Wysypisko komiksowe 17: Cry for Dawn, Red Sonja, Conan, James Bond, Nexus, Niobe, Adventurers, Army of Darkness, Legenderry, He Who Fights with Monsters, Red Sitha, Magnus Robot Fighter, Elf Warrior, Justice Inc.

Po przerwie wracamy do przeglądu mniej lub bardziej pulpowych komiksów. Dzisiejsza część jest bardziej zróżnicowana niż zwykle, jak również nieco bardziej obszerna. Różne oblicza fantasy, szpiegowskie intrygi, fantastyczno-naukowa akcja, horror nadprzyrodzony i horror wojny zbierają się w siedemnastą mozaikę komiksową na łamach pulpzine.

Cry For Dawn #5
(CFD Comics, wiosna 1991)

Everything, Part One
Scenariusz: Joseph M. Monks
Rysunki: Kevin J. Taylor

Nie jestem pewien czy podzielenie Everything na części było najlepszym pomysłem. Nowela skupia się na przemyśleniach mężczyzny, który jakiś czas temu poznał dziewczynę, jaka złamała mu serce. Mężczyzna cierpi na różne kompleksy, nie wie do końca czego chce, czuje bezsens swojego życia. Postrzega przy tym siebie nie tylko jako ofiarę, ale też jako niezrozumianego zbawcę jedynej osoby, którą kochał, a która niesione przez niego „dobro” odrzuciła.

Nowela przywraca do Cry For Dawn poważniejsze, mroczniejsze historie, jakie charakteryzowały tytuł w trzech pierwszych tomach. Choć Part One Everything nie zawiera szczególnie zapadających w pamięć scen i trudno nazwać ją horrorem czy nawet dreszczowcem, udanie prezentuje koszmar wielkomiejskiej egzystencji lat 80. i pierwszej połowy lat 90., kojarzący się nieco z nihilistycznymi filmami pokroju tych spod ręki Hisayasu Sato. Podczas czytania komiksu cały czas towarzyszy nam podskórne wrażenie zagrożenia ze strony mężczyzny, wrażenie, że za moment wybuchnie i zabije jakąś przypadkowo napotkaną kobietę. Przez nowelę przewijają się również sceny erotyczne, jednak puste, wyrugowane z jakiejkolwiek uczuciowości i jeszcze bardziej pogłębiające otchłań samotności, w jakiej znajduje się protagonista.

Everything to solidny wstęp do piątego spotkania z Cry For Dawn, szkoda tylko, że urywający się nagle i sprawiający, że zamiast poznać kontynuację historii, w którą się już wciągnęliśmy czytamy

The Belt
Scenariusz: Joseph M. Monks
Rysunki: James Blackburn

Okropnie chaotyczna nowela. Narracja z offu dwóch postaci bez wskazywania, kto kiedy mówi, kadrowanie i przeskakiwanie między panelami niepozwalające na dostrzeżenie, co się dzieje, nagłe zmiany miejsca akcji, niejasne pseudofilozoficzne dialogi oraz niezbyt logiczna fabuła to cechy składowe The Belt. Historia opowiada o małżeństwie podróżującym do Turcji w celu odnalezienia czegoś, co pobudziłoby ich seksualnie, szczególnie mężczyznę, który cierpi na impotencję. Zamiast tego znajdują na miejscu sklepik z erotyczno-kanibalistycznym wyposażeniem.

Words of Wisdom
Tekst: Joseph M. Monks, Joseph Michael Linsner

Do tej pory Monks i Linsner pisali swoje przemyślenia na początku tomów, w tym numerze jednak zdecydowali się umieścić je po dwóch nowelach.

W piątym editorialsie głównie narzekają. Przede wszystkim dlatego, że Rob Conte oszukał ich przy drukowaniu poprzedniego numeru, a Linsner nie otrzymał zapłaty za okładkę, którą się ostatnio chwalił. Poza tym zapowiadają nadchodzący magazyn Subtle Violents, który z opisu wygląda na podobny do Cry For Dawn. Oczywiście postaram się go sprawdzić.

Burns Brightest
Scenariusz i rysunki: Joseph Michael Linsner

Najmroczniejsza i najpoważniejsza nowela w zbiorze opowiada o dwudziestoczteroletnim chłopaku, który podczas imprezy u znajomych uprawiał seks. Trzeci raz w życiu i pierwszy raz z przypadkowo spotkaną pięknością. Jego radość zmienia się niebawem w rozpacz, gdy wychodzi na jaw, że zaraził się wirusem HIV.

Komiks – mimo krótkiej formy – robi bardzo dobrą robotę z przedstawienia wpierw rozpaczy, później wściekłości, chęci zemsty, zupełnego nieprzejmowania się światem wokół i w końcu chęciami zarażenia jak najwięcej osób przed własną śmiercią. Linsner zabiera nas w podróż przez całą paletę sprzecznych emocji, tworząc – również dzięki skąpanym w ciemnych szarościach ilustracjom – niemal apokaliptyczne wrażenie. Nowelę można rozpatrywać przez pryzmat krytyki seksu bez zabezpieczeń – i z pewnością ten komentarz tutaj się znajduje – ale również jako wyrażenie wściekłości Linsnera oszukanego czy, bardziej potocznie, wydymanego przez kilka osób w ostatnim czasie.

Piąty tom zbioru przywraca serię do korzeni i sprawia o wiele lepsze wrażenie niż poprzedni. Za wyjątkiem trudnej do odczytania drugiej noweli prezentuje się bardzo udanie, ponuro i pesymistycznie, stanowiąc świetne komiksowe wyrażenie zeitgeistu początku lat 90.

Poniżej reklamy Subtle Violents i spotkania na żywo z twórcami komiksu, oraz grafika z tylnej okładki piątego tomu.


