg. Z powodu wydarzeń z poprzednich nrów i klauzul prawnych musi ona zasiąść w zarządzie rodzinnej firmy, gdzie nie wszyscy ją lubią. I podczas udawania zachłyśnięcia się cywilizacją i alkoholem prowadzi śledztwo, mające na celu odkryć, co też jej nowe miejsce pracy ma na sumieniu.

Dwa pierwsze numery oferują nie tylko dynamicznie rozwijająca się fabułę, gdzie już w 7 zeszycie pojawią się podróże w czasie czy dinozaury, lecz również powrót postaci drugoplanowych, jakie dostają sporo czasu, i jakich relacje zarówno z Sheeną, jak między sobą są bardzo żywo i błyskotliwie napisane.

De Souza robi też świetną robotę z przedstawienia Sheeny nie tylko jako wojowniczki, ale również – a nawet przede wszystkim – jako ekstremalnie inteligentnej osoby. De Souza był zresztą odpowiedzialny za przywrócenie bohaterki do medium komiksu, kiedy jej przygody były wydawane przez Devil’s Due Publishing. Sam niestety jeszcze ich nie czytałem, lecz wiem, że scenarzysta wprowadził tam sporo zmian, jakie w większości zostały porzucone, gdy postać przejęło Dynamite. Teraz de Souza łączy swoje oryginalne pomysły ze wszystkim, co wydarzyło się do tej pory. Mamy więc powrót motywu podwójnej tożsamości czy silniejsze wykorzystanie faktu pochodzenia Sheeny z rodziny o korporacyjnych korzeniach. Co więcej scenarzysta próbuje zrobić kilka kroków aby odejść od stereotypu białego człowieka ratującego wszystko i wszystkich, gdziekolwiek się pojawi. Oczywiście bohaterka jako postać o określonym przez wiele lat wyglądzie nie uniknie już nigdy bycia częścią archetypu „ponętnej dzikuski”, ale de Souza dał jej korzenie osadzone w plemieniu amazońskim; jej matka (choć w obecnym komiksie mówi się, że babcia, co może być zwykłą pomyłką) została siłą zabrana do cywilizowanego świata, co daje Sheenie mieszane pochodzenie i nieco odsuwa ją od bycia typowym „białym zbawcą”.


Vampire State Building #3-4 (Ablaze, 2019)
Scenariusz: Ange, Patrick Renault
Rysunki: Charlie Adlard

Choć numer drugi zdawał się zapowiadać zwyżkową formę miniserii, niestety do takowej nie doszło. Vampire State Building zadowala się przebywaniem na poziomie mało zobowiązującej ramotki, choć jest tu potencjał na zdecydowanie więcej. Bohaterowie wciąż brną w niej przez kolejne piętra, policja walczy z chmarami wampirzych zombie, a przypominający Nosferatu bóg wampirów okazuje się mało ruchliwy i zaskakująco nijaki.

Najfajniejsze sceny z komiksu to próby podbicia przez wampiry Nowego Jorku, kilka chwil gdy dochodzi do bardziej agresywnych morderstw czy gdy bóg wampirów zbiera trupy w nieco groteskowo wyglądający tron. Niestety ani design, ani mdli bohaterowie, ani naprędce prowadzona akcja nie pozwalają się nasycić jakimkolwiek dobrym pomysłem. Vampire State Building to zwykły średniak, przy którym można co najwyżej spędzić w miarę przyjemnie kilka minut. Myślę jednak, że zamiast tego lepiej sięgnąć po coś ciekawszego.


The Untamed: A Sinner’s Prayer #5-6 (Stranger Comics, 2013)
Scenariusz: Sebastian A. Jones
Rysunki: Peter Bergting

Kolejna wizyta w świecie Asundy to kolejna oniryczna walka na śmierć i życie, połączona z budowaniem mitologii fantastycznej krainy. Mimo że Jones wyjawił dlaczego Nieznajomy chce się zemścić, kto go zdradził etc. w poprzednich numerach, ten rozpoczyna od przypomnienia nam, że istnieją liczne pytania, na które jeszcze nie poznaliśmy odpowiedzi. W jaki sposób Thorne wrócił do życia? Z kim zawarł pakt, żeby móc się zemścić? Jakie tajemne moce są z nim powiązane?

Większa część numeru schodzi na walce protagonisty z ludźmi i orkami Phylaxa rozgrywającej się nocą. Jest zatem bardzo nastrojowo i dość brutalnie. W niebezpieczeństwie znajduje się również Niobe, która wciąż pozostaje enigmatyczną postacią, choć tym razem dowiadujemy się, że posiada niemałą wiedzę nt. bogów Asundy. Pojawia się tu również pierwsza konfrontacja Nieznajomego z Phylaxem, pokazująca głównego bad guya jako osobę z kompleksem niższości.