Marvel Feature Vol. 2 #6
(Marvel Comics, wrzesień 1976)
Beware the Sacred Sons of Set!
Scenariusz: Roy Thomas
Rysunki: Frank Thorne

Przedostatni zeszyt Marvel Feature to klasycznie zaprezentowana przygoda Czerwonej Sonji, która podczas podróży wpierw natyka się na potwory, a później zostaje wynajęta do wykradzenia stronicy z Żelaznej Księgi ze Skelos. Podczas misji przemieszcza się przez kanały, gdzie – w nawiązaniu do miejskich legend – przebywają krokodyle, a nawet krokodylo-ludzie.

Fabularnie numer nie porywa, lecz jest sprawnie napisany, posiada prędkie tempo narracji i nigdy nie nuży. Thomas co jakiś czas zmusza diablicę z mieczem do popełnienia jakiejś głupiej pomyłki, jaką następnie pokracznie tłumaczy. Czyni to aby móc łatwiej popychać fabułę do przodu; i tak Sonja raz rzuca swoim mieczem, bo nie spodziewa się, że może ją zaatakować więcej niż jeden przeciwnik, innym razem przestaje sprawdzać czy nikt jej nie śledzi, gdyż przypomniał jej się nagle klejnot, jaki widziała kilka dni wcześniej. Wciąż jednak nie jest to kiepski komiks, tym bardziej, że Thomas ładnie prezentuje zadziorny, pewny siebie charakter rudowłosej heroiny. Również Frank Thorne wypada świetnie, jego ilustracje stoją na bardzo wysokim poziomie i stanowią ogromną zaletę numeru.

W komiksie gościnnie pojawia się Conan, co sprawia, że kontynuacja historii rozgrywa się w Conan the Barbarian #66.

Conan the Barbarian #66
(Marvel Comics, październik 1976)
Talons of the Man-Tiger!
Scenariusz: Roy Thomas
Rysunki: John Buscema

Kontynuację rozpoczynamy od tego samego momentu, który skończył zeszyt o Sonji i – jak się domyślam – poprzedni zeszyt o Conanie. Podczas gdy diablica z mieczem walczyła z krokodylołakami, Conan podczas zmierzania do Żelaznej Księgi mierzył się z magicznymi iluzjami. Cymeryjczyk też został bowiem wynajęty – wraz ze swoją partnerką, piratką Belit – do wykradzenia strony z magicznego tomiszcza.

Czytelnicy spodziewający się teasowanej zeszyt wcześniej walki dwojga hyboryjskich wojowników obejdą się smakiem. Zamiast starcia Sonji z Conanem, obserwujemy jak diablica z mieczem mierzy się z Belit, nad którą szybko uzyskuje przewagę. Gdy jednak królowa czarnego wybrzeża sięga po sztylet i łuk, rudowłosa szermierka przechytrza oboje oponentów i znika ze stroną. Później pojawia się epizodycznie tylko w trzech scenach, a główna część komiksu schodzi na misji Conana uwolnienia niejakiego Yusufa, męża Tary. Spotkał ich kilkanaście numerów wcześniej, zaprzyjaźnił się z nimi, więc czuje, że teraz musi udzielić im pomocy.

Tara w komiksie pojawia się właściwie znikąd. Ni stąd ni zowąd, gdy pod nocnym niebem Conan ściga Sonję, dziewczyna nagle znajduje się w ciemnej uliczce i prosi Cymeryjczyka o pomoc. Jak go znalazła? Nikt się tym nie przejmuje. Barbarzyńca rusza po rozmowie z nią do więzienia, gdzie przetrzymywany jest Yusuf. Sonja w tym czasie zamiast zabrać stronicę i odebrać za nią zapłatę, pozostaje w mieście bez żadnego powodu i bez żadnego wytłumaczenia. Gdy diablica z mieczem odpoczywa, Conan walczy z kotołakiem, stworzonym przez tego samego maga, który odpowiadał za krokodyle istoty, z jakimi niedawno mierzyła się Sonja. Wątek Tary i jej męża zostaje w bardzo naciągany sposób powiązany z głównym: Yusuf przebywając w więzieniu niechcący natknął się na starca, w którego posiadaniu znajdowała się stronica z Żelaznej Księgi i na łożu śmierci przekazał współosadzonemu część jej tajemnicy.

O ile sceny akcji wypadają udanie, Sonja prezentuje się świetnie – bardzo podobało mi się na przykład, jak przechytrzyła Conana i Belit – o tyle fabuła opiera się, podobnie jak w poprzednich numerach od Thomasa, na licznych nielogicznościach i przypadkowych wydarzeniach, sprawiających, że całość ledwo trzyma się kupy. Komiks kończy się kolejnym cliffhangerem zapowiadającym pojedynek Sonji z Conanem, ale też – za dwa numery – starcie Conana z Kullem, więc jest na co czekać. W kontekście wizualnym przyznam, że Sonja od Thorne’a prezentuje się lepiej, acz Buscema też rysował ją naprawdę dobrze, prezentuje się nawet dynamiczniej od Conana, którego w tamtych czasach Buscema rysował na co dzień.

Marvel Feature Vol. 2 #7
(Marvel Comics, listopad 1976)
The Battle of Barbarians
Scenariusz: Roy Thomas
Rysunki: Frank Thorne

Siódmy zeszyt Marvel Feature jest ostatnim spotkaniem z tym tytułem. Czerwona Sonja dowiodła swojej popularności wśród ówczesnych czytelników i po próbnej serii Marvel zdecydował się stworzyć jej własny, solowy ongoing. Zanim jednak do niego przejdziemy mamy do skończenia rywalizację o magiczną stronicę.

Ten numer spędza większość czasu na odwleczonym pojedynku Sonji z Conanem, więc Thomas nie ma zbyt wiele okazji by posługiwać się dziwacznymi zbiegami okoliczności. Diablica z mieczem dociera w końcu do Karanthesa, kapłana Ibisa, który wynajął ją do odzyskania strony z Księgi. Cymeryjczyk podąża jej śladem i spotykają się w świątyni, gdzie rozpoczynają walkę. Ich starcie jest całkiem nieźle rozpisane oraz dość emocjonujące. Frank Thorne jest świetnym rysownikiem i jego kadry – ze zbliżeniami na postaci i dynamicznymi kątami – prezentują się doskonale, energicznie i są zawsze czytelne.

Komiks ten jest najbardziej frajdodajnym z całego story arcu. Kończy się oczywiście kolejnym cliffhangerem, w jakim bohaterów atakuje kreatura, której powstanie odbyło się w nawiązaniu do prozy H. P. Lovecrafta.

Conan the Barbarian #68
(Marvel Comics, listopad 1976)
Of Once and Future Kings
Scenariusz: Roy Thomas
Rysunki: John Buscema

Finał barbarzyńskiego crossovera jest dość rozczarowujący jeśli czyta się go ze względu na udział w nim Czerwonej Sonji, nieco bardziej satysfakcjonujący jeśli jest się fanem Conana. Mimo wszystko każdy chyba się zgodzi, że rudowłosa wojowniczka została okradziona w tym zeszycie. Ścigając potwora z poprzedniego numeru Cymeryjczyk i Sonja w towarzystwie Belit docierają do siedziby króla Kulla. Znawcy hyboryjskiej mitologii zapewne wiedzą, że Kull jest postacią, jaka żyła wiele lat przed czasami Conana. Tajemnica przeniesienia w czasie i przestrzeni historycznego miasta, w jakim urzęduje jest jednym z wiodących wątków numeru. Wewnątrz niego barbarzyński wojownik stoczy bój z legendarnym władcą, po czym zaatakuje finalnego bad guya.

Sonja niestety nie ma tu za wiele do roboty, ot stoi i przygląda się wydarzeniom wokół. Thomasowi udaje się jednak utrzymywać jej charakter, jaki jest bardzo odmienny od reszty postaci. Podczas gdy wszyscy, nawet Conan, rzucają górnolotnymi, patetycznymi frazami, rudowłosa heroina niemal zawsze używa prostszego języka i niemal za każdym razem, gdy się odzywa dodaje do swoich wypowiedzi sarkastyczne komentarze. To dzięki tego typu dialogom i kwestiom jej postać została wykreowana w uwielbianą przez fanów często ironizującą i nierzadko cyniczną bohaterkę.

Niestety jako całość story arc nie jest zbyt udany. Zbyt często odchodzi od głównego wątku i zabiera czytelnika na przypadkowe wojaże, będące niepotrzebnymi fillerami w historii, która przecież tak długo nie trwała. Znajdziemy tu kilka ciekawych momentów, Sonja jest wciąż interesującą postacią, która w rękach Thomasa jest bardziej agresywna niż u Jonesa, niemogącego się powstrzymywać przed szukaniem dla niej miłosnych partnerów. Pojedynek z Conanem także wypadł udanie, choć głównie dzięki ilustracjom Thorne’a, moim zdaniem przewyższającego dokonania Buscemy, przynajmniej w tych komiksach. Dla fanów dwójki najsłynniejszych herosów hyboryjskiego sword & sorcery pościg za magiczną stronicą jest pewnie lekturą wartą uwagi, lecz nie spodziewajcie się za wiele.


Ian Fleming’s James Bond 007 #1
(Dynamite, sierpień 2022)
Scenariusz: Phillip Kennedy Johnson
Rysunki: Marco Finnegan

Dynamite co pewien czas powraca do postaci agenta 007, zwykle zapraszając do pisania jego szpiegowskich przygód uzdolnionych, cenionych scenarzystów, jak np. Warrena Ellisa. Kontynuując ten trend, do serii z 2022 roku zaprosili Phillipa Kennedy’ego Johnsona, nominowanego wcześniej do nagrody Eisnera.

Przyznam, że nie czytałem jeszcze żadnego komiksu o Bondzie, jak również żadnej książki o nim. Słynnego szpiega znam jedynie z filmowych adaptacji, które to obejrzałem wszystkie. Komiks – poprzez swoją posępną treść, sporą dawkę cynizmu, podbicie nieufności wobec MI6, uproszczone, bardzo oldschoolowe momentami rysunki – kojarzył mi się najsilniej z produkcjami Skyfall czy In Her Majesty’s Secret Service, acz częściej niż o pozycjach z Bondem myślałem o The Ipcress File. Nawet jakieś luźne skojarzenie z Danger Manem przewinęło się w mojej głowie, choć jestem całkiem pewien, że autorzy komiksu o Johnie Drake’u nie myśleli w ogóle.

Pierwszy numer zaczyna się – podobnie do filmów – od rozbudowanej sekwencji akcji. Jesteśmy w Moskwie i Bond musi wydostać ze strzeżonej placówki niejakiego Fedora. Misja nie idzie jednak po jego myśli, przeciwnicy 007 wiedzieli o jego przybyciu z wyprzedzeniem, Fedor ginie, Bond ucieka, ale przedtem dowiaduje się, że prawdziwym celem tajemniczej organizacji był on sam. MI6 nie jest zbyt pomocne w rozwiązaniu zagadki, M bardziej niż misją przejmuje się bowiem przełożonymi i politykami, przez co szuka kozła ofiarnego za niepowodzenie zadania. Wszystko to sprawia, że Bond zaczyna na poważnie się zastanawiać czy nie czas już zmienić pracę lub przejść na emeryturę. Wtedy otrzymuje telefon od zaginionej przed laty Gwendolyn Gann, agentki 003, która zaprasza go na spotkanie…

Zeszyt robi świetną robotę zaciekawiając czytelnika intrygą, kreśląc cynicznego Bonda, prezentując zarówno dynamiczne sceny akcji, jak i soczyste dialogi, po drodze rozrzucając kolejne elementy układanki na tym etapie powodujące więcej pytań niż odpowiedzi. Nie tylko dla fanów Bonda, ale i szpiegowskiego komiksu jako takiego jest to pozycja warta uwagi.