Komiks ponownie stanowi udaną lekturę, stopniowo odsłaniającą uniwersum poprzez bardzo kameralną i osobistą historię zemsty. Wszystko jest tu skąpane w ciemnych barwach, pasujących do mrocznego, zepsutego świata, gdzie prócz Niobe nie ma dobrych ludzi; nawet protagonista jest osobą, jakiej nie określilibyśmy mianem pozytywnej, choć może w tym kierunku zmierza.

Jak zawsze na koniec otrzymujemy pisane stosowną do atmosfery komiksu prozą wyrywki z mitologii Asundy. Tym razem są poświęcone głównie Arukasowi, odpowiednikowi diabła i jego siostrze Arnuminel, zniekształconej bogini zdrowia i pokoju. Poza tym dostajemy zbiór informacji o Jąkale, drugoplanowej postaci miniserii, jaka dawniej stanowiła substytut syna dla Thorne’a.

Zeszyt 6. stanowi kolejny nastrojowy numer. Tym razem większość czasu schodzi na pojedynku Nieznajomego z Phylaxem, do którego wstęp bardzo mocno kojarzy się ze spaghetti westernami. Osobiście przywiódł mi na myśl szczególnie Za kilka dolarów więcej Sergio Leone. Mimo niewielkiego rozwoju fabuły komiks czyta się bardzo przyjemnie i poświęcenie przez twórców tyle czasu na – w gruncie rzeczy – finalną walkę jest godne pochwały. Fakt, że nie zepchnięto jej na ostatnie strony ostatniego numeru pozwala na jej rozbudowanie i uniknięcie rozczarowania czytelnika. Miniseria na niej się jednak nie kończy; pozostaje jeszcze kwestia Niobe, jaka – po wydarzeniach z poprzedniego numeru – tutaj się nie pojawia, oraz wprowadzone jest pewne skomplikowanie misji Nieznajomego. Wydaje się, że ją skończył, ale może jest ktoś jeszcze, kto jest winny śmierci jego rodziny?

Na deser jak zawsze otrzymujemy nieco prozy. Tym razem zapiski maga/kowala, który stworzył bronie Thorne’a i Phylaxa. Oprócz małego komentarza nt. miasta i postaci z mini, oferuje wgląd w surowce naturalne oraz magię świata Asundy, dając przy tym wskazówki dotyczące przyszłości uniwersum. Przedostatnie spotkanie z Nieznajomym, przynajmniej w tej miniserii, to zatem satysfakcjonujący finał starcia z jego wrogami, prowadzący do epilogu i do ostatniej walki, jaką tym razem będzie musiał stoczyć sam ze sobą.


Jennifer Blood: First Blood #1-6 (Dynamite, 2012-2013)
Scenariusz: Michael Carroll
Rysunki: Igor Vitorino

Zanim zakończyła się seria Jennifer Blood włodarze z Dynamite Entertainment postanowili wykorzystać popularność postaci i stworzyć dwie miniserie powiązane z ongoingiem: prequel oraz spin off. Obie – według mnie – raczej niepotrzebne.

Jennifer Blood: First Blood jest tytułem przeznaczonym raczej dla największych fanów Jessici Blute. Główna seria poprzez flashbacki i dialogi robiła wystarczająco dobrą robotę, żeby bez większych problemów domyśleć się jak przebiegała edukacja protagonistki w morderczą femme fatale i z jakiej rodziny pochodziła. Mieliśmy też bardzo dobre pojęcie, jak poznała swojego męża oraz dlaczego za niego wyszła. Słowem, wiedzieliśmy wystarczająco.

Jak pisałem przy okazji ostatnich zeszytów głównej serii, to że wydają się one wyciskaniem do cna soków z popularnego tytułu nie jest równoznaczne z tym, że są one zupełnie nieudane. Michael Carroll – scenarzysta ostatnich story arców w ongoingu – także i tutaj prezentuje się jako solidny pisarz. Jego dialogi są soczyste – szczególnie od drugiego nru – świat przedstawiony mroczny, a przy tym utrzymuje charakterystyczne dla swojego podejścia do Blood bardziej realistyczne poziomy przemocy i groteski, nie zbliżając się do kuriozalności scenariuszy Gartha Ennisa i Ala Ewinga.