Adventurers #5
(Adventure Publications, 1987)
The Halls of Anubis
Scenariusz: Scott Behnke
Rysunki: Kent Burles

Po numerach pełnych akcji piąty zeszyt serii rozpoczyna się serią scen, przedstawiających codzienne życie wszystkich członków drużyny poszukiwaczy przygód, oprócz Nightwing, która gdzieś przepadła. Bladehelm upija się w knajpie, Surtar jest nękany przez osoby, którym jest dłużny pieniądze w wyniku swojego uzależnienia od hazardu, lider Kultu Accurisa otrzymuje od Corona pieniądze, Shadolok jest dręczony wyrzutami sumienia z powodu śmierci Tiriana i trenuje z Dhakabem, którego umysł jest magicznie spętany przez Corona. Argent tymczasem zwiększa swoje zdolności magiczne, jak również swoją pewność siebie.

Jest to całkiem przyjemna sekwencja scen, nie tylko dlatego, że daje chwilę oddechu po bardziej intensywnych numerach, ale też dlatego, że pozwala lepiej poznać wszystkie postaci, oprócz Nightwing, a także czyni dobrą robotę z budowania świata przedstawionego. Behnke unika przy tym popadania w sztampę i jego bohaterowie nigdy nie są całkowicie źli lub dobrzy, wszyscy – za wyjątkiem pragnącego śmierci ludzkości Corona zdaje się – mają swoje wady i zalety.

Druga połowa komiksu to podróż w celu uzyskania trzeciego z tajemniczych kluczy dla Tarrusa Jednookiego. W przeklętym pustkowiu bohaterowie natykają się na Anubisa, który zmusza ich do walki z żywymi trupami, a potem do stawienia czoła własnemu sumieniu.

Sceny akcji są prędko rozpisane. Nie są długie i bazują na zdolnościach i charakterach postaci, jakie do tej pory zdążyliśmy już dobrze poznać, więc są organiczne i zgrane z resztą komiksu. Jedyna większa wada to ilustracje. Wciąż unosi się nad nimi widmo amatorskości ich autora, który ma problemy z fizjonomią postaci oraz proporcjami. Mimo tego Adventurers to wciąż porządny kawał sword & sorcery.


Nexus #2
(Capital Publications, czerwiec 1982)
Scenariusz: Mike Baron
Rysunki: Steve Rude

Drugi numer Nexusa składa się z trzech cząstek. Pierwsza skupia się na jego ataku na Meirda, dyktatora, którego obiecał zabić dla przedstawicieli skorumpowanej korporacji, jaka ma pomóc protagoniście w pozbyciu się dręczących go koszmarów. Większość akcji obserwujemy z perspektywy dyktatora i jego otoczenia. Nadejście Nexusa jest dla nich apokaliptycznym wydarzeniem. Żegnają się z bliskimi, uliczni „prorocy” zapowiadają nadejście końca świata, dominuje wrażenie rezygnacji. Mimo tego decydują się walczyć, co prowadzi do bardzo krótkich, acz soczystych scen akcji. Ostatecznie Nexus postępuje inaczej niż planował, co ściąga na niego gniew korporacji.

Druga cząstka komiksu przedstawia działania członków tejże korporacji w bazie Nexusa na Ylum. Przybyli tam w poprzednim zeszycie i teraz włamują się do biur i siedziby protagonisty w celu wykradzenia źródła jego mocy. Podejrzewają, że czerpie je z urządzenia, jakiego sami poszukują, lecz prawda jest zdecydowanie dziwniejsza.

Ta część przedstawia starcie korporacyjnych najemników z mieszkańcami Ylum. Dzięki temu poznajemy lepiej przesadnie brutalnego Fuerzo oraz dostajemy kolejne sceny z Davem i Gitem. Nie zabraknie również – wciąż rysowanej jako mocno seksownej (pozy, zbliżenie na pośladki) – Sundry Peale. Nie jest ona jednak damą w potrzasku; rusza kontynuować dziennikarskie śledztwo, co kończy się jej spotkaniem z przestępcami.

Sekwencje włamań, podchodów i akcji zostały nieźle przedstawione, nawet jeśli uproszczone i dość skrótowe. Biorąc jednak pod uwagę krótką formę – jedna trzecia całego zeszytu – prezentują się zadowalająco. Warto pochwalić starania twórców przedstawienia pełniejszego obrazu drugoplanowej obsady serii. Znacząco poprawia to odbiór komiksu, gdyż sam Nexus jest nudną postacią. Pewnie dlatego jest on zwykle charakteryzowany i pokazywany z perspektywy innych osób.

W końcu trzecią część komiksu stanowi retrospekcja skupiająca się na ojcu Nexusa i jego przybyciu na Ylum. Theodore Hellpop był generałem, który przejął władzę nad jedną z planet zduszając w niej siłą rebelianckie siły. Pewnego dnia zakochał się w siostrze kapłana lokalnej religii, a potajemnie lidera rebeliantów. Ostatecznie doprowadziło to do kolejnej wojny, kończącej się zgoła nieprzewidzianym rezultatem.