Wiedząc, że czytelnik zapewne dość dobrze orientuje się, jak ogólnie potoczyło się życie Blood zanim spotkaliśmy ją w głównej serii, Carroll stara się skupić na szczegółach. Pokazuje konkretne treningi z konkretnymi osobami, pierwsze misje i pierwsze niepowodzenia, pierwsze randki i spotkania z przyszłym mężem. Miniseria próbuje mocniej wgryźć się w pomyłki początkującej Jennifer Blood – czerpiąc inspiracje, zdaje się, z klasycznego Batman: Year One Franka Millera – ale wciąż umieszczone są one w ramach jak najbardziej spodziewanych informacji oraz wydarzeń. Protagonistka tak naprawdę przestała być tajemniczą postacią już podczas pierwszego story arcu ongoingu, więc ciężko przedstawić jej genezę w sposób zaskakujący czy nieprzewidywalny.

Fabularnie największą zaletą – oprócz dość dobrze zaprezentowanej Blood, niegubiącej swojego fanatycznego skupienia się na misji zemsty – jest przedstawienie jej początków w formie rywalizacji z konkretną grupą gangsterów powiązaną z rodziną Blute. Sprawia to, że nie czytamy o przypadkowych walkach protagonistki, lecz mamy jedno kilkuetapowe starcie, posiadające różnorakie podchody, sceny akcji oraz sytuacje, gdy przewagę mają czasem przeciwnicy zabójczej kobiety, czyli coś, co nie zdarzało się prawie nigdy w głównej serii.

Dużą zaletą prequelu są również ilustracje Igora Vitorino. Są bardzo wyraziste, dynamiczne, realistyczne, stosownie mroczne. Świetnie rozpisuje on sceny akcji, szczególnie podobała mi się sekwencja walki z piątego numeru, rozrysowana w bardzo czytelny, a przy tym pełen energii sposób. Trudno tej mini zarzucić coś pod względem wizualnym.

Słowem podsumowania: Jennifer Blood: First Blood jest rzetelnym komiksem, ładnym, dobrze napisanym, ale bardzo przewidywalnym i jawiącym się jako niezbyt potrzebne odcinanie kuponów od popularnego pomysłu. Czyta się go przyjemnie, ale nie ma tu nic, co pozostanie nam na dłużej w pamięci czy sprawi, że zmieni się nasze podejście do głównej postaci.


Vampirella Strikes #2 (Dynamite, 2022)
Scenariusz: Tom Sniegoski
Rysunki: Jonathan Ang Lau

Solidny drugi numer, który nieco spowalnia akcję, prezentując bardzo przyjemny miks tropów z Vampirelli i CSI. Zeszyt stanowi bezpośrednią kontynuację poprzedniego, zatem Strike nadal prowadzi śledztwo w sprawie magicznej broni, podczas gdy Vampi dostaje nieźle w kość. Podczas tego wszystkiego Sniegoski rozrzuca konteksty polityczne i społeczne związane z odczuwaniem wściekłości z powodu ataków terrorystycznych, postrzegania innych ras przez pryzmat najgorszych ich przedstawicieli oraz powstającego w ten sposób błędnego koła przemocy.

Scenarzysta robi naprawdę świetną robotę w warstwie dramatycznej komiksu, pokazując ludzi, jacy dają się namówić na posiadanie piekielnej broni jako postaci tragiczne; jako ludzi, których życie legło w gruzach po utracie najbliższych. To osoby, jakie zabijają nie dla przyjemności, ale prowadzone głębokimi frustracjami i żalem albo z chęci zagłuszenia własnego bólu. W tym numerze eksploduje to scenami dość brutalnej strzelaniny, wynikającej masakrą wewnątrz przypadkowego kościoła podczas mszy, w jakiej biorą udział ludzie i demony. Vampirella Strikes to bardzo dobra kontynuacja opowieści o Vampi, pokazująca, że dziewczyna z Drakulonu ma się wciąż świetnie mimo posiadania niemal 53 lat na swoim kosmicznym karku.


The Cimmerian: Red Nails #1-2 (Ablaze, 2020)
Scenariusz: Regis Hautiere
Rysunki: Didier Cassegrain

Conan i Valeria walczą ze smokopodobną istotą, po czym trafiają do tajemniczego miasta bez dostępu do słońca, gdzie krwawo rywalizują ze sobą dwie frakcje. Red Nails to klasyczne sword & sorcery od Roberta E. Howarda i wersja komiksowa bardzo dobrze uchwyciła klimat opowiadania. Jest dość ponuro, dynamicznie, całkiem prędko oraz – poza jednym nieco rażącym przeskokiem fabularnym – tempo narracji jest bardzo udane.

The Cimmerian: Red Nails jest zdecydowanie lepszą adaptacją opowiadania Howarda niż poprzednia propozycja od Ablaze. Prezentuje też innego Conana niż tego, jaki zamieszkuje komiksy Marvela. W Ablaze mamy więcej krwi, przemocy, erotyki i podejmowania moralnie niejednoznacznych wyborów. Na deser otrzymujemy – jak zawsze – oryginalne opowiadanie Howarda. Dla fanów jego najsłynniejszej postaci jest to według mnie komiks warty uwagi.


Gung-Ho: Short Circuit #5-6 (Ablaze, 2020)
Scenariusz: Benjamin von Eckartsberg
Rysunki: Thomas von Kummant

Kolejne dwa numery płynnie przechodzą do nowych wątków. Po pierwszym story arcu, gdzie poznaliśmy postaci, zagrożenia, przyjaźnie i romanse, kolejne zeszyty usadawiają serię na dość niespiesznym, spokojnym poziomie tempa narracji. Nowi goście z Japonii, szczególnie zaś młoda Yuki (widoczna na okładce), zostają mocniej rozbudowani, a miks scen dramatycznych i romantycznych jest z rzadka przerywany brutalnymi atakami ripperów wybijających czytelnika i bohaterów z uczucia sielskości. Może się wydawać, że komiks popadł w rutynę…

…ale co pewien czas sugeruje, że niebawem dojdzie do czegoś tragicznego. Nie wskazuje na nic bezpośrednio, ale dowiadujemy się więcej o politycznych zawirowaniach osady, o frustracjach młodzieży, spotykamy też jednego z „zagubionych”: wyklętych ludzi, oznaczonych znakiem X na czole, jakim nie wolno przebywać w żadnej osadzie, a jeśli się do jakiejś zbliżą zostaną zabici. Tym większe czujemy poczucie zagrożenia, że bohaterowie zdają się całkiem nieźle zaaklimatyzowani w nowym środowisku.


The Ninjettes #1-6 (Dynamite, 2012)
Scenariusz: Al Ewing
Rysunki: Eman Casallos

Jak pisałem wcześniej, seria Jennifer Blood doczekała się nie tylko prequela, ale i spin offu, który wyszedł zanim Jessica Blute zakończyła swoją przygodę. Za The Ninjettes odpowiada drugi i najdłużej pracujący nad ongoingiem scenarzysta Al Ewing, zatem otrzymujemy spodziewany miks brutalnej przemocy, zwyrodnialców (głównie zimnych zabójców, ale też pedofilów i innych) i praktycznie zero pozytywnych postaci. Do tego także nieco humoru wątpliwej jakości, parę seksualnych podtekstów, co składa się na coś, co najpewniej powstało raczej dla pieniędzy, bo nie wyobrażam sobie, że ktokolwiek po przeczytaniu dostępnych ówcześnie komiksów o Blood wyraził chęć zakupu spin offu o grupie dziewczynek-morderczyń, będących niewiele więcej niż brutalnie zmasakrowanym przez Blood żartem. Może się mylę, ale jedynym, co przemawiało na korzyść The Ninjettes to tytuł, powiązanie z popularną serią i wymówka na przedstawienie seksownych dziewczyn-ninja z katanami.

Bohaterkami są Kelly, nastolatka buntująca się przeciw bogatej, zaborczej, przestępczej matce i decydująca się zostać płatną zabójczynią; Varla, zawodowa zabójczyni, jaka uczy Kelly zawodu (m.in. poprzez pokazanie jej zwłok pociętego mieczem ojca) oraz Daisy, dobra koleżanka Kelly, jaka powoli akceptuje fakt, że być może zabijanie innych to całkiem niezła zabawa. Tytułowa grupa formuje się – warto wspomnieć – w okresie początków Jennifer Blood i ostatni numer The Ninjettes rozgrywa się w okolicach 4. zeszytu głównej serii.

The Ninjettes niczym wielkim nie zaskakuje i stanowi to, czego można było oczekiwać: niezbyt rozbudowaną i nieco głupkowatą zabawą z litrami krwi, dziewczynkami w szkolnych mundurkach mordujących ludzi, czarnym humorem i zupełnym brakiem postaci, jakim możemy kibicować. To średniak, który mimo wszystko zainteresuje spragnionych niezobowiązującej, pełnej trupów i odciętych kończyn rozrywki. Rzetelnie napisany i bardzo sprawnie narysowany nigdy nie nuży, ale też nigdy nie zachwyca.

Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*