Twórcy ponownie nie odkrywają całej tajemnicy spowijającej bohatera. Choć pokazują zadowalający portret rodziców Nexusa, to okoliczności ich przybycia na Ylum są wciąż niejasne, tak jak niejasne jest pochodzenie bazy, źródła mocy i powodów wysyłania protagonisty na jego misje.

Ogólnie Nexus #2 to kolejna przyzwoita dawka sci-fi z elementami akcji, tajemnicy dotykającej fantasy i budzącej momentami new age’owskie skojarzenia. Jestem naprawdę ciekaw, jak seria rozwinie się w przyszłości.

Jeśli czytacie archiwalne komiksy Nexusa z omnibusów wydanych przez Dark Horse Comics, to niestety nie otrzymujecie pełnego pakunku. Na szczęście w Internecie łatwo znaleźć skany oryginalnych komiksów. Moim zdaniem jest to wielka szkoda, że reprinty pomijają bonusy i inne materiały zawarte w zeszytach serii. Drugi numer posiada bardzo obszerny dział z listami od czytelników. Nie jestem pewien, ale sądzę, że nigdy wcześniej nie widziałem tak rozbudowanej korespondencji w jakimkolwiek komiksie. Ponadto pojawia się informacja, że wydawnictwo sprzedawało w formie kolekcjonerskich grafik przednie i tylne okładki komiksów, a nawet wybrane strony (35, 45 lub 60 dolarów za grafikę). Do numeru dodano również krótki popularno-naukowy artykuł o czarnych dziurach, wyjaśniający zjawisko, jakie wykorzystano w komiksie. Otrzymaliśmy też garść informacji o sposobach podróżowania w komiksowym uniwersum oraz przekrój bazy Nexusa.


Immortal Red Sonja #3-4
(Dynamite, czerwiec-lipiec 2022)
The Magician’s Tower (#3) / The Lady’s Mirror (#4)
Scenariusz: Dan Abnett
Rysunki: Emiliana Pinna (#3), Luca Colandrea (#4)

Immortal Red Sonja jest niespodziewanym połączeniem posępnych – także dzięki przytłumionym kolorom – motywów z arturiańskich legend, nasuwających skojarzenia z filmem The Green Knight oraz komediowymi motywami rodem z buddy cop comedy. Z jednej strony bowiem obserwujemy Sonję zmierzającą poprzez demoniczny, na wpół martwy świat, poszukującą Merlyna i natykającą się na coraz to nowe maszkary, z drugiej jej przeklęta zbroja wciąż wpycha ją w kłopoty, pomija istotne szczegóły, co powoduje liczne słowne potyczki między zaklętym w niej duchem a rudowłosą wojowniczką. Pisane są one z polotem i humorystycznym zacięciem. Sprawiają też, że historia staje się bardziej zajmująca niż gdyby była wyłącznie zbiorem scenek spacerującej Sonji i Sonji walczącej z potworami.

Sceny akcji są rozpisane sprawnie, w większości przedstawione są poprzez duże panele. Nie mają one możliwości zaprezentowania zbyt wielu ruchów, ciosów etc., ale nadają bardziej epicki wymiar starciom, stosowny dla komiksu, jako że diablica z mieczem mierzy się zwykle z kreaturami gargantuicznych rozmiarów.

Czwarty numer teoretycznie nie oferuje niczego nowego, bohaterka dalej poszukuje legendarnych postaci, tym razem Pani Jeziora, lecz z powodu pomyłek i kłótni ze zbroją pakuje się w kłopoty, przez co staje w szranki ze znającą niejeden magiczny trik Panią Luster.

Seria oferuje fabularną ciągłość, która z numeru na numer nie robi się nużąca nie tylko z powodu zmieniania przeciwników rudowłosej heroiny, lecz także jej otoczenia oraz dzięki wykreowaniu silnego wrażenia, że każdy numer zmierza w konkretnym celu, zbliża nas do finału i nigdy nie jest fillerem. Jedynymi minusami są nieco mało dynamiczne kadry i okazjonalne zniekształcenia twarzy postaci w czwartym numerze; Colandrea prezentuje się lepiej gdy ilustruje potwory aniżeli ludzi.


Justice Inc.: Book One – Trust
Justice Inc.: Book Two – Betrayal
(DC Comics, lipiec-sierpień 1989)
Scenariusz: Andrew Helfer
Rysunki: Kule Baker

Po chybionej serii z lat 70., DC powróciło do postaci Avengera w formie rozbudowanej powieści graficznej. Na tyle długiej, że wydanej w dwóch tomach w 1989 roku. Helfer i – w mniejszym stopniu – Baker w drugiej połowie lat 80. tworzyli serię The Shadow, opowiadającą o słynnym pulpowym bohaterze; Avenger też się w niej pojawił, acz w zupełnie innej wersji niż w poprzedniej czy omawianej pozycjach od DC. The Shadow został anulowany z powodu niezbyt wielkiej popularności, a jego twórcom nie pozwolono dokończyć ostatniego story arcu. Zamiast tego przydzielono ich do krótszego niż ongoing projektu, czyli Justice Inc.

Pozycja była przeznaczona dla dorosłych czytelników i zerwała z infantylnością poprzednich. Wizualnie – moim zdaniem – prezentuje się niestety okropnie; nieco eksperymentalne, mocno wykoślawione ilustracje zupełnie mi się nie spodobały, acz spodziewam się, że znajdą swoich fanów. Fabularnie jednak nie mam na co narzekać. Avenger jest tu przedstawiony w kluczu realistycznym i osadzony został w cynicznym, zdradzieckim świecie szpiegostwa bardziej kojarzącym się z The Ipcress File niż z pociesznymi przygodami Jamesa Bonda, nie mówiąc już o infantylnych seriach komiksowych z lat 40. czy 70.

O genezie Richarda Bensona – jak brzmią prawdziwe imię i nazwisko Avengera – dowiadujemy się z serialu kinowego, stworzonego na podstawie jego życia. Bohater ogląda go w 1948 roku, kiedy rozpoczyna się akcja komiksu. Gdy widzi sceny, w których ginie jego rodzina a on sam zostaje ciężko ranny i budzi się ze zdolnością manipulowania wyglądem swojej twarzy ogarnia go wściekłość i gwałtownie opuszcza kino.

Na tym etapie Benson prowadził już organizację Justice, Inc. od kilku lat. Teraz jednak upomina się o niego rząd Stanów Zjednoczonych. Współpracownicy protagonisty zostają przekonani do dołączenia do organizacji szpiegowskiej ISD; pozbawiony większego wyboru Avenger również do niej niebawem dołącza. Tam przechodzi zabieg, podczas którego wszczepione zostaje w jego kręgosłup urządzenie zwiększające jego zdolności modyfikowania wyglądu.

To co następuje później to seria zadań, podczas których Benson traci wiarę w rząd amerykański. Ludzie, których tożsamość jest zmuszony przyjąć popełniają samobójstwa, państwa w których pomaga przejąć kontrolę pro-amerykańskim politykom przemieniają się w dyktatury, radzieccy szpiedzy posiadają podobne zdolności do jego. Ten ostatni fakt sprawia, że Avenger zaczyna podejrzewać, iż jego wypadek i śmierć rodziny nie były przypadkowe, lecz były zaplanowanym działaniem i jego zdolności nie powstały w wyniku szoku i obrażeń, lecz stanowiły rezultat sekretnej operacji rządowej.

Komiks posiada kilka minusów: poza ilustracjami, będących do pewnego stopnia kwestią gustu, czyni bardzo słabą robotę z przedstawienia drugoplanowych postaci, którymi w drugim tomie każe nam się przejmować. Nawet charakter Bensona jest ledwie zarysowany, choć ten zabieg współgra moim zdaniem z poczuciem nieznajomości świata, w jakim się znaleźliśmy; poczuciem, dodam, nader mile widzianym w szpiegowskiej fikcji. To co jednak robi największe wrażenie – oprócz samych intryg – to jak bardzo krytyczny jest ten komiks wobec zagranicznej polityki Stanów Zjednoczonych oraz wobec panującego w strukturach rządowych rasizmu. W 1988 roku wydana została powieść graficzna Alana Moore’a na podobny temat, zatytułowana Brought to Light i Justice Inc. można pod pewnym względem traktować jako jej tematyczną kontynuację, co zresztą zauważyli inni recenzenci.

Słowem podsumowania, moje drugie spotkanie z Avengerem zostawiło odczucia nieporównywalnie lepsze od pierwszego. Gorzki, mroczny komiks stanowi nie tylko opowieść pełną zdrad i niepewności, lecz również krytycznych konstatacji i komentarzy nt. polityki Stanów Zjednoczonych. Czytało mi się go tym lepiej, że po miniserii Danny’ego O’Neilla nie spodziewałem się niczego tak ciekawego.


Niobe: She is Death #4
(Stranger Comics, kwiecień 2020)
Scenariusz: Sebastian A. Jones
Rysunki: Darrell May

Ostatni numer zdecydowanie ogranicza nonszalanckie przeskakiwanie między czasami i miejscami akcji, dzięki czemu jest bardziej koherentny. Niestety pomija też sporo wydarzeń, jakie zdawało się, że zapowiadał – walkę ze Skarlokiem czy kontynuację nauki Niobe – i zamiast tego bohaterka wraz z księżycowym elfem, z którym jeszcze niedawno walczyła i grupą sprzymierzeńców, jakich ledwo poznaliśmy ruszają do więzienia, gdzie przetrzymywane są elfy, w tym córka Thorne’a, z którą Niobe zmierzyła się w The Untamed: A Killing Floor.

Komiks niestety nawiązuje do bardzo licznych wydarzeń z przeszłości; część z nich wprowadza w formie retrospekcji, część omawia poprzez dialogi postaci, sugerujące, że poznamy szczegóły zdarzeń w kolejnych seriach ze świata Asundy. Prowadzi to do poczucia chaosu i skonfundowania czytelnika. Tym bardziej, że Stranger Comics posiada niezrozumiałą niechęć do wydawania tytułów w kolejności chronologicznej. Przez to często odnosimy wrażenie, że zmierzamy w niewiadomym kierunku na oślep.

Czwarty numer kończy się dość nagle: Jones ponownie korzysta z rozwiązania deus ex machina, zostawia otwarte zakończenie i zapowiada powrót postaci z poprzednich serii. Ilustracje są ładne, dialogi w większości ciekawe, klimat zachowany, lecz z powodu towarzyszącego lekturze poczuciu zagubienia ciężko uznać Niobe: She is Death za pozycję udaną. Liczę, że przyszłe tytuły powrócą do lepiej przemyślanych, mniej chętnych pokazywaniu wszystkiego naraz struktur.


He Who Fights with Monsters #1-5
(Ablaze, wrzesień 2021-styczeń 2022)
Scenariusz: Francesco Artibani
Rysunki: Werther Dell’Edera

He Who Fights with Monsters to inspirowana historią o golemie opowieść o Żydach ukrywających się w Pradze podczas drugiej wojny światowej. Komiksy stanowią prymarnie dramat wojenny, ale nie zabraknie tu oczywiście fantastyki, tajemnicy, a nawet grozy. Gdy SS robi kolejne czystki i brutalnie morduje miejscową populację część ludzi formuje ruch oporu – wydaje się, skazany na porażkę – część zdaje się pogodzić ze swoim losem, a część zwraca się ku starym legendom.

Bohaterem miniserii jest Radek Molnar, lekarz pomagający pod przybranym nazwiskiem Kladech ukrywać się Żydom. Jego główną działalnością jest przemycanie żywności i leków. Jeden z jego najstarszych pacjentów na łożu śmierci wyjawia mu tajemnicę golema; mimo że Molnar niezbyt w nią wierzy, decyduje się sprawdzić jej prawdziwość, gdyż w obliczu tragicznej sytuacji w kraju czepia się każdej nadziei na poprawę losu.

Golem pojawia się w pełnej krasie w drugim numerze, a jego przebudzenie zostało zainscenizowane z iście lovecraftowskim zacięciem. Równocześnie z jego odrodzeniem Niemcy kontynuują czystki, co popycha Molnara i jego przyjaciół do wysłania golema do walki.

Nie będę zdradzał za wiele fabuły, gdyż myślę, że komiks jest na tyle interesujący, że warto poznać ją samodzielnie. Powiem tylko, że nie zabraknie tragedii, zdrad i coraz scen przemocy, szczególnie ze strony niemieckiego okupanta. Jak wskazuje tytuł mini, zaczerpnięty z najsłynniejszego bodaj cytatu Friedricha Nietzschego, im brutalniej Radek będzie rozprawiał się z wrogiem tym bardziej będzie zatracał swoje własne człowieczeństwo.

Seria jest bardzo sprawnie napisana, może momentami posuwa akcję nieco zbyt szybko, lecz jest niewątpliwie nastrojowa, gorzka i przekazuje choć odrobinę koszmaru wojny. Rozważania o kondycji człowieka czy środkach walki z przemocą nie prowadzą do nazbyt oryginalnych wniosków i najpewniej nikt z nas nie dozna oświecenia podczas lektury komiksu, lecz nie powinno to nikogo zniechęcić przed sięgnięciem po niego.


Legenderry: A Steampunk Adventure #5
(Dynamite, lipiec 2014)
Big Science
Scenariusz: Bill Willingham
Rysunki: Sergio Fernandez Davila

Numer piąty sponsorują Flash Gordon, Captain Victory, Black Mass, Ming the Merciless, Silver Star, Dr Moreau i Kulan Gath. Oraz – w końcu – Red Sonja.

Tym razem Magna Sparadossa – w towarzystwie Silver Stara – dociera do nowoczesnego miasta, gdzie właśnie kończy swój dziesięcioletni sen Flash Gordon. Kilka scen akcji później, Flash korzysta ze swojej technologii aby odblokować wspomnienia Magny, co zabiera nas do Red Sonji. Złoczyńcy tymczasem przechodzą do następnej fazy swojego planu, dzięki czemu w komiksie pojawia się nowy bad guy o bardziej demonicznej prezencji niż dotychczasowi.

Narzekałem ostatnio, że seria przeobraziła się w zbiór spotkań Magny z przypadkowo napotykanymi pulpowymi herosami, spięty luźną fabułą i steampunkowymi ramami, jakie wizualnie prezentują się naprawdę bardzo dobrze, fabularnie zaś nieco zaczynają zawodzić. Piąty zeszyt dalej utrzymuje takie wrażenie, lecz również pozwala nam odczuć, że wreszcie wykonaliśmy większy krok naprzód. Dotychczas historia była motywowana tajemnicą zniknięcia Red Sonji, więc odkrycie jej zdaje się umieszczać Legenderry na torach prowadzących do finalnego starcia ze złoczyńcami. Sprawia to, że numer czyta się lepiej niż poprzednio, a i pojawiło się we mnie ziarno ciekawości tego, co nastąpi dalej.


Elf Warrior #1
(Adventure Publications, 1987)
Darkos’ Domain
Scenariusz: Elias Stevens
Rysunki: Peter Hsu

Na początku roku 1987 Adventure Publications zaczęło się wzbogacać o nowe tytuły z nadzieją zdobycia niemałej popularności na komiksowym rynku. Zakładam, że pewnie niewielu z Was o wydawanych przez nich komiksach słyszało, co poświadcza, że ich plany nie zakończyły się sukcesem. W marcu tegoż roku wyruszyli z dwoma nowymi seriami: prequelo-spin offem Adventurers zatytułowanym Ninja Elite oraz zupełnie nową propozycją Elf Warrior. Druga z serii powstała z idei Petera Hsu, dość popularnego ówcześnie ilustratora, który zapragnął malowania umierających na różne nieprzyjemne sposoby elfów. Na tym się nie zatrzymano i niebawem do katalogu wydawnictwa dodano kolejne pozycje, w tym bazujące na filmach i serialach, jak Alien Nation, Planet of the Apes czy Re-Animator. Na łamach Kinomisji wszystkiego sprawdzać nie będę, ale postaram się zerknąć przynajmniej na Re-Animatora, tym bardziej, że Herbert West odwiedził już nas za sprawą komiksów od Dynamite. Ale wpierw zerknijmy na pierwszy numer elfiego wojownika.

Z prologu – dodanego do reprintu Adventurers #1 – dowiadujemy się, że potężny, mroczny demon o wielce oryginalnym imieniu Darkos przebudził się i pierwsze, co zrobił to wysłał swoją hordę aby podbić świat. Przeciw niemu do walki stanęli ludzie pod dowództwem księcia Ironhawka. Ten zwrócił się o pomoc do Greyoaka, lidera elfów, lecz te – pamiętając okrucieństwa ludzi – odmówiły. Dowódca Leśnej Gwardii, Stormcrest, uznał jednak, że jeśli ludzie przegrają walkę, wtedy Darkos zaatakuje także elfy. Aby temu zapobiec zebrał swoich ludzi i wyruszył do Wieży Ostrzy, gdzie ma znajdować się źródło mocy Darkosa. Pierwszy numer Elf Warrior zaczyna się w momencie przybycia do wieży.

Fabularnie zeszyt jest ekstremalnie nieskomplikowany. Ot, grupa elfów kluczy po komnatach wieży i styka się z coraz to nowymi zagrożeniami, każdym kolejnym bardziej potwornym od poprzedniego. Historia jest pretekstem do rysowania wyglądających jak dzieci elfów mordujących bądź mordowanych co kilka kadrów. Jedne elfy zostają zmiażdżone, inne zjedzone żywcem, kilka rozpuszcza się w kwasie… Można odnieść wrażenie, że Hsu za leśnymi ludkami nie przepadał – a może nawet i za dziećmi, bo nie wiem jak inaczej wyjaśnić wybór ich wyglądu – i postanowił fundować im możliwie najgorsze losy. Domyślam się, że ostatecznie dobro zwycięży i Stormcrest pokona Darkosa, ale jeśli jego towarzysze będą ginąć w takim tempie, jak w pierwszym zeszycie, to chyba będzie ostatnim elfem na planecie kiedy tego dokona.

Graficznie komiks prezentuje się całkiem dobrze. Jest czarno-biały i choć wizualnie jest mało oryginalny, zgony są odpowiednio sugestywne, a potwory, szczególnie ostatni z nich, prezentują się zacnie. I na tym nie koniec, bo tak jak w Adventurers wprowadzono drugi komiks po głównym (Crimson Letters), tak też i tutaj mamy drugi komiks z własną zamkniętą opowieścią, jest nim:

Kwar the Black Menace
Scenariusz i rysunki: Lhierny Labrosse

Jest to bardzo krótka opowiastka, w której załoga czarnego zeppelina porywa kobiety z wiosek. Umięśniony, długowłosy, wyposażony w katanę i one-linery mężczyzna włamuje się na jego pokład (oczywiście w powietrzu) i we współpracy z jedną z uwięzionych kobiet rozprawia się z porywaczami. Nic ciekawego to nie jest, acz jako krótka i nieźle narysowana nowela nie budzi negatywnych odczuć. Nie jestem pewien czy twórcy próbują zaciekawić czytelników Kwarem i zmobilizować ich aby prosili o więcej czy po prostu stworzyli niezobowiązującą historię aby uzupełnić komiks.


Red Sonja: Red Sitha #4
(Dynamite, sierpień 2022)
Scenariusz: Mirka Andolfo, Luca Blengino
Rysunki: Valentina Pinti

Czwarty i ostatni numer miniserii stanowi spore rozczarowanie. Czytając go odnosi się wrażenie, że twórcy oryginalnie zaplanowali historię na więcej niż cztery zeszyty i wydawnictwo znienacka kazało im skończyć ją szybciej niż zamierzano. Akcja w komiksie pędzi na łeb na szyję. Dramatyczne zgony i rewelacje nie mają przez to szans wywrzeć jakiegokolwiek wrażenia, więc tym razem starano się postawić większy nacisk na stronę komediową komiksu, co sprawia, że ostatnie spotkanie z Czerwoną Sithą również nastrojem odstaje od poprzednich zeszytów. Pojawiają się tu ponadto nawiązania do serii Red Sonja autorstwa Mirki Andolfo, gdzie Sitha debiutowała. Dotyczą one finalnego bad guya serii.

Ogólnie Red Sonja: Red Sitha czytało mi się z dużą przyjemnością. Choć nieco za bardzo zbliżono charakter Sithy do charakteru Sonji, to wyrosła ona na interesującą bohaterkę posiadającą własne siły i własne słabości. Ostatni numer pozostawia jednak spory niesmak. Mam nadzieję, że Dynamite wróci do postaci w lepiej przemyślanej formie, gdyż posiada ona spory potencjał. Poza tym jest pierwszą oryginalną bohaterką wydawnictwa w hyboryjskim świecie, więc szkoda byłoby ją porzucić choćby tylko z tego powodu.


Magnus Robot Fighter #12
(Gold Key, listopad 1965)
The Volcano Makers
Scenariusz i rysunki: Russ Manning

Uwaga! Szalony naukowiec tworzy wulkany. Mimo wybuchowego pomysłu na złoczyńcę, ten numer jest zdecydowanie spokojniejszy od poprzednich. Akcji jest tu bardzo mało, a Magnus rozwiązuje problemy dzięki naukowym solucjom. Co liczę bardzo in plus, rozwiązanie siłowe nie zawsze musi być przecież najlepsze, a zaprezentowanie tego faktu w amerykańskim komiksie (około)superbohaterskim nie jest czymś, co widzimy zbyt często. Na deser twórcy dodają kolejną nowelkę z kosmitami i porcję fragmentów listów; niestety nic ciekawego w nich nie wyczytałem.

Army of Darkness #10
(Dynamite, wrzesień 2006)
Ash Vs. Dracula, Part 3
Scenariusz: James Kuhoric
Rysunki: Kevin Sharpe

Dracula przejmuje kontrolę nad światem, Ash podróżuje w czasie, wilkołakom śmierdzi z paszczy. Fajna, zabawna kontynuacja serii, ale wciąż nie stanowi niczego, co mógłbym szczególnie polecić.


Miłośnik kina azjatyckiego, kina akcji i kosmicznych wojaży na statku gwiezdnym Enterprise. Kiedyś studiował filologię polską, a potem został obywatelem NSK Państwa w Czasie. Publikował w Kulturze Liberalnej, Torii, Dwutygodniku Kulturalnym i innych.

Bądź pierwszy, który skomentuje ten wpis

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany.


*